Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2012, 10:15   #35
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Włosy były chlubą hrabianki d'Niort. Oczywiście, powszechna opinia przypisywała jej także wiele innych ( lub.. to ona sobie przypisywała w jej imieniu ), ale to właśnie te długie pukle tak ją wyróżniały na tle innych arystokratek. Czyniły ją oryginalną. Czyniły ją niezwykłą. Były odzwierciedleniem przekorności wobec mało estetycznych peruk, czasem złośliwe uznawanej za problem z nadążaniem za panującą modą. Mylnie.
Miast sztucznego, farbowanego włosia jakie noszą szlachcianki, Marjolaine obnosiła się ze swymi jak najbardziej naturalnymi i własnymi kosmykami. Lśniły w promieniach słońca jak miód, rozpuszczone spływały po ramionach i plecach jak pasma czystego, płynnego złota. Razu pewnego ktoś nieopacznie też przyrównał ich barwę do kłosów zboża mieniących się pod bezkresem letniego nieba.. ale był to wyjątkowo chybiony komplement dla panienki wychowanej w pałacowych luksusach i skutecznie trzymającej się z dala od plebejskich krajobrazów. Ten swój złocisty atrybut musiała zawdzięczać swej drogiej maman, gdyż papa za życia szczycił się włosami czarnymi jak smoła. Acz, z drugiej strony.. hrabianka nie pamiętała kiedy, lub czy kiedykolwiek, widziała Antoninę bez peruki..

Były jej skarbem i dbała o nie z pietyzmem. Razu pewnego od zaufanego źródła ( Giuditta ) usłyszała, że włosy winno się każdego dnia szczotkować sto razy dla zachowania ich urody. Nie mając powodów to powątpiewania w tę radę, a kochając swe złociste pasma, Marjolaine z chęcią podejmowała się od tamtej pory tej odrobiny wysiłku tuż przed pójściem spać. Nie Beatrice, nie któraś ze służek. Ale ona sama.
Nie inaczej było i tego wieczora.

W swej sypialni panienka zrzuciła z siebie ciężką kreację, przyodziała się zamiast niej w zwiewną sukienkę nocną, po czym usiadła przy toaletce zapełnionej upiększającymi specyfikami, akcesoriami i co pomniejszymi błyskotkami. Było także duże lustro, w którym mogła się przeglądać i zapytywać któż to jest najpiękniejszy na świecie. Nie było ono magiczne, ku jej niezadowoleniu, więc musiała się zadowalać swoimi własnymi odpowiedziami.. aczkolwiek coraz poważniej zastanawiała się nad wynajęciem jakiegoś sługi, co by siedział za toaletką i karmił ją komplementami.
Nie było magiczne, ale w pełni wystarczające dla jej potrzeb. Uwolnione od wiążącej je wstążki i licznych spinek włosy spłynęły majestatycznie, niczym wodospad ze złota, po plecach dziewczyny. Długie i gęste.. rzeczywiście mogłyby się przeobrazić w wodospad lśniących monet, wszak najlepsi perukarze za takie włosy mogli zapłacić fortunę.



Wyjątkowo tym razem w ruchach panienki była nerwowość miast zwyczajowej płynności. Pasma zdawały się plątać bardziej niż zwykle, szczotka niewygodnie leżała w dłoni. Coś wisiało w powietrzu nie pozwalając Marjolaine się skupić i odprawić swą ceremonię w spokoju.
Zirytowana podpięła włosy, co by się nie skołtuniły w trakcie snu. I zawiesiła ponure spojrzenie na swym odbiciu.

