Dzieci Nurgla zgodnie z poleceniami Henkego zrobiły wszystko co do nich należało. Trójka mężczyzn założyła pancerze sigmarskich inkwizytorów, choć nie było im łatwo. Nigdy nie mieli na sobie takich zbroi. Każdy z zdolnych do walki zabrał zabitym strażnikom broń, zarówno miecze, jak i kusze, choć większość kompanów Henkego nie potrafiła korzystać z tego rodzaju broni.
-
Panie Henke, czy to... Czy to nie herezja...- spytał Bernard spoglądając na święty symbol komety z dwoma ogonami, która znajdowała się na napierśniku każdej z trzech zbroi. Henke wierzył jednak głęboko, że Władca Much przymknie oko na ten fakt, z racji ważnej sprawy, przez którą jego wyznawcy założyli owe pancerze. Kiedy wszyscy byli gotowi, każdy z mieszkańców Leidendorfu zabrał ze sobą prowiant żołnierzy, którzy nie tak dawno jeszcze ich pilnowali. Droga nie była daleka, jednak pieszo z pewnością da się we znaki grupie zarażonych.
Wieczorem
Marsz na północ był znacznie trudniejszy, niż z początku mógł się Geschwurowi zdawać. Wędrowcy mogli zapomnieć o jakimkolwiek trakcie czy chociażby ścieżce. Choroby i zarazy trawiące ich organizmy mocno ich osłabiały, ale najbardziej we znaki dały im się długie lata spędzone w jednym miejscu. Ich ciała zwyczajnie nie były zdolne do tak dalekich wypraw pieszo, z ciężkimi bagażami w postaci broni, zbroi i prowiantu. Jakby tego było mało żaden z towarzyszy Henkego, ani on sam nie mieli pojęcia jak rozpalić ogień bez suchego drewna, jak postawić namiot, czy w jaki sposób cokolwiek upolować.
Niebo szarzało. Słońce powoli chyliło się w stronę horyzontu a oni wciąż byli w gołym polu, między licznymi pagórkami i wzgórzami.
-
Ile jeszcze przed nami drogi?- spytał Kacper, który jako jeden z wyróżnionych miał przywilej zabrać pancerz inkwizytora.
Henke domyślał się, ze czekają ich jeszcze jakieś dwa dni drogi w okolice grobu. Niestety dokładnego jego położenia nie znał pewnie przyjdzie im jeszcze szukać tego miejsca.
-
Henke...- wtrącił Holger -
Ludzie są zmęczeni i zmarznięci...- to był kolejny problem Geschwura. W Leidendorfie nocą wchodziło się do domu i spędzało chłodną noc pod kocami w łóżku. Tutaj nikt nie dawał im schronienia, ale z drugiej strony to była pielgrzymka, więc ta droga wymagała od nich poświęcenia.
-
Panie, pokrzep ludzi. Niech wiedzą, że o nich dbasz. Niech wiedzą, że dba o nich Nurgle...- syknął Bernard.