Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2012, 11:26   #9
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Na trzy minuty przed kontaktem, system ostrzegania "Bumeranga" oznajmił o pojawieniu się w zasięgu radaru nieruchomego obiektu, dysponującego ID statku rozpoznanym jako: "0739 Mitsu-Alfa". Zgodnie z materiałami informatora ID ten należeć miał do aktualnego klienta. Jego silniki były jednak wyłączone, lub były pozostawione w stanie uśpienia. Mimo iż statek klienta wyglądał jak wysłużony prom kosmiczny minionej epoki, to według przekazanych informacji dysponował ponoć całkiem nowoczesnym napędem impulsowo-jonowym, a przede wszystkim posiadał nawet własny, nieduży generator MGPT. Miał mu zresztą posłużyć do drogi powrotnej, ale dzięki waszej pomocy mógł podwoić możliwy dystans.


Mitsu-Alfa

"Bumerang" powoli wyhamowywał pęd. Niczym łabędź sunący po tafli jeziora, swobodnym dryftem zbliżał się na odległość pozwalającą przyłączenie terminala. W międzyczasie Jamie wysłał wiadomość z prośbą o spotkanie na pokładzie Mitsu-Alfa. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Tymczasem "Bumerang" zdążył już zatrzymać się tuż przy celu, pozostając w stanie gotowości, a załoga gotowa była do przejścia. Ponowna wiadomość wysłana automatycznie do klienta i kolejny brak odzewu. Choć gubienie się informacji w kosmosie to była rzecz dosyć powszechna, to na takiej odległości nie mogła mieć raczej miejsca. Chyba, że odbiornik lub nadajnik był uszkodzony. Wystarczyło jednak kilka krótkich komend na HUD-ie, by rozwiać wątpliwości co do jakiejkolwiek awarii systemów przekazu na "Bumerangu". Sytuacja wyglądała więc niepokojąco. Mijała właśnie ósma minuta od wyhamowania, a z "Mitsu-Alfą" nadal nie było żadnego kontaktu. Wtem na HUD-zie komunikacyjnym Jamie Thompsona zagościła nowa wiadomość:

Cytat:
Dobrze, potwierdzam spotkanie. Przygotujcie się do połączenia terminalów.
Nie minęło sześćdziesiąt sekund, a na monochromatycznym hologramie pojawiło się okienko z zapytaniem o wysunięcie terminala. Gdy Jamie wydał zgodę, ekran w okamgnieniu zaczął zapełniać się setkami dynamicznych danych i informacji o aktualnie wykonywanych czynnościach. Przy okazji program kontroli gwałtownym ruchem sam skorygował optymalną odległość do przyłączenia, co mogło wywołać utratę równowagi u nieprzygotowanych osób na pokładzie. Dwie ogromne, pneumatyczne wysuwnice, niczym mechaniczne macki skierowały się na spotkanie z podobnymi sobie z obiektu naprzeciwko. Jeszcze jeden lekki wstrząs towarzyszący ich zespoleniu, i "Bumerang" stał się właśnie jednością z o wiele mniejszym "Mitsu-Alfą".
"Połączenie zakończone sukcesem. Łączę terminale." - ogłosił subtelny żeński głos systemu "Bumeranga". Na waszych oczach, choć nadal oddzielała was przeźroczysta bariera, widzieliście jak dwa sprężyste niczym harmonijki tunele zbliżały się ku sobie po złączonych ramionach.
"Potwierdzam połączenie terminali. Ekstrakcja możliwa." - po tych słowach dobywających się z głośników nad waszymi głowami, momentalnie dwie ogromne zapory po obu stronach opadły, i mogliście bezpiecznie przedostać się wolnym lotem w pozbawionej grawitacji przestrzeni, wprost na pokład drugiego obiektu. Przelot ułatwiały równomiernie rozmieszczone chwytaki przypięte do ścian tunelui, którymi mogliście odpychać się w stronę przeciwległego terminalu.

Malachius, Hargreaves, Sanchez:

Gdy wasza trójka przelatywała przez terminal, poczuliście charakterystyczny, lekki swąd spalenizny. Nigdzie jednak nie było śladów palenia się układów, niemniej mogło to wzbudzać pewien niepokój. Mimo to, udało się bezproblemowo dotrzeć przed właz połączonego statku, umieszczonego już za drugim terminalem. Statek nie otworzył się od razu, lecz dopiero po dwóch minutach. Wyglądało to trochę jakby ktoś niechętnie zaprosił was do siebie, a potem złośliwie kazał jeszcze czekać przed drzwiami.
Przedsionkowe wnętrze "Alfy-Mitsu" wyglądało mało atrakcyjnie, wręcz nieschludnie. Ściany zżerały brud i wyschnięty smar, pod nogami walały się śmieci i jakieś stare szmaty, a efekt nieładu potęgował głośny hałas dobiegający z maszynowni położonej najpewniej nieopodal (bo widocznie ktoś skąpił na odpowiednie wytłumienie ścian).
- Pierwsze drzwi na prawo - dobiegł was lekko charczący, typowo męski głos.
W sali dowodzenia do której was zaproszono, wyglądało już nieco lepiej. Co prawda daleko było od porządku, ale na upartego dało się wytrzymać. Najbardziej rzucała się w oczy wszędobylska, stalowa szarość, która jednocześnie wzbudzała uczucie chłodu (choć bardziej prawdopodobne, że ogrzewanie również było tutaj kiepskie). Po prawej stronie znajdowała się wnęka wypełniona panelem sterowania i stacją komputerową. Wspólnego HUD-a operowały w milczeniu dwa androidy, oba o damskim layoucie. Prostopadle do panelu znajdowało się kilka prostokątnych, metalowych szafek, a także dwa automaty - jeden z napojami, drugi wypełniony przekąskami. Naprzeciw automatów znajdowało się przyspawane do podłoża żelazne biurko, na którym siedział właśnie gospodarz. Ręce miał założone, a jego dość kwaśna mina mogła oznaczać, iż nie jest zadowolony z waszej obecności. Ubrany był w znoszoną syntetyczną skórę i kapelusz. Swoją krępą budową ciała i prezencją, na dobrą sprawę nie wzbudzał sympatii. Z danych z którymi zdążył się zapoznać Malachius, klient nazywał się Gary Scott, a przynajmniej tak przedstawiał go informator. Rzadko kiedy bowiem ludzie udający się w szarą strefę chcieli być rozpoznawani.




