Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2012, 19:17   #42
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ogromny ból, który nagle wybuchnął w jego gardle o mało co nie pozbawił go przytomności. Poczuł się, jakby ktoś dosłownie wyrwał mu wnętrzności z szyi. Gdy znowu był w stanie działać zauważył dwa fakty. Po pierwsze dzikus znów miał w ręku swój cenny mieszek i zbierał się do ucieczki w stronę jedynego wyjścia z ładowni (tego, którym on z Yalonem tam wszedł), a po drugie, zduszone przekleństwo, które puścił w złości nie rozbrzmiało z jego gardła, tylko w znacznie przytłumionej, ledwo słyszalnej formie z przytroczonego do pasa widma worka! On najwyraźniej również stał się ofiarą kradzieży! W tej samej chwili przemknęła obok niego oswobodzona Drusilla rzucając mu pełne wdzięczności i uwielbienia spojrzenie. Nie miała jednak czasu na czułości, przypadła bowiem od razu do ciężko sapiącej Betty pomagając jej oprzeć się o skrzynie. Ta wydawała się coraz bardziej podduszona, jakby rzucony na nią czar pozbawiał ją coraz większej części oddechu zmierzając stopniowo do śmiertelnego końca. Żadna z nich, podobnie jak on, nie była w stanie wyprodukować z gardła żadnego dźwięku.
David nie miał pojęcia czym była ta istota, ale miał tylko jedną ochotę: pozbawić to coś resztek życia czy tam innego jestestwa. Machnął w jego stronę, próbując pokazać dziewczynom mieszek, ale nie miał czasu. Nie mógł zgubić tego bydlaka, inaczej zginą we trójkę. Rzucił się w pościg. Jego broń najwyraźniej mogła zranić potwora, dlatego w żaden sposób nie zamierzał mu odpuścić, choć... ważniejszy był mieszek. Gdyby tylko zdążył go odsupłać zanim bydlak go złapał!

Nie było jednak czasu na plucie sobie w brodę. Widmo było cholernie szybkie, ale i zwinny łotrzyk niemal mu nie ustępował. Zdołał prawie doścignąć je, gdy przeskakiwało przez pobliskie skrzynie, za którymi wcześniej krył się David. Jego miecz błyskawicznie uderzył do przodu, jednak natrafił tylko na powietrze. Myśliwy zadowolony najwyraźniej z emocji towarzyszących pościgowi zawył jak kojot i ruszył w stronę zawalonego przez ładunek wąskiego przejścia, w którym poprzednio łotrzyk niemal stracił życie. Szybko niczym małpa począł się wspinać po zrzuconych z góry roztrzaskanych skrzyniach, co nie było wcale takie łatwe. Statek wokół nich nadal bujał się na wszystkie strony, więc towar jeździł to w tę to w tamtą stronę po drewnianej podłodze ładowni i ciągle coś osuwało się pod nogami.
Łotrzyk nie tracił czasu na sięganie po łuk, wątpił, aby jedna strzała mogła okazać się wystarczająco skuteczna. Musiał dopaść do woreczka, w którym ten złodziej miał coś należącego do kogoś innego. Wściekły ruszył za potworem, skupiając się całkowicie na tym, aby nie zrobić żadnego fałszywego ruchu.
Dopadł do roztrzaskanych skrzyń próbując dogonić będące już niemal w połowie drogi przez przeszkodę widmo. Ostre krawędzie rozszczepionego drewna i odłamki roztrzaskanego ładunku raniły mu dłonie, jednak parł do przodu mając już przeciwnika niemal na wyciągnięcie ręki. I właśnie wtedy, gdy był już niemal na szczycie chaotycznej, najeżonej drzazgami hałdy stos skrzyń osunął się pod nim, a on runął w dół. W ostatnim momencie próbował jeszcze uratować się przemieszczając ciężar swojego ciała i chwytając wystającej nad nim deski, ta jednak również okazała się niestabilna.

