Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2012, 22:30   #310
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
NATHAN SCOTT

http://www.youtube.com/watch?v=5xPzfCQCn0U]Epic

Szybkość egzekutora karmiła się bezsilnością. Karmiła się wściekłością. Karmiła się gniewem.

Może rację mieli niektórzy Ojczulkowie, którzy głosili, że Egzekutorzy to boska pomsta zesłana na świat po tym, jak otwarły się bramy piekieł. Po Fenomenie Noworocznym.
Może rację mieli ci, którzy głosili, że egzekutorzy to potomkowie ludzi, których prababki, obcowały cieleśnie z demonami. Biblijni olbrzymowie. Uśpienie przez wieki i przebudzeni przez wydarzenia sylwestra 2012r.

Nathan Scott był jednym z nich. Ucieleśnienie gniewu. Niesiony hyperadrenaliną niczym fala zniszczenia. Niczym tsunami śmierci.

Pierwszy zamaskowany uczestnik ceremoniału oberwał przez szyję, zachlapując wszystko wokół czerwienią krwi. Nim pierwsze jej krople zdołały przelecieć, chociaż kawałek Nathan był już przy kolejnym kultyście. Kolejne cięcie i kolejna fontanna czerwieni.

Nie mieli szans. Chociaż przerwali swoje śpiewy i rzucili się w stronę egzekutora. Nie da się jednak powstrzymać hyperadrenalinowego haju. Nie da się powstrzymać potężnej maszyny zniszczenia, toczącej się z góry, niczym równający wszystko z ziemią walec.

Kusicielka była równie zdumiona, co jej sługi. Jej piękna twarz wykrzywiła się w kocim, drapieżnym grymasie. ręce wydłużyły, dłonie przepoczwarzyły w podobne do ptasich szpony.

Nathan dobrze przeczuwał, że ma do czynienia z Necrofenomenem. Z niuemarłym Odmieńcem. W tym konkretnym przypadku z czymś, co można było uznać za loup – garou opętanego przez ducha pierdzielonej w zadek wróżki.

Nie ważne, czym była ta istota, ale była bardzo szybka. Krótki miecz zdobyty na krasnalach nie mógł się równać z ostrymi szponami. Egzekutorskie moce nie dawały już takiej przewagi w walce z tym czymś.

Nathan ciął stwora dwa razy, sam jednak oberwał poważny cios prze twarz. Szpony zdarły mu z niej skórę i chyba wydarły jedno oko. Nie czując jednak bólu, dzięki swej mocy, Scott wykonał jeszcze jeden cios. Miecz wszedł nisko – w brzuch babsztyla. Ten zachwiał się, a potem padło kilka strzałów i czerep nekrofenomenu rozleciał się w pył, zachlapując posoką zakrwawiony tunel.

To był Vinmayer. Ledwie żywy, ale jakoś stał na nogach. Ubranie miał poszarpane.
Scott widział jakiś ludzi. Dwójkę. W strojach bojowych MRu.

- Dobra – powiedział jeden z nich z wojskową maską, nad którą świeciła przerywając latarka. – Anna. Bierz się za rannych. Vinmayer. Pomóż mi uwolnić dzieciaki.

Regulator podszedł do Scotta i pomógł mu wstać. Jedynym zdrowym okiem Nathan bez trudu rozpoznał, że ma do czynienia z loup – garou.

- Dobra robota, kolego. – pochwalił go niemuarły pracownik MR-u. – Dobra robota.

Naszywka na piersi regulatora informowała, że ten nazywa się PLUTO.
- Zabierajmy się z tych kanałów.

- A moi ludzie? – mruknął Scott.

- Znajdziemy ich.


EMMA HARCOURT, LAURA MORELAS

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fUeUXFeUKVU&feature=related]Two Steps From Hell- Dark Harbor - YouTube[/MEDIA]

Moc Laury wypełniła jej ciało falą zimna. Robiła to pierwszy raz. Zazwyczaj przejmowała tylko zombie, wampiry i innych ożywieńców. Nigdy nie kreowała ich do istnienia.

Tym razem przekroczyła granicę.

Zimno. Lód. Smród grobu.

Emma przyczajona z boku, gotowa do włączenia się do akcji, widział, jak twarz latynoski zmienia kolor. Szarzeje, blednie, a pod skórą uwidaczniają się czernią żyły. I oczy. Tęczówki tracą blask, zmieniają kolor, blakną coraz bardziej, aż w końcu przypominają oczy starca, pokryte mgłą zapomnienia.

Wij drgnął. Cielsko poruszyło się. Przez chwile wykonywało jakieś nieskoordynowane ruchy, jakieś dziwaczne wygibasy, by za chwilę ruszyć w stronę korytarza, na którym warowali uzbrojeni w karabiny ludzie.

Ożywiony Prokopov wpełza tam, gdzie chciał wpełznąć już jakiś czas temu. Tym razem jednak prowadzi go inna wola. Chociaż, co Laura rozumie, gdy zespala swój umysł z jaźnią ożywieńca. Bo wtedy, kiedy go zatrzymały, on pełzł w miejsce rytuału, by ... pozabijać tych, którzy go wykonywali.

Teraz było za późno.

Strażnicy zauważyli potwora. Zaczęli strzelać. Kontrolująca ożywieńca Laura niemalże fizycznie czuła kule rozrywające martwe ciało.

Muzyka ucichła. Śpiewy również. Spóźniły się. Rytuał został dokończony.

A potem ....

... potem salę, w której odbywała się ceremonia zalała fala ognia.

Niczym napalm momentalnie spopieliła ciała istot biorących w nim udział. Zmieniła jej w kupkę poczerniałych kości i zwęglonych kawałków mięsa. Popłynęła korytarzami, obejmując zarówno strażników, jak i – ułamek sekundy później – pełznącego w ich stronę wija – Prokopova.

Laura wrzasnęła z bólu i straciła przytomność padając jak długa na ziemię.

A Emma z przerażeniem i bezsilnością ujrzała, jak zza zakrętu wylewa się rzeka płomieni. W ostatnim odruchu instynktownej nadziei padła na ziemię, obok nieruchomej, prawdopodobnie martwej nekromantki.


WSZYSCY

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=nW6pXAnjA28&feature=related]Audiomachine - Masters of Fate - YouTube[/MEDIA]

Gdzieś, niedaleko

Z daleka dało się słyszeć kolejny wybuch, tym razem nad zupełnie inną dzielnicą Londynu.

- Nie przyjdzie – powiedział Finch O’Hara. – Nie możemy czekać dłużej. Konwergencja zaraz się skończy. Musimy wejść.

- Bez niej nie mamy szans – zawyrokowała stojąca obok niego Voorda.

- Kolejna taka okazja może się nie powtórzyć – mruknął Percival. – Spróbujemy załatwić tego fallusa – fajfusa bez Harcourt.

- Jeśli zginiemy, to będzie jej wina – mruknął O’Hara. – Sądziłem, że mi zaufa.

- Myliłeś się – uśmiechnęła się Voorda.. – Ona nie ufa nikomu. Nawet sobie. Taka już jest.

- Gdziekolwiek jesteś, znikająca małpo – mruknął O’Hara zakładając na twarz maskę zrobioną z czystego srebra – wiedz, że jeśli zginę, to wrócę i będą nawiedzał cię wszędzie, nawet w kiblu.

Ruszyli. Siódemka byłych ludzi i byłych łowców. By stawić czoła demonowi. Pół minuty później stara kamienica, gdzieś na terenie Londynu rozbrzmiała pierwszymi krzykami.


Park miejski.

Duch Miasta odłożył gazetę. Spojrzał w górę, w tą część Londynu, gdzie nad miastem podniosła się potężna kolumna ognia. Uśmiechnął się z żalem.

Ogień przybrał formę smoka przypominającego smoka stworzenia i pomknął prosto w stronę wielkiej chmury czarnych ptaszysk Nemain. Po chwili pochłonął je, spopielił podążył w stronę, gdzie za zasłoną swoich sług ukrywała się uwolniona bogini.

