Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2012, 09:45   #2
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Ezechiel w Topolinach znalazł się przypadkiem błąkając się bez większego celu po lesistych rubieżach Wschodniej Oleandrii. Ot wioska jak inne. Stare, gdzieniegdzie zapuszczone chaty, solidnie wyglądająca karczma, niedomyte wieśniaczki i całkiem niezłe, choć przaśne trunki. Tego teraz akurat smukły półelf potrzebował.

Do tej pory rozpamiętywał porażkę Wielkiej Bitwy na Zachodzie Oleandrii, jak począł określać ją w myślach. I kiwał głową nad niebywałym trafem losu jaki go spotkał. Gdyby wziął udział w tej przeklętej potyczce, zapewne jego głowa dyndałaby na jakiejś osmalonej ogniem gałęzi, a tak pewnie trzymała się karku.

Z drugiej strony klęska rewolucjonistów wcale a wcale nie zbliżała do poprawy i normalizacji tego kraju. Nadal ciężki but cesarza uciskać będzie karki tych, którzy odważyli się pomyśleć o innym, lepszym jutrze. Na myśl o tym usta Aessehiela zaciskały się w wąską kreskę.

- Obyś sczezł tyranie - wymsknęło się cicho półelfowi, gdy przekraczał obwarowania Topolin.


***

Oferta upadłego szlachcica, wywołała cyniczny uśmiech na twarzy Ezechiela. "Pietra się o mamonę, jak każdy cesarski kundel".

Jednak oferta pracy była nie do pogardzenia. Co prawdy obiekt, zamożny kupiec, nie był zbyt wdzięcznym celem poszukiwań. Zaś jego zwyczaje pozostawiały wiele do życzenie i nie wypełniały zbytnio przykazań Wielkiego Słońca, ale któż tak naprawdę jest idealny konstatował Ezechiel. Dlatego prędko podjął decyzję i odparł Teodorowi Berg.

- Jestem zainteresowany, Panie szlachcic Waszą ofertą. Powiedzcie jednak jeszcze trochę o Waszym przyjacielu Vincencie - młodzieniec wpił wzrok w arystokratę i zsunął kaptur z głowy, by tamten mógł mu się przypatrzeć.

- Czy w ostatnim czasie zachowywał się jakoś... inaczej?

- Nie zauważyłem nic dziwnego. Jak zawsze sztywno trzymał się terminów, chędożył po drodze ile się da, pił, biesiadował... Nie mówił mi także nic, co mogłoby wskazywać na to, że czuje się zagrożony lub coś go trapi - twarz Berga nie wyrażała niczego.

- Powiedzcie w takim razie gdzieście się ostatnio stołowali. Coście tam jedli? Nadążacie za mym rozumowaniem...

Szlachcic podrapał się po podbródku i odrzekł.

- Taak. Ostatnio stołowaliśmy się w przybytku "Trujący Bluszcz", wcześniej upolowaliśmy zwierzynę w lesie. Oczywiście biesiadowaliśmy też tutaj, w gospodzie Tomasza. W burdelu jedliśmy jeno gulasz, tutaj, jako iż karczmarz dysponował większą ilością jadła konsumowaliśmy inne potrawy. Nie wiem co dokładnie jadł Vincent, aczkolwiek odrzuciłbym hipotezę o otruciu. Przecież trucizna załatwiłaby także innych biesiadników.


- Macie rację, Panie Berg - uznał półelf. - Idźmy dalej. Jak wyglądał kupiec zanim zniknął bez wieści?

- Jak już mówiłem, Vincent próbował oczarować swymi kosztownościami córę gospodarza, odziany był w ekskluzywne szaty, posiadał sztylet z rękojeścią z kości słoniowej, wypchaną sakiewkę oraz drogocenne pierścienie.

- Gdzieście zmierzali z karawaną? Szczególne miejsce? Spotkaliście kogoś nieżyczliwego, wrogiego na trakcie?

-Podróżowaliśmy nad Morze Północne, do szlachty z tamtejszej Marchii. Vincent robił już z nimi interesy. Ma silną pozycję wśród kupców z Gildii, być może niektórzy krzywo na niego patrzą, bowiem zgarnia najlepsze kontrakty w tej części kraju, aczkolwiek nie sądzę by ktokolwiek targnął się na jego życie. Zbyt ryzykowne działanie. Co do opcji politycznej, którą popiera... hmm... Vincent jest kupcem, dziś robi interesy ze szlachtą, jutro może handlować z rebeliantami lub chłopstwem...


Tego Ezechiel po namyśle nie skomentował na głos, tylko zadał ostatnie pytanie.


- Wszystko zatem jasne. Powiedzcie na koniec coś więcej o nagrodzie, jeśli łaska?

- Jeżeli, odpukać, nie uda nam się znaleźć mego druha wszyscy dostaniecie po pięć złotych monet. Osoba, która znajdzie Vincenta otrzyma czterdzieści złotych monet lub równowartość w towarze, który wieziemy.

Gdy arystokrata skończył, półelf łyknął palącego jak ogień bimbru i zamyślił się na chwilę. Później zaś odparł do pozostałych.

- Ja bym zaczął od tego zamtuza. Idźmy po ostatnich śladach Pana Vincenta, aż dojdziemy do punktu, gdzie zniknął. Ktoś chętny? - powiódł wzrokiem po pozostałych towarzyszach niedoli.
 
kymil jest offline