Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2012, 17:38   #20
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Gdy czerwień spotyka szkarłat.

Faust był coraz bliżej ogniska i nie zamierzał zatrzymywać się nieproszony. W jakiś pokrętny sposób mógł zrobić teraz coś dobrego - sam fakt rozbawiał go. Żył w zgodzie z sobą i tylko to się liczyło. To i …
Z drugiej strony ogniska, z dala od pijących towarzyszów, siedział Nasarczyk. Dotychczas milczący, majstrował coś przy swojej mechanicznej dłoni i zdawał się ignorować kompanów do momentu, gdy powracający Faust zwrócił jego uwagę. Czarnowłosy uniósł głowę, spoglądając na zbliżającą się sylwetkę. Uśmiechnął się lekko, widząc osobnika, który oddalił się przed chwilą wraz z jedną dziewczyn. - Coś szybko Wam poszło - Oznajmił wesoło, zdradzając tym samym, że choć na takiego nie wyglądał - uważnie obserwował dotychczasowy rozwój sytuacji.
- Hmm? - zapytał niezbyt pewny tego, co władca mechanicznej dłoni miał na myśli. Błyskawicznie pojawiła się pierwsza możliwość - on w takiej sytuacji uległ by wezwaniu natury. Czy słusznie? Blondyn nie miał możliwości tego osądzać. - Ahh... Hana - przypomniał sobie dopiero po krótkiej chwili drapania swojej brody. Zaraz po tym kontynuował.
- Tak jest ciekawiej - te proste słowa zostały przez Fausta wypowiedziane w sposób, który aż uruchamiał wyobraźnię słuchacza, wprawiając jego umysł w błyskawiczne poszukiwanie możliwych znaczeń.
Nie odrywając wzroku od ów osobnika, brunet wciąż bawił się śrubkami przy swojej ręce, aż w pewnym momencie jego palce wygięły się pod nienaturalnym kątem, a mężczyzna syknął z bólu. Oderwał na chwilę spojrzenie orzechowych oczu od rozmówcy, ale po naprawieniu usterki powrócił do niego, ponownie uśmiechnięty. - Pewnie masz rację. Zgaduję, jednak, że nie jesteś typem, który wykorzystałby pijaną dziewczynę, czyż nie?
Kolczyki blondyna zabujały pod wpływem śmiechu. - Nie zrozum tego źle - rozpoczął, gdy tylko opanował emocje. - Jasne, że wykorzystałbym pijaną dziewoję - dodał z rozbrajającą szczerością. - Błędy są karane, to część naturalnego cyklu - kolejna część wywodu wypłynęła z jego ust. Skierował wzrok na ogień, tak jakby ciepło jakie dawał miało ułatwić mu kontynuowanie rozmowy. - Hana jest ciekawa świata, cenię to. - skończył lekkim usprawiedliwieniem.
-A więc tak... - Mruknął cicho, kiedy Faust skorygował jego błędne myślenie. Wciąż jednak lekko się uśmiechał i nie wyglądało na to, aby w jakiś sposób wpłynęło to na to, jak Nasarczyk postrzegał blondyna. Gdy jednak wspomniał o błędach czarnowłosy jakby posmutniał, spoglądając dziwnie na swoją metalową dłoń. - Masz rację. Ale... - powrócił spojrzeniem do swojego rozmówcy - Na błędach się też uczymy, nie zapominaj o tym, kiedy mówisz o naturalnym cyklu. Dokończył i również spojrzał w ognisko.
- Czyż to nie powód, bym wybaczył pierwszy raz? - wprawne oko blondyna po raz kolejny znalazło interesujący go fragment wypowiedzi i spróbowało wykorzystać przeciw rozmówcy. Gdy ostatnie słowo opuściło jego usta, uśmiechnął się szczerze.
Hana najwyraźniej nie miała zamiaru przesiedzieć całej nocy w lesie, obrażając się na wszystko co istnieje bądź nie istnieje. Pojawiła się z kuflem w dłoni za osobą o metalowej ręce. Ba, pojawiła to mało powiedziane - wykorzystała go na oparcie! Ułożyła swoje łokcie na jego ramionach i pochyliła się nad jego głową, machając przy tym lekko ,trzymanym w prawej ręce, kuflem.
- Oto i kwiat naszej zbieraniny, bo drużyną tego nie nazwę - odparł prezentując nowo przybyłą koleżankę. - Cześć - dodał po chwili w jej stronę, prowokując ją lekko.
Metalowy spojrzał w górę, na osobę, która w dość śmiały sposób postanowiła się z nim ‘zapoznać’. Spodziewał się ujrzeć jedną z zapijaczonych mord, ale widok kobiety był znacznie przyjemniejszy. - Jak miło, że uraczyłaś nas swoją obecnością. - Burknął tylko, mrużąc lekko oczy i zerkając nieufnie w stronę Fausta - Nie denerwował Cię? Nic Ci nie zrobił? Bo wiesz, jak coś to mów- Dodał półszeptem, wyraźnie drażniąc się z obojga.
Faust skomentował to tylko rozbawionym spojrzeniem w kierunku dziewczyny.
- Jest głupi a nie niebezpieczny. - stwierdziła Hana teatralnym szeptem, uśmiechając się przy tym słodko. Raz jeszcze ruszyła kuflem, wyraźnie sugerując, że czegoś oczekuje.
- Nie radzę - widząc proszący o dolewkę gest blondyn postanowił interweniować, a przynajmniej trochę. Jeśli misja jest “niebezpieczna”, to Hana jutro będzie apokalipsą.
- Wiem ile mogę wypić. - odparła twardo i machnęła jeszcze raz kuflem.
- Proszę? - dodała po chwili i raz kolejny pokazała swoje ząbki w uśmiechu.
- Wiesz? - Faust zapytał niepewnie, kierując rękę w stronę kolejnej butelki piwa, która miała stać się kolejnym kamieniem dorzuconym na coraz większą kupkę tworzącą jutrzejszego kaca dziewczyny.
Nasarczyk powrócił do wcześniej wykonywanej czynności, ale cały czas wsłuchiwał się w rozmowę towarzyszy, o ile można było to tak nazwać. Sam nie czuł potrzeby picia alkoholu, więc dopóki nikt nie wlewał mu go na siłę wszystko było w jak najlepszym porządku. -Przynajmniej jest zabawnie - rzucił do nikogo i wszystkich zarazem, przyglądając się jednej ze śrub, który wydawała mu się za bardzo nie trzymać reszty... Jakby wyjęta z innego zestawu. Nie pamiętał kiedy ją tam wkręcał.
- Tak, wiem. - odparła z lekkim uśmiechem i raz kolejny machnęła lekko kuflem, jakby przekazując “nie ociągaj się!”. Przeniosła jednak wzrok niżej, na swoją podpórkę.
- Tak właściwie to jak się nazywasz? - zapytała Hana.
-Madred - Odrzekł krótko, wyraźnie nie odczuwając potrzeby pytania o ich imiona. Tam skąd pochodził imiona innych osób nie były ważne, o ile nie rozsławili się jakimś wielkim dziełem na polu nauki. Dlatego też nie przedstawił się wcześniej, w jego kraju wciąż pozostawał raczej nieznanym naukowcem.
Faust dopiero po chwili zamachał butelką z piwem, by po chwili dotknąć palcem swoich ust. Uśmiechnął się przy tym - chciał sprawdzić stan w jakim jest dziewczyna i ile minie, nim zwyczajnie pójdzie spać.
