Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2012, 13:13   #106
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tłum, poruszony przemową dobrze sobie znanego człowieka, ani myślał choćby dopuścić do siebie słowa kogokolwiek z grupy, która przybyła do wioski. Sam ich krzyk był ogłuszający i chociaż zdziwiło ich to, że nikt się nie bronił, to Pascal udało się przepchnąć i wskoczyć na podest. Była jednak na przegranej pozycji, a teraz na dodatek spojrzała w błyszczące, jarzące się czerwienią, nienaturalne. Aż się zachwiała, gdy na nią spojrzał, zapominając nagle co chciała jeszcze powiedzieć.
- Kłamiesz! To oczywiste, że zmieniliście ubrania, oczyściliście się. Brać ich!
Nie dał nikomu czasu na zastanowienie się, to nie był czas na jakieś negocjacje i przekonywanie. Ivor został powalony uderzeniem tępego końca włóczni, zanim zdążył zrobić coś ponad uniesieniem swojej broni w zasłonie. Rae stała z otwartymi ustami, nie wiedząc co robić, aż ją także pochłonął tłum. Sandro uwolnił swoje zaklęcie, ale co mógł poradzić przeciw całemu tłumowi? Było zresztą za późno, stał z tymi ludźmi twarzą w twarz i kolejne pędy wyrastające z ziemi i chwytające nogi wściekłej nie zatrzymały jej wystarczająco, aby mogli choćby spróbować uciec. Druida trafiła strzała, wbijając się głęboko. Potem jakiś kamień i w koncu włócznia, która go powaliła. Dla niego najszybciej zapanowała całkowita ciemność.
Pascal również trafiono, ale rzucone wcześniej zaklęcie sprawiło, że pocisk tylko otarł się o jej ciało. Ale ona także nie dała rady nic zrobić, sparaliżowana prawie wzrokiem mokrego mężczyzny i nienarutalnych oczach. Chwytały ją jakieś dłonie, ściągając z podestu i okładając gdzie popadnie. Nawet magiczna zbroja musiała ostatecznie się poddać i któryś z ciosów w głowę pozbawił kobietę przytomności.
Tylko Alex nie zastanawiał się i nie próbował najpierw przemawiać, od razu rzucając się do ucieczki. Poleciała za nim strzała, ale mężczyzna był za szybki i zniknął tłumowi z oczu, wpadając między drzewa tuż za wioską. Kilka pobiegło za nim, ale nikt z nich już nie mógł tego zobaczyć.

**

Gdy się obudzili, znajdowali się w mniej więcej czterometrowym dole, leżąc na miękkiej, śmierdzącej ziemi. Każdy ruch sprawiał, że lekko zapadali się wgłąb, a smród przypominał stary kompost. Zarówno Ivor jak i Pascal byli obolali i posiniaczeni, ale żadne z nich nie otrzymało poważnej rany - w przypadku kobiety była to zasługa zaklęcia, które przestało już działać. Wciąż było jasno, wyglądało na to, że nie minęło wiele czasu. Gdy spojrzeli w górę, zauważyli drewnianą, naprędce skleconą kratę, zamykającą przejście. W dole byli także Rae i Sandro. Dziewczyna, podrapana i posiniaczona, pozostawała nieprzytomna, oddychając powoli. Druid natomiast... wydawał się martwy. Wyrwano strzałę, która wbiła mu się w brzuch, ale nikt nie opatrzył tej rany, przyciskając do niej tylko jakąś brudną szmatę. Mężczyzna prócz tej rany miał też kilka poważnych ran szarpanych i ciętych i ogromną ilość siniaków. Ciało było ciepłe, ale nie potrafili wyczuć w nim oddechu.

****

Kal doczekał, aż stos się wypali, a potem ruszył w kierunku wioski. Mruk, Kornik i obie kobiety nie zamierzały tam się udawać, uznając zapewne, że dodatkowe osoby nie będą potrzebne. Ich interesował zamek tutejszego lorda, więc szybko ich zostawił, gdy kończyli doglądać swoich ran, ruszając ku widocznej dobrze świątyni. Ślady na piaszczystej drodze były dobrze widoczne, ale i bez nich wiedział przecież, gdzie udali się pozostali. Ominął jezioro, przekraczając niewielki mostek i już powoli zbliżał się do pierwszych zabudowań, między którymi dostrzegał jakiś ruch, gdy z zarośli wyskoczył Alex, chwycił go mocno za ramię i wciągnął między drzewa.
- Ciii! - uciszył go zanim Kal powiedział cokolwiek. - Nie możesz tam iść. Zostaliśmy wrobieni, przez tego, którego śledziliśmy. Wygląda na to, że jest w nim coś nienaturalnego, przemawiał do tłumu, a potem go na nas poszczuł. Pozostali zamiast uciekać próbowali z nimi rozmawiać i niedawno wrzucili ich do dołu prawie pośrodku wioski. Zdaje się, że mają przeprowadzić sąd i skazać ich jeszcze dzisiaj, ale najpierw chcą przejść się do sioła, przesłuchują dzieciaki. Jak na taki pokojowy lud to wyglądają cholernie drapieżnie. Duchy tu nie zatakowały nikogo bezpośrednio. Gdzie pozostali?
Mężczyzna raczej nie miał konkretnego planu na uwolnienie towarzyszy, bowiem nie przedstawił żadnych propozycji, ale również nie uciekł z tego miejsca, zdeterminowany do tego, żeby coś zrobić.

****

Mruk znalazł trochę ziół, czystych płócien, a także nić i igły, dzięki czemu z ranami poradzili sobie w dość tradycyjny sposób. Isha miała zręczne dłonie i pozszywała ich najlepiej jak mogła, będąc przy tym nawet dość delikatna. W jej przypadku wystarczyło to do powstrzymania się przed użyciem największej igły. Poklepała mężczyznę po policzku, gdy skończyła.
- No, będziesz żył. Prawdziwy mężczyzna musi mieć blizny. Podoba mi się twoja odwaga.
Spojrzała mu prosto w oczy, a potem przeszła do Leny. Kobieta była zmęczona, ale większość jej ran zaskepiła się po wypiciu misktury leczniczej. Tylko trzy poważniejsze wymagały interwencji i Isha zajęła się nimi, delikatniej niż raną Mruka. W końcu skończyła, niedługo po tym, jak Kal odszedł, pozostawiając wypalony stos i smród, jaki ten po sobie pozostawił. Nie mieli co dłużej zostawać w tym miejscu. Czarnowłosy utykał, Lena wciąż potrzebowała lekkiejpomocy, ale nie mieli czasu, aby pozostawać w miejscu i odpoczywać. Duchy mogły w każdej chwili skierować swoje spojrzenie na lokalnego lorda i jego zamek, a takie miejsce było zapewne najlepszym w okolicy do odparcia ich ataku.
O ile obrońcy zostaną ostrzeżeni.

Ruszyli więc w drogę, przy jeziorze odbijając w kierunku wzgórz i z każdym krokiem oddalając się od wioski. Po godzinie powolnego marszu znaleźli się już głęboko w dolinie, ciągnącej się dokładnie pomiędzy dwoma porośniętymi iglastym lasem zboczami. Okolica stawała się coraz bardziej górzysta i skalista, wciąż jednak było ciepło i niemal idyllicznie, przynajmniej przez jakiś czas.
Za jednym z zakrętów dostrzegli karocę ciągniętą przez cztery konie. Dookoła niej jechało jeszcze sześciu ubranych jednakowo jeźdźców, którzy zauwazyli wędrowców i zatrzymali powóz. Dwóch z nich ruszyło do prozdu, trzymając dłonie na rękojeściach mieczy. Jak na spokojną okolicę byli mocno podejrzliwi.
Szybko okazało się, że mieli ku temu powód. Z zagajników po obu stronach wyleciał rój małych pocisków, zasypując powóz i jeźdźców, a kilka drzew przewróciło się, blokując przejście - może nie samotnym wierzchowcom, ale na pewno karocy. Większośc strzał spudłowała, ale jeden z konnych zleciał z siodła, inni sięgnęli po miecze i unieśli tarcze. Nie było jednak drugiej salwy, z krzaków wypadły za to małe, psowate postaci, wpadając na obrońców z istną kakofonią przeraźliwych, szczekliwych i piskliwych dźwięków. Zwykłemy człowiekowi każde z nich sięgało mniej więcej do pasa, dzierżyły także dostosowaną do tych rozmiarów broń, ale miały tak dużą przewagę liczebną, że ich zwycięstwo nad ochroną powozu wydawało się oczywiste. Nie zmieniał tego nawet fakt, że miecze jeźdźców zabijały ich jednym cięciem, a woźnice weszli na dach powodu i stamtąd razili z kusz. Kolejny z ludzi został ściągnięty z konia. Lena zbladła, sięgając po łuk.
- Jeśli to te stwory, które nękały okolicę, to dla mnie ten problem wygląda znacznie poważniej. Nawet jeśli to tylko koboldy.
Nałożyła strzałę na cięciwę i wypuściła pierwszy pocisk, zaczynając zbliżać się do walczących.
 
Lady jest offline