Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2012, 22:15   #72
Radomir
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
Poranny posiłek mijał w przygnębiającej atmosferze. Ragen z zasępioną miną sięgał drewnianą łyżką po wczorajszy gulasz i mechanicznie kierował ją do ust. Myślami był gdzieś daleko, bardzo daleko. Gereke podobnie, jedyną odmianą było rzucanie psiakowi pod stół co lepszych kawałków ze swojej miski. Tylko psiak wyglądał na zadowolonego – jak gdyby nigdy nic merdał wesoło ogonem czekając na kolejny kąsek. Karczmarz wziął się za zasłanianie malunku na płachcie namiotu, wspólnie z jakąś dziewką przytaszczyli drabinę i w miejscu symbolu chaosu naszywali nowy materiał. Następnie zabrali się za zaszywanie otworu.

Rupert, zasuszony staruch ubrany w jakieś łachmany wyszedł z karczmy i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Pewnie znowu zdrzemnąć się do lasu, albo do swojej dziury gdzieś w ruinach dawnego miasta.

Shimko beznamiętnie jadł gulasz. W zasadzie miał wszystko w dupie. Miał tylko ochotę dorwać tego skurwysyna, który go tak urządził. Bolał go łeb i żebra z lewej strony. Pewnie dostał w nie kopa, wtedy gdy został już pozbawiony przytomności.

Wilhelm jadł i myślał o listach, które przyjechał tu dostarczyć. Strażników w zasadzie miał z głowy, ale zostało trzech adresatów z czego o dwóch nie wiedział zupełnie nic, a o jednym tylko tyle, że jest poborcą podatkowym. Ragen powinien mu pomóc, w końcu przeczytał mu list, ale prośbę Wilhelma zupełnie zignorował. No i ta notatka znaleziona przy wozie…

Ulli jadł czekając co wymyśli strażnik, bądź co bądź zgodził mu się pomóc. Zerknął pod ścianę. Na ławach leżało dwóch rannych. Chyba jeszcze oddychali. Ulli zaczął wątpic w umiejętności cyrulika, do tego stopnia, że znów poczuł ból w rannej nodze.

Mawr wściekła wyszła na zewnątrz. Obeszła „karczmę” dookoła zatrzymując się na dłużej przy rozcięciu. Cała noc padał deszcz, który rozmiękczył ślady, a do tego kobieta nie należała do najlepszych tropicieli. W zasadzie to nawet do średnich. Plasowała się natomiast w czołówce tych najgorszych. Miała ochotę przypieprzyc komuś w mordę. Najlepiej jakiemuś śliniącemu się na jej widok krasnoludowi… Zaraz, zaraz. Krasnoludowi!?

Przed karczmę podjechały dwa wozy zaprzęgnięte w muły i osły. Z kozła zeskoczył jakiś krasnolud, brodaty i zaśliniony. Ruszył pewnie przed siebie i wszedł do karczmy.

- Szukam strażników! – ryknął i dopiero się rozejrzał. Jego wzrok zatrzymał się na Ragenie, który nawet nie oderwał oczu od miski gulaszu.
 
Radomir jest offline