- Czy to imie ma znaczenie? - zapytała Hana z lekkim uśmiechem, wciąż patrząc z góry na Madreda. Przeniosła jednak swój wzrok, kiedy podejrzanie długo nie słyszała dźwięku piwa wlewającego się do kufla. Zmrużyła lekko oczy patrząc na Fausta a fiołkowe źrenice wyraźnie pokazywały niezadowolenie. Odpowiedź była równie krótka co poprzedni gest - chłopak wystawił nieco język z rozbawieniem, pokazując coś, co często można było zaobserwować wśród mieszczan niższych kręgów - ukazał tym zamiar droczenia się.
- Znaczenie? - Powtórzył głucho, najwidoczniej bardzo zdziwiony pytaniem dziewczyny. Po chwili myślenia przechylił lekko głowę i zacmokał ustami. - Ach! Skąd się wzięło? Hmm... Pierwszy wspólny naukowy projekt moich rodziców nosił taką nazwę. Nie pamiętam tylko do czego służył. Sztuczna grawitacja? Nie, to nie to... - Urwał i opuścił łeb, próbując sobie przypomnieć czym był ów projekt.
Niektóre gry przegrywa się samym faktem wejścia w nie. Zachowanie Fausta Hana prawdopodobnie połączyła z tym typem gry, gdyż cofnęła kufel i ponownie opuściła wzrok, wpatrując się w włosy Madreda.
- Nazywasz się jak jakiś... projekt? Nie denerwuje cie to? - zapytała się Hana.
Blondyn milczał, jednak butelka piwa zaczynała się jakby... oddalać. Czarnowłosa jednak nie miała prawa tego widzieć.
- Może jesteś bardziej trzeźwa, niż mi się wydaje - odpowiedział nieco zrezygnowany, nalewając jej kufel do pełna.
-Nie rozumiem. Czemu miałbym się denerwować? - Chyba chodziło o jakieś różnice kulturowe, o których nie wiedział. No cóż - wcześniej nie miał wielu okazji, by opuścić swój kraj, więc dopiero teraz miał prawdziwą szansę poznać inne zwyczaje. Spojrzał na kobietę wyczekując odpowiedzi i jakichś wyjaśnień.
- Imie to ważna rzecz. Sprawia, że jesteśmy tymi, którymi jesteśmy. W pewien sposób kreuje nas, nadaje nam głębi charakteru, jest naszą wizytówką. A ty nazywasz się... jak projekt rodziców. - głos Hany wydawał się być zawiedziony genezą pochodzenia imienia Madreda. Nie powstrzymała jednak triumfalnego uśmiechu, kiedy do jej uszu doszedł bardzo przyjemny dźwięk. Zbliżyła kufel do siebie i pociągnęła kolejny tego dnia łyk złocistego trunku.
- Potomek... Zawsze jest dziełem rodziców, czyż nie? - odparł rozbawiony blondyn. Czerwona koszula zawiała nieco na wietrze, jednak ani sytuacja, ani słowa jakie wypowiadał nie wymagały od otoczenia dodania mu splendoru.
Brunet chyba chciał coś odpowiedzieć, ale zawahał się w ostatnim momencie, przyglądając się koszuli blondyna. Coś jakby mu się przypomniało na ten widok. Przez chwilę myślał nad tym uciążliwie, aż wreszcie skojarzył fakty. -No tak! - Rzekł uradowany - Jak mogłem zapomnieć? Madred to część, a właściwie serce projektu sił obronnych królestwa. Poza tym podobno ma jakieś znaczenie w innym języku, nie bardzo mi znanym. Red to czerwień, ale nie wiem co to miało być Mad. - Wytłumaczył naprędce, wreszcie przypominając sobie o który projekt chodziło. Nie widział nic złego w byciu nazwanym w jakikolwiek sposób. W końcu, tak jak wspomniał Faust - on też był ‘projektem’ swoich rodziców i to do nich należało nadanie mu imienia jakiego sobie życzą.
- Aha. - stwierdziła krótko, pokazując, jak bardzo było to dla Hany interesujące. Upiła z kufla kolejny łyk, zastanawiając się przy tym, co zrobić. I nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech, który można byłoby nazwać kocim - czyli takim, który pokazuje, że zaraz zrobi coś wrednego.
- Masz ciekawych rodziców. - stwierdziła i uniosła ponownie kufel do ust, który - całkiem przypadkiem, rzecz jasna! - przechylił się aż nadto a piwo wyleciało wprost na Madreda. Zaraz po tym Hana odskoczyła do tyłu, śmiejąc się przy tym głośno.
- Hah - długość śmiechu Fausta informała bardziej o czymś w rodzaju “miałem rację”, niż o zabawności tej sytuacji. Ta bowiem była dla niego... nieco smutna. Metalowy kolega pewnie zardzewieje, elementy wystroju zaczną działać nieco gorzej - no, ale to tylko najgorsza opcja. W praktyce bowiem chodziło o zmarnowanie czegoś tak ważnego, wszechpotężnego jak piwo. - Przepraszam za nią - chociaż wiedział, że spotka się to z atakiem szału, czy innym “fochem” dziewczyny, musiał to zrobić.
Metalowy nie mógł spodziewać się takiego obrotu sytuacji dlatego jego reakcja nastąpiła dopiero po tym, jak już został oblany. Znieruchomiał kompletnie, wpatrując się w przemoknięte ubranie i protezę po której spływało wylane piwo. - Yhym... - Westchnął tylko oglądając swoją dłoń i ubrania. Chwycił swój płaszcz, by wytrzeć się choć trochę, ale szkody zostały już wyrządzone. Jego ubranie było poplamione, a on nie bardzo wiedział za co został potraktowany w ten sposób, bo nikt mu nie wmówi, iż był to czysty przypadek. -No cóż... Powinno wyschnąć przy ognisku - Oznajmił w końcu ze spokojem, raczej niespotykanym po osobach, na których wylało się piwo - tak tylko dla czystej zabawy. - Jak mówiłeś, raz można wybaczyć, prawda? - Mówiąc to spojrzał na blondyna.
Hana śmiała się nieskrępowanie, przynajmniej tak długo, jak mężczyzna wydawał się zaskoczony jej działaniem. Kiedy jednak okazał nadzwyczajny spokój, przestało to być tak wesołe. Jej fiołkowe źrenice spojrzały na tamtą dwójkę, jakby urażone, że świetna zabawa została jej odebrana. Ostatecznie postanowiła dodać jeszcze jeden, miły akcent do tego dnia - a mianowicie rzucenie kuflem w Fausta - i odeszła.
Ten zaś, niemal wbrew sobie postarał się dać dziewczynie chociaż trochę radości - dał się trafić w bark, by po chwili złapać kufel nim ten upadnie na ziemię. - Oto i Hana - roześmiał się.
-Postaram się zapamiętać, by być nieco ostrożniejszym w jej obecności - skwitował i zbliżył się do ogniska. - A Ty? Jak się nazywasz? Wydajecie się przykuwać większą wagę do imion niż my... Czy to problem, że pytam dopiero teraz? - Spytał, a właściwie zadał wiele pytań i czekał na odpowiedź. Był bardzo ciekawy odpowiedzi, nawet jeśli na takiego nie wyglądał, bo jednak to była jakaś nowość - coś czego jeszcze nie wiedział.
- W tych stronach wymiona imion to swoisty rytuał - nie zamierzał odpowiadać w kolejności na pytania, dlatego też wybrał jedno z nich, by po chwili rozpocząć mowę - Przedstawiając się komuś okazujesz mu coś w rodzaju szacunku - rozszerzył zakres informacji. Wziął głębszy wdech, jakby z trudem szukał czegoś wewnątrz swej pamięci.
- Nie jest to jednak obowiązek, także nie popełniłeś żadnego błędu - Faust dotarł do braku błędu ze strony rozmówcy dopiero po chwili. Po raz kolejny zamilkną na chwilę, szukając kolejnego z pytań, które stały się jego krótko terminowym celem.
