Johny jestem zawiedziony
Liczyłem na jakiś zjazd po kablu elektrycznym na ziemię, czy też jakiś finezyjne salto na dach AV-ki. a tutaj tylko szaleńczy bieg po schodach przeciwpożarowych. Uuuuuu słabiutko
he he he
EDIT:
Choć w sumie jest racja w tym, co piszesz
Johny. Webber jak tylko otworzył drzwi parze Bell-Dennehy musiał zginąć. Sam zapewne o tym nie wiedział, ale to była sytuacja bez wyjścia. Czy, by wam pomógł, czy też nie finał taki sam - kula w łeb.
Muszę chyba zacząć ukracać wasze mordercze instynkty.
I jakoś tak przypomniały mi się pierwsze sesje w CP. Przemoc, przemoc, przemoc i jeszcze raz przemoc.
Moi gracze znali tylko taki sposób na załatwianie interesów.
Nie muszę chyba mówić, że śmiertelność wśród nich była wysoka, a procent akcji zakończonych sukcesem bardzo niski.