Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2012, 21:04   #44
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
David warknął wściekle, przez chwilę nie wiedząc co robić, działając tylko na instynkt. Cisnął sztyletem w psa, jednocześnie wyjmując miecz. Sztylet był za krótki, aby podjąć regularną walkę. Co wcale nie zmieniało faktu, ze był w rozterce. Szaman chronił się pochwyconymi duszami, a łotrzykowi nie podobało się, że musi się przez nie przebić, aby zabić ich "nosiciela". Czy nie było innego sposobu? Cofnął się o krok i kopnął jeden z glinianych dzbanów, rozbijając go o ścianę. Może te rzeczy na podłodze miały jakieś znaczenie?

Hiena załkała żałośnie, gdy srebrzysty pocik zagłębił się w jej cielsku niemal po sam jelec. Poruszyła się jeszcze jeden krok, zachwiała i padła martwa na ziemię z pustymi oczami, chwilę potem jej ciało zamieniło się w srebrzystą mgiełkę i rozpłynęło.

Kopnięty dzban zaś rozbił się o ściane, rozrzucając na wszystkie strony gliniane odłamki. Ze środka wylała się jakaś ciecz. Łotrzykowi wydawało się, że pachniała podobnie do eliksiru leczenia, którego miał już okazje używać po walce z atakującymi karawanę demonami.

W tym samym czasie kapitan z zalanym własną krwią karkiem skierował się w jego stronę. Przemówił do niego w starożytnym egzotycznym języku, który David słyszał już wcześniej od myśliwych.
- Jestem Kha'rgta, duch dżungli, potępieni, którzy budzą mnie ze snu.
Z oczu maski momentalnie wylały się wiązki zgniłozielonej upiornej energii, oplatając całe pomieszczenie i stojącego naprzeciwko Davida. Olbrzymi ból wstrząsnął jego ciałem, gdy wdarła się do środka.

W tym samym momencie poczuł smród spalenizny i zobaczył pierwsze strużki dymu wydostające się spod drzwi. Ogien nie był jeszcze pod drzwiami, ale z pewnościa był coraz bliżej.

David stęknął z bólu, próbując strząsnąć z siebie to paskudztwo. Rozbicie dzbana nie pomogło, więc uznał, że niszczenie tego nie sprawi, że nie będzie musiał zabić szamana i zapewne zniszczyć tych dusz. Przynajmniej zwierzaka miał z głowy, było to zresztą stworzenie analogiczne do tych widm. Musiał się spieszyć, więc zaatakował bez większej finezji, rzucając się na szamana. Gdyby udało się go przewrócić i znaleźć się na jego plecach, była szansa na uniknięcie kolejnych ataków.

Wpadł na potężną sylwetkę kapitana, próbując go unieruchomić, widać jednak było, iż obłąkany człowiek nie da się łatwo powalić. Zaczęli się szarpać, co niewątpliwie miało tę zaletę, iż przeciwnik miał chwilowo zajętę ręcę i nie mógł czarować.

Davidowi w końcu udało się podciąć szamana, wykręcając przy okazji rękę i przygwożdżając do podłogi. Szaman zdaje się nie był w stanie tak czarować, ale łotrzyk wciąż zastanawiał się jak sprawić, aby zabić jego i uwolnić dusze czy cokolwiek było w jego posiadaniu. Spróbował więc rzeczy chwilowo najprostszej - sięgnął po maskę mężczyzny, próbując zerwać ją z jego twarzy.

Gdy tylko dotknął maski ciało kapitana naprężyło się do granic możliwości, jakby wstąpiła w nie jakaś nienauralna siła, momentalnie wyszarpnęło się z uścisku . Było już jednak za późno. David zdecydowanym ruchem ściągnął przedmiot z twarzy unieruchomionego mężczyzny. Wtem cała rzeczywistość wokół nich eksplodowała iskrami i upiornym wyciem. Maska zaczęła drżeć łotrzykowi w dłoniach wprawiając w ruch cały pokład wokół nich. Chwilę potem eksplodowała oślepiającym, zgniłozielonym blaskiem, tworząc wokół siebie potężny, wyjący wir. Dojrzęli widmowe sylwetki myśliwych i egzotycznych zwierząt zasysanych przez ściany do środka. Wrzeszczały, ryczały i wiły się w agonii wciągane w wirujący gwałtownie artefakt. Chwilę potem było już po wszystkim. Dymiąca, niepozorna maska opadła ze stukotem na pokład. Kapitan zamrugał i zemdlał, opadając ciężko na pokład. Strumień krwi z jego karku popłynął znów bez przeszkód.