- Imię kształtuje indywidualność. Można z niego wiele wyczytać - kolejne informacje wypłynęły z jego ust dopiero po krótszej zabawie brodą.
- Ja zaś jestem Faust IV - zakończył.
-Faust... IV? - Pierwszy raz spotkał się z tak dziwnym imieniem i przez moment zastanawiał się nad jego możliwym znaczeniem, o którym tak dużo gadała tamta dziewczyna. Oprócz jednego, oczywistego, że było wcześniej już trzech Faustów - nic nie przychodziło mu do głowy. - U nas jest trochę inaczej. Nie wypada przedstawić się nie pytany. To oznaka braku szacunku. Dwa inne światy. Wynikało to z tego, że bycie sławnym z imienia było czymś bardzo prestiżowym w jego kraju i to w ten sposób odróżniało się ‘szlachtę’ od zwykłych mieszkańców. - Ale dlaczego czwarty? - Dodał, odnosząc się do jego imienia. I pytał się o coś więcej niż sam fakt, że mogło być już trzech Faustów. Po co ich numerować? U niego tak się robiło tylko z następnymi wersjami starych projektów, ale coś takiego nie bardzo pasowało do człowieka.
- Przez szacunek do poprzedników - odpowiedział krótko.
-Rozumiem - odrzekł równie krótko, bo choć u niego w nieco inny sposób wyrażało się szacunek, to znał to pojęcie i potrzebę bardzo dobrze. Czuł jednak, jakby kryło się za tym coś jeszcze czego nie rozumiał, ale nie chciał w kółko drążyć tematu no i przecież mógł się najzwyczajniej w świecie mylić. Nasycony nową wiedzą zamilkł, wpatrując się w tańczące płomienie ogniska.
- Skąd pochodzisz? - blondyn nie był zbyt pewny tego pytania. Najwyraźniej jego ciekawość nie była w tym wypadku czymś przygniatającym niepewność wobec osób, które mogły zakwalifikować się do tego typu eskapady. Gdyby nie to, że geografia była jego słabą stroną, prawdopodobnie nawet nie musiałby pytać.
Madred odwórcił głowę od ognia, odruchowo spoglądając w stronę południa. - Z Nasaru. - Zaczął z wolna, a samo wspomnienie o ojczyźnie wzbudziło w nim uczucie tęsknoty. -To daleko na południe od królestwa Larazu... Pustynne państwo... Choć nie zawsze takie było. - Przerwał na moment, aby spojrzeć na swojego rozmówcę. Na jego twarzy ponownie zagościł lekki, przyjazny uśmiech. - Musiałeś o nim słyszeć przynajmniej raz... Większość nowej technologi pochodzi właśnie od nas. - I jeśli słyszał coś więcej, to wiedział, że magia była karana śmiercią. Nasarczycy nie pałali miłością do magów...
- Nie przepadam za techonologią - powiedział całkowicie szczerze, co dla członków samobójczej misji z całą pewnością było nowością. - Jest potrzebna, ale dzięki niej ludzie liczą się coraz mniej - dodał po chwili, tym razem już całkowicie naturalnie. Nie zamierzał urazić ojczyzny “szalonej czerwieni” - należał się jej szacunek. Nieco smutno spojrzał w ogień, szukając w nim oparcia. - Trzeba iść do przodu, takie życie - zakończył lekkim komplementem rzuconym w kierunku rozmówcy i jego rodaków.
-A ja nie przepadam za magią i ciemnotą - Odrzekł i choć mogło to zabrzmieć trochę za ostro, to czarnowłosy wyraźnie wysylił się na jak najbardziej przyjazny ton, aby nie zabrzmieć zbyt surowo. -Nie zrozum mnie źle... Po prostu uważam, że człowiek, który odrzuca możliwości technologi postępuje głupio.
- Jeśli chodzi o wynalazki, to nie mam nic przeciwko ich twórcom - blondyn odparł nieco defensywnie, skupiając wzrok w źródle ciepła, zarówno duchowego, jak i fizycznego. - Ale szeroko pojęta moc, odchylenie od normy jest czymś, nad czym trzeba pracować. Technologia zaś jest po prostu dostępna za sprawą złotego kruszca. - dodał po chwili smutno, wypowiadając na głos to, co stawało się coraz większym probelmem.
-Czy to źle, że dajemy większe możliwości większej rzeszy ludzi? Że ułatwiamy sobie życie, oszczędzając w ten sposób ciężkiej pracy następnym pokoleniom? Nie każdy rodzi się z predyspozycjami do osiągnięcia... tej tak zwanej mocy. - Odpowiedział Nasarczyk, najwyraźniej lekko podirytowany słowami Fausta.
- Mogę więc wymordować wszystkich idiotów, by ograniczyć szanse na przekazanie ich genów? - zapytał zaciekawiony tokiem rozumowania obco krajowca. Ten bowiem nie tyle niezrozumiał go, co po prostu zablokował swój punkt widzenia na tym, chwalącym cuda technologi, Faust zaś nie negował jej istnienia, rozwoju. Po prostu sam jej nie potrzebował.
-Oczywiście, że nie. - Oburzył się Madred, widząc, że jego rozmówca w żaden sposób nie podziela jego wizji świata. - A więc co? Satysfakcjonuje Cię żałosna lepianka i zwracanie się do Bogów z prośbą o pomoc przy suszy?
- Biorąc pod uwagę, że rozmawiałem z wieloma. A właściwie to oni ze mną? - zaśmiał się technokracie prosto w twarz. - Świat ma swoją formę, by trzymać równowagę. - dodał po chwili ze smutnym poczuciem obowiązku.
- Możemy też zabić wszystkich wierzących - zaproponował. - W końcu wiara to przyczyna konfliktów, a tak ich unikniemy, czyż nie? - kontynułował pół żartem, pół serio. Bawiła go cała sytuacja i fanatyzm rozmówcy.
Nasarczyk spojrzał na Fausta podejrzliwie. Zmrużył lekko oczy i założył ręce na piersi, wsłuchując się w jego słowa, a jego niezadowolenie rosło z sekundy na sekundę. - Mylisz bogów z demonami - oznajmił ciemnoskóry, sięgając po leżący obok patyk i wpychając jego końcówkę w ognisko - W przeciwieństwie do wierzących, którzy najchętniej spaliliby na stosie wszystkich wynalazców i naukowców, dających kłam ich bogom, my... - przerwał na moment, gdy przed oczami stanął mu obraz, jak w jego mieście wieszano magów. Nie przepadał za nimi, znał ich grzechy, jednak wspomnienie te zmusiło go do zmiany tego, co miał powiedzieć - Większość z nas nie pragnie bezsensownego rozlewu krwi. - Coś poruszyło się w ciemnozielonym plecaku ‘technokraty’, ale ten nie zwrócił na to większej uwagi, pochłonięty rozmową z Faustem IV - Jesteśmy w stanie osiągnąć znacznie więcej... Nasze wynalazki pozwalają nam na kształtowanie formy Świata według naszej woli, sprawiać, że życie rozwija się w nawet najmniej sprzyjających warunkach... dlaczego mielibyśmy z tego nie korzystać? - Madred zachował wewnętrzny spokój, a jego nastawienie do Fausta nie zmieniło się ani na moment, nawet jeśli nie ukrywał niechęci do jego przekonań.
- Znam osoby, które już to potrafią. - odpowiedział dumny członek ciemnogrodu, pchając swe zabobony coraz dalej. - Różnica jest taka, że oni na to zasłużyli. Technologia dałaby im to bez potrzebnej pracy. - dodał dalej, broniąc swojego punktu widzenia w nieco nużącej go rozmowie. Ziewnął lekko, zakrywając dłonią twarz.
 
Zajcu jest offline