Noblesse oblige, ale mimo to nie czuła się zbyt komfortowo goszcząc pod swym dachem dwóch Gilbertów. Z tym pierwszym miała już pewną historię, której nie pragnęła powtarzać ni do niej wracać. Z drugim zaś ta historia dopiero powstała w sposób zdecydowanie intensywny, a panienka nie była pewna, czy pragnęła ją kontynuować.. a raczej, czy w skrytości ducha tego rzeczywiście nie pragnęła.
Nie podobało jej się jak d'Avenier nalegał na spędzenie nocy w jej domu. Nie podobało jej się, że przebywał w Le Manoir de Dame Chance będąc dawnym właścicielem tego dworku. I pewnie też z tego powodu poleciła wcześniej swej ochmistrzyni by obserwowała starego szlachcica w miarę możliwości, żeby za bardzo się nie panoszył po jej włościach. Któż wiedział, czy to wszystko nie było tylko bardzo zawoalowanym podstępem, aby mógł odzyskać swoją własność? Aczkolwiek wieść o tropiących go porywaczach też nie wpływała najlepiej na jej poczucie bezpieczeństwa. Cokolwiek mówił, to panienka i tak obawiała się, że bandyci odnajdą swą zwierzynę akurat w jej ślicznym gniazdku..

Bała się odrobinę, to prawda. I chociaż pocieszała ją obecność silnego kawalera d'Eon, który wszak nie pozwoliłby nikomu porwać jego ptaszyny, to przez niego także nie mogła spać. Wstała z krzesła i krzątać się zaczęła po pokoju, a kroki jej i gesty były tak samo nerwowe jak pytania pędzące przez myśli.
Czy przyjdzie? A jeśli nie przyjdzie, to gdzie będzie? Czy zniechęcony jej ciągłymi odmowami pójdzie do którejś służki lub nawet do samej Beatrice? Non! Będzie musiał przyjść! Chciała mieć pewność, że nie odwiedzi alkowy innej kobiety! Przecież obiecywał, przecież tak ją straszył swoją nocną wizytą! Lepiej, żeby nie okazał się kłamcą, łajdak jeden.
Czy powinna przekręcić kluczyk w zamku? Czy powinna do tego czasu zasnąć? A jeśli nie zaśnie, to czy powinna udawać, że śpi? Ale jak głęboko? Obudzić się jak mężczyzna zbliży się do jej łóżka, jak drzwi cichutko skrzypną, czy na nic nie reagować będąc odwróconą na drugi bok? Czy miała na sobie odpowiednią sukienkę nocną, czy spodoba się Maurowi?
Oh, z pewnością. Nie miała co do tego wątpliwości, choć w roztargnionym umyśle i takie pytanie się pojawiło. Jej nocna kreacja, równie urodziwa co każda noszona na co dzień, była delikatna i zwiewna jak piórko. Chociaż długa i ciągnąca się jeszcze po ziemi, to ciągle swym krojem podkreślała wdzięki Marjolaine. I nie to, żeby często ktoś hrabiankę oglądał w takim stroju. Nigdy wręcz, zatem przywdziewała się tak tylko dla siebie. Bo komu jak komu, ale to sobie najbardziej lubiła się podobać.




Wyglądała uroczo i niewinnie, powabnie i urzekająco. A jednocześnie czysto i nieskalanie, przez biel nieco niedostępnie, niczym jedna z tych boginek z obrazów. Nie tych, gdzie leżą one nagie wśród rajskich drzew i prezentują oglądającemu oraz przypadkowym młodzianom swe pokaźne, krągłe wdzięki. Jedna z tych, co to choć ubrane, to i tak roztaczają swój urok posągowymi sylwetkami i są nieosiągalne dla byle śmiertelnika.
Zapewne Maurowi by taka drobnostka nie przeszkadzała. Marjolaine odnosiła wrażenie, że jej narzeczony niekoniecznie znał znaczenie słów „nieosiągalna”, „niedostępna” lub „niechętna”. Albo zwyczajnie je pomijał...

A jeśli on rzeczywiście przyjdzie? Wtargnie do jej sypialni bez ostrzeżenia i tak delikatną sukienkę nocną uzna za zaproszenie do wyuzdanych aktów? Jeśli uzna, że to dla niego taką założyła tym samym dając przyzwolenie na spełnienie wobec siebie jego lubieżnych fantazji?

Pośpiesznie dopadła do szafy, otworzyła na oścież jej drzwi i rozpoczęła poszukiwania. Na pewno maman wyposażyła swoją córeczką w jedno z tych workowatych szkaradzieństw długich do ziemi, by ni odrobiny nóżki, ni odrobiny rączki nie było widać, by ni odrobiny piersi lub wcięcia w talii nie sugerowało ułożenie luźnego materiału. Wszak Antonia nie ścierpiałaby, gdyby jej córeczka spała w czymś prowokującym do odebrania jej wianuszka, a taki strój miał właściwości podobne pasom cnoty..