Poczuł ostry, przeszywający ból, gdy opadające z hukiem żelastwo poraniło mu nogi i część brzucha. Zagryzł jednak zęby i szybko ruszył do przodu po znacznie niższej i mniej stromej już górce. Nadal widział przed sobą umykające widmo. To właśnie kierowało się w stronę poprzedniego placu boju, gdzie pozostawił Yalona i broniącego się przed dwoma widmami akolitę. Rozbłyski magicznych płomieni tryskające znad skrzyń świadczyły o tym, iż akolita doprowadzony do ostateczności sięgnął po najpoteżniejsze ze swoich czarów. Wszystko wskazywało na to, że broniący się ludzie, zajęci walką, nie dostrzegli ani zbliżającego się do nich pędem widma, ani gramolącego się z zawalonej hałdy łotrzyka
A ten nie miał pojęcia jak przyciągnąć skutecznie ich uwagę. Poderwał się z bólem, klnąc jedynie w myślach. Niemy człowiek nie ma zbyt łatwego zycia, ale lepsze to, niż gdyby ten stwór odbierał wzrok, wtedy z pogoni byłyby nici. David nie zamierzał ustąpić, znów rzucił się za widmem, jednocześnie podnosząc z ziemi coś wystarczająco ciężkiego i wystarczająco niegroźnego i cisnął tym w Yalona. Nie chodziło mu nawet o to by trafić, a by mężczyzna zauważył lecący przedmiot. Potem mógłby chociaż na migi wskazać mu uciekiniera. Musiał dorwać bydlaka!

Podniesiony naprędce odłamek rozłupanej misy poszybował w stronę walczącego zajadle żołnierza. Zamieszanie wokół niego spowodowało jednak, że olbrzym nie zwrócił na ten element należytej uwagi. Zarówno widmo, jak i łotrzyk wpadli więc w bitewne kłebowisko zupełnie bez uprzedzenia. Na swoje nieszczęście. Intonowana przez akolite Asmodeusa inkantacja naglę się zakończyła, a z jego osmolonej, śmierdzącej siarką laski trysnęło całe może pełgającego dziko ognia. Naturalnie wycelowane było w widocznych dla nich przeciwników, ale i uczestnicy pościgu nieszczęśliwie znaleźli się w jego polu rażenia.

David momentalnie zauważył zagrożenie i uniknął gorejącej pożogi iście akrobackim wyskokiem w górę. Myśliwy zareagował zbyt późno. Morze ognia omyło praktycznie całą jego sylwetkę. Łotrzyk dosłownie widział jak spora część eterycznego obłoku składającego się na jego sylwetkę dziko zapulsowała i natychmiast wyparowała. Wyraźnie go to spowolniło, tak że David zdołał nadrobić dużą częśc dzielącego ich dystansu. Po chwili ciało zjawy się ustablizowało, nadal jednak było widać w nich szerokie wyrwy po odniesionych ranach, z których sączyły się wąskie strużki duchowej mgły. Mógłby przysiąc, że widział wśród nich pojedyncze krople krwi, jakby widmo, podobnie jak otaczająca ich dżungla, stawało się coraz mniej duchowe, a coraz bardziej materialne. O mało co nie wywróciłby się o grube konary, wyrastające z pobliskiego pnia rosnącego w drewnianej ściane .

Wypadli z ładowni,gnając po wąskich drewnianych schodach na wyższy pokład. Łotrzyk wyraźnie usłyszał wrzawę bitwy, rozlegającej sie na górnym pokładzie nad nimi. Poczuł potężne szarpnięcie, gdy statek nagle zatrzymał się. Chwilę później wybiegli na świeże powietrze. Cóż to był za widok! Cały górny pokład zapchany był żywymi jeszcze członkami załogi i pasażerami. Z ledwością odpierali zastępy nacierających na nich sił. Poza około tuzinem myśliwych atakowały ich też przeróżne egzotyczne zwierzęta, jakby cała potęga południowej dżungli zmaterializowała się nagle na tym jednym pokładzie. Zaraz przy ich statku zauważył statek-widmo, od którego wszystko się zaczęło, dzieliły ich jedynie metry. Na jego pokładzie dostrzegł potężną postać ubraną w szamańską maskę. Zastanawiające było jedynie to, że reszta jej ubrania wyglądała identycznie jak mundur należący do ich kapitana. Ta dziwna postać po chwili zniknęła pod pokładem drugiego statku. Nie miał jednak czasu na dalszą obserwację. Uciekające mu widmo wdrapywało się już na takielunek, spoglądając co chwila w stronę drugiej jednostki. Można więc było sądzić, że chce się do niej dostać po szerokim rozłożystym omasztowaniu, z którego dało się przeskoczyć na żagle drugiej jednostki.