Huk, jaki dało się słyszeć z tamtej strony przykuł uwagę Ducha Miasta.

Sztylet wbił mu się w plecy. Zaklęte na ten cel ostrze sięgnęło głęboko.

- Ty – pokiwał Duch Miasta głową z uznaniem spoglądając w oczy zabójczyni.

Lynch pokiwała swoją paskudną głową i wyjęła ostrze.

W jednej chwili Duch Miasta zniknął w jednym, oślepiającym rozbłysku.

A Lynch – Kappa ruszyła w stronę drzewa rosnącego w sercu parku. Przyłożyła do niego swoje dłonie. Po chwili krzyczała z ekstazy, a kiedy skończyła krzyczeć z kasztanowca pozostał jedynie suchy, martwy pień.

Lynch stal przez chwilę bez ruchu, a potem i ona znikła w rozbłysku krwistych świateł.


Londyn płonął. Londynem wstrząsały wybuchy. Ulicami Londynu płynęła krew. Hektolitry krwi.

Ale ...tak naprawdę... miasto nie mogło zginąć. Taki los spotkać mógł jedynie jego obrońców.


Szpital

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Pl87SgpA03Y&feature=related]PostHaste Music - Cradle Of Life - YouTube[/MEDIA]

Szpital MRu wypełniony był po brzegi rannymi. Siostrzyczki i Ojczulkowie próbowali ratować niezliczone ludzkie życia najlepiej, jak potrafili. Tej nocy przegrywali jednak ze Śmiercią.

Coś się zmieniło. Czuli to wszyscy, którzy otwarci byli na takie sprawy.

Dobrzy ludzie ginęli. W osamotnieniu. Zapomniani. Źli również ginęli. Również w osamotnieniu.

Emma otworzyła oczy, czując że jedzie gdzieś, pchana na szpitalnym wózku. Koło niej biegł Irol. Widziała jego twarz niewyraźnie.

- To zasłużona regulatorka! – wrzeszczał na całe gardło. – Dawać tutaj najlepszego uzdrowiciela.

Straciła przytomność.

Audiomachine - Red Warrior - YouTube

Koło się zamyka. A może coś, co się toczy tak naprawdę nie ma początku i końca.

Może nigdy nie miało?


Tego dnia Ministerstwo Regulacji straciło osiemdziesięciu dwóch funkcjonariuszy. Ponad połowę tej liczby stanowili łowcy.

Emma miała szczęście. Obudziła się w szpitalnym łóżku. A może nigdy z niego nie wychodziła? Koło niej. na drugim łóżku, leżała pod kroplówką Laura. Ona też miała szczęście. Dla nich próba powstrzymania rytuału skończyła się poparzeniami i dwoma tygodniami pobytu w szpitalu.

Nathan Scott również wylądował w tym samym miejscu. Na krócej. Ale oka, wyszarpanego przez bestię, nie udało się uratować. Bohaterstwo musi mieć swoją cenę inaczej nie byłoby bohaterstwem.

Podobnie jak wielu rannych na służbie bohaterów Londyn leczył swoje rany.

Plagę udało się powstrzymać. Pożary ugasić. Zmarłych pochować. Do ocalenia miasta przyczyniły się Zmiennokształtni, przyczyniły się wampiry, które nocą dokończyły sprawę z wieloma dziwacznymi kultami i wyznawcami pomniejszych demonicznych bytów. Niewielu wiedziało o tej walce toczonej w mrokach nocy. Niewielu mogło zaświadczyć.

Ale, jak po każdych ranach, na ciele miasta pozostały blizny. Stan wyjątkowy trwał nadal.

Ale to już inna historia do opowiedzenia. Tu, w tym miejscu partia grana przez demony dobiegła końca. Ruchy zostały wykonane. Pionki i figury zbite.

W większości ...............................



KONIEC PRZYGODY
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 08-09-2012 o 22:33.
Armiel jest offline