Do jego pawilonu wkroczył kierownik ekspedycji, jakiś mężczyzna, którego Morgen kojarzył z widzenia i młoda ładna dziewczyna. Przywitał się ze wszystkimi tak jak tylko pozwalała mu jego znajomość języka polskiego. Mieszkał jakiś czas w Polsce, jednak czasami brakowało mu kilku słówek.
- Dzień dobry. Tomas Morgen, będę panistwa doktorem - Arzt. - powiedział.
- Czegoś się państwo napiją? Mam dobrą kawę. Chociaż... już wieczór jest to może coś inne? - starał się być na tyle uprzejmy jak tylko mógł. Życie jednak nie pozwoliło mu spędzić wielu lat w towarzystwie innym niż wojskowy szpital, gdzie najczęściej mówił : "Zamknij się, bo utnę ci drugą nogę!".
Morgen zauważył, że pozostali członkowie ekspedycji patrzą się na słoiczek z larwami. Zmarszczył czoło i poszedł do pojemnika, gdzie zamknięte były te małe diabliki.
- A... proszę się nie martwić. Państwa mina nie wygląda dobrze. One po prostu reagują na ruch. Na mnie też chwilę się patrzały i przestały. Z czasem przestaniecie na nie zwracać uwaga. - powiedział lekarz starając się stłumić dziwny grymas twarzy jego gości. |