Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2012, 21:10   #10
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Spacer przez wioskę nie napawał optymizmem, różnorodność budynków, a przede wszystkim różnorodność materiałów z których je zbudowano, przypominał afrykańskie wioski, czyli biedotę. Budowano z czego się dało, widać tutaj również nie było łatwo pozyskać odpowiednie surowce. Zresztą, to samo przecież tyczyło się ubrań... Jak się szybko okazało, mieszkańców było tak niewielu, że wszyscy znali się bardzo dobrze, i każdy był od czegoś specem. Ubuntu słuchał dość pobieżnie, nie chciał zostawać tu na dłużej. Przecież oni nie mogą być jedynymi pokutującymi w Czyśćcu, musi więc gdzieś być jakieś większe, lepiej prosperujące miasteczko. Im więcej ludzi, tym większa anonimowość, nauczył się tego jakiś czas temu. Spokoju, którego mogło dostarczyć mieszkanie w małym, prowincjonalnym miasteczku, nie potrzebował.

- Ilu was tu jest, w tej wiosce? Dwudziestu?- spytał z politowaniem, zupełnie jakby to czyniło ich społeczność gorszą.
-Tak około, nie jestem pewien, chyba tak.- odpowiedział Ender rozkojarzony. Ubuntu zamrugał oczami i uniósł brwi. Pokiwał głową z niedowierzaniem, po czym ponownie odezwał się do przewodnika.
- Daleko stąd do większych wiosek?
-Hm
Ender nie odpowiedział póki nie dotarli do następnej osoby, wymienił jej imię i specjalizację.
-Nie wiem... nigdy nie słyszałem o innych.

Chwilowo murzyn myślał, że mężczyzna sobie z niego żartuje. Zacisnął szczękę, zmierzył go wzrokiem, i dopiero wtedy zrozumiał, że jest on z nim zupełnie szczery. To nie prognozowało dobrze, całkiem możliwe, że utknie tu na zawsze. Nigdy się nie przystosuje, tego był pewien, i zawsze już będzie męczył się w towarzystwie tych wszystkich... osób.

Milczał przez dalszą część drogi do domu Kseni. Widok starszej ale energicznej i śmiałej kobiety wcale go nie zaskoczył. Te kilka "kobiet u władzy", które spotkał były zawsze takie same. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że czuł do nich jakieś dziwne zaufanie, jakby sama ich postawa mówiła "chodź, pomogę Ci, nie zawiodę Cię". Wszedł do domu przepuszczając wszystkich poza Enderem.

Rozkaz nakrycia do stołu wzburzył Ubuntu. Stał nieruchomo w ramach sprzeciwu, jednak gdy spojrzał w oczy krzątającej się Liry, zmiękł. Nie było w nich ponaglenia, groźby, nic władczego. Była to zwykła prośba, do jakich nie zdążył przywyknąć. Poza tym, nic nie jednoczy ludzi jak wspólny wróg- bardzo mu się spodobało to, jak kobieta potraktowała Endera-pierdołę, czym zdobyła jego sympatię. Postanowił więc, w drodze wyjątku, rozłożyć talerze, przy czym nie zapomniał o głośnym ich ustawianiu i ponurej minie, wszystko to w celu manifestacji swojego niezadowolenia.

Uważnie słuchał wyjaśnień Kseni, jednak były one dla niego zbyt abstrakcyjne, niewiele zdołał zrozumieć. Nie zadawał jednak pytań, najlepiej uczyć się poprzez praktykę. Z większym zaciekawieniem nadstawiał ucha gdy kobieta wspominała o Panu, jednak i o nim nie dane mu było się dowiedzieć czegoś konkretnego.

Teraz pozostawało mu wyjść przez "drzwi" i poszukać sobie lepszego miejsca. Ale najpierw, obiad.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline