Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2012, 19:59   #367
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Dean, Boone

Ziemia trzęsła się, pulsowała, ściany wybrzuszały. Uderzyła w nich fala smrodu. Niewyobrażalnego wręcz fetoru. Takiego, od którego szczypały oczy a żołądek dosłownie miał ochotę się nicować.

I nagle wszystko – smród, odgłosy pełzania i poruszania się znikły. Dosłownie znikły. W jednej chwili. Bez ostrzeżenia. Były by za chwilę przestać istnieć.
Tunel był pusty. Cokolwiek zbliżało się w ich stronę wyparowało, jak kamfora.
Mogli iść dalej, co też zrobili, nie tracąc jednak ostrożności.

Po chwili dotarli do końca korytarza. Do kolejnej, tym razem metalowej drabiny. Prowadziła w górę i – jak szybko się okazało – do solidnej klapy, którą najwyraźniej zablokowano czymś od góry, bo – mimo wysiłków Boona – przeszkoda nie chciała ustąpić.

Za to gdzieś, poza tą barierą, prawdopodobnie z pomieszczania nad nimi usłyszeli przeraźliwy krzyk bólu. Krzyk musiał wydobyć się z ust kobiety.





Harikawa, Summers

Zamiarem Summersa nie było oddalanie się, więc – upewniwszy się, że nie jest w stanie za szybko odnaleźć Murzynki w plątaninie korytarzy bunkrów. Ryzyko napatoczenia się na jakiegoś japsa, czy – nie daj Bóg na coś, co przyzwała szamanka z głębi oceanu – było zbyt duże i żołnierz rozsądnie postanowił powrócić do pozostawionego na czujce kompana.

- Osiemdziesiąt dziewięć, dziewięćdziesiąt – głos Harikawy był dla Summersa drogowskazem.

- Dziewięćdziesiąt sześć – do tylu doliczył Harikawa, kiedy w otworze w podłodze pojawiła się głowa kumpla.

Dopiero teraz Summers zobaczył to, co rozciągało się zza bunkrem. Przez chwilę z niedowierzaniem obserwował wraki statków: starych, nowych i tych plasujących się gdzieś w połowie tej skali.

I wtedy zobaczyli go razem.

Niemiecki mundur SS-mana byli w stanie rozpoznać nawet z daleka. Kishler szedł po burcie jednego z wraków, by dosłownie za chwilę zniknąć im z oczu.
Szybko domyślili się celu, jaki obrał sobie nazista. Był nim jeden ze starych okrętów, taki który musiał pamiętać chyba czasy Wojny Secesyjnej, ja nawet nie Wojny o Niepodległość.




Noltan

Japończyk nie odpuścił. Wyszedł na korytarz. Dalsze unikanie konfrontacji było bezcelowe.

Noltan uderzył szybko, precyzyjnie z zaskoczenia. Śmiertelnie.
Ostrze weszło gładko tam, gdzie poprowadziła je ręka amerykańskiego żołnierza.

Na jasnym, japońskim mundurze, nie pojawiła się nawet plama krwi.
Za to do uszu oszołomionego tym faktem Noltana dobiegł przeraźliwy, kobiecy krzyk. Dochodził gdzieś zza drzwi, przed którymi nadal ukrywali się Anna i Patryk.

Japończyk spojrzał w stronę Noltana. Jego ciemne oczy zaczęły wyraźnie zmieniać kolor na zgniłozielony, a cień, który przez chwilę zamigotał na ścianie korytarza, przypominał bardziej cień przerośniętego jaszczura, niż ludzki.





Yoshinobu, Dempsey

Obserwujący całą scenę ataku Noltana na japońskiego oficera Yoshinobu i Dempsey usłyszeli wyraźnie bolesny wrzask dobiegający zza drzwi laboratorium.

Są jednością – usłyszeli oboje głos w swojej głowie. Głos szepczącego mnicha. - Kyo i Kyou są jednością. Kiedy ranisz jego, ranisz ją. Nie da się zabić jednego nie zabijając w tej samej chwili drugiego. Nie da się .

- Udało się! – Patryk krzyknął w ich stronę wskazując na drzwi do laboratorium. – Otworzyłem!

Przez ściany pokoju, w którego wejściu ukrywali się jeńcy, przebiegło drżenie i na ich oczach... w strukturze pojawiły się okna. Okna zasłonięte moskitierą. Okna, przez które wlał się do środka słoneczny blask. W promieniach słońca wirowały drobinki kurzu i pyłu.
 
Armiel jest offline