Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2012, 21:41   #101
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ruszyli w stronę wioski, zostawiając za plecami Kala-piromana, oraz połowę drużyny biegającą gdzieś po lesie. Rozwiązanie z pewnością nie należało do idealnych, ale cóż... Zgraną drużyną z pewnością nie byli, i to od samego początku.

‘Tutejsi’ do rozmownych nie należeli. Może gdyby nie zaistniała sytuacja, może sprawa wyglądałby inaczej, ale teraz... Eryk i Magda nie powiedzieli ani słowa, a chłopak na połowę pytań nie odpowiedział. Przedstawił się jako Mika (w rewanżu, gdy Ivor zrobił to samo). Powiedział również, że znaleźli się w Veldorn, a wioska nosi nazwę Manti.
Veldorm. Ta nazwa niewiele Ivorowi mówiła. Nikt z rodziny nie utrzymywał z tym krajem żadnych kontaktów, przynajmniej on nic o tym nie wiedział. To było gdzieś strasznie daleko, na wschodzie, czy coś. Za daleko, żeby dojść przez parę dni.
Kolejny pech.

Powitanie w wiosce było nad wyraz gorące. Zbyt gorące, jak na gust Ivora.

- Łżesz - krzyknął, w odpowiedzi na fałszywe oskarżenia. - Gołymi rękami? Gdzie niby nasza broń? Gdzie ślady krwi? Odprowadziliśmy te dzieci, nic im nie zrobiliśmy!
Cofnął się o kilka kroków. Wolał nie zostać otoczony. Mieszkańcy nie wyglądali na pozytywnie nastawionych do obcych.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-09-2012, 23:01   #102
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Droga nie zajęła zbyt wiele czasu. Pascal szła, rozglądając się czujnie dookoła. Była zadowolona, że udało się rozwiązać problem dzieciaka – nie zachwycała jej perspektywa ciągnięcia go z nimi. Z drugiej strony, nie wyobrażała sobie zostawić go o tak, po prostu, w wyrżniętej wsi.

Szli, a stos płonął za ich plecami. Pascal czuła jego żar, choć byli już zbyt daleko, żeby to odczucie mogło być realne. Nie podobało się jej to rozwiązanie, uznawała, ze ludzie powinni być grzebani w ziemi. Lub pod stosem odłamków skalnych. Palenie było dobre dla zwierząt w ofiarnych stosach. Lub dla zmarłych w wyniku plagi, żeby uchronić innych przed zarazą. Nieumarli. Jeśli to prawda, że ich ofiary stawały się same nieumarłymi, to oni byli jak plaga. Może tylko ogniem dawało się z nimi walczyć?

Dzieciaki rzuciły się ku stojącemu na podwyższeniu mężczyźnie. Nie zdążyła ich powstrzymać.
- Tato! Tato! – krzyczały, zwracając uwagę zgromadzonych ludzi na przybyszów.

- On jest mokry – zauważyła Pascal półgłosem – Przepłynął jezioro? Był tam?

Kiedy Ivor próbował prostować splotła zaklęcie i owinęła się tarczą. A potem wskoczyła na podwyższenie, zajmując miejsce obok przemawiającego mężczyzny.
- To nie prawda – odpowiedziała mocnym, spokojnym głosem na oskarżenie mężczyzny – spójrzcie na nas, na nasze odzienie – widzicie krew?

Obróciła się dookoła własnej osi, podnosząc lekko ręce. Chciała pokazać, że nie ma nic do ukrycie, oraz że na jej ciele i ubraniu nie ma śladów krwi.
Ucieczka nie była dobrym pomysłem. Kiedy ktoś ucieka, zachęca, żeby go gonić. Nie mogli uciekać – to było by jak przyznanie się do winy. Sprowokowało by tłum.

- Spójrzcie na mnie - powtórzyła. - Posłuchajcie. Nikogo nie zbiliśmy. Odnaleźliśmy Eryka i odprowadziliśmy go do rodziny.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 14-09-2012, 12:34   #103
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Podróż do wioski wywołała w efekcie więcej złego, niż dobrego. Sandro początkowo myślał, że będzie mógł tam uzupełnić zapasy, odpocząć chwilę i zaznać normalnych warunków snu. W efekcie zaś cała trójka została oskarżona o zabójstwo i spalenie zwłok pomordowanych wieśniaków.
~ Doskonale, jeszcze teraz brakowało mi tłumu wściekłych wieśniaków do szczęścia ~ pomyślał, wykrzywiając usta w grymas rzucania pod nosem kilku siarczystych przekleństw. Ivor rzucił co prawda argument o nie posiadaniu broni, cóż druid takową posiadał i to w ilości sztuk dwóch, co sprawiało że to on stawał się głównym podejrzanym. Zwrócił jednak uwagę na sugestię Pascal, mężczyzna faktycznie był mokry, zaś jego spojrzenie... Sandro miał złe przeczucia co do tego wszystkiego.

- Cze... - Nie zdążył, czarodziejka weszła na podest i stanęła obok podejrzanego mężczyzny. Druid zaklął w myślach, a co jeżeli on wykorzysta to, że ma ją w zasięgu ręki? Sandro zbliżył się również do podestu, kroczący po jego lewej Iglak skutecznie chłodził nastroje mijanych przez niego wieśniaków. Starał się zbliżyć na tyle, by w razie czego jednym susem doskoczyć do kobiety, gdyby musiał jej pomóc. Rozejrzał się dookoła, miał nadzieję że nie będzie musiał się odwoływać do magii natury. Spojrzał mężczyźnie w oczy, dreszcz przeszedł mu po karku, ale spojrzeniem starał się dać mu do zrozumienia, że jeden nierozważny ruch będzie kosztował go życie.

Przymrużył powieki i zmówił niemo modlitwę do Mielikki, chciał być w razie czego przygotowanym.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 14-09-2012, 17:02   #104
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- Chyba tak - Kornelia pokiwała głową całkiem rada z obrotu spraw. Ona była cała, podobnie jej towarzysze, a nawet uratowali obcą - Ja jestem Kornelia, a to Mruk, Isha i Momo. Co tam się stało w wiosce? Duchy napadły i wybiły wszystkich? Duchy jak ten tu?
Mruk nie był tak zadowolony jak rudowłosa. Rana krwawiła i była cholernie bolesna, a ten, który ją zadał - uciekł.
- Niewiele może i wiem, ale to zdaje się nie był duch. Skoro mogliśmy go trafić, to raczej coś pomiędzy, co oczywiście jest nieważne. Jesteś stąd? Powiedzmy, że niewiele wiemy o okolicy... gdzie znajduje się ta dolina?

Lena pokręciła głową, zagryzając wargę po powrocie do okropnych myśli. Momo właśnie ją obwąchiwał i nawet liznął, co spotkało się z tym, że podrapała go za uchem. Jego zaufanie musiało potwierdzać, że dziewczyna dobrze sobie radzi ze zwierzętami i jest przez nie lubiana.
- Prawdę mówiąc, nie oglądałam się za siebie. Zaatakowały nagle, zupełnie znikąd, zaczęły zabijać. Przeżyłam tam tylko dlatego, że właśnie osiodłałam karego i zamierzałam wybrać się na przejażdżkę. Nie jestem stąd, to spokojna okolica a ja jestem niespokojną duszą - zapatrzyła się przed siebie, a potem wróciła wzrokiem do pozostałych, spoglądając z ciekawością najpierw na Mruka, potem Kornik. - Biedni ludzie. Niedawno szukali kogoś, bo mieli pomniejsze problemy z jakimiś stworzeniami schodzącymi z gór, dlatego tu przyjechałam. Jesteśmy w Veldorn, na jego wschodnim krańcu będąc precyzyjnym. Skąd przybywacie, skoro tego nie wiecie?

Nie musiała dodawać “wyglądacie na co najmniej dziwaczną grupkę”.
- Z daleka chyba - mruknęła Rudowłosa próbując umiejscowić Veldorn na znanych sobie mapach, z marnych skutkiem - Wypłynęliśmy z Chessenty, a potem złapał nasz sztorm, trafiliśmy na dziwną wyspę, a potem teleportem tutaj. Tak w skrócie. Eh, czuje, że czeka nas daleka droga do domu.
Kornelia skrzywiła się odrobinę odczuwając boleśnie tęsknotę za rodzinnymi stronami.

Mruk za to się uśmiechnął.
- Mi za to się całkiem podoba, że jesteśmy daleko tamtego miejsca. Wybuchła jakaś wojna i inne takie. Większy problem dotyczy faktu, że teleport z nie do końca bezludnej wyspy wypluł nas tutaj wraz z obietnicą, że jak nie wyłapiemy tych duchów to obłoży nas wyjątkowo paskudną klątwą.
Wypowiedział to z lekkim niedowierzaniem, ale po tym co w jego życiu ostatnio się działo, to może i był w stanie w tę klątwę uwierzyć na tyle, by jej nie zaryzykować.
- A teraz jeden nam zwiał, inne są cholera wie gdzie, a reszta naszej tak zwanej kompanii została najwyraźniej w siole, woląc kłócić się o sprawy nieistotne jak dla mnie. Jesteś w stanie iść? - pytanie było do Leny, ale mężczyzna zwrócił się także do Kornik i Ishy. - Wracamy do tego sioła, kierujemy się do wioski... czy jeszcze coś innego? Gdzie mieszka władca tych ziem?

