Plan Zafira nie przebiegł dokładnie tak jak sobie umyślił, ale dwie rzeczy były z nim zgodne, okazał się doskonałą przynętą, a potwór, który się na nią złapał, leżał doskonale martwy. Postawiony do pionu może i posłuchałby Vidamirowic'a, ale po pierwsze wciąż był pod wpływem duchowego doznania, jakim było spojrzenie śmierci w oczy. Po drugie impet, z którym wpadł w niego żwarec trochę go oszołomił. Po trzecie wyłączył myślenie, zastępując go instynktem, a ten mówił mu, tam gdzie Sahir, tam i on. Po czwarte, w zaistniałych warunkach nie potrafił skojarzyć „Kim do diabła jest Rogwar?”.
Wilk, zaraz po tym jak przegryzł kark nieumarłego brata, uwalniając tym samym jego głowę od reszty ciała, wystrzelił w kierunku następnego celu, naznaczonego sztyletem wyrzuconym przez Marka. Dzieciak trzymał się pomiędzy tą dwójką, nieco z tyłu wyrywających do przodu towarzyszy. Był gotowy wspomóc jednego, albo drugiego z nich, w zależności od potrzeby. Zaciskał rękę na siekierce szukając okazji do ciosu, najlepiej w kręgosłup, albo rzutu w któryś z obrzydliwych czerepów. |