Nie miał cholernego pojęcia co tu się działo, ale póki nie miał głosu swojego i dziewczyn, nie było sensu się nad tym zastanawiać. Bieżący problem braku oddechu był zbyt palący. Jeszcze w biegu schował swoją broń, sięgając po łuk. Mógł oddać jeden strzał, póki tamten nie znajdzie się nad wodą, kiedy to zestrzelenie go będzie już głupotą. Nurkowania po mieszek do wzburzonego morza nie można nazwać inaczej. Napiął cięciwę, wypuścił strzałę, a potem popędził za widmem, zarzucając łuk na plecy.
Nie był to jego najlepszy dzień. Strzała ze świstem pognała do przodu, mijając widmo jedynie o cale. Jednak pospieszny, nieprzygotowany strzal nie pozostał bez konsekwencji dla cięciwy. Łotrzyk zarzucając łuk na plecy mógłby przysiąc, że była na skraju urwania. Byłby zdziwiony gdyby wytrzymała choć jeden dodatkowy strzał.

Przypadł do takielunku i zaczał wspinać się na górę. Ta część była prosta, miał do dyspozycji odpowiednią ilość przeplatających się lin. Szybko więc znalazł się na górze. Gorzej z dalszą drogą prowadzącą przez wąski, niezabezpieczony żadnymi linami poziomy maszt prowadzący w bok nad burtą jednostki. Widmo wbiegło na niego lecz szybko musiało zwolnić, gdy omal nie poślizgnęło się i nie runęło na dół.
Co za irytująca chwila, gdy człowiek nie jest w stanie obrzucić czegokolwiek stekiem solidnych i głośnych wyzwisk! Ruszył za uciekającym złodziejem, coraz bardziej pozbawiony subtelności. Zrzucenie go sprawiłoby, że znów musiałby złazić na dół, więc uparcie dążył do zaciśnięcia na nim swoich łap. *

Myśliwy może i był nadzwyczaj zręczny, ale David w niczym mu nie ustępował, a do tego wyraźnie lepiej panował nad równowagą swojego ciała. Dogonił widmo pokonując pospiesznie dzielący ich dystans. Nie zamierzał ukatrupiać tego czegoś, przynajmniej chwilowo. Miał inne priorytety i głównym z nich było odzyskanie mieszka. Po drodze w jego dłoni pojawił się miecz, ale tylko zamarkował cios, tak naprawdę sięgając po swój "głos". Chwycił, od razu odwiązując mieszek, nawet nie wiedząc, czy to w jakiś sposób miało pomóc.
Gdy odsupłał sakiewkę, niemal natychmiast otoczyły go liczne szepty zlewające się w jedno niewyraźne szumienie. Kilka z nich rozpoznawał, były to głosy jego i dziewczyn, inni z kolej musielibyć wcześniejszymi ofiarami widma. Prawie natychmiast po tym, jak wirujące wokół niego szepty zamilkły, on instynktownie poczuł jak wraca mu głos. Widmo zawyło z rozpaczy, rzucając się ku niemu.

Naparło na niego całą siłą ataku, próbując jednocześnie podłożyć mu nogę, nie z łotrzykiem były jednak takie numery. Momentalnie przemieścił wagę swojego ciała, powodując, że to jego przeciwnik utracił równowagę i zachwiał się na wąskim maszcie. David tylko na to czekał. Warknął wściekle, jednocześnie czując ulgę na fakt, że wrócił mu głos, jak i wściekłość na tego bydlaka. Obrócił miecz w dłoni i wbił go w kark bestii, którą chwilę później kopniakiem zrzucił z masztu, samemu musząc łapać równowagę po tym efektownym, ale niezbyt mądrym ruchu. Już miał zawrócić i zejść na pokład, gdy jakaś myśl go powstrzymała.
Ten statek będzie miał problemy z dalszą podróżą, tak czy inaczej.
Zamiast więc wrócić, zaczął iść dalej. To coś w masce, co w zdecydowanie zbyt dużej mierze wyglądało jak kapitan... cóż, zobaczymy czy dało się zabić. Ten atak należało jakoś powstrzymać, a najlepiej było uderzyć w jego źródło.

+1000XP
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 13-09-2012 o 23:14.
Sekal jest offline