Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2012, 20:26   #132
Glyswen
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Rzut oka na opustoszałą wioskę wystarczył, by momentalnie dostrzec morze trupów, które gęsto słaniały się po ziemi.
Osiedle Kuo-Toa jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikło w objęciach wszechobecnej ciemności, zostawiając po sobie tylko zgliszcza minonego życia.

Wdech

W zszokowane nozdrza uderzyła ostra, słodka woń krwi. Jej wyrazisty zapach zdawał się szczelnie wypełniać całe podziemia.

Filzaer mimo woli poczuł żylasty posmak w usatch...
Nagła feria barw eksplodowała w głowie De'Speany, dając początek całemu roju nachalnych robaczków niestrudzenie wpełzających w zakurzone zakamarki umysłu.

Fala rozkoszy ogarnęła ciało drowa.
Przyjemne ciepło wypełniło pustkę, która od dłuższego czasu zionęła z jego umęczonego, wyposzczonego serca.
Od jak dawna nie zabijał? Kilku tygodni? A może miesięcy?
Delektował się tą słodką chwilą... W końcu nigdy nie wiadomo kiedy nadarzy się podobna okazja.

Nagłe poruszenie, gdzieś na granicy zmysłów.

Żaboludy wyrżnięto niedawno... Gdzie zatem podział się sprawca?
Brutalna rzeczywistość niepozwalała o sobie zapomnieć.

Nie czas na zbędne fanaberie.

Mroczny elf wytęrzył swój bystry wzrok, skupiając całą uwagę na wymarłej osadzie.
Ciała rozrzucone były w chaotyczny, bezładny sposób.
Zupełnie tak jakby stado dzikich, rozszalałych zwierząt wtargnęło do placówki, siecząc pazurami na prawo i lewo, pozostawiając za sobą tylko samą juchę i śmierć.
Problem jednak był w tym, że żadne ze znanych Filzaerowi stworzeń nie zapuszczało się w regiony takie jak te... Ba! Nie byłyby na tyle liczne by móc dokonać podobnej masakry.
Pozostawały więc inteligentne humanoidy... Ale Kuo-toa? Nie posiadali przecież żadnych kosztowności na tyle wartościowych, by przeprowadzać tak ryzykowny atak.
Mord okultystyczny? Nie pasował do rozmiarów i przebiegu rzezi. Kto więc stał za tym wszytkim? Jak? Dlaczego? Po co?

Pytania, pytania, pyatnia.

Bliższy rekonesans w pobliżu opsutoszałej faktorii mógłby rozwiać wiele wątpliwości, ale... ryzyko było zbyt wielkie by stawiać je na równi z życiem. Cholera wie co może czychać tam na dole, pośród mrocznych zgliszczy...

Nie żeby zastępca kapitana straży domowej rodu Kaenefin obawiał się walki... Służył wyższym ideą i nie mógł sobie pozowlić choć odrobinę pofolgować ze śmiercią. Na swój sposób był bezcenny...

Trzeba było więc działać jak najszybciej.

Postąpił nieznaczny krok w tył. Potem następny i kolejny.
Powoli, bezszelestnie oddalał się od czychającego gdzieś w ciemnościach, niebezpieczeństwa.

Należało powiadomić kapłanę Loth o zaistniałej sytuacji... Od tej chwili obóz drowów nie można było w żaden sposób uznać za bezpieczny.
Szkoda tylko roboty Virdth'a... Ale cóż, sam sobie wybrał taki los.

Filzaer szedł przez moment, zastanawiając się nad swoją niespodziewaną chwilą miłosierdzia dla czciciela pieska Pajęczej Bogini.

Parsknął pod nosem.

Nie warto zawracać sobie głowy takimi pierdołami... przecież i tak wszyscy zginą.

Wkrótce.
 
Glyswen jest offline