Saimon stał przy oknie ściskając w ręku swój korbacz. Czekał tylko na jakiś znak by wkroczyć do środka. Z uwagą przyglądał się temu, co działo się w środku.
-Byle nie żarli tego ścierwa...- syknął pod nosem. Demon, który rzekomo opanował karczmarza, mógł wywęszyć podstęp i nakazać zatrucie strawy, by zmniejszyć prawdopodobieństwo swej klęski.
Widząc, jak krasnolud zaczyna działać, Saimon wejrzał ukradkiem na Rabenta i syknął mu półszeptem.
-Bądź gotów.- poprawił uchwyt korbacza. Nie wychylający się za bardzo Saimon nie bardzo rozumiał zachowanie karczmarza. Ten zdawał się być uległy i pokorny na krzyki krasnoluda.
-Czy oni na pewno są opętani?- uniósł brew zwracając się do starego kapłana.
-Jest to tak pewne, jak to, że tu stoimy.- odparł -Mamy liczne zeznania mieszkańców. Do tego Magnus dowiedział się o tym od jednego z mutantów. On ich tropi od dawna, a zna się na swojej robocie. We wsi od dawna dzieją się dziwne rzeczy. Wszystko wskazuje na to, że to oni.- odpowiedział.
-Jakie dziwne rzeczy?- syknął nie odrywając wzroku od okna.
-Jednooki Knut widział niejeden raz, jak nad środkiem wioski, gdzie stoi karczma latały nocami nietoperze. Poza tym Syn kowala wiózł niedawno środkowym placem kanki z mlekiem, które dziwnym sposobem zsiadło, gdy mijał oberżę. Takich incydentów było więcej!- Mówił z przejęciem Albrecht.
Saimon wziął głęboki wdech.
-Morderstwa, zaginięcia, rytualne symbole w okolicy, porwane dzieci, krzyki! O takie dowody pytam...- burknął nieco rozgniewany.
-Jednemu pastuchowi zdechła w zeszłym tygodniu owca! Ponoć wcześniej pogłaskał ją karczmarz.- Dodał ze śmiertelną powagą.
Saimon nie zdążył udzielić rozmówcy inteligentnej odpowiedzi, gdyż kompani wewnątrz karczmy zaczęli zabawę. Saimon zmarszczył czoło i wejrzał na Rabenta.
-Wchodzimy!- syknął. Rabent jasno i szybko pokiwał głową, wyjął pałkę i ruszył za Saimonem. Zamierzał być w gotowości, nie-ludzie dawali sobie radę z karczmarzem, ale należało pamiętać o reszcie opentańców.
Kiedy Rabent i Saimon weszli do środka dostrzegli jak dwóch dryblasów, którzy wcześniej pili akurat stanęło w drzwiach do kuchni dobywając mieczy. Wzięli sobie na cel krasnala i niziołka.
-Sczeźniecie na stosie, jeśli staniecie na drodze sługom Łowców Czarownic!- warknął gdy tylko dostrzegł dryblasów. Saimon miał świadomość, jak nazwa tej organizacji działała na ludzi. Zwyczajnie, miał zamiar ich zastraszyć nie cackając się z tłumaczeniem czegokolwiek. Rabent przygotował się na obronę w wypadku , gdyby słowa jego bardziej doświadczonego kolegii nie podziałały.
-Hej! Już dobrze! Nie chcemy miec problemów! Mysleliśmy, że to napad bandycki.- Mężczyźni ostrożnie wycofali się opuszczając broń.
-Wyłazić na zewnątrz, ci tutaj są oskarżeni o herezję!- burknął złowrogo wskazując nieprzytomnego karczmarza -Na zewnątrz czeka kapłan, który udzieli wam błogosławieństwa by uchronić przed wpływami chaosu, już!- dodał po krótkiej chwili.
-My nie mamy z nim nic wspólnego!- zakrzyknęli na te słowa mężczyźni -Jesteśmy zwykłymi przejezdnymi. Już idziemy- odparli posłusznie.
Saimon odprowadził ich wzrokiem do drzwi po czym spojrzał na Rabenta.
-Trzeba go związać póki jest sam. Ale nie róbcie mu krzywdy.- warknął pod nosem idąc w stronę kuchni. Miał zamiar prędko się rozejrzeć po pomieszczeniach.
-Reszta rodzinki pewnie na wierchu. Trzeba zawołać Pietera i Jacoba.- dodał po chwili.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |