Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2012, 17:23   #7
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Damaza ruszył raźnym krokiem, prowadząc towarzyszkę ku najbliższemu mostowi. Ciekawski wzrok strażnika wwiercał się w ich plecy, ale od gapienia jeszcze nikomu, nigdy, nic nie ubyło. Most był trochę dziwny, bo zaskakująco szeroki, a po środu jakby rozcięty i przytwierdzony czterema łańcuchami do słupów na obu brzegach. Półelf zaraz wytłumaczył, że to dlatego, że most jest zwodzony, niby w zamkach. Łańcuchy unoszą obie jego połowy, a co większe barki mogą spokojnie przepłynąć środkiem rzeki. Kolejny mostek, po którym Francesca dotarła na wyspę, był łukowaty i dlatego pod nim przepływało się bez problemu. Ale po tym wozy jeżdżą w te i we wte, to by się na ostrych łukach osie połamały. A tak trochę pomyślunku i problem rozwiązany.
Wraz z Damazą, de Riue minęła szereg domostw, przecięła trakt Wiecznego Ognia (jedną z dwóch głównych ulic Novigradu) i ponownie tego dnia znalazła się w Czerwonej Dzielnicy. Pomyślałby kto, że od tych wszystkich czerwonych lampek, które miejskie władze kazały palić nad wszystkimi lombardami, burdelami i domami nieludzi, to w nocy w dzielnicy będzie jasno jak w dzień. Ale gdzie! Jasno to było na głównych ulicach, gdzie paliły się solidne lampy, na Starym i Nowym mieście, gdzie bogatszych mieszkańców bez trudu było stać na solidne pochodnie oświetlające uliczki. Ale w biednej Czerwonej Dzielnicy błyszczały jedynie małe lampki, których czerwone światło było dość... upiorne. No i gdyby nie rewelacyjny, wampirzy wzrok to przy takim oświetleniu Francesca pewnie nie raz wdepnęłaby w nieczystości zalegające na błotnistych uliczkach.
Po drodze mężczyzna wypytywał, co Lisek robiła w trakcie ich rozłąki, ale doskonale wiedziała, że Damaza jej nie słuchał. Mogłaby mu prawić fantazje, o ujeżdżaniu jednorożców, a półelf tylko kiwałby głową. Zawsze taki był, gdy przemykał ulicami - oczy dookoła głowy, uszy skupione na odgłosach odległych kroków. Szczególnie w Czerwonej Dzielnicy, gdzie z pogrążonych w mroku zaułków błyskały wrogo oczy... a może i stal. Nikt jednak nie odważył się ich napaść, możliwe że towarzysz Francescy wciąż liczył się w złodziejskiej gildii.
Szybki spacer skończył się na placu, mieszczącym w dzień Szary Bazar. Tam Damaza zaciągnął de Riue w zaułek i poprowadził ją aż do samego końca, gdzie znajdowały się drzwi do jednego z drewnianych budynków. Z rękawa swych łachmanów wyjął klucz, przekręcił go w zamku, który na pierwszy rzut oka Francesca oceniła na bardzo solidny, i szarmanckim gestem zaprosił kobietę do ciemnego wnętrza. A przynajmniej ciemnego dla ludzkich oczu, bo ona dokładnie widziała wąski korytarzyk z drzwiami do piwnicy, schodami prowadzącymi na górę i kończący się w dużej sali.
-Pani pozwoli - zachęcił do wejścia.
- A więc to tu na codzień ukrywa się sławny Damaza... - Francesca ostrożnie przekroczyła próg.
-Jak byłym sławny, to ukrywałbym się na szubienicy w Wisiołkach - zażartował w odpowiedzi. -A to dobre mieszkanie. Wyjdziesz z rana, przejdziesz dwadzieścia jardów i już znikasz w tłumie na bazarze. No chyba, że to środa. Za cholery nie da się zniknąć w tłumie niziołków - czemu akurat w środy bazar miał być pełen małego ludu, pozostało jednak tajemnicą.

Gospodarz zaprowadził de Riue do schodów i na piętro, gdzie zajmował jeden z trzech pokoi. Złodziejska siedziba umeblowana była skromie, bo jedynie w łóżko, solidny kufer, ławkę pod jedną ścianą i stolik, za to dodatków nie powstydziłby się kupiec. Podłogę przykrywał mały, ale za to bardzo gustowny i gruby dywan, pod gołymi ścianami stały dwa małe obrazy, z których jeden był frywolnym aktem, na stoliku leżały równo ułożone srebrne sztućce przy porcelanowym talerzu i złotym pucharze. Nie wspominając już o tym, co półelf z pewnością gdzieś tu ukrywał.
-Pokój ciasny, ale własny - Damaza przywitał Francescę w swoich progach.