Gary Scott:

- Nie spodziewałem się tej wizyty. Zaliczka wpłacona, koordynaty wam podałem, i właśnie robiłem przelew za lot. Tak więc czemu zawdzięczam to nagłe spotkanie? - z głosu rozmówca wstępnie wydał się wam dosyć szorstki, nieco oporny, a Malachius dodatkowo wyczuł w nim jakąś nieokreśloną nutę poddenerwowania.

Jamie Thompson:

Nie wiadomo czemu Malachius zechciał spotkać się z klientem, ale jeśli miało to tylko zapewnić dodatkowe bezpieczeństwo, to nie należało narzekać. W takich chwilach pilot musiał tak naprawdę być zawsze czujny. Gdyby coś poszło nie tak, musiał być w stanie jak najszybciej ewakuować załogę. Tyle, że bardziej na tym statku liczyła się zapobiegliwość i sztuka przewidywania. Nadmierna ostrożność, choć męcząca, pozwalała ocalić tyłek nim w ogóle doszło do krytycznej sytuacji. "Bramo-statki" nie były mistrzami nagłych ucieczek. Thompson i Malachius doskonale o tym wiedzieli, gdyż było im dane spotkać się w swej karierze z podobnymi okrętami, choć o innym przeznaczeniu. W okolicy póki co skanery i radary nie wskazywały na obecność niczego prócz skał. Były nieruchome, tak jakby ktoś zamroził je w czasoprzestrzeni.

Raven Screwdriver:

Wszystko wskazywało, że statek pracuje w normie. Silniki wciąż pozostawały włączone, choć nie generowały odrzutu. Kontrolki wskazujące chłodzenie reaktorów również nie wzbudzały podejrzeń. Także generator NPG nie wykazywał awarii. Chociaż... Coś jakby było nie tak, a przynajmniej tak dociekliwemu technikowi jakim był Raven się wydawało. Generator choć w tej chwili tylko w trybie przygotowania, miał nieco zbyt wysoką impedancję wyjściową. Mogło to oznaczać, że wzmacniacze energetyczne nie do końca spełniają swoją rolę. Jak i również mogła być to wina systemu diagnozy. Albo jeszcze coś innego. W najgorszym wypadku awarii wzmacniacza, najszybciej będzie wpiąć zapasowy wtórnik emiterowy. Tyle, że to zajęłoby z pół godziny czasu. Tak czy owak - można było to zignorować. Najwyżej obiekt poleci trochę dalej niż powinien...

Shin Nakamura:

Być może decyzja Malachiusa nie była do końca zrozumiała, bo wszak wziął ze sobą nową załogantkę, od bardziej wypróbowanego Nakamury. Z drugiej strony nie tylko jej żołnierskie opanowanie, ale ogólnie płeć czasami mogła ocieplić twardą atmosferę negocjacji. Tym samym Shin musiał zorganizować sobie czas na pokładzie. Kajuta Shina była dosyć skromna i ciasna, ale dysponowała szafką na ubiór, zbrojoną szafką na broń podręczną, biurkiem i kapsułą regeneracyjną. W lustrze umieszczonym na lewo od drzwi Nakamura wciąż widział tą twarz zimnego sukinsyna z Polaris. Trudno było się wyzbyć przeszłości, która odciskała piętno na człowieku niczym ślady stóp na mokrym piasku. W sumie chyba najbliżej jego sytuacji był pilot - Jamie Thompson. Urodził się i wychowywał w podobnych warunkach i też był innej karnacji. Mimo, że kosmos znacznie wytłumił rasizm i odmienność "kolorowych" to jednak niekiedy nabierał innych wymiarów - już nie chodziło o skórę, ale o pochodzenie. Ludzie to ciekawy gatunek - mimo ogromnego postępu i wiedzy, nie potrafią sobie poradzić z najbardziej prymitywnymi odruchami i zachowaniami. Czysty dysonans i kuriozum, a jednak udało się skolonizować kosmos. Obchód jak zwykle był nudny, ale trzeba było go zrobić. W takich sytuacjach przy otaczającej głębi kosmosu trudno nie popaść w zamyślenie... I dopiero nagły, dziwny ruch przy jednej z toalet wzbudził podejrzenia u Nakamury.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 11-09-2012 o 15:09.
Rebirth jest offline