Pomysł Haklang może i nie był zły, ale miał jedną zasadniczą wadę. Stary mag nie wziął pod uwagę, że w domenie Gety osiedlili się już jacyś inni znachorzy.
- Trudno - pomyślał, żałując, że nie zarobi paru groszy i nie pomoże drużynie. Najważniejsze jednak, że zdobyli istotne informacje. Haklanga troszkę niepokoiło, że Geta nie przekazał im tych faktów przed wyruszeniem. Nie było możliwości, aby nie wiedział o dymiącej górze i plotkach, jakie na jej temat krążą. Może to jednak były ich wina, że nie zadali więcej pytań. A może Geta nie chciał mówić o pogłoskach, a przekazał im tylko same fakty.
Jaka by nie była prawda, starzec zaczął się poważnie martwić.
Droga była przyjemna i gdyby nie ten piekielny wiatr, to pewnie jeszcze tego samego dnia dotarliby do celu. Pył i kurz który wraz z wiatrem chłostał ich twarze sprawiał, że poruszali się zdecydowanie wolniej.
Siedząc na wozie Haklang otulił twarz płaszczem i przepatrywał okolicę.
Gdy w pewnym momencie zatrzymali się, mag wiedział, że mają poważne kłopoty. Żwarec był ohydny i budził prawdziwą grozę. Zanim mag zdołał cokolwiek powiedzieć, część drużyny ruszyła do ataku.
- Albo ci ludzie kochają walkę, albo uwielbiają kłopoty. - pomyślał.
Zgadzał się z Rögnvaldrem, że powinni się ostrożnie wycofać i zostawić bestię w spokoju. Może udałoby się uniknąć ryzykownej walki. Na domiar złego gdzieś w oddali słychać było nawoływania innych mutantów Nocy Ognia.
Haklang chwycił mocno kij i zszedł z wozu, stając tuż przy jego tylnej burcie.
- Zostań na wozie - powiedział starzec do swego ucznia.
Asvald popatrzył na swego mistrza i tylko kiwnął głową. Stary mag odwrócił się, by przepatrywać okolicę. Nie zauważył tego, co robi jego uczeń i było już za późno, by go powstrzymać.
Asvald
- Zostań na wozie - powiedział Haklang.
Nie dodał nic więcej, ale ja wiedziałem, co ma na myśli. Zostań, bo się tutaj do niczego nie przydasz. Lubię mojego mistrza, bo ma dużą wiedzę i doświadczenie i wiele się od niego nauczyłem, ale czasami traktuje mnie jak ostatnią sierotę, która nic nie potrafi. A przecież sam mi mówi, że jestem zdolny i mam talent do magii. Dlaczego, więc traktuje mnie, jak taką niedojdę.
Nawoływania, które usłyszałem z tyłu sprawiły, że w momencie wiedziałem co mam robi i jak mogę udowodnić, że jednak do czegoś mogę się przydać.
Zamknąłem oczy i przywołałem w myślach formułę inkantacji. Słowa mówiłem cicho, tak by Haklang ich nie usłyszał i nie próbował mnie powstrzymać. Gdy zbliżałem się do końca formuły zamknąłem oczy, by móc lepiej się skupić na przeniknięciu Osnowy i wyszukaniu tego, co potrzebowałem. Haklang często spoglądanie w przyszłość nazywał szukanie zaginionego. Było w tym wiele racji, gdyż próba ujrzenia przyszłych wydarzeń przypominała próbę odszukania rzeczy, którą położyło się gdzieś, ale zapomniało gdzie dokładnie. I tak właśnie było w tym momencie. Wiedziałem czego szukam, ale odszukanie tej informacji nie było takie proste. Chciałem się dowiedzieć ile jest bestii w pobliżu i czy zbliżają się w naszą stronę.
Czułem, jak moje oczy płoną mocą, która przeze mnie przechodziła w tym momencie. Było to uczucie bardzo przyjemne, ale jednocześnie bardzo niebezpieczne. Haklang ostrzegał, że każde przeniknięcie przez Osnowę jest równoznaczne z otrzymaniem Skazy. Taka była cena za korzystanie z mocy.
Nie bałem się jednak. Wiedziałem, że muszę wspomóc moich kompanów.