Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2012, 20:13   #361
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Dean, Boone

Ile może znieść ludzki umysł, aby nie popaść w szaleństwo. Ile koszmarnych, zaprzeczających wszystkiemu, co wyniesiono ze szkół. Wszystkiemu, co do tej pory wydawało się rzeczywiste, pewne i dające się racjonalnie wyjaśnić.
Oboje byli już na krawędzi od pewnego czasu i czuli, że staczają się w otchłań szaleństwa, nabierając coraz większej prędkości z każdym kolejnym, koszmarnym wydarzeniem.

Jednak jeszcze mieli nadzieję. Sally ją miała. O dziwo. Ta, której Japończycy zgotowali dużo wcześniej piekło na Ziemi, teraz potrafiła poczuć przypływ empatii do kogoś, komu żółtki zgotowały los po stokroć bardziej niewysłowienie zły.

Ostatnia klatka.

W podłodze bez trudu da się dostrzec klamrę. Siła mięśni podnosi ją też bez większych problemów.

Oczom dwójki ocalonych ukazuje się wykopany tunel i drabina prowadząca na jego dno.

Coś za łatwo idzie. Za prosto.

Pełni złych przeczuć jednak schodzą w dół.

Tunel jest wysoki. Człowiek spokojnie może nim iść wyprostowany. Mimo swej wysokości jest raczej wąski. Może nim iść jedna osoba. Podłoże jest śliskie i grząskie. Ściany... lepiej nie przyglądać się ścianom. Wydają się być ... żywe.
Pulsują. Ociekają czymś lepkim i śmierdzącym. Bardziej mazią niż płynem.
Sally i Boone idą nim ostrożnie. Wypatrując oczy w ciemność przed nimi. Gęstą. Namacalną.

Nagle ciszę korytarza przeszywa dźwięk. Mlaszczący. Nieprzyjemny. Charakterystyczny dźwięk cielska pełznącego w ich stronę.

Coś tam jest. Z przodu. W ciemnościach tunelu. Pełznie. W ich stronę. Głodne. To wiedzą. Czują.





Harikawa

Summers dozbroił się i zszedł na dół, pozostawiając Harikawę gotowego do odparcia potencjalnego ataku. Istniała szansa, że Kishler wróci do bunkra a wtedy... wtedy Harikawa będzie gotowy.

Amerykanin, którego bez trudu można było wziąć za Japończyka, obserwował biel, w której zatonął świat.

Nagle jednak coś zaczęło się zmieniać.

Najpierw jaskrawe światło zaczęło tracić na intensywności, a potem Biel zaczęła ustępować. jak odpływająca mgła. Odsłaniając kolejne fragmenty terenu. Piasek, kamienie, skały, rośliny, drzewa.

Całemu .. zjawisku ... towarzyszył dziwny dźwięk. Niczym szepty. Głośne i przeraźliwe.

W końcu, po dłuższej chwili, Harikawa mógł już oglądać normalny teren wokół bunkra. Wypatrywał Kishlera czy chociażby śladów po jego przejściu. Ale widział tylko dziewiczy teren. I wtedy to zobaczył.

Statek. Na skałach przy brzegu rdzewiał potężny wrak.
Obok niego ujrzał ... galeon.

A kawałek dalej kolejny statek. I kolejny.

Całe nabrzeże pełne było zdewastowanych, poniszczonych okrętów. Były wśród nich takie, które można było uznać za nowoczesne, ale także takie, które musiały towarzyszyć wielkim odkrywców z czasów Kolumba.




Summers

Zeszedł z powrotem w podziemia bunkra pozostawiając Harikawę „na czujce”.
Nie śpieszył się. Nie miał takiego zamiaru. Ale też nie guzdrał.

Był więc niezmiernie zdziwiony, kiedy w kwaterze, którą zdobyli z takim trudem i w której zostawili Murzynkę, zastał jedynie dziwny, kojarzący się z morskimi głębinami zapaszek i .. nic poza tym.

Znikła zarówno Morjiaba jak i ciała, a drzwi na korytarz – te same drzwi, które miały dać im potencjalną ochronę przed atakiem Japsów, zostały rozwarte na całą szerokość. Droga w głąb fortyfikacji stała otworem.

I wtedy Summers to usłyszał. Mrożący krew w żyłach krzyk, a potem kilka strzałów z broni mniejszego kalibru – prawdopodobnie z pistoletu.
Potem znów krzyk i coś jeszcze.

Jakiś dziwaczny, ni to syk, ni to gulgot, ale na tyle potężny, że zagłuszył echa odległej kanonady.

Gdzieś tam, pośród korytarzy bunkra, trwała walka. Ludzi przeciwko ... czemuś. Japończyków przeciwko demonom z oceanicznych głębin.
Tak sądził Summers.




Yoshinobu, Dempsey, Noltan

Rozdzielili się, chociaż nadal byli na tym samym korytarzu.

Noltan został przyczajony przy drzwiach, za którymi nadal słychać było patefon oraz stukanie maszyny do pisania. Reszta dogoniła Sakamae. Dempsey był pierwszy, który dogonił Azjatkę.

Drzwi, które Anna i Patryk zidentyfikowali jako wejście do laboratorium, były szerokie i solidne. I, jak się okazało, zamknięte. Na nic zdały się próby ich sforsowania. Szybko okazało się, że potrzebują klucza.

- Spróbuję się włamać – powiedział Patryk. – A wy w tym czasie poszukajcie klucza, co?

- Pewnie ma je Kyou – wyraziła swoją obawę Anna.

- Albo są u niego w pokoju.

Para jeńców zaczęła krótką sprzeczkę. A Dempsey i Yoshinobu poczuli nagle dziwne wibracje. Przeczucie, które domagało się potwierdzenia.

Wyczuwali podarunek od Milczącego Mnicha. Po drugiej stronie tej przeszkody. Była tam. Skrzynia i jej zawartość.

Była tam i czekała na nich.

I wtedy zorientowali się, że coś się zmieniło. Nie było słychać dźwięków z zewnątrz. Nie było także słychać dźwięków patefonu i stukania maszyny do pisania.

Rozdarcie zakończyło się.




Noltan

Jego „towarzysze” poszli pod drzwi do laboratorium i znikli mu z oczu pochłonięci przez ciemności panujące na korytarzu. Robert zaś czekał. Nasłuchiwał.

To, że zamilkł patefon i że ustało stukanie w klawisze maszyny do pisania usłyszał w sekundę po tym, jak zapanowała cisza.

Po drugiej stronie drzwi zaszurało krzesło. A potem Noltan usłyszał kroki zbliżające się w stronę drzwi.

Jeszcze chwila i Żółtek naciśnie klamkę i wyjdzie na korytarz.
Robert wstrzymał oddech i mocniej zacisnął dłoń na rękojeści bagnetu.
 
Armiel jest offline  
Stary 18-09-2012, 20:01   #362
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści swojej broni, aż ta mu pobielala a knykcie wbiły się w dłoń...

Jeszcze tylko trochę, trzeba myśleć jak Marines. Dłoń unieść na wysokość jego głowy, aby wyprowadzić celny cios. I nie dać się wykryć aż do ostatniego momentu...

A jeśli się cofnie, nie wachać się i zaskoczyć go. Dźgnąć w miękkie miejsce pomiędzy ramieniem, a szyją.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-09-2012, 16:35   #363
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
post wspólny

Tunel wyglądał jak wszystko na tej wyspie... Koszmarna droga przez mękę. Boone wszedł pierwszy z Coltem w ręku. Krok za krokiem do przodu. Nie zastanawiać się nie myśleć za dużo.
Przystanął podniósł zaciśniętą pieść go góry zapominając że nie prowadzi nikogo z oddziału. Coś pełzło w ich kierunku. Wracać? Uciekać? Ale z powrotem do baraku, bo Barrowa... Patrick podjął decyzję. Przyklęknął uspokoił oddech. Ścisnął pistolet, lewą ręką wyjął granat. W wąskim, klaustrofobicznym tunelu jego użycie oznacza śmierć. Ale wolał mieć i taką opcję pod ręką, gdyby to co wyjdzie było zbyt silne. Wymierzył i czekał.

Sally też to poczuła. Coś się zbliżało, lepkie pełzające cielsko wydające obrzydliwe dźwięki przy każdym ruchu. Boone przyjął bojową postawę i mierzył w ciemny otwór z karabinu. Dean drżącą ręką sięgnęła po pistolet. Przykucnęła i wymierzyła w ślad za żołnierzem z policzkiem przy oślizgłej ścianie tunelu, próbując zagarnąć dla siebie choć odrobinę przestrzeni zza pleców Boona, mieć widok na sytuację i móc pociągnąć skutecznie za spust. Coś po nich szło. Czy ołów to zatrzyma? Sally nie wiedziała ale skoro marine nie zamierzał uciekać to ona również. Zużyją choćby całą amunicję a później... później się zobaczy.
 
Harard jest offline  
Stary 19-09-2012, 20:44   #364
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jeden, dwa, trzy...- Harikawa siedział przy ciężkim karabinie maszynowym Arisaka 92. Wpatrywał się we wraki okrętów licząc cicho pod nosem. – dziewięć, dziesięć, jedenaście...-
Summers pognał po Morijabę. Summers twierdził że ona jest ich sojuszniczką. Yamestu jednakże wątpił w to. Murzynka za dużo wiedziała i za dobrze radziła sobie z tym mumbo-jumbo, które tu naziści odstawiali. No i ta maska...
- siedemnaście, osiem...-Yametsu wzdrygnął się na samo jej wspomnienie. I na moment przestał liczyć. Na moment tylko.- dziewiętnaście, dwadzieścia...-
Czy po zdjęciu tej maski, będzie jeszcze normalna? Czy można będzie jej zaufać? Harikawa już jej nie ufał. Prawda była taka, że murzynka użyła ich do swoich celów. Poszczuła nimi Kishlera, co prawda zapewne w dobrej wierze, ale..- dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć...- spojrzenie Harikawy wędrowało po wrakach wyłaniających się z mgły. Oczy szukały czarnego munduru w nadziei, że szkop znajdzie się w polu rażenia karabinu. A wtedy wystarczy nacisnąć spust i przerobić Niemca na krwawą miazgę.
- dwadzieścia dziewięć, trzydzieści...- Rozdzielili się. Luke pognał po Morijabę, Yamestu siedział tutaj i liczył, szukając wzrokiem celu dla CKM-u. Do stu liczył. Tyle czasu im dawał na powrót. Potem zamierzał opuścić to miejsce, nie czekając na tamtą dwójkę. Kishler mógł się już znacznie oddalić. Jeśli mieli go ubić i odzyskać klucz, to dalsze siedzenie na tyłku w tym nie pomoże. Yametsu liczył do stu, a potem zamierzał ruszyć na łowy. A hitlerowiec miał być jego zwierzyną.- trzydzieści pięć, trzydzieści sześć...- czas się kończył i cierpliwość Yametsu też.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-09-2012 o 20:48.
abishai jest teraz online  
Stary 20-09-2012, 10:08   #365
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
post wspólny Viv&Hes

Stanęła przed drzwiami do laboratorium i pchnęła, wbrew zdrowemu rozsądkowi wierząc, że otworzą się pod jej dotknięciem. Nawet nie drgnęły. Były solidne i dobrze zabezpieczone dokładnie tak, jak powinny być, z czego Sakamae doskonale zdawała sobie sprawę. Mimo to szarpnęła wściekle klamką, czując wzbierające w oczach łzy. Anna pewnie miała rację, tylko jak zabrać klucze komuś, kto - według ich słów - nawet nie jest człowiekiem? Komuś, kto potrafi zabić samym tylko spojrzeniem?
Na domiar złego ponad wszelką wątpliwość wiedziała, że muszą się tam dostać. Nie było innego wyjścia. Czuła, jak skrzynia przyzywa ją i aż wibruje oczekiwaniem. Spojrzała na Ronalda.

