Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2012, 08:56   #15
Misha
 
Misha's Avatar
 
Reputacja: 1 Misha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputacjęMisha ma wspaniałą reputację
Słońce, chyba największe przekleństwo jakim ten świat został pokarany. Oczywiście, byli jeszcze, złodzieje, mordercy i obłudnicy wszelkiej maści, ale jak marnym zagrożeniem byli przy tym parszywym skwarze to tylko oni sami mogli wiedzieć. Ludzie przewijali się daleko pod bosymi stopami uskrzydlonej postaci. Stolica iście krulewskie miasto, aż ocieka pełnością wszelkich dóbr i przepychem. Idealne miejsce by umrzeć z przejedzenia. Dowodzili tego handlarze, których niezgrabne palce noszące jeszcze śladdy sowicie zastawionych stołów, przeliczały skrupulatnie każdy zarobiony grosz. Spokojne wiatry wiejące na granicy chmur poruszały fioletowymi kosmykami krótkich włosów, i ciemną tunikę. Pozytywka stanęła na zimnych marmurowych kaflach pałacowego dziedzińca, i niemalże w tej samej chwili pożałowała swojej decyzji unosząc się o kilkanaście centymetrów nad brudną posadzkę. Niewysoki chłopak poprowadził ją do domu króla, wciąż rzucając ukradkowe spojrzenia na poruszające się miarowo skrzydła. Zamkowe błyskotki i niezwykle bogato zdobione balustrady, wręcz prosiły się o dokonanie niewielkiej, lub całkiem dużej kradzieży. Złote wazy, figóry z brązu, kryształowe lustra i kotry z najdroższych sukien. Fioletowe oczy błyszczały w nagłym zachwycie, przyćmionym po chwili, doskonale wyćwiczonym uśmiechem, niewiniątka. Obszerna sala w której przyjęto ją i inne istoty przytłaczała, połyskliwymi marmurami, i delikatnym światłem dobywanym przez przeszklone okna. A może to był kryształ? Pozytywka siedziała na oparciu jednego z krzeseł powoli machając nogami. Jedna para skrzydeł, uniesiona ku górze, by ukazać siłę, druga jedynie lekko rozchylona. Wystarczył by lekki ruch opalizujących ,,szkiełek” i już wisiałaby kilkanaście metrów nad ziemią. Stare nawyki najlepiej sprawdzały się w terenie o którym nic nie wiesz…

Po nad wyraz krótkiej audiencji wyrzucono ich za drzwi, a konkretniej zdobioną metalowymi kwiatami bramę. Pozytywka uśmiechnęła się lekko, nieświadomie unosząc dłoń do swoich włosów. Czerwone kwiaty nie większe niż srebrnik, oplatały jej skronie w żywym wianku. Niektóre płatki opadały na ziemię a na ich miejsce natychmiast pojawiały się nowe, o jeszcze słodszej woni. Kilkoro dzieci schowanych za beczkami większymi od nich samych pokazywało sobie nawzajem, coraz to dziwniejsze świetlne refleksy zmieniające się w rytm ruch dwóch par skrzydeł. Drobne łonie przystawione do piegowatych czół pacholąt niewiele pomagały w ochronie przed słońcem. Przez co nowa atrakcja szybko straciła większość publiki. Dziewczyna zawisła pół metra nad ziemią obserwując twarze tych z którymi miała wykonać powierzone zadanie. Widząc jak rozchodzą się w głąb targu, załopotała skrzydłami unosząc się jeszcze wyżej, musiała kupić parę rzeczy, a pieniądze króla z pewnością się do tego przydadzą. Starzec znów przeklinał, ostrząc kolejną siekierę. W czasach wojny przez jego ręce przechodziły dzieła największych mistrzów kowalstwa. Bron znad mórz czy wrzosowisk nie miała przed jego wprawnymi dłońmi najmniejszych tajemnic. A teraz, na co mu przyszło?! Metal zadźwięczał cicho lądując na stercie innych adresatów niecichnących złorzeczeń. Mężczyzna przysiadł na niewielkim brzozowym klocku, nabijając fajkę podrzędnym gatunkiem ziela z Zielonych Równin. Któż by podejrzewał, że niegdysiejszą świetność miast pogranicza przyćmi kurz minionego czasu. Ogniste cienie zatańczyły wesoło na glinianych ścianach pracowni, przykuwając uwagę rozlicznych przechodniów. Wyglądało na to iż było to jedyne co interesowało potencjalnych kupców przechodzących przy warsztacie starego Bella. A on tak dawno temu poświęcił wszystko dla swojej pracy, żonę, dwie śliczne córeczki, gospodę, którą jak na złość, zarządzał człowiek który jeszcze za świetnych lat przyprawiał mu rogi, ale przede wszystkim brakowało mu psa. Kochał ten zaśliniony psi pysk, jedyna kobieta jaka go nie zdradzała. Bell zaśmiał się do swoich wspomnień i odrzucił wypaloną fajkę, która potoczyła się po klepisku rozsypując zwęglone listki. Później sprzątnie, chyba, że nie będzie miał ochoty, albo zapomni. Wszak każda wymówka była dobra. Tego dnia jednak coś się zmieniło, palce noszące pamiątki po wielu rozgrzanych ostrzach, znów zacisnęły się na piękne broni. Jego zadaniem było jedynie naostrzenie i ewentualne wyczyszczenie klingi. Mimo tak marnej roli w historii przedmiotu który przełamał długoletnią rutynę, krągła twarz z gęstą ciemną brodą promieniała nadzwyczajną dumą. To właśnie jego wybrała niespotykana istota by opiekował się skarbem podczas jej wizyty na targu. Nie zamierzał wnikać w to po co komuś tak drobnemu broń która, do najlżejszych ani do najkrótszych nie należała. Ciekawym było tylko to czy smukłe ramiona miały wystarczająco dużo siły by się nią posługiwać, ale gdy otworzył usta dziewczyny już nie było, zamkną je więc i pośpiesznie zabrał się do pracy, rzucając w kont czekające na ostrzenie noże kuchenne. Po godzinie zabrano mu broń a na grubej ladzie został tylko krwisto czerwony kwiat.

Pozytywka wylądowała na szczycie strażnicy stojącej przy bramie, będzie tu czekać na swoich towarzyszy, w między czasie zrzucając na głowy przechodniów kolorowe drewniane kulki, które w niemałej ilości zakupiła podczas swojej wycieczki.
 
Misha jest offline