Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2012, 21:13   #12
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Eckhardt uśmiechnął się widząc miasto. Gdyby jego mała armia liczyła nieco więcej zwierzoludzi z pewnością uderzyłby mordując i paląc wszystko i wszystkich na swojej drodze. Gdy tylko liczebność jego wojska wzrośnie na pewno wszelkie miasteczka pokroju Obelheim będą drżały na widok sztandaru z głową byka.
Tymczasem Eckhardt zupełnie przyzwyczajony do krwi na swojej zbroi nie zwrócił na to żadnej uwagi. Niestety strażnicy widać byli chłopkami z ulicy i krew była dla nich czymś nienormalnym - przynajmniej w mniemaniu Schwartzhauta tak było. Odpowiedział im:

- Jestem jednym z rycerzy z Siegfriedhof. Z zakonu Morryckiego. Spotkałem w lesie kilku zwierzoludzi. To wszystko. Wpuścicie mnie czy pozwolicie aby deszcz zastał pogromcę mutantów?
Mężczyzna spojrzał ze zdziwieniem Eckhardtowi na zasłoniętą hełmem głowę, jakby chciał spojrzeć mu w oczy.
-Oczywiście...- syknął, po czym otwarł małe drzwi zamontowane w większych, drewnianych wrotach -Ilu było tych zwierzoludzi? Ostatnio coraz częściej o nich docierały do nas doniesienia.- rzekł gdy tylko przeszli próg murów.
- Siedmu. Gdy rozrąbałem ich jeleniogłowemu szamanowi głowę reszta zwiała. W praktyce padło czterech. - odpowiedział Eckhardt.
Gdy przeszli przez wrota Schwartzhaut zapytał strażnika:
- Znacie może imię Aesherian? Szukam tego elfa. - zapytał chociaż mało prawdopodobne było to, aby jakiś tam strażnik wiedział kim jest ten długouchy.
-Elf? Nigdy w życiu takiego nie widziałem, a jedyny elf, którego kojarzę to Teclis.- zażartował -Tu w gospodzie “Czyste posłanie” od trzech dni przebywa twój ziomek. Znaczy duchowny Morra. Zaprowadzę Cię do niego.- rzekł maszerując w stronę gospody.
- Dobrze, prowadźcie. Może on będzie wiedział. - powiedział Eckhardt w duchu przeklinając. Nie chciał spotykać się z żadnym kapłanem czy innym władającym magicznymi sztuczkami.
Strażnik nawet nie musiał nalegać. Eckhardt wiedział po prostu, że wzbranianie się, przed spotkaniem z kapłanem będzie podejrzane. Karczma, do której się udali była skromna i przeciętna, jakich wiele. W rogu głównej sali, samotnie siedział czarnowłosy mężczyzna o wskazującym stanie upojenia alkoholowego. Świadczył o tym gliniany dzban oraz szklanka, których nie musiał z nikim dzielić.
-To on.- syknął strażnik -Dozobaczenia i powodzenia.- dodał życzliwie, po czym wyszedł.
Eckhardt zmarszczył czoło widząc Morrytę. Zadowolony był jednak, że klecha się upił. Może nie będzie aż taki podejrzliwy. W sumie wydało się to Schwartzhautowi dziwne, że taki milczek jak kapłan Morra spędza wieczór chlejąc w oberży. Mimo wszystko podszedł i usiadł obok.
- Witajcie bracie. Me imię Petr, jestem jednym z zakonników z Siegfriedhof.
-Aaaa bądź pozdrowiony, niech Morr oczyści wszystkie twoje sny...- odrzekł tak głośno, jakby rozmawiał z głuchym.
- Co się stało, że jeden z kapłanów spędza wieczór przytulając butelkę? - zapytał Eckhardt z pogardą. Pijany pewnie i tak tego nie usłyszy.
-A takie tam... Problemy osobiste.- machnął ręką -Co cię tu sprowadza? A?- spytał uśmiechając się lekko i głupkowato.
- Mam wiadomość dla elfa Aesheriana. Szukam go, bo z tego co mi wiadomo często zmienia swoje miejsce pobytu. To sprawa priorytetowa. Nie zabawię tu długo. - powiedział Eckhardt ściszając głos, tak aby postronne uszy nie wiedziały o czym mowi.
-Aha.- odrzekł kleryk lejąc sobie do szklanki wina z dzbana.
- Nic wam to imię nie mówi? - zapytał Eckhardt.
-Jakie imię?- spytał zdziwiony.
- Aesherian - powiedział Eckhardt przewracając oczyma. Klecha już do denerwował.
-Eeee... Nie, a powinno?- wzruszył ramionami.
- Nie. Chlejcie dalej. - powiedział z uśmiechem i podszedł do karczmarza.
- Mięsiwa dużo, krwistego. Porządnie chcę zjeść oberżysto. - powiedział zdejmując hełm.
Niedługo potem jedna z dwóch służących przyniosła do stolika Eckhardta spory stek.
Schwartzhaut nie mógł się teraz wydawać podejrzany. Zapłacił jak każdy normalny człowiek. Chwilę później jednak jadł jak barbarzyńca. Odkrawał spore kawałki mięsiwa i nabijając je na nóż podkładał sobie do ust. Rozglądnął się po karczmie. Dalej nie wiedział nic o tym chędożonym elfie.
Jedzenie smakowało wyznawcy Khorna. Niestety, obserwacja w gospodzie nic mu nie dała. Nie było nikogo niezwykłego w pobliżu. Żaden z gości nie wyglądał jakby mógł mieć wiedzę na temat elfów.
~ Niech to kurwa przeklęte miasto ogary Pana Czaszek pożrą. Łącznie z kamieniem murów, belkami domów i wszystkim co napotkają. - pomyślał wściekły Schwartzhaut.
- Karczmarz? Za ile zamykacie? - powiedział głośno nie odwracając się nawet do szynkwasu.
-Bo ja wiem? Jak goście się wyniosą, albo schleją jak wieprze.- odrzekł żartobliwie.
- Mhm... - odpowiedział konstruktywnie Eckhardt i wyszedł z oberży rzucając jeszcze pogardliwe spojrzenie na Morrytę. Gdyby tylko nie uznawano go w tym momencie za człowieka podobnego do niego naplułby mu w twarz i zmieszał go z błotem za karczmą. Nie pojmował jak można było być wyznawcą jakiegoś bóstwa i marnotrawić tak czas. Khorne przykazuje doskonalenie swoich umiejętności bojowych i robienia z nich użytku.
~ Ech... Imperialni i ich bóstwa, nie ma się co dziwić, że Chaos zatryumfuje. - pomyślał i udał się przejść ulicami miasteczka. Może akurat ktoś go napadnie i zrobi tu tę uciechę.
 
Aeshadiv jest offline