- Tu czysto. Chodźmy do tych drzwi na lewo. Słychać krasnala i nizioła z sali głównej. Na ten moment nic tu po nas - powiedział Jacob po cichu do Pietera.
Łowca zniżył się ponownie i zakradł do drugich drzwi. Słuchał co może być za nimi przykładając ucho do drewna. Chyba pustka. Wyjął wytrychy i znów zaczął gmerać przy zamku.
Zamki w tej karczmie w ogołe nie stanowiły dla Ciebie wyzwania. Chwila majstrowania wytrychem i drzwi zostały otworzone. Uchyliłeś je odrobinę. Lecz nagle wiedziony wewnętrznym przeczuciem szybko je zamknąłeś. Udało się w ostatniej chwili. Usłyszłes jak ktoś właśnie wszedł do korytarza. Stukot kroków odbił się echem w pomieszczeniu. Po chwili dobiegł cie trzask zamykanych drzwi. Chyba droga wolna...
Łowca otworzył po cichu drzwi i zerknął do środka. Widział kilkoro drzwi, ale otwierane były nie te, które właśnie się zamknęły. Zdecydował, że poczekają jeszcze chwile. Schował się za ścianą zewnętrzną i delikatnie zamknął drzwi. Zacisnął dłoń w pięść i pokazał ją Pietrowi. Samemu opierając się o ścianę i nasłuchując kolejnych kroków. Stwierdził jednak, że pasowałoby sprawdzić czy nie ma tu jeszcze jakiś innych wejść. Pokazał dłonią na siebie i dwa razy potrząsnął ręką wskazując stronę, w którą się udał.
Za kolejnymi rogami budynku nie było żadnych drzwi więcej. Jacob zajrzał do okien. W pierwszych dwóch pomieszczeniach nie dostrzegł niczego. Kolejna była kuchnia. Tam ujrzał karczmarza nakładającego strawę. Wyszedł ją podać
następnie wrócić do kuchni i wybrał inne drzwi. Pewnie wraca tą samą drogą co przyszedł.
Jacob wrócił do Pietera i przedstawił mu swój plan.
- Wiem gdzie jest kuchnia, oberżysta najpierw wychodzi z drzwi z sali głównej, idzie tutaj, wchodzi do jakiegoś tam jeszcze pokoiku i jest w kuchni. Proponuję zaczaić się gdzieś pomiędzy kuchnią, a tym korytarzem. Tutaj jest za jasno i jak karczmarz padnie, to zrobi za duży huk. Musimy go ogłuszyć koło pomiędzy kuchnią, a tym tutaj. Pojął? - zapytał Jacob Pietera.
Odpowiedź drugiego łowcy uprzedziły odgłosy awantury.
- Ty tam ja tu. - wskazał Pieterowi drzwi do sali, w której spało tych dwóch mężczyzn.
Samemu ruszył w stronę drzwi po lewej w korytarzu. Cały czas chciał ukryć swoją obecność. Stąpał ostrożnie blisko ściany, tam gdzie deski nie skrzypiały tak bardzo.
Był sam w ciemności. Otworzył drzwi po lewej. Był to pokój karczmarza.
Jacob zerknął co znajduje się w izbie. Miał nadzieję, że tym razem światło księżyca dotrze i pozwoli mu na małe oględziny. Szukał ksiąg, symbolów kultu, składników do rytuałów, cokolwiek czego nie powinien trzymać w swojej izdebce zwykł karczmarz.
W pokoiku znajdowało się jednak tylko łóżko, stolik na świeczkę i szafka z ubraniami. Nie było żadnych podejrzanych przedmiotów.
Wydało się to conajmniej dziwne. Nic, niby w tym człowieku siedział najpotężniejszy demon, a nic tutaj nie było. Jacob zamknął drzwi wytrychem od wewnątrz i postukał delikatnie obcasem buta i podłogę szukając jakiejś ukrytej skrytki. Nic nie było. Każda deska miała pod sobą ziemię. Każdy kąt został dokładnie sprawdzony. Totalne zero. Następnie wyszedł oknem i wrócił do korytarza wchodząc ostrożnie do następnych od lewej drzwi wcześniej robiąc rozeznanie.
Udał się dalej. W kolejnym pomieszczeniu dostrzegł zarys szaf i dwóch łóźek, na której spały jakies osoby. Po środku stał stolik, a na nim leżał talerz z niedokończoną strawą.
Jacob wyjął pałkę i zbliżył się do łóżek. Zerknął na to, kto leży na posłaniach. Mimo szaleńczego rytmu serca jego oddech był powolny i cichy. Nie miał wiele czasu.
Na obu posłaniach leżały śpiące mlode kobiety. Spały twardym snem. Jacob przypomniał sobie słowa kapłana mówiące o tym, że najstarsze z dzieci miało 12 lat. Uśmiechnął się na widok nawet ładnych dziewczyn. Powoli udał się do wyjścia zerkając jeszcze pod posłania, czy aby tam nikt się nie ukrywa. Żadne z opętanych dzieci nie kryło się pod łóżkami. Trzeba było iść dalej. Kolejne pomieszczenie to był chyba ten pokoik pośredni - następny cel Jacoba.
Trafił do magazynu. Była to typowa spiżarka z jedzeniem i trunkami.
~ Tutaj nic nie ma do cholery! Co tu się dzieje na Sigmara?! - pomyślał Miller i słysząc odgłosy szamotaniny z drzwi po prawej wolał nie ujawniać swojej obecności. Zerknął jeszcze po półkach, czy nie ma tam czegoś podejrzanego, zwykłe żarcie, o co tu chodzi?! Słoik z jakimiś konfiturami, nawet dobre - pomyślał wkładając palec do ust. Tutaj jakieś suszone mięso, kilka pęków czosnku, zioła. Jacob wszedł do pomieszczenia, w którym była reszta. Jego mina wskazywała na bardzo wysokie poirytowanie.
- Nic, czysto. - powiedział cicho. |