Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2012, 20:13   #361
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Dean, Boone

Ile może znieść ludzki umysł, aby nie popaść w szaleństwo. Ile koszmarnych, zaprzeczających wszystkiemu, co wyniesiono ze szkół. Wszystkiemu, co do tej pory wydawało się rzeczywiste, pewne i dające się racjonalnie wyjaśnić.
Oboje byli już na krawędzi od pewnego czasu i czuli, że staczają się w otchłań szaleństwa, nabierając coraz większej prędkości z każdym kolejnym, koszmarnym wydarzeniem.

Jednak jeszcze mieli nadzieję. Sally ją miała. O dziwo. Ta, której Japończycy zgotowali dużo wcześniej piekło na Ziemi, teraz potrafiła poczuć przypływ empatii do kogoś, komu żółtki zgotowały los po stokroć bardziej niewysłowienie zły.

Ostatnia klatka.

W podłodze bez trudu da się dostrzec klamrę. Siła mięśni podnosi ją też bez większych problemów.

Oczom dwójki ocalonych ukazuje się wykopany tunel i drabina prowadząca na jego dno.

Coś za łatwo idzie. Za prosto.

Pełni złych przeczuć jednak schodzą w dół.

Tunel jest wysoki. Człowiek spokojnie może nim iść wyprostowany. Mimo swej wysokości jest raczej wąski. Może nim iść jedna osoba. Podłoże jest śliskie i grząskie. Ściany... lepiej nie przyglądać się ścianom. Wydają się być ... żywe.
Pulsują. Ociekają czymś lepkim i śmierdzącym. Bardziej mazią niż płynem.
Sally i Boone idą nim ostrożnie. Wypatrując oczy w ciemność przed nimi. Gęstą. Namacalną.

Nagle ciszę korytarza przeszywa dźwięk. Mlaszczący. Nieprzyjemny. Charakterystyczny dźwięk cielska pełznącego w ich stronę.

Coś tam jest. Z przodu. W ciemnościach tunelu. Pełznie. W ich stronę. Głodne. To wiedzą. Czują.





Harikawa

Summers dozbroił się i zszedł na dół, pozostawiając Harikawę gotowego do odparcia potencjalnego ataku. Istniała szansa, że Kishler wróci do bunkra a wtedy... wtedy Harikawa będzie gotowy.

Amerykanin, którego bez trudu można było wziąć za Japończyka, obserwował biel, w której zatonął świat.

Nagle jednak coś zaczęło się zmieniać.

Najpierw jaskrawe światło zaczęło tracić na intensywności, a potem Biel zaczęła ustępować. jak odpływająca mgła. Odsłaniając kolejne fragmenty terenu. Piasek, kamienie, skały, rośliny, drzewa.

Całemu .. zjawisku ... towarzyszył dziwny dźwięk. Niczym szepty. Głośne i przeraźliwe.

W końcu, po dłuższej chwili, Harikawa mógł już oglądać normalny teren wokół bunkra. Wypatrywał Kishlera czy chociażby śladów po jego przejściu. Ale widział tylko dziewiczy teren. I wtedy to zobaczył.

Statek. Na skałach przy brzegu rdzewiał potężny wrak.
Obok niego ujrzał ... galeon.

A kawałek dalej kolejny statek. I kolejny.

Całe nabrzeże pełne było zdewastowanych, poniszczonych okrętów. Były wśród nich takie, które można było uznać za nowoczesne, ale także takie, które musiały towarzyszyć wielkim odkrywców z czasów Kolumba.




Summers

Zeszedł z powrotem w podziemia bunkra pozostawiając Harikawę „na czujce”.
Nie śpieszył się. Nie miał takiego zamiaru. Ale też nie guzdrał.

Był więc niezmiernie zdziwiony, kiedy w kwaterze, którą zdobyli z takim trudem i w której zostawili Murzynkę, zastał jedynie dziwny, kojarzący się z morskimi głębinami zapaszek i .. nic poza tym.

Znikła zarówno Morjiaba jak i ciała, a drzwi na korytarz – te same drzwi, które miały dać im potencjalną ochronę przed atakiem Japsów, zostały rozwarte na całą szerokość. Droga w głąb fortyfikacji stała otworem.

I wtedy Summers to usłyszał. Mrożący krew w żyłach krzyk, a potem kilka strzałów z broni mniejszego kalibru – prawdopodobnie z pistoletu.
Potem znów krzyk i coś jeszcze.

Jakiś dziwaczny, ni to syk, ni to gulgot, ale na tyle potężny, że zagłuszył echa odległej kanonady.

Gdzieś tam, pośród korytarzy bunkra, trwała walka. Ludzi przeciwko ... czemuś. Japończyków przeciwko demonom z oceanicznych głębin.
Tak sądził Summers.




Yoshinobu, Dempsey, Noltan

Rozdzielili się, chociaż nadal byli na tym samym korytarzu.

Noltan został przyczajony przy drzwiach, za którymi nadal słychać było patefon oraz stukanie maszyny do pisania. Reszta dogoniła Sakamae. Dempsey był pierwszy, który dogonił Azjatkę.

Drzwi, które Anna i Patryk zidentyfikowali jako wejście do laboratorium, były szerokie i solidne. I, jak się okazało, zamknięte. Na nic zdały się próby ich sforsowania. Szybko okazało się, że potrzebują klucza.

- Spróbuję się włamać – powiedział Patryk. – A wy w tym czasie poszukajcie klucza, co?

- Pewnie ma je Kyou – wyraziła swoją obawę Anna.

- Albo są u niego w pokoju.

Para jeńców zaczęła krótką sprzeczkę. A Dempsey i Yoshinobu poczuli nagle dziwne wibracje. Przeczucie, które domagało się potwierdzenia.

Wyczuwali podarunek od Milczącego Mnicha. Po drugiej stronie tej przeszkody. Była tam. Skrzynia i jej zawartość.

Była tam i czekała na nich.

I wtedy zorientowali się, że coś się zmieniło. Nie było słychać dźwięków z zewnątrz. Nie było także słychać dźwięków patefonu i stukania maszyny do pisania.

Rozdarcie zakończyło się.




Noltan

Jego „towarzysze” poszli pod drzwi do laboratorium i znikli mu z oczu pochłonięci przez ciemności panujące na korytarzu. Robert zaś czekał. Nasłuchiwał.

To, że zamilkł patefon i że ustało stukanie w klawisze maszyny do pisania usłyszał w sekundę po tym, jak zapanowała cisza.

Po drugiej stronie drzwi zaszurało krzesło. A potem Noltan usłyszał kroki zbliżające się w stronę drzwi.

Jeszcze chwila i Żółtek naciśnie klamkę i wyjdzie na korytarz.
Robert wstrzymał oddech i mocniej zacisnął dłoń na rękojeści bagnetu.
 
Armiel jest offline