Lena popatrzyła na nich z lekkim niedowierzaniem, a potem spróbowała wstać. Przy lekkiej pomocy Mruka dała radę, mikstura lecznicza była skuteczna.
- Do sioła dam radę wrócić, ale przed wyruszeniem w góry potrzebuję więcej odpoczynku. Obecnie chyba nawet nikt nie będzie potrzebował mojej pomocy przy tępieniu jakiś mało szkodliwych potworów, gdy w okolicy krążą duchy. Potrzebujecie może pomocy? Skoro i tak mam wobec was dług - uśmiechnęła się delikatnie - to mogłabym wspomóc swoimi skromnymi umiejętnościami. Wracacie do swoich towarzyszy? Jest tu zamek lokalnego lorda, może ze trzy godziny drogą na wschód. Byłam u niego po oficjalny kontrakt.
Isha, która milczała do tego momentu, zerknęła w stronę sioła, a na jej twarzy malował się twardy, chociaż nieodgadniony wyraz.
- Jeśli duchy chcą zdobyć władzę nad tym miejscem, to także wyruszą do zamku. Może tam przynajmniej je wyprzedzimy, tym tutaj ciężko będzie pomóc teraz. Nie mam pojęcia co zrobić z resztą naszej grupy, kłócą się jeszcze czy poszli dalej?
Mruk nie wydawał się zapalony do pomysłu powrotu do sioła, ale nie byli też zaopatrzeni czy wyposażeni na dalszą wyprawę, a udo mu dokuczało.
- Będę musiał kuśtykać, mam jeszcze jedną miksturę, ale głupio byłoby ją zużyć bez wyraźnej potrzeby. Dogonienie kapłanów nie byłoby takim głupim pomysłem, nawet jak się potem rozejdziemy. Granica lasu niedaleko, może zerknąć czy jeszcze tam są. Jeśli ktoś wspomógł mnie i Lenę to później i tak nadrobilibyśmy stracony czas.
Kornelia skinęła głową.
- Oni i tak pewnie się kłócą, wiec można ich powiadomić jak wygląda sytuacja. Chodźcie, ten upiór może wrócić.
 
Nadiana jest offline  
Stary 14-09-2012, 17:46   #105
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Szybko się okazało, że Mruk miał dużo racji z tym, że potrzebowali najpierw pomocy lub chociaż odpoczynku. O ile mężczyzna jeszcze dawał sobie jakoś radę sam, kuśtykając, o tyle Lena potrzebowała już pomocy, której udzielała jej Isha. O wyprawie w góry w takim stanie mogli zapomnieć, a po trakcie snuliby się bardzo powoli.
Okazało się, że kłótnia już się skończyła, a w siole pozostał sam Kal, stojący niedaleko płonącego stosu. Najwyraźniej podjęto decyzję. Po reszcie pozostała tylko strzałka wymalowana na ziemi, wskazująca na wioskę za jeziorem.
Kalayaan zauważył ich dopiero, gdy wkroczyli między budynki, prowadząc wyraźnie ranną dziewczynę.
Mruk chrząknął, widząc tę scenę, a potem rozejrzał się dokładniej, odnajdując strzałkę narysowaną na ziemi. Jego pierwsze słowa miała usłyszeć tylko Kornik.
- Lubią nas tak jak my ich, że tak się im spieszyło? Jak na osoby, które mają nadzieję dogonić właściciela śladów to mnóstwo czasu spędzili na dyskusji.
Ostatecznie wzruszył ramionami i podkuśtykał do Kala, poważniejąc zupełnie.
- Widzę, że udało ci się ich przekonać. Albo ktoś inny to zrobił. Odkryliśmy, że zamek lokalnego lorda jest tylko kilka godzin stąd, a tę tutaj Lenę próbował zabić jeden z duchów, co potwierdza też przyczynę śmierci tych biedaków tutaj. Moim zdaniem nie ma co iść do tej osady. Widziałem jak wcześniej pomagałeś Ishy, czy mógłbyś zrobić też coś dla mnie, czy tej dziewczyny? Inaczej będziemy cholernie powolni.
-Nic z tego - odpowiedział najpierw na ostatnie pytanie, bezradnie rozkładając dłonie. -Może Ivor będzie wam w stanie pomóc, ale musielibyście go najpierw dogonić. Ruszył z resztą do wioski, razem z dwójką miejscowych, która się napatoczyła i małym... - zawiesił na chwilę głos. -Dlaczego jej nie zabił? - zapytał nagle wskazując ranną.
Mruk wzruszył ramionami, wypowiadając słowa z dużą pewnością.
- Zapewne nie zdążył, była ledwo żywa, gdy tam dotarliśmy. Zdaje się, że te duchy lubią zadawać ból, nie tylko samą śmierć.
Westchnął i usiadł, sprawdzając swoje udo. Zdecydowanie musiał poprawić opatrunek i zaszyć ranę, ale sam średnio się na tym znał.
- Skoro nie ma co liczyć na pomoc niezwykłej natury, to może ktoś zna się chociaż na szyciu?
-W chatach są koszule i spódnice, można je podrzeć na bandaże. Jeśli faktycznie jest bardzo ranna, został blat stołu na nosze - więcej Kal pomóc nie mógł, przynajmniej na dziś.
Mruk pokrecił głową.
- Wlałem w nią miksturę, jedną z tych co znalazłem jeszcze na plaży, więc sytuacja jest opanowana z tego jak pozwala ocenić moja wiedza. Ale mnie i tak nie ciągnie tam do wioski, Ivor zużył sporo modlitw po walce z Nil’ongiem więc na niego także nie liczę. Lepiej poszukam czegoś w tym domu.
Wstał i pokuśtykał do środka, licząc przynajmniej na jakieś zioła, które mogłyby przyspieszyć gojenie się ran. Te przynajmniej były czyste, zadane czymś nie do końca materialnym, więc nie powinno być problemów z gojeniem.
 
Sekal jest offline  
Stary 20-09-2012, 13:13   #106
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Tłum, poruszony przemową dobrze sobie znanego człowieka, ani myślał choćby dopuścić do siebie słowa kogokolwiek z grupy, która przybyła do wioski. Sam ich krzyk był ogłuszający i chociaż zdziwiło ich to, że nikt się nie bronił, to Pascal udało się przepchnąć i wskoczyć na podest. Była jednak na przegranej pozycji, a teraz na dodatek spojrzała w błyszczące, jarzące się czerwienią, nienaturalne. Aż się zachwiała, gdy na nią spojrzał, zapominając nagle co chciała jeszcze powiedzieć.
- Kłamiesz! To oczywiste, że zmieniliście ubrania, oczyściliście się. Brać ich!
Nie dał nikomu czasu na zastanowienie się, to nie był czas na jakieś negocjacje i przekonywanie. Ivor został powalony uderzeniem tępego końca włóczni, zanim zdążył zrobić coś ponad uniesieniem swojej broni w zasłonie. Rae stała z otwartymi ustami, nie wiedząc co robić, aż ją także pochłonął tłum. Sandro uwolnił swoje zaklęcie, ale co mógł poradzić przeciw całemu tłumowi? Było zresztą za późno, stał z tymi ludźmi twarzą w twarz i kolejne pędy wyrastające z ziemi i chwytające nogi wściekłej nie zatrzymały jej wystarczająco, aby mogli choćby spróbować uciec. Druida trafiła strzała, wbijając się głęboko. Potem jakiś kamień i w koncu włócznia, która go powaliła. Dla niego najszybciej zapanowała całkowita ciemność.
Pascal również trafiono, ale rzucone wcześniej zaklęcie sprawiło, że pocisk tylko otarł się o jej ciało. Ale ona także nie dała rady nic zrobić, sparaliżowana prawie wzrokiem mokrego mężczyzny i nienarutalnych oczach. Chwytały ją jakieś dłonie, ściągając z podestu i okładając gdzie popadnie. Nawet magiczna zbroja musiała ostatecznie się poddać i któryś z ciosów w głowę pozbawił kobietę przytomności.
Tylko Alex nie zastanawiał się i nie próbował najpierw przemawiać, od razu rzucając się do ucieczki. Poleciała za nim strzała, ale mężczyzna był za szybki i zniknął tłumowi z oczu, wpadając między drzewa tuż za wioską. Kilka pobiegło za nim, ale nikt z nich już nie mógł tego zobaczyć.

**

Gdy się obudzili, znajdowali się w mniej więcej czterometrowym dole, leżąc na miękkiej, śmierdzącej ziemi. Każdy ruch sprawiał, że lekko zapadali się wgłąb, a smród przypominał stary kompost. Zarówno Ivor jak i Pascal byli obolali i posiniaczeni, ale żadne z nich nie otrzymało poważnej rany - w przypadku kobiety była to zasługa zaklęcia, które przestało już działać. Wciąż było jasno, wyglądało na to, że nie minęło wiele czasu. Gdy spojrzeli w górę, zauważyli drewnianą, naprędce skleconą kratę, zamykającą przejście. W dole byli także Rae i Sandro. Dziewczyna, podrapana i posiniaczona, pozostawała nieprzytomna, oddychając powoli. Druid natomiast... wydawał się martwy. Wyrwano strzałę, która wbiła mu się w brzuch, ale nikt nie opatrzył tej rany, przyciskając do niej tylko jakąś brudną szmatę. Mężczyzna prócz tej rany miał też kilka poważnych ran szarpanych i ciętych i ogromną ilość siniaków. Ciało było ciepłe, ale nie potrafili wyczuć w nim oddechu.

