Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2012, 23:22   #5
Darthara
 
Darthara's Avatar
 
Reputacja: 1 Darthara nie jest za bardzo znany
Topoliny. Wieś mała i niepozorna, kilka chałup na krzyż, niezbyt wytworna kaplica i stary młyn. Rzekłbyś odludzie. Idealne miejsce dla podstarzałego rzezimieszka, co to umyślił sobie, że będzie zarabiać na życie rabunkiem. Felishje przyjechała tu specjalnie dla niego. A raczej dla pieniędzy, które ktoś obiecał jej za głowę owego łajdaka.

Zlecenie potajemnego zabicia niejakiego Lesta Quarka, który ponoć widziany był w Topolinach jakiś czas temu, dostała w zeszłą niedzielę. Z tego, co wywnioskowała z niezrozumiałej plątaniny słów i opisów, chłystek to niepozorny, chudy, o szpakowatej twarzy. Dobrze się maskuje i odgrywa różne role, przywdziewając maski wędrownych kupców, bardów i zuchwałych rycerzyków. Podobno miesza prostym ludziom w głowach, wyłudza od nich pieniądze i znika, nim skończą przeklinać własną głupotę i naiwność. Wyszachrował już majątków co nie miara i ciągle łasi się na kolejne, toteż nic dziwnego w tym, że go szukają i chcą cichaczem ubić. Przynajmniej tak sądziła Felishje. Nie doszukiwała się w sprawie żadnych osobistych pobudek ani innych motywów. Nie było sensu.

W gospodzie tytułowanej „Wesoły Tomasz” złodziejka zatrzymała się już jakiś czas temu. Spędzała czas głównie na przyglądaniu się mieszkańcom, podsłuchiwaniu ich rozmów i wyciąganiu informacji z podchmielonych bywalców karczmy. Stosunkowo szybko dowiedziała się, że był tu niedawno aktorzyna nieudacznik, co zwał się Tamar Wymn, przekabacił miejscowego chłopa i wziął nogi za pas, a gonić go nie było komu. Felishje nie miała wątpliwości, że Tamar był i będzie z woli rodziców Lestem, a czeka go śmierć i to z jej ręki. Już miała pakować swój dobytek i jechać w ślad za oszustem, gdyby nie fakt, że akurat piła piwo w karczmie, gdy rozgorzała dyskusja na temat zaginionego kupca. Sprawa wydawała się szatynce ciekawa, a złoto, jakie mogła dostać w zamian za znalezienie takiej szychy, kusiło bardziej niż perspektywa gonienia wyłudzacza i babrania sobie rąk jego krwią za liche wynagrodzenie.

Do izby arystokraty dotarła jako jedna z pierwszych chętnych osób. W białej lnianej koszuli, czarnym skórzanym napierśniku i rękawicach, brązowych wąskich spodniach i czarnych butach z wysoką cholewą nie robiła najlepszego wrażenia. Zwłaszcza, że wszystko było miejscami brudne, powycierane, a nierówne szwy widać było z daleka. Tylko czerwona jedwabna chustka, którą kobieta nosiła na szyi, dodawała jej powabu. Warto ją było ukraść.

Felishje nie żałowała sobie bimbru, choć mocny był przeraźliwie. Tak łatwiej jej było myśleć o tym całym kupcu. W milczeniu wysłuchała co ma do powiedzenia Teodor Berg, herszt bandy i ten elf czy też półelf, którego nie znała. Właściwie to miała kilka podobnych pytań co on, więc tylko ułatwił jej sprawę. Potem przeniosła wzrok na kobietę o rudych włosach i wreszcie na kapłana. Jego wyniosły ton był nieco irytujący, ale plan miał prawo powodzenia. Wprawdzie sprawa nie mogła być tak prosta i oczywista. Skoro ten cały Vincent de Lova nie zachowywał się dziwnie, jadł to, co wszyscy i zwyczajnie lubił sobie pohulać, nie było nic, co jednoznacznie wskazywałoby na chęć jego ubicia czy porwania.

- Niechaj zatem ktoś pojedzie do zamtuza i znajdzie dziewki, z którymi obcował czcigodny Vincent. Mości kapłan w tym czasie wypyta klechę, bo eee... ani chybi ten coś wie, ja zaś sprawdzę tego Starca, co trudzi się, no, warzeniem mikstur. Tak będzie szybciej, ot co... - powiedziała z lekka niezrozumiale Felishje, a to za sprawą alkoholu, który uderzył jej do głowy.

Nie miała pojęcia, czy dobrze robi. Szukanie na własną ręką było ryzykowne, lecz mogła na tym znacznie lepiej wyjść. Z drugiej strony jednak, dołączając do grupy, eliminowała sobie konkurencję, jednocześnie zyskując sojuszników. Ciężki wybór, ciężka sprawa. I ten piekielnie mocny bimber, który nie pozwalał myśleć.
 
Darthara jest offline