Ron naparł z całych sił na drzwi laboratorium, starając się ją wspomóc. Był pewien, że i ona odczuwa to samo, że pragnie się tam dostać, być bliżej skrzyni, widział to w jej oczach kiedy ich spojrzenia spotkały się. Razem ponownie naparli, ale jak poprzednio drzwi ani drgnęły.

Cisza aż dzwoniła w uszach. Nie wiadomo kiedy hałas na zewnątrz przycichł, bo po chwili skończyć się zupełnie. Z przerażeniem zdali sobie sprawę, że patefonu i upiornego stukania klawiszy maszyny do pisania też już nie słychać. Pewnie siedzący przy niej Japończyk wyjdzie teraz z pokoju, sprawdzi, co się zdarzyło w trakcie kataklizmu, zajrzy do laboratorium...
Zajrzy do laboratorium!

Sakamae rozejrzała się i gorączkowo zaczęła szarpać klamki najbliższych drzwi. Może, jeśli schowają się w ciemnym pomieszczeniu, Kyo po prostu ich ominie i otworzy drzwi... tylko co wtedy? A co z tym żołnierzem, który najwyraźniej szykuje się do ataku?

- Ron - szept był ledwo słyszalny - Ron... schowajmy się... - naciśnięcie klamki zupełnie niespodziewanie zaowocowało otworzeniem drzwi. W panującym wewnątrz półmroku można było dostrzec jakieś biurka i ogólny bałagan, chyba dawno nikt tu nie zaglądał... ale jakie to miało znaczenie, skoro mogli tam wejść i zniknąć z oczu tego... czarownika?

Już chciał zapytać co z pozostałymi, przecież starzec mówił, że spróbuje się włamać. Obrócił się zerkając co robi para którą zostawili za plecami. Posłusznie jednak, jakby nie do pomyślenia było podążyć inaczej jak tylko za Sakamae.

Byłoby to najprostsze rozwiązanie. Wejść, zamknąć drzwi i być cicho. Tyle, że niczego nie rozwiązywało. Za drzwaimi pozostałby ten Amerykanin, dzięki któremu wydostali się z pułapki, w której przyszłoby im zginąć na początku rozdarcia. Nie mogli go tak zostawić... Japonka stanęła w otwartych drzwiach czując budzącą się wściekłość. Zew skrzynki i jej zawartości był coraz silniejszy. Milion Umiłowanych - kimkolwiek... czymkolwiek jest, traktował ich jak marionetki. Wybrał - omal nie prychnęła - i pozostawił samym sobie, ustami mnicha dając tylko niejasne wskazówki. Wizja kosmosu była oszałamiająca, ale na dobrą sprawę mogła być wywołana przez zwykły narkotyk, którego zresztą spróbowali. Cała reszta mogałby być tylko zwykłym warunkowaniem, może zaczętym już na statku... Może oni nadal są na statku a to tylko wytwory chorego umysłu? Gniew wzbierał coraz większą falą, kobieta czuła przypływ adrenaliny. Zamierzała zakończyć ten przeklęty koszmar i wyjść z tego cało... ale do tego potrzebowała jeszcze jednej rzeczy. Jakiejś prowizorycznej broni, czegoś, co doda jej pewności siebie. Dzięki czemu nie będzie się czuła tak rozpaczliwie bezbronna w starciu z Kyo... kimkolwiek jest.

Wszędobylski kurz wciskał się wszędzie. Ron z trudem opanowywał kaszel, co chwila odchrząkiwał starając się pozbyć nieprzyjemnego drapania w gardle. Oddałby wiele za łyk zimnej wody, za dwa łyki, jeden dla niego. W pokoju nie było okien a co dziwniejsze, nie dostrzegł ich nigdzie, jakby barak był odcięty zupełnie od reszty obozu. Mając w pamięci opowieści starszego Japończyka miało to niestety sens. Rozglądał się po pokoju starając się dociec jakie było jego przeznaczenia, chociaż to było akurat oczywiste. Biurko, szafki na akta i porozrzucane segregatory, zupełnie jak w jego kantorze. Kręciło mu się w głowie i chciał przysiąść, ale jedyne krzesło leżało połamane na podłodze no i Sakamae najwyraźniej do czegoś było potrzebne.

Zapomniany pokój oferował całkiem sporo. Leżące w kącie połamane krzesło mogło służyć jako prowizoryczna pałka a akcesoria do papieru mogły wyrządzić sporą krzywdę, wbite w odpowiednie miejsce na ciele. Po krótkim wahaniu Japonka podniosła z podłogi szpikulec do papieru. Dzięki drewnianej podstawce mogła go dość pewnie trzymać i prawdopodobnie zrobi nim sobie - lub innym jeńcom - mniejszą krzywdę niż nożem do papieru, gdyby coś poszło nie tak.

Zrozumiał jej intencje kiedy ujrzał co dzierży w dłoni. Od razu przypomniały mu się chwile z plaży samurajski miecz rozcinający jego skórę. W boku zakuło i odruchowo położył dłoń na ranie. Zerknął w kierunku drzwi i pokiwał ze zrozumieniem głową. Schylił się z cichym stęknięciem po drewnianą nogę od krzesła i tak uzbrojony skierował się w kierunku wyjścia z pokoju. Uchylił drzwi i nasłuchiwał przez chwilę co się dzieje na korytarzu.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 20-09-2012, 15:19   #366
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie odmówił sobie ostrożnego wyjścia na korytarz i zerknięcia za róg, żeby sprawdzić, czy nie dało by się jakoś pomocy Morijabie. Jeśli w ogóle potrzebowała wsparcia, jakiego mógł udzielić jej prosty chłopak z karabinem. Bo wyglądało na to, że sięgnęła do sił, z którymi niełatwo byłoby mu się zmierzyć. Teraz chyba wszystko zależało już tylko od niej samej. Wydawała się silna... Oby wystarczyło.

Poza tym wolał nie zapuszczać się za daleko, żeby nie zmarnować wysiłków Tongue'a. W końcu to on był kumplem z korpusu i to z nim trzeba było trzymać. Najgorsze zawsze zdarzało się wtedy, kiedy oddział się dzielił.
No i nie kto inny, tylko Harikawa wyciągnął Luka z najgorszego gówna. We dwóch mogli spuścić Japońcom już całkiem solidny łomot, ale przede wszystkim zadbać o siebie nawzajem. Bo na tym to właśnie polega.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 20-09-2012 o 15:22.
Betterman jest offline  
Stary 20-09-2012, 19:59   #367
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Dean, Boone

Ziemia trzęsła się, pulsowała, ściany wybrzuszały. Uderzyła w nich fala smrodu. Niewyobrażalnego wręcz fetoru. Takiego, od którego szczypały oczy a żołądek dosłownie miał ochotę się nicować.

I nagle wszystko – smród, odgłosy pełzania i poruszania się znikły. Dosłownie znikły. W jednej chwili. Bez ostrzeżenia. Były by za chwilę przestać istnieć.
Tunel był pusty. Cokolwiek zbliżało się w ich stronę wyparowało, jak kamfora.
Mogli iść dalej, co też zrobili, nie tracąc jednak ostrożności.

Po chwili dotarli do końca korytarza. Do kolejnej, tym razem metalowej drabiny. Prowadziła w górę i – jak szybko się okazało – do solidnej klapy, którą najwyraźniej zablokowano czymś od góry, bo – mimo wysiłków Boona – przeszkoda nie chciała ustąpić.

