Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2012, 13:18   #32
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Strzaskane marzenia

Tymczasem Zabójcza Salwa dowodził obroną pirackiego statku przed ostrzałem drugiego galeonu. Jego ręce miały wygląd dwóch armat z których co jakiś czas wystrzeliwał kule zderzające się z kulami nieprzyjaciela, które mogły uszkodzić ich statek. Zaś po tym jak po nieskutecznych salwach z dystansu galeon zbliżył się do nich jeszcze bardziej, na ramionach i całym ciele Desmonda wyrosły pistolety które szybko zaczęły siać zamęt wśród załogi wrogiego statku, który mimo to wciąż się do nich zbliżał, najwyraźniej planując abordaż, gdy połowa ich załogi wraz z kapitanem była zajęta bitwą na drugim galeonie.
- Interesujące zagranie - stwierdził Desmond, oddając salwę za salwą ze swych pistoletów. - Ich kapitan musi być bardzo pewny swego skoro odważył się przeprowadzić taki manewr. Większość dowódców w jego sytuacji by skapitulowała lub próbowała ucieczki.
Obserwując pole bitwy użytkownik szatańskiego owocu zauważył w pewnym momencie ptaka na niebie, który z olbrzymią prędkością zbliżał się do ich statku, aż w końcu przywalił w burtę statku. Desmond jedynie westchnął ciężko i przemienił jedną ze swych rąk w długi muszkiet zakończony bagnetem którym zdjął ptaka z kadłuba i posadził sobie na ramieniu. Była to zielona papuga z długim łysym ogonem gryzonia. Ptak potrząsnął krótko głową i zamachał skrzydłami na znak że nic mu nie jest, po czym zamienił się w zielonego szczura.
- No więc? Jak wygląda sytuacja, Henry?
Gryzoń zaczął coś piszczeć do ucha Desmonda, którego twarz momentalnie pobladła.
- Jesteś pewien, że się nie pomyliłeś? Niech to diabli, muszę poinformować o tym Gorta... Gdzie jest Parsa!? Potrzebujemy go w tej chwili!

* * *

W tym czasie na głębokości kilkudziesięciu metrów, dokładnie pod królewskim galeonem znajdowała się wysoka postać.


Jej wielki ogon poruszał się miarowo w lewo i prawo, utrzymując ją w jednym miejscu.
- Pora zacząć zabawę - przemówił pół-człowiek-pół-ryba, ze złowieszczym uśmiechem. - Fishman Twister!
Postać zaczęła się z wolna obracać, machnięciami wielkiego ogona wprawiając swoje ciało w ruch wirowy, a moment później wystrzeliła niczym torpeda, bez problemu rozcinając kadłub okrętu.

* * *

"Ratunku!" "Statek tonie!" "Co się stało!?" "To rybolud! Oni mają ryboluda!!!" - rozbrzmiewały krzyki załogi, która wpadła w jeszcze większy zamęt niż przedtem. Jedyną osobą której udało się zachować spokój był kapitan statku, James Tucker, który właśnie opuszczał się w swojej szalupie i gdy tylko znalazł się na wodzie natychmiast obrał kurs na piracki statek. Mimo iż mogło się wydawać, że sprawy nie mogły się potoczyć gorzej dla królewskiej floty, złowieszczy uśmiech ani na moment nie opuszczał jego twarzy.

* * *

- Gort, ćwierćmózgu! Co ci zajęło tak długo!? Jak powiesz mi że dorwałeś się do ich zapasów rumu i się ze mną nie podzieliłeś, to obiecuję że tu na miejscu utnę ci przyrodzenie i nakarmię nim rekiny!
Murzyn machnął ręką podchodząc do Elisabeth, wokół której leżała sterta ciał marynarzy i żołnierzy. Bitwa wyglądała na zakończoną, gdyż wszelkie krzyki niemal całkowicie zdążyły już ucichnąć, a piraci byli w głównej mierze zajęci grabieniem kajut załogi i wojskowych oficerów.
- To była tylko jakaś upierdliwa płotka która odważyła się stanąć mi na drodze.
- Dobra, w takim razie lepiej stąd spieprzajmy, nim pójdziemy na dno razem z tymi nic nie wartymi szczurami - powiedziała, dźgając swym mieczem pojękującego jeszcze mężczyznę, który w akcie desperacji próbował sięgnąć po leżący nieopodal pistolet.
Wielkolud przytaknął, po czym wydał swojej załodze rozkaz powrotu na statek. Jednakże tym co kilka chwil później na nim zastali nie było bynajmniej radosne świętowanie wygranej bitwy.
- Czy to krzyki? - zapytał Gort, przechodząc przez kładkę z dwoma kuframi pełnymi kosztowności pod pachami.
- A jak myślisz, debilu? - odpowiedziała mu Elisabeth i kopnęła go w dupę, tak że aż się potknął i upuścił trzymane skrzynie. - Rusz się do kurwy nędzy i sprawdź co sie tam odwala!
- Niech ci będzie, ale jak jeszcze raz mnie kopniesz to ja tobie obetnę przyrodzenie!
To powiedziawszy murzyn wkroczył na swój statek i rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to, że wrzaski i szczęk metalu dochodziły z rufy, gdzie natychmiast się udał, podczas gdy Elisabeth zajęła się dalszym zabezpieczeniem skarbów zabranych z galeonu.
"Dalej, kamraci! To tylko jeden człowiek!" "Uaaaa! Moja ręka!!" "Czy to sam diabeł przybył nas ukarać!?" "Pokonał Zabójcza Salwę!!" "Gdzie jest nasz kapitan!?" "Czarnoskóry porachuje ci za to wszystkie kości!" - dochodziły Gorta głosy jego ludzi, a obraz który ujrzał nawet nim zdołał wstrząsnąć.


