Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2012, 13:18   #31
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Wzlot i upadek


Rozwiąźle odziana rudowłosa piratka z wielkim kordelasem w ręce zawieszona na maszcie spoglądała w dal szczerząc zęby w oczekiwaniu. Pod nią zaś dziesiątki piratów biegało wte i we wte przewracając się nawzajem i przerzucając się obelgami. Wyglądało to tak jakby szykowali się do bitwy, gdyż na górnym pokładzie porozkładane były w nieładzie stosy kul armatnich i beczek z prochem, jak również wypełnionych różnego rodzaju bronią białą, garłaczami i muszkietami.
- Hej, tłumoku! - zawołała kobieta, zeskakując z masztu, by stanąć po prawicy wielkiego umięśnionego murzyna, który stał niewzruszony na dziobie statku niczym ponury kamienny posąg.


-Co tak sterczysz i nic nie robisz!? Twoja załoga czeka na rozkazy! Może tak w końcu ruszyłbyś dupsko, co!?
Po chwili do dwójki zbliżył się jeszcze długowłosy uśmiechnięty chłopak z wielkimi złotymi kolczykami w uszach i ubrany niczym szlachcic z dobrego domu, w białą koszulę z falbankami, brązową kamizelkę i lniane spodnie, a na jego szyi powiewała czerwona chusta z jakiegoś drogiego materiału. Może aksamitu lub jedwabiu? Nie żeby pospolici piraci potrafili odróżnić jedno od drugiego. Jednakże wcześniej co najmniej przez pół godziny chłopak stał oparty o nadburcie statku, w ciszy przypatrując się zbliżającym się z wolna dwóm królewskim galeonom, aczkolwiek gdy piratka zrugała czarnoskórego mięśniaka postanowił się wtrącić.


- Nie powinnaś tak się zwracać do naszego kapitana, Elisabeth - stwierdził, ciągle się uśmiechając. - Bitwy morskie wymagają delikatnego planowania. Jestem pewien, że kapitan Czarnoskóry obmyśla w tym momencie jakąś błyskotliwą strategię i już niedługo nam ją objaśni.
Na te słowa piratka zaśmiała się rubasznie i splunęła na ziemię.
- Widać że jesteś tu nowy Rico - rzekła jednocześnie za czymś się rozglądając. - Na pewno lepszy z ciebie nawigator, niż ten ostatni co wypadł za burtę i skończył jako karma dla rekinów, ale wciąż jesteś tylko naiwnym chłopaczkiem.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony Rico, jednak już po chwili jego uszu dobiegło głośne chrapanie, a Elisabeth w odpowiedzi na jego pytanie wzięła do rąk leżącą nieopodal beczkę pełną żelastwa i rozbiła ją na głowie Czarnoskórego.
- Pobudka półgłówku! - krzyknęła na cały głos. - Znowu tak się zamyśliłeś, że aż zasnąłeś!?
- Że co... Ah, to ty, Wielka El! - rzekł Gort, odwracając się do niej i głośno ziewnął, nie siląc się nawet by zasłonić usta. - Co za pomyje Butch tym razem przygotował na obiad?
- Stul pysk imbecylu! - warknęła na niego Elisabeth - Szykuje nam się bitka, a ty sobie drzemiesz jak jakiś kurwa mieszczuch na pierdolonej sjeście! Wydaj rozkazy, albo na oczach twojej załogi osobiście utnę ci ten zakuty łeb i przejmę dowodzenie na tym zasranym okręcie!
To widocznie w końcu otrzeźwiło Gorta, gdyż w ciszy wyminął piratkę, oparł wielgachne dłonie na barierce oddzielając dziób od reszty pokładu i popatrzył poważnym wzrokiem na swoją załogę, która w jednej chwili zamarła wyczekując na to co powie jej kapitan.
- Stare łachmyty i młode wilki morskie! - zakrzyknął murzyn, wznosząc do góry pięść. - Przebrzydli obwiesie i zapluci bandyci! przeklęci hultaje i pieprzeni szubrawcy!
Piraci w odpowiedzi zaczęli głośno rechotać i szczękać szablami, a co poniektórzy oddali ze swych samopałów strzał w powietrze. Jednej z kul udało się nawet trafić dokładnie między oczy czaszkę Jolly Rogera który powiewał wesoło nad bocianim gniazdem, szczerząc się do marynarza który z galeonu obserwował go przez lunetę, a był nim nie kto inny jak James Tucker.


Świeżo mianowany na kontradmirała królewskiej floty. Zwany był przez swych popleczników Królem Samobójców, gdyż tylko samobójca odważał się rzucić mu wyzwanie. Mimo swego młodego wieku był zaprawionym w bojach wojownikiem, który zasłynął z polowania na wyjątkowo groźnych piratów, zaś jego najnowszym celem był Czarnoskóry Gort. Czy i tym razem uda mu się skrócić o głowę kolejnego przestępcę? Niedługo się o tym przekonamy.
Tymczasem natomiast kapitan pirackiej załogi kontynuował swoją przemowę:
- Widzicie tych czyściutkich, pachnących, ubranych w drogie szmatki i jedzących ze złotych talerzy sługusów króla!?
W odpowiedzi z setek pirackich gardeł wyrwał się głośny ryk.
- Oni w swej głupocie odważyli się podążyć za nami aż tutaj, by przynieść królowi na talerzu głowy przestępców!
Piraci zawarczeli groźnie, a po plecach Rico przeszedł wyraźny dreszcz. Elisabeth położyła mu rękę na ramieniu, a jej złowieszczy uśmiech wydawał się jeszcze groźniejszy niż przedtem.
- Ale te maminsynki jeszcze nie wiedzą, że to oni dostaną od nas kopa w rzyć gdy będą spacerować po deskach i mieć uciechę z przeciągania pod kilem!
Piraci znowu zarechotali i głośniej niż przedtem zaszczękali szablami.
- A teraz, moi mili nakama, przynieście w zębach przyszłemu Królowi Piratów głowy tych wypudrowanych lalusiów, których miejsce jest w ciepłych pachnących fiołkami miastach, a nie na morzu, gdzie nastała nowa piracka era której już niebawem przewodził będę JA, a wy będziecie przebierać w niezmierzonych bogactwach u boku jedynego w swoim rodzaju króla wszystkich piratów, Wielkiego Czarnoskórego!!!
Cała załoga wzniosła radosny i zarazem mrożący krew w żyłach okrzyk, po czym z powrotem rozbiegła się na wszystkie strony, by przyszykować statek do bitwy.

* * *

Jako że ich kapitan widocznie żadnego planu nie posiadał, dowodzenie nad atakiem przejął drugi oficer i trzeci pod względem siły w załodze Piratów Czarnoskórego, Desmond Zabójcza Salwa.


Poważny i wyniosły wyróżniał się znacznie wśród pirackiej zgrai i był bodaj jedynym człowiekiem na statku który posiadał na tyle rozumu i autorytetu by zapanować nad załogą, obmyślić plan bitwy i wprowadzić go w życie. Teraz natomiast Desmond stał przy jednej z burt z dłonią przyłożoną do brody i rozważał wszelkie możliwe sytuacje i wyniki ich starcia z królewskimi galeonami. Postanowił że bitwę zaczną od podpłynięcia do jednego z okrętów frontalnie i rozpoczęcia abordażu, jednocześnie ostrzeliwując ze wszystkich dział drugi galeon. Prawdopodobnie mieli wystarczająco liczną załogę by przeprowadzić i drugi abordaż, ale wszystko zależało od tego jak silny i zmyślny był kapitan dowodzący królewskimi galeonami.
Jednakże póki co wszystko szło po jego myśli. Tak jak się spodziewał, płynąc dziobem wprost na wroga uszkodzenia ich statku były minimalne i gdy tylko się dostatecznie zbliżyli załodze bez problemu udało się przerzucić haki i przyciągnąć wrogi okręt do siebie. Wpierw oczywiście nastąpiła wymiana ognia pomiędzy piratami i żeglarzami wspieranymi przez królewskich żołnierzy. Aczkolwiek nie potrwała ona zbyt długo, gdyż jak się można było tego spodziewać Gort i Elisabeth nie czekając na wynik ostrzału wspięli się po linach łączących oba okręty, przeskoczyli na sąsiedni statek i siejąc spustoszenie wśród załogi natychmiast zaczęli przechylać szalę zwycięstwa na stronę piratów.