Za to gdzieś, poza tą barierą, prawdopodobnie z pomieszczania nad nimi usłyszeli przeraźliwy krzyk bólu. Krzyk musiał wydobyć się z ust kobiety.





Harikawa, Summers

Zamiarem Summersa nie było oddalanie się, więc – upewniwszy się, że nie jest w stanie za szybko odnaleźć Murzynki w plątaninie korytarzy bunkrów. Ryzyko napatoczenia się na jakiegoś japsa, czy – nie daj Bóg na coś, co przyzwała szamanka z głębi oceanu – było zbyt duże i żołnierz rozsądnie postanowił powrócić do pozostawionego na czujce kompana.

- Osiemdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt – głos Harikawy był dla Summersa drogowskazem.

- Dziewięćdziesiąt sześć – do tylu doliczył Harikawa, kiedy w otworze w podłodze pojawiła się głowa kumpla.

Dopiero teraz Summers zobaczył to, co rozciągało się zza bunkrem. Przez chwilę z niedowierzaniem obserwował wraki statków: starych, nowych i tych plasujących się gdzieś w połowie tej skali.

I wtedy zobaczyli go razem.

Niemiecki mundur SS-mana byli w stanie rozpoznać nawet z daleka. Kishler szedł po burcie jednego z wraków, by dosłownie za chwilę zniknąć im z oczu.
Szybko domyślili się celu, jaki obrał sobie nazista. Był nim jeden ze starych okrętów, taki który musiał pamiętać chyba czasy Wojny Secesyjnej, ja nawet nie Wojny o Niepodległość.




Noltan

Japończyk nie odpuścił. Wyszedł na korytarz. Dalsze unikanie konfrontacji było bezcelowe.

Noltan uderzył szybko, precyzyjnie z zaskoczenia. Śmiertelnie.
Ostrze weszło gładko tam, gdzie poprowadziła je ręka amerykańskiego żołnierza.

Na jasnym, japońskim mundurze, nie pojawiła się nawet plama krwi.
Za to do uszu oszołomionego tym faktem Noltana dobiegł przeraźliwy, kobiecy krzyk. Dochodził gdzieś zza drzwi, przed którymi nadal ukrywali się Anna i Patryk.

Japończyk spojrzał w stronę Noltana. Jego ciemne oczy zaczęły wyraźnie zmieniać kolor na zgniłozielony, a cień, który przez chwilę zamigotał na ścianie korytarza, przypominał bardziej cień przerośniętego jaszczura, niż ludzki.





Yoshinobu, Dempsey

Obserwujący całą scenę ataku Noltana na japońskiego oficera Yoshinobu i Dempsey usłyszeli wyraźnie bolesny wrzask dobiegający zza drzwi laboratorium.

Są jednością – usłyszeli oboje głos w swojej głowie. Głos szepczącego mnicha. - Kyo i Kyou są jednością. Kiedy ranisz jego, ranisz ją. Nie da się zabić jednego nie zabijając w tej samej chwili drugiego. Nie da się .

- Udało się! – Patryk krzyknął w ich stronę wskazując na drzwi do laboratorium. – Otworzyłem!

Przez ściany pokoju, w którego wejściu ukrywali się jeńcy, przebiegło drżenie i na ich oczach... w strukturze pojawiły się okna. Okna zasłonięte moskitierą. Okna, przez które wlał się do środka słoneczny blask. W promieniach słońca wirowały drobinki kurzu i pyłu.
 
Armiel jest offline  
Stary 22-09-2012, 14:57   #368
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Widząc wracając samotnie Summersa, Harikawa miał już zapytać co z się stało z Morijabą.
Nie zdążył. W polu widzenia pojawił się czarny mundur. Kapral nakierował na niego lufę karabinu maszynowego i...
Parszywiec już zdążył się zniknąć im z oczu. Nie było więc czasu na rozmowy.
Yametsu rzekł do Luke’a wstając od broni.- Bierz tyle amunicji i granatów ile zdołasz. Resztę amunicji złożymy na kupę i zdetonujemy granatem, co by japsy nie mogły jej użyć przeciw.
Harikawa nie czekając na decyzję Summersa zaczął się dodatkowo dozbrajać.- To był rozkaz żołnierzu. Potem zaś ruszamy dopaść ta nazistowską kanalię.