Marjolaine zamarła chwytając za rękaw zakończony staromodną falbanką.
A jeśli naprawdę przyjdzie? Zakradnie się w ciemnościach nocy i zobaczywszy jej istną zbroję w bieli uzna, że się go spodziewała i dlatego tak obronnie przyodziała się do snu? Czyż nie będzie miał satysfakcji wiedząc, że obawiała się jego odwiedzin, i dłoni sunących po ciele, i pocałunków składanych żarliwie na dekolcie?
Opuściła w zrezygnowaniu głowę, aż twarzyczkę ukryła w miękkim materiały swych ubrań w szafie. Z płuc jej zaś wyrwało się ciężkie, bezradne westchnienie.
To była sytuacja bez wyjścia. Czegokolwiek by nie zrobiła, jakkolwiek by się nie ubrała, to Gilbert i tak wszystko przeinaczy i tylko jego pożądanie wobec niej wzrośnie. Tak było za każdym razem jak się na niego złościła, jak próbowała się wyrywać z objęć, jak się na niego obrażała, jak uciekała od pieszczot.. szczwany lis, nie poddawał się. Czy i tej nocy złapie ją w jedną ze swoich pułapek? Oczaruje słodkimi słówkami, zniewoli dotykiem wprawiającym jej ciało w drżenie i zdobędzie kwiat jej kobiecości?

Niezidentyfikowany, stłumiony odgłos zabrzmiał w szafie. Ni to krzyk przerażenia, ni to jęk przygnębienia, ni to pisk ekscytacji. Ale zaraz też i wyprostowała się gwałtownie, gdy uświadomiła sobie pewien ważny szczegół mogący ją uratować z opresji. Wszak nie była sama w alkowie. Towarzyszył Marjolaine inny mężczyzna, który na pewno by jej nie zawiódł i chroniłby jej honoru, gdyby jakiś wąż wpełzł do środka pod drzwiami. Jej strażnik, jej obrońca, jej...!
Jej mina nieco zrzedła, gdy dostrzegła swego strażnika. I obrońcę. Bestia ogromna o przeraźliwej sile szczęk mogących zmiażdżyć ludzką rękę, leżała teraz rozwalona bezwstydnie przy łóżku panienki. Oddychała ciężko i poruszała lekko swymi potężnymi łapami w sennym majaku. Istne uosobienie czujności. Acz jednocześnie ten widok czystego lenistwa uświadomił jej jak bardzo sama była zmęczona. Tak bardzo, że dużo wcześniej w karocy prawie zapytała narzeczonego czy zaniesie ją do sypialni, bowiem dojście do niej przez cały dworek wydawał się być zbytnim wysiłkiem. Ale przeszkodziło jej pojawienie się markiza, a i cała sytuacja odgoniła na trochę senność. I jakże dobrze się stało! Zapewne Gilbert byłby bardzo chętny do udzielenia jej takiej pomocy. Tak bardzo, że już by nie wyszedł z jej alkowy.

Ziewając podeszła do łóżka, by szybko wsunąć się pod ciężką, ciepłą kołdrę. Ale miast ułożyć się wygodnie i zasnąć, ona usiadła, nogi podkuliła i rękami objęła je w kolanach. Spojrzenie zaś zawiesiła nieruchomo na drzwiach, które złośliwe cienie zdawały się uchylać. Nadmierna wyobraźnia zaś podsycała niepokój Marjolaine, zmuszając ją do nerwowego reagowania na każdy nawet najdrobniejszy odgłos. Czuwała. Bo któż wiedział, kto postanowi ją napaść tej nocy.

Czy opętany żądzą mordy markiz, aby odebrać swój dworek?
Czy bandyci pragnący ją porwać wprost z łóżka do swej kryjówki?
Czy może narzeczony o niewiele mniej złych intencjach wobec niej?
A może złodzieje marzący o zmianie swego losu i chcący w trakcie snu pozbawić ją cennych włosów?
Ileż koszmarów czyhało tej nocy w ciemnościach..
 
Tyaestyra jest offline