Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2012, 14:40   #97
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
-Ciekawe, ciekawe... - smok zachował się jak nauczyciel akademicki któremu student przedstawił nową teorie, a ten ma dobry stosunek do uczniów. - Chyba mam nawet rozwiązanie tej zagadki. Ceridwen stracili nieśmiertelność, ale nie siłę. Zgadnij kto zyskał ich nieśmiertelność, a co za tym idzie... Stracił część wolności?
- Chcesz mi powiedzieć, że Israel jest nieśmiertelny? - jęknęła Brigid rozdzierająco. - W sumie, by pasowało. A tak chciałam wsadzić mu kosę pod żebra! No to kurwa pozamiatane. Myślisz, że on wie?
-Musi wiedzieć. Co innego wiedzieć, co innego akceptować. Izrael tego nie akceptuje. Wie ale nie wierzy. Strata części woli byłaby dlań wielkim ciosem. On naprawdę wierzy w to co mówi.
- Może byłoby mi go żal... gdyby nie był takim sukinsynem - żachnęła się Brigid. Z otworu w pergaminie buchał żar pustyni i buchał żar smoka. Zrobiło jej się cieplej i jakby raźniej. - Do zobaczenia, Fafnirze. Jak się wyrżnę zębami o jakąś pasjonującą zagadkę, odwiedzę cię znowu.
Kropla wywabiacza padła na pergamin i przejście znikło. Drwal przyglądał się temu wszystkiemu ze smutkiem, wszak to ona była ich przywódczynią, ich mózgiem... a teraz... Kristberg sam też nie wiedział co zrobić, plan przemknięcia się do miasta spalił na panewce już na samym początku. Ale któż mógł przecwidzieć że miasto ma tylko jedne wejście i brak kanałów? Kristberg w panującym tu wiecznie nie zauważył, że jego Cień zniknął.
- Ja nie wiem co moglibyśmy zrobić. Moja magia... nawaliła. Wszystko zniknęło... Zabrał mi wszystko. - Żaliła się malarka. Lorraine buja się jedynie opatulając się swoim płaszczem. W ręku trzyma szklankę ciemnego płynu. Gorzka i do tego jeszcze zimna czekolada. Zupełnie bez wyrazu, być może nawet ona pogorszyła jej humor bardziej niż zajścia pod bramą. Obok na talerzyku leżało ciasto - w barwie wyblakłe, bez zapachu. Gdyby ktoś go spróbował poczułby w ustach suchy piasek o bezsmaku papieru toaletowego. Wampir odwrócił się do nich z tryumfem na twarzy, na odchodne wykrzykując.
-Kontynuujemy czy będziecie łaskawi iść sobie stąd? - Krzyknął w eter.
Wtedy odezwały się duchy z lampy drwala. Lecz nie słowem, zapachem, dźwiękiem czy obrazem. Tylko uczuciem. Poczuł na moment rozpacz miasta. Ból ludzi, cierpienie, obłęd... Potem to zniknęło. Miał przed oczyma smutny wyraz twarzy wytwórcy lamp. Ugościł ich, opowiedział. Było mu źle.
-Twój pan miał trzydzieści lat, a zbawił świat. Ty postaraj się zrobić coś mniejszego.
Rzekł jeden z duchów. Lecz w jego tonie głosu, a ponad wszystko w intencjach które czuł drwal nie było chęci manipulacji.
-Ale nie zbawiał za pomocą topora.- odgryzł się drwal, zaciskając dłonie na toporze.
- Ja muszę odpocząć. Przepraszam, ale teraz do niczego się wam nie przydam. Wyssał ze mnie wszystko... Muszę zaczerpnąć trochę życia.
Kristberg kiwnął głową na potwierdzenie. Powinni się trójką oddalić, nabrać sił a potem... Drwal zamierzał się poświęcić i zaatakować, by wyrąbać dwójce towarzyszących mu kobiet i Onezymowi przy okazji, drogę do miasta. Był wszak przecież uzbrojonym w topór mężczyzną, tak powinien postąpić. Ale najpierw obie potrzebowały odpoczynku i czasu na poukładanie myśli.
[i]- Spadajmyp/i] - mruknęła Brigid cicho. - Nie ma co sterczeć po próżnicy. Kristberg, postaw nam tu jakieś oczko, może tego twojego Belzebuba, żeby obserwował bramę. Chodźmy w las. Spróbuję rozpalić ogień... Onezym, znasz jakieś piosenki? Zaśpiewaj Lorze. Przy ognisku i na popasie zawsze się śpiewa. Tylko nie protestsongi rewolucyjne o wieszaniu i zatapianiu noża w brudnym ciele władców miasta, proszę cię bardzo... Ja zacznę, żeby ci wstyd nie było.
Podsadziła Lorę na konia, malarka faktycznie nie wyglądała na kogoś w formie. Brigid w formie również nie była, ale postanowiła, że tym razem, dla dobra mimo wszystko wspólnej sprawy, może trochę poudawać. Jej głos, gdy śpiewała, był miękki i miły dla ucha, nawet ładny całkiem. Wrażenie zepsuł fakt, że nucąc pierwsze wersy, nim odwróciła się plecami do miasta, pokazała wampirowi wysunięty obelżywie palec.