****

Kal doczekał, aż stos się wypali, a potem ruszył w kierunku wioski. Mruk, Kornik i obie kobiety nie zamierzały tam się udawać, uznając zapewne, że dodatkowe osoby nie będą potrzebne. Ich interesował zamek tutejszego lorda, więc szybko ich zostawił, gdy kończyli doglądać swoich ran, ruszając ku widocznej dobrze świątyni. Ślady na piaszczystej drodze były dobrze widoczne, ale i bez nich wiedział przecież, gdzie udali się pozostali. Ominął jezioro, przekraczając niewielki mostek i już powoli zbliżał się do pierwszych zabudowań, między którymi dostrzegał jakiś ruch, gdy z zarośli wyskoczył Alex, chwycił go mocno za ramię i wciągnął między drzewa.
- Ciii! - uciszył go zanim Kal powiedział cokolwiek. - Nie możesz tam iść. Zostaliśmy wrobieni, przez tego, którego śledziliśmy. Wygląda na to, że jest w nim coś nienaturalnego, przemawiał do tłumu, a potem go na nas poszczuł. Pozostali zamiast uciekać próbowali z nimi rozmawiać i niedawno wrzucili ich do dołu prawie pośrodku wioski. Zdaje się, że mają przeprowadzić sąd i skazać ich jeszcze dzisiaj, ale najpierw chcą przejść się do sioła, przesłuchują dzieciaki. Jak na taki pokojowy lud to wyglądają cholernie drapieżnie. Duchy tu nie zatakowały nikogo bezpośrednio. Gdzie pozostali?
Mężczyzna raczej nie miał konkretnego planu na uwolnienie towarzyszy, bowiem nie przedstawił żadnych propozycji, ale również nie uciekł z tego miejsca, zdeterminowany do tego, żeby coś zrobić.

****

Mruk znalazł trochę ziół, czystych płócien, a także nić i igły, dzięki czemu z ranami poradzili sobie w dość tradycyjny sposób. Isha miała zręczne dłonie i pozszywała ich najlepiej jak mogła, będąc przy tym nawet dość delikatna. W jej przypadku wystarczyło to do powstrzymania się przed użyciem największej igły. Poklepała mężczyznę po policzku, gdy skończyła.
- No, będziesz żył. Prawdziwy mężczyzna musi mieć blizny. Podoba mi się twoja odwaga.
Spojrzała mu prosto w oczy, a potem przeszła do Leny. Kobieta była zmęczona, ale większość jej ran zaskepiła się po wypiciu misktury leczniczej. Tylko trzy poważniejsze wymagały interwencji i Isha zajęła się nimi, delikatniej niż raną Mruka. W końcu skończyła, niedługo po tym, jak Kal odszedł, pozostawiając wypalony stos i smród, jaki ten po sobie pozostawił. Nie mieli co dłużej zostawać w tym miejscu. Czarnowłosy utykał, Lena wciąż potrzebowała lekkiejpomocy, ale nie mieli czasu, aby pozostawać w miejscu i odpoczywać. Duchy mogły w każdej chwili skierować swoje spojrzenie na lokalnego lorda i jego zamek, a takie miejsce było zapewne najlepszym w okolicy do odparcia ich ataku.
O ile obrońcy zostaną ostrzeżeni.

Ruszyli więc w drogę, przy jeziorze odbijając w kierunku wzgórz i z każdym krokiem oddalając się od wioski. Po godzinie powolnego marszu znaleźli się już głęboko w dolinie, ciągnącej się dokładnie pomiędzy dwoma porośniętymi iglastym lasem zboczami. Okolica stawała się coraz bardziej górzysta i skalista, wciąż jednak było ciepło i niemal idyllicznie, przynajmniej przez jakiś czas.
Za jednym z zakrętów dostrzegli karocę ciągniętą przez cztery konie. Dookoła niej jechało jeszcze sześciu ubranych jednakowo jeźdźców, którzy zauwazyli wędrowców i zatrzymali powóz. Dwóch z nich ruszyło do prozdu, trzymając dłonie na rękojeściach mieczy. Jak na spokojną okolicę byli mocno podejrzliwi.
Szybko okazało się, że mieli ku temu powód. Z zagajników po obu stronach wyleciał rój małych pocisków, zasypując powóz i jeźdźców, a kilka drzew przewróciło się, blokując przejście - może nie samotnym wierzchowcom, ale na pewno karocy. Większośc strzał spudłowała, ale jeden z konnych zleciał z siodła, inni sięgnęli po miecze i unieśli tarcze. Nie było jednak drugiej salwy, z krzaków wypadły za to małe, psowate postaci, wpadając na obrońców z istną kakofonią przeraźliwych, szczekliwych i piskliwych dźwięków. Zwykłemy człowiekowi każde z nich sięgało mniej więcej do pasa, dzierżyły także dostosowaną do tych rozmiarów broń, ale miały tak dużą przewagę liczebną, że ich zwycięstwo nad ochroną powozu wydawało się oczywiste. Nie zmieniał tego nawet fakt, że miecze jeźdźców zabijały ich jednym cięciem, a woźnice weszli na dach powodu i stamtąd razili z kusz. Kolejny z ludzi został ściągnięty z konia. Lena zbladła, sięgając po łuk.
- Jeśli to te stwory, które nękały okolicę, to dla mnie ten problem wygląda znacznie poważniej. Nawet jeśli to tylko koboldy.
Nałożyła strzałę na cięciwę i wypuściła pierwszy pocisk, zaczynając zbliżać się do walczących.
 
