Spodziewał się takiej reakcji.
Kapłanki kurewskiej bogini z definicji myślały tylko i wyłącznie swoim włochatym, niedoruchanym pipskiem.
Gdyby zginął tam, pośród zgliszczy osady wyrżniętych żaboludów, nikt nie zdałby raportu o możliwym niebezpieczeństwie... W takim przypadku jasne zdawało mu się, iż żadną miarą nie warto było ryzykować życia...
Z każdym słowem sączącym się z ust oblubienicy Loth, w Filzaerze wzbierała niepohamowana złość. Miał szczerą ochotę przypieprzyć tej krnąbrnej dziewce prosto w ten jej niewyparzony ryj...
Z trudem panował nad emocjami. Jednak na jego szczęście w porę przygasił tlący się w nim żar. Na powrót przybrał swe zimnie, pokerowe oblicze i ponownie począł wczuwać się w rolę niewzruszonego głazu.
Pokrzepiony swym drobnym zwycięstwem z pokorą przyjmował na klatę kolejne zarzuty.
Dotrwał do końca tyrady. Nie zrobił przy tym nikmu krzywdy - sukces.
Służce Pajęczej Boginii najwidoczniej znudziło się wyżywanie na strażniku domu Kaenefin, albowiem swą frustację przelała na skrępowanego heretyka.
Seria ciosów i kopniaków, zważywszy na stan zdrowia więźnia, nie było najrozsądniejszym pomysłem.
Oto kolejny dowód na ułomność płci przeciwnej...
Jednak De'speana nie miał zamiaru angażować się w ten cyrk.
Jak zwykle stał na uboczu bacznie obserwując całe zajście. Szczególną uwagę poświęcił dla samego kapłana Pieska Loth... Ze wszystkich drowów właśnie on wzbudzał w nim niezdrową wręcz ciekawość. Kompletnie nie wiedział co o nim myśleć... A taka niewiedza rodziła niepokój.
Koniec końców zdyszana kapłanka dała sobie spokój z katowaniem na wpół żywego mrocznego elfa. Jego utrudzone ciało zostawiła pod nadzorem Verditha...
Filzaer przez moment trwał w głębokim zamyśleniu, wpatrując się w jakiś niewidoczny punkt zawieszony pomiędzy kapłanem, a herytykiem.
W końcu mrugnął nieznacznie, po czym udał się w kierunku swojego "legowiska". Zabawił tam chwilę, a następnie niosąc w ręku część swego dziennego prowiantu na powrót znalazł się obok zmasakrowanego niewiernego.
-Bierz i żryj póki Ci pozwalają. - De'speana rzucił jedzenie wprost na rozdygotane kolana torturowanego.
Nie czekając na odpowiedź ruszył szukać dogodnego miejsca z którego mógłby obserwować okolicę. |