- Całkiem miły - rozejrzała się, jej kąciki ust drgnęły kiedy zobaczyła obraz pod ścianą. - to w końcu mi powiesz? - Lisek zbliżyła się do niego, lecz zachowała lekki dystans.
-Kocham cię - wypalił momentalnie, z kamienną twarzą. -To chciałaś usłyszeć, tak? - upewnił się, a kąciki ust prawie mu nie drgały. Wampirka zmrużyła drapieżnie oczy.
-Nie przyszłam tu żartować - westchnęła.
Usłyszawszy to półelf spojrzał w kierunku łóżka i mruknął pod nosem- a ja nawet wina tutaj nie mam. - Żart zdawał się go nie opuszczać. Może było to spowodowane spotkaniem z Francescą? Kobieta najwyraźniej nie była z tego powodu zadowolona. Chciała się już wszystkiego dowiedzieć, a dopiero potem zająć się przyjemnościami. Najwyraźniej półelf w tym momencie nie miał takich priorytetów.
-Ciągle czekam na szczegóły. Chyba , że wcale nie zależy ci na tym sygnecie to mogę już iść - kobieta zastosowała swoją starą sztuczkę i ruszyła w stronę drzwi.
-No dobrze, dobrze - rzucił ugodowo złodziej, aby zatrzymać Liska. -Co chcesz wiedzieć?- tylko czekała na jego reakcję i natychmiast się odwróciła.
- Chciałam się na coś przydać... no wiesz jak w starych dobrych czasach. Teraz zaintrygowało mnie, po ci stempel portowy? - obeszła dookoła niego.
-Zwykła fucha, chociaż nieźle płatna - odpowiedział fachowo. -Jest klient, który nieźle zapłaci za stempel, który mógłby przyłożyć do fałszywych papierów przewozowych. No to znalazłem urzędasa, wyśledziłem gdzie będzie go najłatwiej oskubać, a resztę historii znasz - de Riue liczyła na coś znacznie ciekawszego.
-Czyli nie przydam się? - spytała dość zawiedzionym głosem. Prawdę powiedziawszy liczyła, że będzie miała jakieś ciekawe zajęcie.
-Hmm...- zamyślił się.-To zależy, czy oprócz spodni masz te swoje dziwkarskie ciuszki - w oczach półelfa dało się dostrzec chytry błysk.
- Dziwkarskie? Litości, przecież wiesz, że lubię swoje ciało i lubię je też eksponować. Po co ukrywać piękno? - zaśmiała się.
-Och, daj spokój. Jak ty się ubierzesz, to potem połowa miasta ma przez ciebie mokre sny - mężczyzna również się zaśmiał. -To masz coś takiego, czy nie?
-Mam - odpowiedziała krótko, uznając to za oczywistość.
-No to w takim razie byłaby i dla ciebie robota - oznajmił. -Jest w mieście od niedawna nowy burdel, Srebrna Lilia. Gildia chciała, jak zwykle w takich sytuacjach, zaoferować właścicielowi... ochronę - półelf szukał przez chwilę odpowiedniego słowa.-Ale właścicielka odmówiła i wysłannik gildii odszedł z kwitkiem. Chcieliśmy być mili, no bo to w końcu kobieta, toteż wysłaliśmy drugiego posłańca, a ta suka wypieprzyła go na zbity ryj. A od tamtego czasu najęła sobie dwóch karków i bacznie patrzy na klientelę. Żaden z naszych zwyczajowych wysłanników nie wejdzie, jeśli chce zachować zęby. Ale nową pracownicę, pewnie by babsko przyjęło. Gildia ci zapłaci, jeśli dostaniesz się do właścicielki i przemówisz jej do rozumu - zapewnił.

De Riue zamyśliła się. Zawsze czuła sie ograniczona pracując dla kogoś. Jednak chcąc dostać jakoś większą i bardziej ciekawą sprawę musiała na początku zadowolić się ochłapami i zaskarbić ich wdzięczność. Miała nadzieje, że Damaza od razu załatwi jej coś poważniejszego, ale najwyraźniej jego znaczenie zdążyło już osłabnąć. Może czas najwyższy poszukać innego przyjaciela? Póki co nie nacieszyła się jeszcze tym starym.
-Zgoda - a w jej głosie wyczuć można był bardziej obojętność niż zachwyt nowym zadaniem.
-Nie dąsaj się. To dobrze płatna robota, a kto lepiej namiesza właścicielce we łbie, niż ty?
-Ty? - uśmiechnęła się szczerze.
-Daj spokój, ja mam najwyżej trochę uroku, a ty te swoje niestworzone moce - machnął ręką.
-Trzeba czasem czegoś więcej niż zdolności, chociażby dar przekonywania, którego masz pod dostatkiem.
-Dar przekonywania? - zdziwił się. -Przecież wciąż cię nie przekonałem, byś oddała sygnet - zauważył.
- Widocznie musisz się bardziej postarać - zagryzła wargę i wzruszyła ramionami.
-Przecież złote góry ci oferuję - obruszył się Damaza.- Czego jeszcze chcesz? Komplementów? No dobrze, masz przepiękne włosy.
-Złote góry? - spytała krytycznie - Zgodziłam się, bo chciałam się czymś na razie zająć. Zresztą ostatnio znudziła mi się samotność, a w Novigradzie zostałeś mi tylko ty ze starych znajomych. Widzę, że sporo się zmieniło po naszym ostatnim spotkaniu.
-Co poradzę, że niektórzy się starzeją? Ale wciąż potrafię biegać szybciej niż ty -to było oczywiste kłamstwo, nawet jeśli wypowiedziane z całą pewnością siebie, którą był w stanie wykrzesać.-I z całą pewnością mogę ci dotrzymać towarzystwa przez calutką noc - to też była przechwałka, bowiem jak każdy mężczyzna, tak i Damaza połowę tej nocy by przespał. Kobieta zaśmiała się na te słowa.
-Oczywiście nie wątpię... - powiedziała z lekko wyczuwalnym sarkazmem w głosie. - Ostatnim razem miałeś szerokie perspektywy. Co się stało, że przestałeś o wszystkim decydować? Pamiętam jak ludzie jedli ci z ręki... - zamyśliła się i spojrzała na póelfa ze smutkiem.
-A kto powiedział, że nie decyduję? - zapytał z uśmiechem.
-Ukrywasz się, zajmujesz małymi zadaniami. Chyba, że to wszystko kłamstwa o tym sygnecie - przenikliwie zmrużyła oczy. - Poza tym przecież wiesz, że można mi ufać, dlaczego każesz mi robić coś, co mógły spokojnie zrobić laik. Wątpię, żeby brakowało ci dobrych ludzi.
-Jak zwykle, nie słuchałaś co mówiłem. Dobrzy ludzie od tej roboty, nie zbliżą się do tej burdelmamy. Dlatego potrzeba kogoś z zewnątrz. A ciebie najwyraźniej zesłali mi bogowie- odparł rzeczowo, może z wyjątkiem tego fragmentu o bogach.-A sygnet jest cholernie dużo warty.
- Dobrze -westchnęła - niech więc tak będzie - kobieta wsadziła sobie rękę w dekold, po czym wyjęła sygnet. Przyglądała mu się chwilę - tylko nie wiem jeszcze, czy chce ci go oddać. Jak jest tyle warty... a rajca całkiem miły... - uśmiechnęła się łobuzersko.
-W cyckach go trzymałaś? Zaraza, wiedziałem, żeby tam poszukać - zaśmiał się półelf.-A rajca, to cię najwyżej udusi swoim cielskiem.
-Poradziłabym sobie... - powiedziała całkiem poważnie. - krew ma taką samą jak wszyscy.
-Nie wiem, nie pijam - zgodził się Damaza. -Ale gdybyś chciała oddać mu sygnet, nie stałabyś teraz w moim pokoju.
-Jesteś tego taki pewny?
-Z dwóch powodów: jakbyś oddała mu sygnet, nie odzsykałabyś swojego naszyjnika - pokazał na pierwszym palcu. - A po drugie, jestem od niego znacznie lepszy w łóżku - wskazał na drugim palcu.
- To całkiem mocne powody. W każdym razie nie jestem ich pewna. Może pokażesz mi naszyjnik? -zrobiła słodką minkę.
-Szczerze mówiąc liczyłem, że będziesz chciała przetestować inny powód - westchnął ze zrezygnowaniem.-Kobietom tylko jedno w głowie. Zresztą, gdybym dał ci teraz naszyjnik, to nie miałbym już żadnych świecidełek, a i ty być pewnie zaraz zwiała.
- Jak na razie nigdzie się nie wybieram, no chyba, że do karczmy... - spojrzała w stronę drzwi.
-O tej porze już nic miłego, jak Siedem Świec nie jest otwarte. Ale jeśli chcesz wina, to chyba mam gdzieś w kufrze butelkę - zaproponował i nie czekając na odpowiedź ruszył przetrząsać swoje graty.
- Ewentualnie, czemu nie... - znowu spojrzała na sygnet - ta sprawa może poczekać, rajca powinien tam jeszcze być - schowała go z powrotem do swojej skrytki, wtedy kiedy Damaza nie patrzył.
