Mierzwa przejechał dłonią po łysej czaszce. Zza obwarowań wioski wciąż dobiegały wrzaski i zgiełk bitewny. To nie wróżyło dobrze kompanionom w walce z hałastrą. - No cóż. Wszyscy mamy jakiś wybór, ale coś mi się widzi, że długo w bezpośredniej walce nie wydolą - zagryzł wąsa.
Kislevita zlustrował następnie posępne wejście do sekretnego tunelu. Czarna dziura w ziemi. W sumie jednak czego można było się spodziewać? Krasnoludzkich kazamatów? - Tu nie Kislev, brateńku. Tylko gnój i znój. No i bida - mruknął do siebie spoglądając na stare baby. Musiał przyznać, że wiek nie obszedł się z nimi łagodnie, ale toporzyska wyglądały solidnie. Od razu poczuł się pewniej. - W razie czego... eee... mateńki, to stróżujcie pilnie, póki z wycieczki nie wrócimy. Pamiętajcie, że wracając wrzasnę: "Ursun". Gdyby zaś okrzyku nijakiego nie było, to znak, że coś się dzieje - przymrużył znacząco oczy.
Dmuch odwrócił się i wziął w nozdrza zaduch i wilgoć. - Dawno, służebnico Shallyi, dawno tunelu nikt nie używał - kiwnął głową na znak zgody. Przynajmniej w tej kwestii kapłanka nie łgała.
Kuglarz Flick chciał iść pierwszy. Właśnie odprawiał swoje czarnoksięskie gusła. Kozak nie miał nic przeciwko, o ile cokolwiek zdołają im pomóc w walce z zielonoskórymi. Wbrew twierdzeniem Alberta uważał, że pomoc bogów czasami przeważy wszystko.
- Hospody, pomiłuj. Znowu - dodał z namaszczeniem.
Zamierzał przeleźć korytarzem na drugą stronę, zaraz za Flickiem. Sprawdził nóż, szablę przycisnął do boku. Był gotów. Teraz trzeba było dostać się do obozu goblinów. |