Oto skąpany w krwi mężczyzna otoczony przez gąszcz piratów, dwoma mieczami zarzynał jednego po drugim, zaścielając trupami niemal całą rufę statku. W mniej niż minutę zdołał zabić prawie tylu ludzi co Wielka El w przeciągu ostatniej godziny i nawet się przy tym nie spocił. Za nim zaś leżał w kałuży własnej krwi Desmond, na którego plecach widniały dwa cięcia w kształcie litery "X".
- Kim jesteś i co do cholery wyrabiasz na moim statku!? - wrzasnął rozeźlony wielkolud, groźnie napinając muskuły, a w jego oczach widniała wściekłość.
- Więc to ty jesteś Czarnoskóry? - zapytał ze spokojem mężczyzna, oglądając pirata z góry do dołu. - Tak, nie ma mowy o pomyłce. To po twoją głowę tu przybyłem. Jestem James Tucker, kontradmirał królewskiej floty.
- Przyszedłeś po moją głowę? - oczy murzyna rozszerzyły się ze zdziwienia i zarazem rozbawienia. - Słyszycie to, kamraci!? On przyszedł po moją głowę!
Wszyscy piraci dookoła, poza rzecz jasna tymi martwymi i ciężko rannymi, roześmieli się rubasznie.
- Iwabababa! Zatopiliśmy wasze statki, nie masz już nikogo kto by za tobą podążał, a teraz jeszcze rzucasz wyzwanie przyszłemu Królowi Piratów i całej jego załodze!
Tucker poczekał aż śmiechy piratów ucichną, po czym rzekł:
- Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, przestępco. Albo poddasz się teraz, albo czeka cię egzekucja za twoje zbrodnie, a cała twoja załoga skończy w Impel Down.
- Chyba masz jeszcze mniej pomyślunku niż ja! Ale skoro tego chcesz, to proszę bardzo, osobiście obiję ci mordę.
- Nie rób tego... Gort... on posiada... - wystękał Desmond z trudem podnosząc się na klęczki, za co dostał od Tuckera potężnego kopa w brzuch, który odrzucił go na kilka metrów, dopóki nie uderzył plecami w nadburcie statku.
- Dość tego dobrego! - ryknął Czarnoskóry. - Teraz walczysz ze mną!
Murzyn rzucił się z wściekłością na kontradmirała, który z łatwością odskoczył i wyprowadził szybkie cięcie jednym ze swych mieczy w bok wielkoluda, na co ten z początku nie zwrócił uwagi, jednak gdy tylko odwrócił się z powrotem twarzą do swojego przeciwnika, poczuł jak po jego brzuchu zaczyna spływać krew. "On zranił Czarnoskórego!!" - zakrzyknął któryś z piratów z trwogą w głosie.
- Ha, może nie jesteś jednak taką ciotą - stwierdził murzyn, dotykając swego boku, po czym z zaciekawieniem spojrzał na swą zakrwawioną dłoń. - Dawno nie walczyłem z kimś kto byłby w stanie mnie zranić.
- Powinieneś patrzeć na swojego przeciwnika. - stwierdził bezwiednie Tucker, który bez wahania wykorzystał fakt że jego przeciwnik jest rozkojarzony i natychmiast przeprowadził natarcie, tym razem tnąc dwoma mieczami jednocześnie. Gortowi w ostatniej chwili odruchowo udało się złapać w obie dłonie miecz nadchodzący z góry, jednak drugi tnący z dołu niebezpiecznie zbliżał się do jego ciała, gdy nagle Tucker zmuszony był zmienić kierunek swojego cięcia.
- Pungente Rosa! - krzyknął Rico, który niespodziewanie włączył się do walki i wyprowadził serię błyskawicznych pchnięć floretem w kierunku kontradmirała, który jednym mieczem zdołał odparować wszystkie z nich.
- Taki młody i zdolny chłopak postanowił zostać piratem? Naprawdę żal mi takich jak ty - rzekł Tucker z pogardą w głosie.
- Niepotrzebnie - odpowiedział mu pogodnie Rico. - Jestem dumny, że mogę służyć w załodze Czarnoskórego.
Chłopak trzymał się w bezpiecznej odległości od kontradmirała, wykorzystując fakt że jego broń była o dobre dziesięć centymetrów dłuższa. Gort zaś spróbował złamać trzymane przez siebie ostrze miecza, jednakże obojętnie ile by się wysilał nie był w stanie tego dokonać.
- Co do cholery? - zapytał, a kropelka potu spłynęła po jego twarzy. - Czuję jak opuszczają mnie wszystkie siły...
- To jest kairouseki - wyjaśnił kontradmirał. - Nigdy o nim nie słyszałeś, piracie?
- Ah tak... więc to jest ten morski kamień. Rzeczywiście czuję się jakbym zanurzał się w morzu...
*Jednak mimo to masz dość siły, aby nie pozwolić mi go wyrwać* - pomyślał Tucker. *Zaiste, prawdziwy z ciebie potwór, Czarnoskóry...*

* * *

W międzyczasie po burcie statku wspinała podejrzanie wyglądająca postać o dziwnym kolorze skóry z wielkim ogonem i płetwą grzbietową, która ostrożnie zajrzała na pokład i mocnym szturchańcem ocuciła mocno rannego Desmonda.
- Hej, co tu się dzieje? - zapytał szeptem rybolud.
- To ty... Parsa? - rzekł mężczyzna z wysiłkiem obracając głowę. - Tam... na horyzoncie...
Rybolud zdziwiony spojrzał za siebie i wytężając wzrok zauważył w oddali kropkę, potem następną, i jeszcze jedną.
- Czy to są... - w oczach Parsy pojawiło się niedowierzanie.
- Tak... wpadliśmy w ich pułapkę - wykrztusił Desmond. - Te dwa galeony miały za zadanie... odwrócić naszą uwagę na tyle długo... by zdołali nas otoczyć ze wszystkich stron.
- Psia kurwa jego mać! - zaklął szpetnie rybolud. - To co do diabła mamy robić? Wygląda na to że kapitan Czarnoskóry też nie za dobrze sobie radzi. Może powinienem mu pomóc?
- Nie Parsa... musisz... popłynąć tam... i zrobić... wyrwę w ich formacji... to nasza jedyna szansa... na ucieczkę...

* * *

- Będę bronił naszego kapitana do ostatniej kropli krwi - mówił Rico z powagą w głosie. - Jeśli on nie może z tobą walczyć, to ja będę tym który cię pokona.
- Więc zgiń tu i teraz za swojego kapitana - odpowiedział mu Tucker, mocnym kopnięciem odrzucając Gorta, po czym skoczył w stronę chłopaka. - Takie śmieci jak ty nie zasługują na nic więcej.
Oczy Rico otworzyły się szeroko. W życiu nie widział kogoś tak szybkiego. Nie było mowy by uniknął pchnięcia kontradmirała. Czyżby porwał się z motyką na słońce? Czy to miał być jego koniec?
- Wybacz... Desmond... - wycharczał rybolud wypluwając na ziemię plamę krwi.
- Parsa? - zapytał Rico, z przerażeniem spoglądając na czubek miecza wystający z pleców ryboluda. - Dlaczego?
- Bo jesteś moim przyjacielem.
Tucker z pogardliwym uśmiechem powoli wyciągnął swój miecz, a Parsa upadł na kolana, trzymając się za przebitą pierś z której lała się struga krwi.
"Co to jest na horyzoncie?" - zapytał któryś z piratów. - "O cholera, jesteśmy otoczni!" "Co mamy robić, kapitanie!?"
- To wasz koniec - stwierdził kontradmirał. - Znaleźliście się w kleszczach i nie macie dokąd uciec. Mój plan zadziałał idealnie. Teraz się poddacie, czy dalej macie ochotę umierać za swojego kapitana?
- Chyba śnisz! - ryknął nagle Gort, który niespodziewanie wyrósł za Tuckerem i chwycił go w niedźwiedzi uścisk. - I co teraz zrobisz, dziwaku!?
- Absolutnie nic - oświadczył kontradmirał.
- Zaraz... co do diabła...
Uścisk Gorta powoli zaczął słabnąć, aż w końcu Tuckerowi udało się z niego wyrwać i znów stanąć z Czarnoskórym twarzą w twarz.
- Nie tylko moje miecze są z kairouseki - wyjaśnił. - Zjadłem Umi Umi no Mi i stałem się Morskim Człowiekiem. Jestem jedynym na całym świecie użytkownikiem szatańskiego owocu który potrafi pływać w morzu, a do tego żaden inny użytkownik nie może się ze mną równać.
- Więc to próbował mnie uprzedzić Desmond - zauważył Gort, po czym jeszcze mocniej zacisnął pięści. - Ale mam to gdzieś! Czarnoskóry Gort nigdy się nie poddaje! Dla moich nakama zostanę Królem Piratów i nie powstrzymają mnie nawet wszystkie morza tego świata!
- Więc wybrałeś dla siebie drogę cierpienia - stwierdził Tucker bez emocji. - Niech i tak będzie. Z radością powitam twoją egzekucję.
Kontradmirał uniósł swój miecz i wykonał zamach.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 25-11-2012 o 18:49.
Tropby jest offline