Lady jest offline  
Stary 24-09-2012, 08:16   #107
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie otwierał oczu. Wszędzie panowała cisza i spokój, których nie miał zamiaru zakłócać nierozważnym ruchem. Po co ktoś ma wiedzieć, że odzyskał przytomność. Odrobina ostrożności... Nieco po niewczasie. Wystarczająco dużo głupot zrobił, usiłując przekonać mieszkańców wioski i nie uciekając, ledwo Pascal powiedziała pierwsze słowo. Mógł ją zostawić i ratować własną skórę. Jeśli dobrze pamiętał (i czuł), to, że został, nie wyszło mu na dobre.

Powoli otworzył oczy.
Sytuacja była z gatunku kiepskich. A nawet bardzo kiepskich. Żył, i to był pozytywny objaw. I chyba jedyny. Bo co to za przyjemność siedzieć w czterometrowej jamie, na kupie gnoju. I jak stąd wyjść, bez drabiny? Zrobić podkop? Nie był kretem ani rosomakiem. Poza tym zabrano mu wszystko, prócz spodni i koszuli.
Nie... miał pierścień i symbol Gonda. Dotknął go, zwracając się do swego boga w krótkiej prośbie o ochronę.

Usiadł, ignorując ból poobijanych kości.
- Hej! - powiedział cicho do Pascal. - Chyba nie mamy daru przekonywania - dodał z bladym uśmiechem.
Wstał i podszedł do Rae. Dziewczyna była blada i nieprzytomna. “Coś się nie sprawdziłem jako opiekun”, pomyślał ze smutkiem.
- Co z Sandro? - zwrócił się do Pascal, która zajęła się druidem.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-09-2012, 11:31   #108
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Podziękował Ishy skinieniem głowy.
- Mam coraz większe wrażenie, że to jakiś rodzaj heroicznej głupoty. Ale to mała cena za przebywanie teraz w towarzystwie trzech pięknych kobiet.
Wyszczerzył się radośnie. W sumie na chwilę obecną nie miał jakichś niesamowicie poważnych zmartwień, nie zależało mu na powrocie do domu, a niedawne wydarzenia pokazały, że te duchy można zabić. Owszem, śmierć ludzi, których właśnie spalił Kal, nie była niczym przyjemnym. Mruk w życiu naoglądał się jednakże tyle śmierci, że kolejnych martwych niewinnych i obcych pragnął tylko pomścić, nie żalić się nad nimi. Dusze i tak były w tak zwanym lepszym świecie.
Popatrzył za odchodzącym kapłanem, który do kapłaństwa nigdy się nie przyznał i chrząknął.
- Cholernie dziwny człowiek. Może wyznaje bóstwo losowych zachowań?
Skrzywił się, a potem ruszyli w drogę, on i Lena niezbyt sprawnie.

Droga dłużyła się najbardziej ze względu na bolącą nogę. Cieszył się przynajmniej, że widoki były piękne i nie myślał tu o przyrodzie dookoła, chociaż i ona była całkiem znośna. Zwłaszcza jak porównać to do dżungli. Co jakiś czas odzywał się, aby rozproszyć ciszę.
- Isha, czy u ciebie zawsze kobiety wybierają mężczyzn kierując się ich odwagą?
Tropicielka pokręciła głową.
- Nie tylko. Liczą się udane polowania, zdobyte blizny, siła. I wygląd też, nie bierz mnie za jakąś dzikuskę - spojrzała na niego twardo i przenikliwie. - Słyszałam o kraju, w którym się znajdujemy. Sama urodziłam się na północy stąd, dość dalekiej. W moich okolicach liczy się to, czy mężczyzna będzie potrafił zapewnić kobiecie byt.
Mruk tego właśnie mógł się spodziewać, ktoś przecież musiał tam rodzić dzieci, a matki z dziećmi zawsze wymagały opieki i dostarczania pożywienia. On nigdy nie interesował się takimi przyziemnymi sprawami. Wyszkolono go do czego innego.
- Jaki jest ten kraj, Veldorn? - spytał Leny.
- Spokojny - rzuciła pierwszą myśl, która przyszła jej do głowy. - Przynajmniej w ostatnich latach. Żyją tu głównie rolnicy i pasterze, nie ma żadnych wielkich miast, co najwyżej małe, targowe, często wybudowane na rozstajach, aby obsługiwać podróżnych. Nie ma tu wielkiej jedności czy jednolitego wojska czy nawet jednolitej władzy. Lord, do którego jedziemy, pobiera podatki i zapewnia jakieś tam bezpieczeństwo okolicznym ziemiom, ale chyba nawet nie spowiada się już przed nikim.

Zanim dodał ktoś coś więcej, pojawili się obcy, a chwilę później koboldy, wyskakujące zza każdego krzaka przy drodze. Mruk warknął, a w jego dłoni materializował się powoli miecz.
- Cholera. Ja mam niby na nich szarżować z tą nogą?
Nawet jakby chciał to zrobić tego nie mógł, stanął więc przez Leną, nieco z boku, aby nie zasłaniać jej pola strzału. Jako mało mobilna ochrona mógł służyć, a te głupie pieski odrzuciły łuki, albo nie chcieli razić swoich, więc nie było to aż tak niebezpieczne w tej chwili. Odtrącił włócznie pierwszego ze stworków, a potem ciął przez jego mordę, posyłając na ziemię w kałuży krwi. Nie był to trudny przeciwnik, problem jednak leżał w ich ilości.
- Nie dajcie się otoczyć.
Łatwo było mówić w chwili, gdy mógł na dobrą sprawę tylko stać. Ale za to zwrócili już uwagę tych knypków. Stanął pewniej na zdrowej nodze i czekał na następnych.
 
Sekal jest offline  
Stary 25-09-2012, 19:11   #109
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Kornik nie próżnowała w wymordowanej wiosce, jeszcze raz przejrzała chaty w poszukiwaniu przydatnych rzeczy, tym razem skupiając się na materiałach mogących służyć za bandaże i innych tego typu sprawach.

W opatrywanie ran się jednak nie wtrącała. Isha wyglądała na taką co wie co robi, a gdzie cyrulików sześć tam czyha śmierć jak mawiało stare przysłowie.
Stała tylko za plecami tropicielki podpatrując i zapamiętując jej ruchy. Przewracając tylko oczami na rozmowę między nią, a Mrukiem i wyraźnie krzywiąc się na śmiech tego drugiego. Ciągle przebywali wśród trupów, których mdły zapach raził nozdrza. Nie to stanowczo nie było dobre miejsce do śmiechu, niezależnie od ulgi jaką poczuła widząc ogień. Przynajmniej żaden miejscowy nie wstanie z grobu i nie poderżnie jej gardła w swej widmowej postaci i nie zmieni jej na swoje podobieństwo.
To tak oczywiście czysto hipotetycznie, bo przecież i tak nie zamierzała tu zostawać!

Bez żalu pożegnała się z Kalem ciągle mając w pamięci, jego obojętność, kiedy oni zmagali się z szkieletami. Wolała stanowczo ruszyć za obcą, ale sympatyczną Leną. Poza tym ludzi na zamku należało ostrzec, a poza tym hej! Ona nigdy nie była na zamku!

Nim dotarli jednak do zamku, jego mieszkańcy dotarli do nich. I to w towarzystwie.
Rudowłosa jęknęła. Cała jej przewaga w walce polegała na tym, że była mała i zwinna, a to tałatajstwo było jeszcze mniejsze i zwinniejsze.
W pierwszej chwili chciała skoczyć do przodu, pomóc obstawie karocy, ale wojacy sobie raźno razili, a ona miała dwóch rannych na głowie.
- Momo! Pilnuj te ranne niemoty! – wskazała palcem na Lenę i Mruka, tak by pies nie miał wątpliwości, a potem raźno pognała do przodu.
Biegła nadzwyczaj szybko, tylko na sekundę zwalniając, by ciąć szeroko, przez plecy kobolda, który stał do niej tyłem. Nie było to honorowe za grosz, ale i ona rycerzem nie była. Zamierzała dopaść powozu i tam pomóc w obronie.
 
Nadiana jest offline  
Stary 27-09-2012, 18:57   #110
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
we współpracy z Kermem i Sierakiem

Oascal obudził smród. „Gnojówka” pomyślała i otworzyła oczy.
Ale było o wiele gorzej. Ivor – w niezłym stanie, podobnie jak ona - pochylał się nad leżącą Rae. Pascal, zapadając się w błocie, podeszła do druida. Klęknęła nad jego nieruchomym ciałem i sprawdziła czynności życiowe.

- Co z Sandro? – zapytał Ivor.
- Nie czuję ani oddechu, ani pulsu, ale jest jeszcze ciepły... warto spróbować - chodź pomożesz mi - powiedziała. - Sama nie dam rady, za miękko jest w tym błocie.