* * *

Murzyn z radością rozbijał łby żeglarzy, ciskając jednym o drugiego i rozrzucając wszystkich dookoła siebie niczym kręgle. Czasem dla odmiany to przywalił któremuś w mordę, to odgryzł ucho, a to wyrzucił za burtę, jednak w bardzo krótkim czasie zarówno żołnierze jak i żeglarze zorientowali się że w walce z bliska nie mają z Czarnoskórym najmniejszych szans i zaczęli go ostrzeliwać z dystansu, aczkolwiek i to nie przyniosło skutku, gdyż kule zwyczajnie odbijały się od wielkoluda jak gdyby jego skóra była z jakiegoś niezwykle twardego materiału.
Podobnie rzecz się miała po drugiej stronie pokładu, gdzie Elisabeth kolejnymi cięciami wielkiego kordelasa rozczłonkowywała i przecinała na pół każdego kto tylko się jej nawinął, a szerokie ostrze miecza okazało się również idealną tarczą przeciwko kulom wystrzeliwanym z ich muszkietów. W pewnym momencie dwóch marynarzy wpadło nawet na pomysł by wystrzelić do niej z armaty, co zakończyło się dla nich fatalnie, gdyż zarówno lecąca na piratkę kula armatnia, jak i działo zostały natychmiast rozcięte na pół, a dzielni marynarze natychmiast pozbawieni głów.
Na domiar złego gdy szeregi wojsk króla zaczęły się powoli przerzedzać, piraci zdołali w końcu przerzucić kładki między pokładami obu statków i zaczęli wlewać się na pokład galeonu, by z dzikimi okrzykami przełamać w końcu szyki marynarzy z których pozostała już jedynie garstka najbardziej walecznych żołnierzy króla.
W tym czasie Gortowi udało przebić się do ładowni, skąd zgodnie z planem Desmonda zamierzał zatopić statek, mimo iż smuciła go myśl o tak szybkim zakończeniu bitwy. Jednakże na jego szczęście znalazł się ktoś, kto zamierzał go przed tym powstrzymać. A był to ubrany w czarno-biały strój młody mężczyzna o wyjątkowo znudzonym i nieobecnym spojrzeniu. U pasa miał on przewieszoną katanę w czarnej pochwie, a dookoła niego z wolna pomachując skrzydełkami latał czarny motyl.


- Odejdź stąd, piracie - powiedział do murzyna smętnym głosem. - Nie jesteś tu mile widziany.
- Iwabababa! - zaśmiał się w odpowiedzi pirat. - Naprawdę myślisz, że przestraszy mnie jakieś chucherko w kiecce!? Wiesz kim ja jestem!?
- Czarnoskóry Gort... - odpowiedział wyraźnie zrezygnowany mężczyzna. - Nie mogę pozwolić ci na zatopienie tego okrętu.
- Dobra dobra, to może lepiej powiesz mi kim ty właściwie jesteś i dlaczego u licha odważyłeś się stanąć mi na drodze, skoro wiesz kim jestem?
- Mówią na mnie Shinigami Tensa... zostałem wyznaczony na kapitana tego statku.
- Taaa... niech ci będzie. No to właściwie dlaczego nie walczysz na pokładzie wraz ze swoimi nakama?
- Nie lubię tłoku... I ludzi... Nie obchodzi mnie moja załoga... Robię tylko to co mi karzą, a rozkazano mi chronić ten okręt tak długo jak tylko zdołam.
Po tych słowach twarz wielkoluda przybrała nagle groźny wyraz. Jednocześnie motyl latający dookoła Tensy podleciał do Gorta i ostrożnie usiadł na jego ramieniu.
- Więc to jest twoja wymówka żeby zostawić swoich nakama!? - ryknął murzyn. - Teraz mnie naprawdę wnerwiłeś! Tacy goście jak ty nie zasługują na miano kapitana!!
- Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz... Czy teraz pójdziesz sobie i zostawisz ten okręt w spokoju?
- Chyba śnisz, dziwaku! Najpierw obiję ci mordę, a potem zatopię ten pieprzony statek, czy ci się to podoba czy nie!
Nie dając swojemu przeciwnikowi czasu na reakcję Czarnoskóry skoczył na niego, by przywalić mu ogromną pięścią prosto w nos. Jednakże kapitan statku nawet nie ruszył się z miejsca, by spróbować uniknąć ciosu, gdyż ten po prostu przez niego przeniknął.
- To na mnie nie zadziała... - stwierdził Tensa.
- Co to za magiczne sztuczki!? - wrzasnął murzyn, po czym obrócił się i przypuścił następny atak, planując uderzyć w niego całym ciałem, jednak i tym razem przez niego przeniknął, wpadając w stos skrzyń, które zostały roztrzaskane siłą jego uderzenia.
- Wiele lat temu zjadłem Heru Heru no Mi... i stałem się Przenikliwym Człowiekiem. Nie możesz mnie skrzywdzić - gdy tylko to powiedział oczy Shinigamiego na moment zaświeciły się jasnym białym światłem. - Jednakże mój Przenikliwy Wzrok mówi mi że moje ostrze również nie jest dostatecznie silne by skrzywdzić kogoś z takim ciałem jak twoje.
- Aha! - zawołał wielkolud wygrzebując się spod sterty rozwalonych skrzyń. - Więc nie możesz nic zrobić żeby powstrzymać mnie przed zatopieniem tego statku!
- Tego nie powiedziałem - rzekł Tensa ze znudzoną miną. - Widzisz tego motyla na swojej szyi?
Gort zdziwiony obrócił głowę zauważając w końcu owada, który rozwinął swoją trąbkę i przyssał się do skóry murzyna.
- Noo... i co z nim? - zapytał po chwili.
- To bardzo rzadki gatunek występujący wyłącznie na mojej rodzimej wyspie. Nazywamy je tam Posłańcami Śmierci.
- Czeeeeeeeeemu?
- Ponieważ żywią się energię życiową, a ich obecność w pobliżu danej osoby zwykle zwiastuje jej rychłą śmierć.
- Czyyyyyyyyyli... to coś jak komary?
- Nie obchodzi mnie jak je nazwiesz...
Murzyn spojrzał na motyla z obrzydzeniem, po czym rozgniótł go jednym uderzenim olbrzymiej łapy.
- Nie cierpię komarów! - wyjaśnił.
- To było bardzo nierozważne z twojej strony - poinformował go Shinigami, gdy nagle z kilku skrzyń znajdujących się w ładowni wyleciała chmara czarnych motyli, które natychmiast obsiadły bezskutecznie próbującego je przegonić Gorta. - Za kilka chwil wyzioniesz ducha. Ten sam los spotka każdego pirata który odważy się tu zejść. Żegnaj, Czarnoskóry Gorcie.
Tensa odwrócił się do murzyna plecami i już miał odejść, gdy niespodziewanie usłyszał śmiech.
- Iwabababa! - murzyn pokryty motylami zbliżał się do zdziwionego mężczyzny, który po raz pierwszy od początku walki okazał jakiekolwiek uczucie, a była nim mieszanka niedowierzania, zdziwienia i podziwu. - Myślisz że takie maleństwa byłyby w stanie powalić Wielkiego Czarnoskórego?
- Niewiarygodne... jakim cudem wciąż stoisz na własnych nogach? - teraz natomiast w oczach Tensy pojawiła się w końcu nutka strachu.
Gort uniósł rękę i odgonił na moment motyle które obsiadły jego twarz. Teraz dopiero dało się zauważyć że owady wcale go nie obsiadły, ale cały czas unosiły się około pół centymetra nad jego skórą, jak gdyby natrafiły na pole siłowe lub inną barierę.
- Co to ma znaczyć? - przerażony kapitan statku w końcu dobył swojej katany i trzymając ją obiema rękami w drżących dłoniach zaczął cofać się do tyłu przed zbliżającym się wielkoludem. - Skąd zwykły pirat nauczył się używać tej umiejętności?
- Kto wie? Już nawet zapomniałem jak się to nazywało - przyznał murzyn z szerokim uśmiechem, jednocześnie uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Ale dla ciebie to koniec, żałosny bożku.
Czarnoskóry uniósł zaciśniętą pięść
- GORT'S HARD ROCK MEGA PUNCH!!!
Miecz którym zasłonił się ubrany na czarno kapitan pękł pod ciosem Gorta jak gdyby był zrobiony z drewna, a pięść murzyna powędrowała prosto do jego twarzy, odrzucając go z taką siłą że z kadłuba w który uderzył plecami zaczęła się sączyć woda, a już po chwili drewno zaczęło pękać i w ładowni zaczęła się robić prawdziwa powódź.
- Do zobaczenia po tamtej stronie, dziwaku! - zawołał na pożegnanie murzyn, po czym zadowolony z siebie ruszył z powrotem schodami na pokład statku.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 21-09-2012 o 13:41.
Tropby jest offline