„I wish I were on yonder hill
'Tis there I'd sit and cry my fill
And every tear would turn a mill



I wish I sat on my true love's knee
Many a fond story he told to me
He told me things that ne'er shall be



His hair was black, his eye was blue
His arm was strong, his word was true
I wish in my heart I was with you”




Jej nowy plan był taki, że poczekają, naładują akumulatorki, a potem przyczają się bez koni przy bramie i poczekają, aż ktoś będzie przejeżdżał, by osłonięci cieniem wślizgnąć się do środka, Na bitki nie miała nawet cienia ochoty.
Kristberg nie mógł spełnić polecenia Brigit. Cień pognał nie wiadomo gdzie, a drwal nie sądził by któryś świetlik z lampy zgodziłby się na takie szpiegowanie. Nie chciał też żadnego z nich narażać na atak wampira.
- Idziemy, idziemy... jak się nie da, to się nie da. Sama przyjdę poszpiegować jak coś - wyszeptała cichutko.
Lora słyszała coś niewyraźnie, ale wyczuła, że to na pewno nic dobrego. Doceniała starania Brygid, ale nawet gdyby chciała, nie potrafiła w sobie zbudować nic. Faktycznie, trzeba było się dać naładować. Czuła się jednak całkowicie zależna, jak zawsze, poczuła że nie chce tracić tego co daje jej wolność i wyjątkowość. Jak się nie ma nic, jest się tylko ciężarem.
- Przepraszam. Zawiodłam was.
- Eeee taaaam - Brigid machnęła lekceważąco ręką. Nawet się nie obejrzała. Ona w sumie miała najwięcej powodów do darcia szat, połączonego ze składaniem samokrytyki. Tylko że jakoś jej się nie chciało, bo nie chciało jej się wszystkiego. - Onezym, co ja mówiłam o śpiewaniu?
Onenzym nie chciał się za bardzo przyłączyć do śpiewów. W umyśle tego radosnego człowieka zagościł smutek. Mniszka swoim porwaniem do pieczarek zabrała mu część wiary. Znajdowali się w lesie, na uboczu drogi, kwadrans drogi od bramy miejskiej. Lecz wciąż targały serce malarki złe przeczucia. Zrobiło się niedobrze, zakreśliło w głowie by po chwili te uczucie udzieliło się każdemu. Cień wrócił do drwala. Wyglądał na dość zmęczonego.
”Można dostać się tylko przez główną bramę. W mieście będzie piękna rzeź, flaki będą latać na wszystkie strony. Monarchia wie o rychłym ataku. Mobilizują się. Ludzie płaczą. Piękny jest ich płacz i krzywda. Selene zniknęła, Nyks jest wściekła.” – zakończył cień jakby autentycznie radując się z wyniku swych obserwacji.
Nie zauważyli w jakiej chwili pojawił się przed nimi sam Ceridwen. Towarzyszył mu rój owadów unoszący się za plecami na kształt parodii skrzydeł. Pachniało odeń piżmem i fermentującymi owocami. Zaśmiał się rzeżącym głosem pękającego, spróchniałego drewna – drwal doskonale znał ten dźwięk kiedy wycinali chore drzewa.
-Doskonale! Doskonale! Doskonale! Wypowiedziano me imię! Więc... Zrobiliście to o co poprosiłam? Byłbym bardzo nieraz... Izrael wyrusza na miasto!
I wybuchnął śmiechem po raz kolejni, a oni byli pewni, że dłuższej pogawędki z obrzydliwcem ich żółtaki nie wytrzymają.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 15-09-2012 o 16:04.
Johan Watherman jest offline