To był... kiepski plan. Wymyślony na poczekaniu i nie mający wielkich szans na powodzenie.
Nie wiedzieli po co Kishler się tam udawał. I choć widzieli tylko jego, Niemiec mógł mieć obstawę. Ale nie mieli wyboru, bo i czasu nie mieli. Uzbrojony po zęby Yamestu podsunął resztę amunicji pod CKM. Teraz wystarczyło poczekać, aż Summers opuści bunkier, po czym samemu z niego wyjść wrzucając przed zamknięciem ciężkich stalowych drzwi, granat pomiędzy amunicję. Grube ściany oraz równie grube drzwi, powinny ich osłonić przed wybuchem. A samo zniszczenie karabinu maszynowego i składu amunicji, było już drobnym sukcesem w walce z Japsami. A potem... na Kishlera.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest teraz online  
Stary 23-09-2012, 00:22   #369
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Viv i ja

To było ważniejsze niż cokolwiek, w tamtej chwili. Dzierżąc kawał drewna, nogę od krzesła ruszył w kierunku Noltana wrzeszcząc.
- To nic nie da , słyszysz!? Trzeba zabić ich oboje, słyszysz? - co z tego, że brzmiało to niedorzecznie, dla niego była to najświętsza prawda. W oczach obłęd, ale jak ma się zachowywać człowiek który biegnie rozbić czaszkę innego człowieka, jak ma się zachowywać morderca?
- Musisz ją zabić teraz!! Zostaw go mnie. - To był odruch. Może wywołany opowieściami o kluczu nasyconym cierpieniem i tymi wszystkimi podłościami, a może nie potrafił inaczej, musiał zaryzykować dla kogoś kto ryzykował życie dla niego. Nie chciał zostawiać jankesa i może zyska trochę czasu dla Sakamae.

Pierwsza myśl “to nie ma prawa się dziać” została szybko przegnana przez bardziej pragmatyczne “tu wszystko może się zdarzyć”. Sakamae z przerażeniem obserwowała morderczą skuteczność żołnierza. Nie pierwszy raz widziała zadawanie śmierci, jednak za każdym razem czuła, jak lodowate palce strachu prześlizgują się wzdłuż kręgosłupa. Boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że równie dobrze zza rogu może wyjść jakiś Japończyk i równie bezbłędnie pozbawić życia zarówno ją, jak i jej towarzyszy... Krzyk przegnał wszelkie myśli. Zadziwiające było to, że zaraz po nim nastąpiło wyjaśnienie - najwyraźniej jednak nie zostali pozostawieni sami sobie. Spojrzała na Ronalda, ale ten już biegł w kierunku amerykańskiego żołnierza.

Nie wypuszczając z ręki dodającego otuchy przedmiotu wyszła na korytarz, nie mogąc oderwać wzroku od tego, w co zamienił się Kyou. Skręciła jednak w stronę już otwartych drzwi do laboratorium. Tam, skąd dobiegał naglący zew.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 23-09-2012 o 11:18.
Hesus jest offline  
Stary 23-09-2012, 13:34   #370
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Amerykański żołnierz, z przerażeniem spojrzał w zmieniające barwę oczy japończyka, ale nie to go wystarszyło. Bardziej przeraził go sam fakt, że nie ma krwi. A przecież idealnie trafił w szyję, w miejsce gdzie była tętnica. Powinien paść, wykrwawiać się.

Drugi cios wymierzył dokładnie w jedno z tych demonicznych oczu. Jeśli po tym ciosie by nie padł, pozostało by mu chyba wepnięcie go do środka i zamknięcie drzwi... O ile "TO" skurwysyństwo nie przełazi przez ściany...
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172