-O tej porze? Wątpię - półelf poderwał się z butelką w dłoni.-O i proszę, jest nasz trunek- oznajmił z tryumfem i zębami pozbył się korka. -Ale masz czas się zastanawiać do rana, bo potem muszę opchnąć sygnet klientowi, albo pożegnam się z pieniędzmi. Pijesz jak dama, z kielicha - skinął głową w kierunku stołu -czy prosto z butelki?
-Wolę z kielicha - stwierdziła -myślę, że rajca będzie jeszcze jakiś czas.
-A ja się założę, że biega teraz spanikowany po swoim biurze i zastanawia jak ukryć fakt, że rąbnęli mu pieczęć - wzruszył ramionami Damaza i napełnił złoty kielich. Wino nie pachniało jakoś szczególnie zachęcająco, a i barwą od szlachetności odbiegało.
-Ciekawa jestem ile by zapłacił swojemu wybawcy - zamyśliła się i upiła łyk wina - jak myślisz? - spojrzała mu w oczy.
-Wysłałby go na przesłuchanie do kapłanów Wiecznego Ognia - odpowiedział półelf, sam pociągnął łyk z gwinta i spojrzał o wiele za nisko, by dostrzec oczy. -Co jeszcze ukrywasz pod tymi ciuszkami?- widać nie tylko sygnet zaprzątał jego myśli. Francesca zmrużyła oczy.
- Nic na czym mógłbyś zarobić - upiła kolejny łyk wina.
-Żyje się nie tylko dla pieniędzy, ale też dla przyjemności - rzucił sentencjonalnie Damaza. -A coś przyjemnego na pewno by się tam znalazło.
-Nie mnie oceniać - niewinnie się uśmiechnęła.
-A kto przed chwilą mówił, że lubi swoje ciało? - przypomniał z uśmiechem półelf.-Aż się chce zastanawiać, w jaki sposób je lubisz.
-Kwestie oceny pozostawiam innym. To, że je lubie - tutaj przejechała dłonią po swoich biodrach - to inna sprawa.
-Ha, bo ci jeszcze uwierzę - mężczyzna pociągnął solidny łyk. Wino nie było dobre w żadnym znaczeniu tego słowa, ale z pewnością było mocne... przynajmniej dla zwykłych ludzi.
-Twoi kochankowie chyba nie narzekali, stąd ta pewność w głosie.
-A ty kiedykolwiek narzekałeś? - uśmiechnęła się na wspomnienie namiętnych chwil.
-Nigdy - zapewnił. -Ale z drugiej strony...- uśmiechnął się chytrze -czas płynie. A dzisiaj nawet nie chcesz mi wręczyć pierścionka. Jak tu się nie zastanawiać, czy wciąż ci zależy?
-Z tego co pamiętam to mężczyźni powinni wręczać skarby kobietom, a nie je zabierać. To jak? - kobieta położyła się na łóżku, eksponując swoją filigranową sylwetkę - całkiem wygodne te twoje łóżko.
-Tak jak mówiłem, kobiety myślą tylko o jednym - powtórzył, a jego wzrok wprost rozbierał Francescę.-No niech ci będzie- zgodził się wreszcie -gdzie ja miałem ten naszyjnik? - zapytał pod nosem i zaczął powoli, krok po kroku przechodzić wzdłuż swego pokoju. Wampirzyca przyglądała mu się czujnie, gdy przyklęknął i podważył jedną z desek w podłodze. Ostrożnie wsunął dłoń w powstały otwór i po kilkunastu sekundach wyjął znajomą błyskotkę.


-Pięknie wyglądał na twojej skórze, o ile pamiętam.
-Prawie już zapomniałam jaki był piękny - wampirzycy zaświeciły się oczy.
-To odwróć się grzecznie, to ci go założę - zaoferował półelf. I Francesca grzecznie posłuchała. Damaza usiadł przy niej na łóżku, odgarnął na bok włosy, a po chwili Lisek poczuła... jak zaczyna rozpinać jej gorset. Kobieta poruszyła się nieznacznie.
-Hmnn chyba się trochę zapomniałeś -igrała dalej, nic więcej nie robiąc.
-Naprawdę? - zapytał Damaza, z przesadnie udawanym zdziwieniem. -Przecież mówiłem, że ten naszyjnik pięknie wyglądał na skórze, a nie na gorsecie - który z każdym puszczającym wiązaniem, robił się coraz luźniejszy. Wampirzyca szybko poczuła się swobodniej. Poluźnienie krępujących ją więzów, uwolniło również jej zahamowania. Odwróciła się więc w stronę póelfa i zbliżyła się bardziej, tak, że ich oczy były naprzeciwko siebie. Nie czekała aż on ją pierwszy pocałuje i przejęła inicjatywę.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 08-09-2012 o 18:13.
Zapatashura jest offline