Do Topolin w głównym stopniu przywiodła ją nieznośnie lekka już sakiewka. Niczym dziwnym nie mógł się więc wydać fakt, że tak chętnie nadstawiła uszu gdy dotarły do niej pogłoski o mających niebawem ruszyć pełną parą poszukiwaniach jakiegoś kupca.
I tak nie mogła pozostać zbyt długo w poprzedniej mieścinie. Ha, mieścinie! Zbyt wielkie i dostojne to słowo na podupadły kościółek i kilka chat obstawionych dookoła zagrodami. Zbyt mała społeczność. I zbyt wiele spostrzegawczych jednostek skorych do obrony swoich interesów, czających się w tłumie wioskowych półgłupków. Niewyobrażalną wręcz głupotą byłoby, gdyby została tam jeszcze kilka dni... Zwłaszcza, że póki co parała się zajęciami niezbyt mile widzianymi przez ogół.
Odgarnęła z czoła kilka zabłąkanych rudych kosmyków i zdecydowanie otworzyła drzwi prowadzące do gospody.
- - -
Nie łudziła się nawet przez moment, że będzie jedyną chętną na takie zlecenie. Obecność kupców zazwyczaj oznaczała okazję do dobrego zarobku, toteż grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Oczywiście niewykluczonym było, że sprawa jakiej miała zamiar się podjąć będzie należała do tych „delikatnych”, przy których straty zdolne są przewyższyć ewentualne zyski. To jednak pozostawało jedynie w sferze domysłów, czego nie można było niestety powiedzieć o zdecydowanie topniejących w oczach oszczędnościach Ilsy.
Odzew, z jakim spotkała się ta oferta nieco ją zadziwił, może wręcz zmieszał. Nie uważała za szczególne zagrożenie – a przynajmniej póki co – rzezimieszków zebranych w jednym z kątów izby, prawdę powiedziawszy to bardziej zaabsorbowała ją znajdująca się pośród nich dziewka. Nie widziała jej nigdy wcześniej i nie miała nawet najmniejszego pojęcia, czego mogłaby się z jej strony spodziewać – ale czy inaczej było z jakąkolwiek znajdującą się tu osobą? Zbiór nieznajomych twarzy o wielkich ambicjach, z czego kilka pewnie wykruszy się już na samym wstępie.
Panujący w pomieszczeniu zaduch i unoszące się opary alkoholu przypomniały dziewczynie, że jedną z ważniejszych spraw jest zachowanie trzeźwości umysłu. Głowy co prawda nie miała najsłabszej i nie chciała zrazić do siebie wszystkich już na samym wstępie, toteż grzecznościowo wychyliła kilka łyków bimbru, dbając jednak przy tym o umiar.
Ilsa planowała pozostać z boku, pozwolić innym na zadawanie pytań, a samemu zaś skrupulatnie wysłuchiwać udzielanych na nie odpowiedzi. Częściowo dlatego, że i żadne sensowne pytanie nie przychodziło jej aktualnie do głowy, a częściowo też przez ostrożność. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył w niej niebezpiecznego konkurenta. Takich zazwyczaj chce się wyeliminować, gdy zrobią już swoje i staną się zbyteczni. Oczywiście, potencjalnie wszyscy z nich mogli takimi być dla innych, jednak wielce ciekawa była u kogo już teraz tendencje do przewodzenia grupie wezmą górę.
Szczerze wątpiła w to, by udało im się dowiedzieć czegoś kluczowego od Teodora Berga. Niemniej, jego opowieści wysłuchała pieczołowicie, składając sobie w miarę logiczny obraz sytuacji z kilkoma niewiadomymi.
Z uwagi na opisywany przez Berga wygląd kupca w dniu zaginięcia jedną z najbardziej logicznych opcji wydawał się napad na tle rabunkowym, jednak... Czy to nie byłoby nazbyt oczywiste? Chciał oczarować powabną córkę gospodarza, w zamian zaś ściągnął na siebie nieszczęście. Ilsa sądziła, że mogło być to pośrednim powodem zaginięcia Vincenta, jednak nawet w takim przypadku nie istniało żadne wytłumaczenie dla jego dalszych losów.
Ach, o ile nieporównywalnie łatwiejsze byłoby wykluczenie lub potwierdzenia takiej ewentualności, gdyby tylko znała kogokolwiek działającego na tych terenach!
Cudeńka takie, jak sztylety z rękojeścią z kości słoniowej nie należały do powszechnych i zapewne łatwo byłoby wykryć źródło pochodzenia takiego fantu.
Kolejną sensowniejszą perspektywą było działanie przez kogoś z gildii kupieckiej; działanie kogoś, kto chciał przejąć kosztowniejsze kontakty i umocnić swoją pozycję, jednocześnie zwiększając swoje pole manewru przez usunięcie jednego z konkurentów. Berg poddał co prawda w wątpliwość taką ewentualność, jednak ona sama nie skreśliła jej tak prędko z listy prawdopodobnych motywów.
Najbardziej palącą kwestią wydawał się wybór miejsca rozpoczęcia poszukiwań bądź też osoby, do której się udadzą; tak, to mogło znacznie rzutować na ich „wyprawę”. Miała cichą nadzieję, że w zamtuzie Vincent postanowił ulżyć sobie nie tylko cieleśnie, ale być może i mentalnie; zdarzali się wszakże klienci dzielący się swoimi kłopotami z tamtejszymi dziewczętami. Nawet, jeśli nie robili tego zamierzenie, a jedynie wymsknęło im się coś po udanej nocy... A takie plotki szybko znajdowały swoich amatorów.
Przychylała się do punktu widzenia zaprezentowanego przez półelfa i wyraziła ku temu aprobatę zdecydowanym skinięciem głowy po jego słowach.
- Możesz tak przyjąć.
Pytań póki co nie miała żadnych. Z pewnością jednak pojawią się one na dalszym etapie poszukiwań - w końcu im dalej w las, tym więcej drzew.