Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2012, 10:08   #365
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
post wspólny Viv&Hes

Stanęła przed drzwiami do laboratorium i pchnęła, wbrew zdrowemu rozsądkowi wierząc, że otworzą się pod jej dotknięciem. Nawet nie drgnęły. Były solidne i dobrze zabezpieczone dokładnie tak, jak powinny być, z czego Sakamae doskonale zdawała sobie sprawę. Mimo to szarpnęła wściekle klamką, czując wzbierające w oczach łzy. Anna pewnie miała rację, tylko jak zabrać klucze komuś, kto - według ich słów - nawet nie jest człowiekiem? Komuś, kto potrafi zabić samym tylko spojrzeniem?
Na domiar złego ponad wszelką wątpliwość wiedziała, że muszą się tam dostać. Nie było innego wyjścia. Czuła, jak skrzynia przyzywa ją i aż wibruje oczekiwaniem. Spojrzała na Ronalda.

Ron naparł z całych sił na drzwi laboratorium, starając się ją wspomóc. Był pewien, że i ona odczuwa to samo, że pragnie się tam dostać, być bliżej skrzyni, widział to w jej oczach kiedy ich spojrzenia spotkały się. Razem ponownie naparli, ale jak poprzednio drzwi ani drgnęły.

Cisza aż dzwoniła w uszach. Nie wiadomo kiedy hałas na zewnątrz przycichł, bo po chwili skończyć się zupełnie. Z przerażeniem zdali sobie sprawę, że patefonu i upiornego stukania klawiszy maszyny do pisania też już nie słychać. Pewnie siedzący przy niej Japończyk wyjdzie teraz z pokoju, sprawdzi, co się zdarzyło w trakcie kataklizmu, zajrzy do laboratorium...
Zajrzy do laboratorium!

Sakamae rozejrzała się i gorączkowo zaczęła szarpać klamki najbliższych drzwi. Może, jeśli schowają się w ciemnym pomieszczeniu, Kyo po prostu ich ominie i otworzy drzwi... tylko co wtedy? A co z tym żołnierzem, który najwyraźniej szykuje się do ataku?

- Ron - szept był ledwo słyszalny - Ron... schowajmy się... - naciśnięcie klamki zupełnie niespodziewanie zaowocowało otworzeniem drzwi. W panującym wewnątrz półmroku można było dostrzec jakieś biurka i ogólny bałagan, chyba dawno nikt tu nie zaglądał... ale jakie to miało znaczenie, skoro mogli tam wejść i zniknąć z oczu tego... czarownika?

Już chciał zapytać co z pozostałymi, przecież starzec mówił, że spróbuje się włamać. Obrócił się zerkając co robi para którą zostawili za plecami. Posłusznie jednak, jakby nie do pomyślenia było podążyć inaczej jak tylko za Sakamae.

Byłoby to najprostsze rozwiązanie. Wejść, zamknąć drzwi i być cicho. Tyle, że niczego nie rozwiązywało. Za drzwaimi pozostałby ten Amerykanin, dzięki któremu wydostali się z pułapki, w której przyszłoby im zginąć na początku rozdarcia. Nie mogli go tak zostawić... Japonka stanęła w otwartych drzwiach czując budzącą się wściekłość. Zew skrzynki i jej zawartości był coraz silniejszy. Milion Umiłowanych - kimkolwiek... czymkolwiek jest, traktował ich jak marionetki. Wybrał - omal nie prychnęła - i pozostawił samym sobie, ustami mnicha dając tylko niejasne wskazówki. Wizja kosmosu była oszałamiająca, ale na dobrą sprawę mogła być wywołana przez zwykły narkotyk, którego zresztą spróbowali. Cała reszta mogałby być tylko zwykłym warunkowaniem, może zaczętym już na statku... Może oni nadal są na statku a to tylko wytwory chorego umysłu? Gniew wzbierał coraz większą falą, kobieta czuła przypływ adrenaliny. Zamierzała zakończyć ten przeklęty koszmar i wyjść z tego cało... ale do tego potrzebowała jeszcze jednej rzeczy. Jakiejś prowizorycznej broni, czegoś, co doda jej pewności siebie. Dzięki czemu nie będzie się czuła tak rozpaczliwie bezbronna w starciu z Kyo... kimkolwiek jest.

Wszędobylski kurz wciskał się wszędzie. Ron z trudem opanowywał kaszel, co chwila odchrząkiwał starając się pozbyć nieprzyjemnego drapania w gardle. Oddałby wiele za łyk zimnej wody, za dwa łyki, jeden dla niego. W pokoju nie było okien a co dziwniejsze, nie dostrzegł ich nigdzie, jakby barak był odcięty zupełnie od reszty obozu. Mając w pamięci opowieści starszego Japończyka miało to niestety sens. Rozglądał się po pokoju starając się dociec jakie było jego przeznaczenia, chociaż to było akurat oczywiste. Biurko, szafki na akta i porozrzucane segregatory, zupełnie jak w jego kantorze. Kręciło mu się w głowie i chciał przysiąść, ale jedyne krzesło leżało połamane na podłodze no i Sakamae najwyraźniej do czegoś było potrzebne.

Zapomniany pokój oferował całkiem sporo. Leżące w kącie połamane krzesło mogło służyć jako prowizoryczna pałka a akcesoria do papieru mogły wyrządzić sporą krzywdę, wbite w odpowiednie miejsce na ciele. Po krótkim wahaniu Japonka podniosła z podłogi szpikulec do papieru. Dzięki drewnianej podstawce mogła go dość pewnie trzymać i prawdopodobnie zrobi nim sobie - lub innym jeńcom - mniejszą krzywdę niż nożem do papieru, gdyby coś poszło nie tak.

Zrozumiał jej intencje kiedy ujrzał co dzierży w dłoni. Od razu przypomniały mu się chwile z plaży samurajski miecz rozcinający jego skórę. W boku zakuło i odruchowo położył dłoń na ranie. Zerknął w kierunku drzwi i pokiwał ze zrozumieniem głową. Schylił się z cichym stęknięciem po drewnianą nogę od krzesła i tak uzbrojony skierował się w kierunku wyjścia z pokoju. Uchylił drzwi i nasłuchiwał przez chwilę co się dzieje na korytarzu.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline