Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2012, 19:16   #43
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Balansowanie na masztach wychodziło mu z każdą chwilą coraz lepiej, bezpieczne zejście na drugi pokład zajęlo mu więc jedynie parę chwil. Spojrzał na bitwę toczącą się na drugiej jednostce. Wyglądało to tak, jakby niektórzy z myśliwych chcieli przedostać się na pokład statku-widma, drogę nie do końca dobrowolnie zagradzali im jednak pozostali przy życiu marynarze. Najwyraźniej nie tylko jego widmo chciało dostarczyć łup na drugi pokład. Szybko ruszył śladami dojrzanego wcześniej kapitana-szamana. Nie musiał długo szukać, schody, którymi ten zszedł prowadziły praktycznie tylko do korytarza oficerów zakończonego kajutą kapitana. Drzwi do oficerskich koi były otwarte, w dwóch z nich dojrzał widmowe sylwetki myśliwych, którzy wyglądali jakby medytowali. Ciężko było stwierdzić na ile czuwają i jakie natężenie hałasu by ich wybudziło. Zza kapitańskich drzwi dochodził chór wzbierających i milknących na zmianę szeptów, same drzwi wydawały się zabarykadowane od środka. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Choć miał trochę opcji. Z tego, co widział kajuta kapitańska znajdowała się na rufie statku i miała szerokie okna i przechodzący pod nimi gzyms. Mógłby spróbować się nań spuścić liną z górnego pokładu (tych widział pod dostatkiem). Mógł też poczekać aż następne widmo dostarczy głosy (o ile jakieś się przebije), bądź spróbować jakoś wykorzystać beczkę z prochem, którą dojrzał na swojej drodze pod pokład. Z pewnością były też inne możliwości... Najgorsze, że nie wiedział ile pozostało mu czasu.

Poruszał się cicho i sprawnie, rozglądając się i próbując wymyślić coś wystarczająco szybkiego i na tyle skutecznego, aby nie został poszatkowany po tym jak się okaże, że w kajucie kapitańskiej nie znajduje się tylko ten jeden w masce. Potrzebował dywersji i zaskoczenia. Okno było zdecydowanie najlepszą metodą na wejście, ale nie wiedział jak zgrać to wszystko w czasie, dlatego postanowił zaryzykować. Wyszedł szybko na pokład, a potem zrzucił linę tak, aby sięgała do okna kajuty kapitańskiej. W przypadku beczki z prochem... to była słaba część tego planu, ale i tak wetknął w to dość krótki kawałek linki, zdaje się, że zwanego lontem. Skrzesał kilka iskier, a potem zepchnął to wszystko w dół, nie mając i nie chcąc tracić czasu na robienie tego dokładnie. Chciał się znaleźć za oknem w chwili wybuchu, więc pośpiech był wymagany. Może to wystarczy do odwrócenia uwagi na tyle, aby sam atak był zaskoczeniem.