Przed łotrzykiem zostały jednak hałdy egzotycznych przedmiotów z południowych dżungli. No i spod drzwi nadal wydobywał się czarny gryzący dym, z każdą chwilą coraz intensywniejszy. Nie miał pojęcia, czy kapitan założył maskę z własnej woli. Te przedmioty tutaj mogły być cenne, ale nic mu nie mówiły. Może przed amnezją wiedzę miał o tym większą, pamiętał jednak zapach z jednego z dzbanów. Zajrzał do pozostałych, wąchając. Jeśli nawet nie było tam mikstur leczących, to może chociaż coś, czym można było oblać twarz kapitana. Zabrał też swój sztylet, oraz schował za pasek co lżejsze i wyglądające na cenniejsze przedmioty. Może do czegoś się przydadzą. Do rany kapitana przyłożył materiał jego własnej koszuli, próbując go ocucić. Sam mógł uciec stąd po linie, ale wiedział doskonale, że nikogo po niej nie wciągnie.

Mimo usilnych starań nie udało mu się w dzbanach znaleźć nic, co pachniałoby podobnie do rozbitej mikstury leczenia, za to parę razy o mało co nie zemdlałby, gdy morowe opary ze złowrogich egzotycznych wywarów natarły na jego nozdrza. Również i próba zatamowania krwawienia kapitana, czy przywrócenia mu świadomości spełzły na niczym. Niestety złodziej na szlachetnej sztuce leczenia najwyraźniej zupełnie się nie wyznawał. Tymczasem płomienie wtargnęły do środka, obejmując swym jęzorami drzwi i kawałek sufitu, duszący dym wypełnił jego płuca. Szybko jeszcze przejrzał zabrane przez siebie przedmioty, koncentrując się w szczególności na zrabowanym egzotycznym zwoju (wolał nie myśleć na jakiej skórze został spisany) wydawało mu się bowiem, że niektóre z symboli mogły symbolizować lot... za cholerę nie był jednak w stanie go do końca rozczytać, marnując na to kilka cennych chwil. Nagle drewniany dach nad nim zaskrzypiał upiornie i runął w domu zarzucając cały pokój płonącymi dziko fragmentami stropu. Również i droga ku oknu została zagrodzona ścianą płomieni. Nie było co się dłużej zastanawiać, najwidoczniej będą musieli sobie poradzić bez kapitana. Osłonił twarz kawałkiem materiału i skoczył przez ogień, próbując się dostać do okna i do liny... o ile jeszcze tam wisiała. Bo jeśli nie, to będzie musiał sobie szybko przypomnieć, jak się pływa.


Daleki, ryzykowny skok przez płomienie w pełni mu się udał. Zręcznie wylądował po drugiej stronie pod samym oknem, dostrzegając jak chwilę później poddaje się druga część sufitu, grzebiąc pod sobą zarówno kapitana jak i resztę łupów. Otworzył okno, by dostać się do liny i... podmuch powietrza który wpadł do środka spowodował, że płomienie nagle eksplodowały ze zdwojoną siła. Poczuł jak na jego plecy napiera ogromny żar, po czym szybko chwycił linę i wdrapał się po niej na górę. Pod nim na zewnątrz wytrysnęło całe morze podsycanych nowym tlenem płomieni. Przykleiły się od zewnątrz do burty statku pochłaniając łapczywie drewno. Gdy tylko wystawił głowę na górny pokład, już tego pożałował. Główny maszt cały strawiony przez gorący żywioł zajęczał jak ogromna istota po czym runął na sterburtę druzgocząc z hukiem niemal połowę pokładu. Statek zatrząsł się w posadach i przechylił, a do środka zaczęła wlewać się woda. Syczenie towarzyszące zetknięciu gorejącego inferno z olbrzymimi ilościami mokrego żywiołu było wręcz ogłuszające, a powstająca z tego para wodna z ogromnym ciśnieniem wdzierała się do płuc odbierając oddech.




Nie było już szans na przejście po żaglach na drugą jednostkę. Ta zresztą oddalała się, by nie uszkodził ją ginący od ognia i wody kolos, na którym znajdował się łotrzyk. Wokół kadłuba po mału zaczęły tworzyć się dzikie wiry, gdy tonące pod powierzchnię pokłady zasysały do siebie otaczającą je wodę.

Łotrzyk szybko przejrzał rzeczy, które udało mu się uratować z kajuty pirackiego kapitana. Ciężko było stwierdzić na ile okażą się przydatne. Były to:
- dwie rurki zrobione z łodygi jakiejś obcej rośliny. Przy uważnym przyjrzeniu widać było, że jedna mogłabyć fletem, a druga... dmuchawką? Wyglądały na zestaw stworzony przez tego samego rzemieślnika.
- mała różdżka wyglądająca jak zasuszona starcza ręka z otwartą dłonią - przy drugim spojrzeniu widać jednak było, iż to tylko opleciona skamieniałą pajęczyną gałąź przypominająca wspomniany kszałt.
- bogato wyszywany skórzany mieszek - a w środku zasuszona ludzka gałka oczna. Źrenica wydawała się subtelnie poruszać.
- zwój z symbolem, który łotrzykowi kojarzył się z lotem
- malutki gliniany dzban zatkany korkiem - w środku napój śmierdzący zgniłą trawą.
- wisiorek z muszelek, które wyglądały niemal jak ludzkie uszy.


+600xp za Szamana, +400xp za Hienę
+300xp za oswobodzenie większości dusz
Lvl up!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 17-09-2012 o 21:07.
Tadeus jest offline