Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2012, 14:27   #134
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Corella czuła się, jak po otrzymaniu ciosu prosto w żołądek. Zniszczony garnizon, a nigdzie żywego ducha, tylko ten deszcz i fetor kolejnego, gnijącego ciała. Nadzieja, jaką wiązała z resztą oddziału, z pomocą, którą może uzyskać dla Evelyn, z... bratnimi, żywymi duszami w tym przeklętym miejscu, wszystko to prysnęło niczym kropla deszczu rozbijająca się o przeszkodę.

Gdy ugięły się pod nią nogi, i opadła na bruk, wciąż trzymając nieprzytomną, ranną towarzyszkę w ramionach, ogarnęła ją najprawdziwsza rozpacz. Deszcz zmieszał się ze łzami na jej twarzy... puściła przyzywaczkę, która osunęła się w miarę delikatnie po jej kolanach na ziemię, a Corella zacisnęła pięści.
- Ale... - Szepnęła, i na więcej nie było ją stać. Tkwiła tak przez dłuższą chwilę w deszczu, z dudniącymi skroniami i własnymi paznokciami wbijającymi się w dłonie. Znów miała straszny natłok myśli, znów rozważała wiele opcji, wszystko zaś po raz kolejny malowało się pod wyjątkowo przytłaczającymi barwami.

I wtedy otrzymała tak brutalne, tak strasznie realnie odczuwalne ukłócie prosto w swym sercu, że aż Paladynce brakło tchu, a ona sama pochyliła się w przód, znajdując teraz sporą częścią ciała nad Evelyn, przysłaniając ją niejako sobą.

Głód.

Głód powrócił, dał brutalnie o sobie znać, a dziąsła zabolały na równi z resztą. I znowu te głosy, te powątpiewanie, te kuszenie...
- Nie zostawię jej - Syknęła przez zaciśnięte zęby - Już mówiłam...

Po czym strzeliła samą siebie własną dłonią w pysk, jakby to miało pomóc. Raz, drugi, trzeci. Zaskomlała nad piekącym policzkiem, po czym wstała na wiotkich nogach, capnęła towarzyszkę za rękę, po czym zaczęła ją ciągnąć do jednego z budynków.
- Jest... tu... kto? - Bardziej szeptała, niż nawoływała umęczona przeżytymi zdarzeniami.
Odpowiedzią był tylko szmer deszczu niemalże wtapiający się w ciszę. Deszczyk ten towarzyszył im przez cały pobyt w tym mieście. Podobnie jak brak słońca, ciągle skrytego za szarymi chmurami. Zupełnie jakby znajdowała się poza Faerunem.
Budynki były niemymi świadkami jej walki, ale czy tylko one?
Szept paladynki nikł w tym ciągłym szmerze. Nie miał szans by dotrzeć do czujnych uszu... Jeśli były jakieś w okolicy.

- Będzie dobrze - Powtarzała do nieprzytomnej Evelyn - Będzie dobrze... będzie dobrze... - Głos Paladynki brzmiał mało przekonująco, i mógł być nie tak całkiem skierowany do towarzyszki. Czyżby i samą siebie chciała do tego przekonać?

Lazaret okazał się pusty... i zakrwawiony. Wyglądało jakby odbyła się tu jakaś jatka. I jakby drzwi do lazaretu były atakowane od wewnątrz.


Ciemnoczerwona posoka jeszcze nie była świeża, ale w wilgotnej atmosferze panującej w mieście, krew nie zasychała szybko. Po towarzyszach paladynki nie został ni ślad, a posoka... drażniła powonienie Corelli.
Lazaret zawierał to co powinien. Łóżka, szafki przy nich... i brak medykamentów.
Nie było również ciał, ani pacjentów ani agresorów.

Do nosa Corelli jeszcze przed wejściem do lazaretu dotarł już zapach krwi, a ona sama próbowała sobie wmówić w ciągu tych kilku kroków potrzebnych do wejścia, że przecież tak właśnie często w owych miejscach czuć... w środku jednak zastała istną rzeź, na którą w głębi ducha się gotowała. Małym pocieszeniem był przynajmniej fakt, że nie było ciał. Może więc jednak ktoś przeżył?
- Zaraz coś znajdziemy - Panna Swordhand ułożyła towarzyszkę na jakimś jedynie lekko zabrudzonym krwią łożu, po czym zaczęła poszukiwać wszelakich medykamentów, mogących pomóc Evelyn.

Na darmo.

Oklapła obok przyzywaczki z rezygnacją, spoglądając w twarz dziewczyny. A widok i zapach posoki drażnił coraz bardziej, świdrując jej zmysły z niezykłą siłą... potrząsnęła głową. Pomasowała chwilę palcami skronie.
- Stajnia! - Wstała gwałtownie z miejsca. Może coś się ostało w wozach którymi tu wszystko przywieźli.
- Przeżyjesz tu sama parę chwil? - Spytała oczekująco spoglądając na Evelyn, a ta, znajdując się nadal poza jawą, leżała naturalnie bez ruchu - To świetnie, za chwilę wracam! - Paladynka kiwnęła energicznie głową.

Głód stawał się coraz silniejszy zwłaszcza, gdy zapach krwi trafiał do nozdrzy paladynki. Głód boleśnie skręcał kiszki Corelli, gdy ta zbliżała się do stajni.
Tam bowiem zostawiono wozy z zaopatrzeniem. Tam mogły być medykamenty jakie przywiozła ze sobą mateczka Deldi.
I wozy rzeczywiście były, drewno zaczynało w nich gnić, jakby wyprawa przybyła tu dekadnie temu, a nie zaledwie przed paroma dniami.
Paladynka jednak stanęła jak wryta, spoglądając na podłoże stajni. Żywe podłoże.