Cóż, nie był specjalistą od wybuchów, ale nie można mu było mieć tego za złe, w Golarionie proch popularność zyskał dość niedawno i sprowadzano go tylko w małych ilościach z oddalonych południowych krain. Fakt że piraci mieli taki poręczny zapas okazał się nad wyraz szczęśliwy. Z braku doświadczenia nie miał jednak pojęcia jak ustawić lont, by uzyskać odpowiedni czas. Nie był więc wcale zaskoczony, gdy mimo skrajnego pośpiechu eksplozja zastała go w połowie drogi na dół. Całym okrętem wstrząsnęło, a on ciężko uderzył ciałem o burtę wzdłuż której schodził po linie. Jęknął głucho nasłuchując uważnie. Zza szerokich okien pod nim doszedł go nerwowy zwierzęcy pomruk. Odwrócił się na linie chwytając za nią nogami i spuszczając się głową w dół. Dokładnie tak wyobrażał sobie kajutę pirackiego kapitana. Spore pomieszczenie z poznaczonymi niezliczonymi cięciami ścianami gościło potężną postać szamana. Siedział na środku, na dywanie poprzedniego właściciela, tyłem do okna. Na podłodze wokół niego zgromadzono liczne egzotyczne przedmioty, które musiały być wcześniej ładunkiem pirackiego statku. Łotrzyk dojrzał tam sztuki egzotycznej kościanej broni, dziwne tabliczki z pismem, gliniane urny, drewniane rzeźby połączone z zasuszonymi ludzkimi szczątkami i inne egzotyczne kurioza typowe zapewne dla ludów z południowych dżungli. Zobaczył też rząd rozsupłanych mieszków leżących przed kapitanem - bo co do tego, iż był to kapitan ich statku przyobleczony jedynie w maskę szamana nie miał już wątpliwości. Słyszał też liczne szepty unoszące się w powietrzu, wydawały się cicho śpiewać kapitanowi, a ten poruszał się lekko na boki jakby był w transie albo w głębokim śnie. Łotrzyk dojrzał również źródło usłyszanego wcześniej warkotu. Wybuch musiał wybudzić jedynego widocznego w kajucie strażnika. Potężnego, okrytego cętkowanym futrem psa z południowych krain. Poddenerwowana nagłym hałasem hiena łaziła w tę i z powrotem, coraz to podchodząc do zabarykadowanych drzwi i drapiąc w nie, jakby chciała wyjść przekonać się osobiście o źródle hałasu. Najwyraźniej szaman jednak go nie usłyszał, lub nie miał zamiaru zareagować, pozostając w transie, utulony przez szepczące do niego głosy.

Gdy łotrzyk myślał już, że zebrał wszystkie istotne dla niego informacje usłyszał, że jeden z głosów brzmiał jak ten należący do ich towarzysza - niziołka Bimbały. Tylko jeden strażnik. To nie było tak źle, o ile te głosy nie miały oczu. Jego dywersja nie zadziałała zbyt dobrze, przy czym odwróciła przynajmniej część uwagi pieska. Raczej spodziewał się innych strażników. Szybko wyrzucił z umysłu niepotrzebne myśli i wyciągnął sztylet, wkładając go w szczelinę i podważając nim zamek. Robił to powoli i tak cicho, jak tylko mógł. Pierwszym celem był szaman, jeśli tylko pozostanie w bezruchu. Piesek zostanie na później. David nie zamierzał rozmawiać, a tożsamość medytującej istoty miał zamiar sprawdzić dopiero po unieruchomieniu jej na zawsze.

Szerokie skrzydło okna uchyliło się zupełnie bezdźwięcznie i po chwili łotrzyk był już w środku, zamykając je za sobą, by nagły powiew wiatru nie zdradził jego obecności. Całość wprawnemu włamywaczowi jakim był David zajęła dosłownie parę sekund. Pies w tym czasie zajadle drapał drzwi, pobudzony dodatkowo przez słyszalne za drzwiami gwałtowne kroki stróżujących widm. Nic nie wskazywało jednak na to, by te chciały wejść do środka, raczej oddalały się od drzwi. Nagle hiena postawiła uszy i niuchnęła. Nie wyczuła zamarłego nagle w bezruchu łotrzyka i znów wróciła do drapania drzwi. A David postanowił zrobić to co zamierzał. W obawie przed wyjmowaniem miecza, użył sztyletu z zimnego żelaza, którym otwierał okno. Zbliżył się do szamana od tyłu, a potem uderzył, celując w podstawę czaszki i w górę, aby żelazo mogło wbić się aż w mózg.

Idealnie wycelowany cios, który powinien zakończyć żywot kapitana okazał się niewystarczający. Gdy ostrze było już niemal przy podstawie czaszki nagle zwolniło, jakby natrafiając na jakąś niewidzialną barierę. Gdy w końcu zagłębiło się w ciele ofiary uczyniło to ze znacznie mniejszą siłą. Głosy wokół szamana wspólnie zawyły w niewysłowionym bólu. A ten gwałtownie przebudzony poderwał się na nogi. Również i hiena odwróciła się w stronę łotrzyka szczerząc groźnie imponujący garnitur potężnych zębów.

 
Tadeus jest offline