Nachyliła się nad druidem, odchyliła mu głowę lekko do tyłu i zaczęła tłoczyć powietrze do płuc. Klatka piersiowa Sandro unosiła się i opadła w rytm jej wdechów.
Po chwili przerwała i wskazała Ivorovi miejsce na mostku leżącego.
- Tu. Walnij. Energicznie, krótko, nie za mocno, może serce zaskoczy.
Pewne zasady udzielania pomocy w takich przypadkach znał. Przyłożył dłonie i nacisnął z całej siły. No, prawie z całej siły. Poczuł, jak klatka piersiowa druida się ugina. Potem drugi raz i trzeci. I kolejny.
- Ta na nic - Pascal potrząsnęła głową. - Tu jest za miękko, wciskasz tylko jego ciało w błoto. Krótko i energicznie. Uderz.
- Jak sobie życzysz
- odparł Ivor, przystępując do zalecanych przez Pascal czynności.
- No to teraz wdechy - powiedział po chwili, zakończywszy serię uderzeń.
Pascal kontynuowała sztuczne oddychanie.

- Nie przestawaj - jęknął druid zdając sobie sprawę, czyje usta robią mu sztuczne oddychanie. Bolało go absolutnie wszystko, a dół w jakim się znajdował nie napawał optymizmem. No przynajmniej nie wylądował sam, spróbował się podnieść na łokciach.
- Ugh, jest problem, bo chyba sam nie jestem w stanie nawet się podnieść - powiedział, zdając sobie sprawę że nie ma na sobie ani ekwipunku, ani...
- Iglak, widzieliście co stało się z Iglakiem?

- Zbyt szybko dostałem po głowie - powiedział Ivor. - Nie widziałem go.
Dotknął medalionu z symbolem Gonda.
- Traktado de minora lezoj - powiedział cicho, w myślach dołączając prośbę do Gonda.
- Niewiele mogę ci pomóc, Sandro - wyjaśnił przepraszającym tonem.

Pascal usiadła pod ścianą, starając się skrócić oddech. Kręciło się jej w głowie od hiperwentylacji.
- Nie musisz dziękować. Poza tym - z tą raną w tym dole długo nie pożyjesz... Kwestia godzin. Już pewnie jest zakażona... Niepotrzebnie się wysilałam, trzeba było oszczędzać siły na przyszłość. Psa nie widziałam.
Spojrzała na Ivora.
- Ten mężczyzna, miał coś w oczach, widziałeś? To magia, silna, zrobiłam błąd, ze nie sprawdziłam. Ktoś go opętał? Ten sam, co wyrżnął wieś?

- No już nie udawaj, że ci nie zależy, gdyby tak było nie reanimowałabyś mnie ha-, o matko - Sandro chciał się zaśmiać, jednak w tym momencie rozerwane mięśnie brzucha krzyknęły z bólu, zrezygnował więc z pomysłu bycia zabawnym.
- Ja sobie poradzę, póki co muszę znaleźć Iglaka...

- Powodzenia - Pascal wzruszyła ramionami - to tylko 4 metry w górę. Ach tak, zapomniałam, nie możesz wstać. Niefart. Musimy poczekać do nocy.
- Za bardzo na niego nie patrzyłem
- odparł Ivor na wcześniejsze pytanie Pascal - ale też miałem takie wrażenie. Pewnie to dzieło jednego z tamtych duchów.

Pascal podniosł sie na nogi i natychmiast stopy zaczęły się jej zapadać w błocie. Zlustrowała ściany.
- Nie damy rady stad wyjść bez pomocy. Nie wiem, z Alexem i resztą, ale dopóki ktoś nas stąd nie wyciągnie, to nie bardzo widzę, co byśmy mogli zrobić. Poza obudzeniem Rae.
Podeszła do dziewczyny i uderzyła ją, nie za mocno, otwartą dłonią w policzek.
- No, wstawaj, dość odpoczynku.
- Pokaż -
uklękła na powrót obok driuda i ściągnęła szmatę okrywającą ranę - paskudnie to wygląda.. masz jakieś zioła, alkohol, cokolwiek?

- Niestety, wygląda na to że wszystko mi zabrali. W kołczanie mogła być resztka wina, w sakiewce z komponentami ewentualnie jakieś zioła, aczkolwiek nie lecznicze. Te mógłbym znaleźć sam w lesie... Gdybym mógł chodzić. Być może rano mógłbym się uzdrowić, ale do tego potrzeba mi odpoczynku, gałązki ostrokrzewu i jemioły - odpowiedział Sandro czując, jak z każdym wypowiedzianym słowem zawartość jego żołądka usilnie próbuje wydostać się na zewnątrz.

- Nic nie mów - powiedziała Pascal - Oszczędzaj siły. “Zawiśniesz żywy” - pomyślała. Żałowała, że kierując się nielogicznym odruchem serca ratowała mężczyznę. Nie miał szans przeżyć, nie pomoże im, nacierpi się tylko niepotrzebnie...

Rae obudziła sie nagle, dotykając policzka z bólem w oczach. I złością, chociaż nic nie powiedziała. Rozejrzała się tylko po otoczeniu, dochodząc powoli do siebie.

Pascal – korzystając z najczystszych kawałków odzieży druida – opatrzyła mu, prowizorycznie ranę.
Nic więcej nie mogli zrobić na ten moment. Musieli poczekać, aż ich wyciągną.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172