Tysiące robaków wiło się po podłodze stajni, będąc niejako żywym dywanem. W dodatku wydawały z siebie ciche piski zupełnie jakby... komunikowały się ze sobą.

Corella do “miękkich” nie należała, widok nieskończonej ilości oślizłych robali przyprawił ją jednak o dreszcze. Ze skwaszoną miną, targana lekkim obrzydzeniem, oraz równocześnie chorym głodem względem krwi, w końcu jej się odbiło... i raz i drugi, i trzeci. Żołądek miała jednak już od dawna pusty, toteż wśród własnego krztuszenia się, jedynie się brzydko wypluła...
- Pieprzone Wormbane i pieprzone robaki - Skwitowała wszystko, po czym tąpnęła nogą w wijące się paskudztwa, rozdeptując kilkanaście z nich. Ale to co zdarzyło się potem...
To tego się paladynka nie spodziewała. Robaki “zaatakowały” w specyficzny sposób. Nie utworzyły żadnego ciała, tylko energicznie zaczęły wpełzywać na but, a parę najszybszych już wlazło za cholewą do środka i próbowało sforsować barierę spodni.
- Precz! - Wrzasnęła Corella, okładając robaki dłonią, do tego i podskakując, w trakcie ściągania na szybko buta - Precz cholerstwa!
Robactwo jednak postępowało w odmienny sposób, cały ten wijący dywan zaczął otaczać paladynkę, by pochłonąć ją w siebie. Robaki piskami ponaglały siebie nawzajem próbując dopełznąć do dziewczyny i wejść na nią... Dalsze ich plany były zbyt przerażające dla Corelli by je rozważać, a tym bardziej pozwolić je urzeczywistnić.
Paladynka zaczęła się cofać ku wejściu, zastanawiając co dalej uczynić. Jej jeden ściągnięty but zniknął gdzieś pod nawałnicą pełzających po podłodze robali, efektem czego utykała w drugim... skupiając swe spojrzenie na mrowiącym się draństwie. Po chwili wyczuła emanujące z przeszkody zło, może by więc tak... sięgnęła do swej torby, po czym wyciągnęła flaszkę wody święconej.
- No to zobaczymy! - Powiedziała, po czym zaczęła nią chlustać przed siebie.
Woda oblała dziwne robale, jednakże nie spowodowała, że one zniknęły z piskiem, lub zaczęły się rozpadać, nadal uparcie podążając za swoją ofiarą. Powoli ale z determinacją godną krasnoludów.
- Ehhhh... - Zdenerwowała się Corella, chowając flaszkę na powrót do torby. Nie wiedziała za bardzo co też uczynić, ponieważ opcji co prawda kilka było, jednak wszystkie wydawały się mało prawdopodobne do ukończenia sukcesem, a ona nie miała zamiaru wylądować prosto w tych przeklętych robalach. Cofała się więc...
A robactwo podążało za nią, aż do... wejścia do stajni. Tu stworki się zatrzymały. Paladynka nie wiedziała czemu, ale robaki nie mogły opuścić stajni. Coś je zatrzymywało. Ale co?
- A może by tak... - Paladynka sięgnęła ponownie do swego oporządzenia, po czym wyciągnęła “Słoneczny pręcik”, odpaliła, i zrobiła z nim krok w kierunku robali.
Światło jakoś nie odstraszało stworzeń, im bardziej się zbliżała, tym fala robali gęstniała tuż przy wejściu do stajni.
- Mam was gdzieś! - Krzyknęła, rzucając w masę paskudztw pręcikiem, po czym wyciągnęła z torby flaszkę “Alchemicznego ognia”.
- Nażryjcie się tego! - Cisnęła w stłoczone tuż przy wejściu do stajni robactwo.
Ogień zapłonął jasno i mocno, piski płonących żywcem robali niemalże przeszywały uszy paladynki. A te które były w pobliżu ognia rozpełzły się. Z pewnym wyjątkiem.
Te które by uniknąć żaru musiałaby wypełznąć poza granice stajni, wiły się niespokojnie... ale nie uciekły pozwalając się w końcu pochłonąć płomieniom.
Sam ogień alchemiczny spalał się szybko, wilgotne robactwo i nasycone wilgocią powietrze skutecznie tłumiły rozprzestrzenianie się ognia.

Corella ze skwaszoną miną ściągnęła drugi but, po czym w akcie desperacji cisnęła nim w robale. Następnie przyglądnęła się dokładniej stajni i otaczającym ją budynkom... i po chwili miała nowy plan. Jeśli i ten by nie wypalił, to już nie wiedziała co dalej począć, a przecież jej towarzyszka potrzebowała medycyny, którą musiała, po prostu musiała zdobyć!.
Wyruszyła na poszukiwanie lin, może i jakiejś drabiny, mając zamiar dostać się do stajni od góry. Przy okazji zajrzała również do Evelyn, ściągając nieprzytomnej buty, w końcu póki ta zalega na łożu to jej niepotrzebne... poszukała również kilku flaszek wina, coby przypalić ponownie robale, jeśli zajdzie taka potrzeba. No i wypadałoby też coś zrobić z własną raną na plecach.

Wyekwipowana, ruszyła w końcu do wieży, by stamtąd dostać się na dach stajni...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline