Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2012, 18:21   #4
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Każdy proboszcz, nawet w najmniejszej wiosce podlega pod opiekę Klasztoru znajdującego się w każdym większym mieście. Wiąże się to zarówno z obowiązkami jak i przywilejami. W chwili, gdy jakiś wiejski klecha ma problem, Klasztor wysyła swojego przedstawiciela, by zajął się tą sprawą. Człowiek ten ma za zadanie pomóc kapłanowi w potrzebie lub zwolnić go z pełnionej funkcji za niewywiązywanie się z obowiązków.

Imar von Kloniz miał niewątpliwie pecha. Jakby dzień wcześniej opuścił miasto, w którym takowy Klasztor się znajdował, teraz byłby zapewne gdzie indziej. Jednak, gdy tylko prośba od proboszcza z Topolin dotarła do przełożonego Klasztoru ten bez zastanowienia wybrał do tego zadania Szramę. Czemu z resztą nie dało się dziwić. Mężczyzna był, bowiem jedynym wędrownym kapłanem bez zajęcia.

Pomimo oficjalnego zlecenia strój Imara wcale nie był oficjalny. Ubrany był w bawełniany dublet i wygodne spodnie wzmacniane skórą. Jego klatkę piersiową chroniła ćwiekowana skórznia. Na to wszystko nałożony miał znoszony, szary płaszcz zakrywający szczegóły wyglądu. Do tego dochodził jeszcze nieodłączny młot bojowy. Może nienależąca do samego stroju, lecz też charakterystyczna dla kapłana była skrzynka z kolcami i łańcuchem dobrze przywiązanym do siodła. Trzymał w niej swoją księgę kapłańską. Księga była na drobnych grzeszników, skrzynka natomiast na tych poważniejszych.

Droga do Topolin nie oferowała żadnych ciekawych rozrywek. Upłynęła szybko. Mężczyzna zawitał w wiosce wieczorem kilka dni po wyruszeniu z klasztoru. Uznawszy, że o tej porze wszyscy będą siedzieć w karczmie Imar zamienił płaszcz podróżny na strój kapłański i przerzuciwszy młot przez ramię wszedł do oberży. Jego pojawienie wywołało odpowiednie wrażenie na odpowiednich ludziach.
Robota mogła poczekać. Najpierw trzeba było sobie odpocząć, posilić się, napić i może trochę pochędożyć.

Odpoczynkiem niedane było cieszyć się długo. Na czynności z dołu listy nie było nawet, co liczyć. Zjawił się, bowiem szlachcic w potrzebie i rozpętała się awantura. Imar postanowił pomóc odnaleźć kupca. Okazać się mogło, że zaginiony mógł być martwy. Wtedy kapłan Słońca przydałby się by go pochować. Poza tym trzeba było za coś żyć. Przełożeni Klasztorów pozostawiają w kwestii indywidualnej zdobywanie przez kapłanów funduszy na utrzymanie, a majętni ludzie powinni raczej sowicie wynagrodzić uratowanie ich wielce szlachetnych rzyci.

Po wysłuchaniu wywodów na temat zaginięcia oraz odpowiedzi na zadane przez półelfa pytania Imar miał drobne problemy z podjęciem decyzji gdzie by pójść. Wizyta w zamtuzie wydawała się z całą pewnością najrozsądniejsza. W końcu wzgardzony u jednej kobiety kupiec mógł szukać pocieszenia u innej, a stan jego sakiewki zapewne pozwalał, by pocieszycielka była z burdelu. Przybytek płatnych rozkoszy był o godzinę jazdy od wioski. Nikt nie gwarantował, że właśnie tam znajdują się jakieś ślady zaginionego. Vincent mógł się zapodziać praktycznie wszędzie. Równie dobrze z pomocą któregoś z miejscowych, lub tajemniczej bestyji. W pierwszym przypadku miejscowy proboszcz powinien coś na ten temat wiedzieć. A Szramie powinno się bez trudu od niego to wyciągnąć. Potwierdzenie drugiej możliwości było trudniejsze, lecz również klecha był punktem początkowym. W końcu to on ściągnął tutaj von Klonia.

- Zgadzam się z tobą mości panie, że należy iść po śladach zaginionego – zwrócił się zarówno do półelfa jak i do reszty zgromadzonych. –Nie mamy jednak pewności, którym z przedstawionych przez szlachetnego pana Begra szlakiem owe kroki prowadzą. Z tego też powodu, skoro jesteście skorzy do współpracy proponuję odwiedzenie kilku miejsc na raz i późniejsze podzielenie się zdobytymi informacjami. Uważam, że imć Lewi będzie dla was najtrudniejszym do wypytania. Mnie, jako wyżej postawionemu kapłanowi powiedzieć musi wszystko, co wie. Nawet, jeśli by nie miał na to ochoty – przy tych słowach mężczyzna zarzucił na ramię swój młot. – Jeśli jesteście chętni na współpracę ze mną proponuję spotkać się za ponad dwie godziny w połowie drogi między wioską a zamtuzem.

Chęć innych do współpracy była na rękę von Klonizowi. Nie musiał robić wszystkiego samemu, a w razie sprawdzenia się pogłosek o potworze nie musiał liczyć jedynie na swój młot.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline