Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2012, 14:44   #33
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Lament Lamii


Calamity spoglądał na kwiatek trzymany w pancernej rękawicy, podarowała mu go mała dziewczynka z wioski nieopodal "Na szczęście"... szczęście, było jednym z najmniej znanych mu uczuć. Podarunek zwiędł w palcach rycerza, niczym on sam, przez lata. Przez moment nawet zapomniał, że otoczony jest przez zgraję najemników.
- Lubi kwiatki czy jaki czort? - Odezwał się jeden ze zbirów. - Nie wiem, ale uważajcie, gość jest niebezpieczny. - Dorzucił swoje kolejny, zakładając bełt na kuszę. Rycerz uniósł swój pusty wzrok na bandytów, ustawionych w pół księżycu.
- Kto... wysłał was... na śmierć... biedni głupcy... - Rzekł swym morowym głosem przekrzywiając głowę w bok.
- Na twój zakuty łeb jest nagroda, a my mamy zamiar ją zgarnąć. - Powiedział jeden z mniej zrównoważonych oprychów oblizując miecz. Calamity wydał z siebie przedłużone westchnięcie.
- Dobrze... wyśle was... do piekła... zaboli mnie... to bardziej niż... was... - Rycerz uniósł miecz i chwycił go oburącz, zastygł w idealnym bezruchu, jakby zamienił się w posąg. Przez chwile w zagajniku było słychać tylko szum deszczu, następnie ryk bitewny najemników ruszających na pewną śmierć.
Pierwszy który podniósł rękę na rycerza został rozpłatany na dwoje, z odmalowanym przerażaniem jak i zaskoczeniem na twarzy. Zanim obie połowy nieszczęśnika opadły na glebę, blaszany osobnik ruszył do biegu. Stukot metalowych butów rozległ się, gdy wymierzał cios w kolejnego. Wtedy właśnie kusza wystrzeliła, a bełt poszybował w stronę hełmu rycerza. Ten zaś odbił pocisk lewą dłonią, jakby odganiał muchę, zaraz po tym zwrócił swój pusty wzrok na strzelca, który nerwowo zaczął ładować kolejny bełt. Calamity chwiejnym krokiem zbliżał się do delikwenta, gdy następny próbował go zaatakować, zgrabnie (jak na swoje ruchy) przełożył miecz do lewej dłoni, a prawą uderzył pięścią w twarz napastnika, dosłownie wbijając jego twarz w potylice.
- Czym ty kurwa jesteś!? - Wrzasnął kusznik celując w rycerza, a drżące ręce i deszcz skutecznie utrudniały tą czynność. Broń wystrzeliła, trafiając rycerza w bark. Calamity spojrzał na wbity bełt, po czym powoli go wyciągnął, towarzyszyło temu ciche stęknięcie rycerza. Pocisk wystawił przed siebie, po czym otworzył dłoń upuszczając bełt, zanim spadł w błoto, zbrojny kolos wyskoczył wysoko w powietrze, aby zaraz wylądować na strzelcu. Metalowy but przygniótł bandytę, łamiąc wszystkie żebra. Nawet nie mógł wydać z siebie krzyku, gdyż zwymiotował mieszanką krwi i ostatniego posiłku. Rycerz odwrócił się przez ramię na resztę.
- Pieprzyć to! Nie warto zdychać za parę monet! -Rzekł jeden rzucając broń, po czym reszta poszła w jego ślady. To nie był pierwszy, ani też nie ostatni raz gdy ktoś wynajmuje bandę najemników na rycerza. Jednak pierwszy raz udało się kilku ujść z życiem, może przekażą dalej, że nie warto nawet próbować.
Ta krótka potyczka przeszkodziła mu w drodze do jaskini, w której znajdowała się bestia. Bestia tak zuchwała, że kazała sobie płacić za spokój. To było niedopuszczalne, aby jakiś potwór wykorzystywał swoją siłę w taki sposób. Smętny rycerz swym dziwacznym krokiem zbliżał się do jaskini, aby zrobić to co potrafi najlepiej.
Gdy Calamity znalazł się przed miejscem gdzie mieszka bestia, ujrzał nabite na pale zwłoki wieśniaków.
- To nie... może być... Vlad... - Rzucił cicho do siebie, po czym chwiejnie wstąpił wewnątrz jaskini. W środku jarzyło się kilka pochodni, rzucając światło na otoczenie. Każdemu kroku rycerza towarzyszyło ciche skrzypienie zbroi, ruchami nieumarłego postępował coraz głębiej, aż dotarł do większego "pomieszczenia" w jaskini. Pierwsze co ujrzał były liczne ślady krwi, i strzępy istot. Czy to zwierząt, czy to ludzi. Rycerz spodziewał się wilkołaka, miał już z nimi do czynienia, jednak żaden z nich nie wydawał się inteligentniejszy od niego. Prawa dłoń mocniej zacisnęła się na rękojeści rozpaczy, po czym kontynuował przemarsz. Kilka chwil później dotarł do kolejnej sali, gdzie ujrzał dziecko, z wyrazem twarzy obdartym z człowieczeństwa.


Z niezmienną miną dziewczyna wpatrywała się w rycerza. Była ona przykuta kajdanami do ścian, a wokół niej także było dużo plam posoki. Calamity oparł miecz na ramieniu i przykucnął przed zabandażowaną istotką.
- Nie zrobię... ci krzywdy... - Rzekł bez uczuć, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Cały czas przewiercała rycerza spojrzeniem, uśmiechając się. Rycerz powoli zaczął wyciągać dłoń w jej kierunku...
- Zostaw moje zwierzątko! - Usłyszał głos echem odbijający się od ścian jaskini. Calamity rozglądał się jednak nie mógł dojrzeć źródła głosu.
- Pokaż się... bestio... - Powiedział nadal rozglądając się.
- Zaraz, przecież to ten niesławny rycerz! Chodź dalej właśnie jest nakryte do stołu... -
Dzierżyciel rozpaczy wydał z siebie cichy warkot i pośpiesznie wkroczył do następnego pomieszczenia. To zaś wyglądało dość... przytulnie jak na standardy jaskini. Obrazy na ścianach, meble z nie byle jakiego drewna, stoły alchemiczne.
- To prawie zaszczyt ciebie spotkać Sir Puszko... - Głos był już wyraźniejszy, i był on całkiem miły i kobiecy. Do uszu rycerza dotarł odgłos czegoś ciągniętego po ziemi, gdy zza kotary wyłoniła się...
- Lamia... - powiedział rycerz ustawiając się w pozycji bojowej.


- No proszę znasz się na rasach? - Klasnęła w dłonie powoli sunąć w stronę Calamity.
- Żądasz od... tych wieśniaków... pieniędzy... obrzydzasz mnie... -
- A z czego niby mam brać pieniądze na me badania? - Skrzywiła się. - Ale niegrzeczne z mej strony. Mam na imię Ekidona i bardzo chce zobaczyć co masz w środku. - Oblizała wargi bardzo długim językiem, zbliżając się coraz bardziej do niego. On nie miał ochoty na żadne gierki, od razu zamachnął się na potworę, jednak ona zgrabnym i zwinnym ruchem znalazła się za nim. Objęła go wokół szyi, a swym ogonem wokół reszty ciała. Gładząc go palcem bo hełmie szepnęła mu do ucha.
- Chyba znalazłam sobie nowe zwierzątko... -
Calamity szarpał się z całych sił, jednak jej ogon zaciskał się mocniej i mocniej.
- Co... zrobiłaś... tamtemu dziecku... - rzucił rycerz.
- Hmm... wyciągnęłam nerkę... złamałam jej umysł... głodziłam, a właśnie! Wiedziałeś że ludzie nie mogą wytrzymać bez pożywienia dłużej jak dwa tygodnie? Kyahaha! - Zaśmiała się niczym dama, przysłaniając usta dłonią.
- Zabiję... - warknął rycerz po czym wychylił się do przodu, i z impetem uderzył tyłem hełmu, Lamię w twarz.
- Ty bydlaku... upewnię się żebyś był przytomny kiedy wyciągnę ci wszystkie żyły! - Gniewnie rzekła przecierając krew z pod nosa. Rycerz odskoczył od niej, opierając miecz na barku i wskazał na nią.
- Przykro mi... ale... tak się... nie stanie... - "Despair" zatańczyło w dłoniach rycerza ze świstem przecinając powietrze, następnie ruszył do ataku. Pomimo starań rycerza, Lamia skutecznie unikała jego cięć wijąc się jak wąż. Po chwili smagnęła ogonem wytrącając miecz Calamity na bok.
- Ojej... i co teraz? - Uśmiechnęła się szyderczo, krzyżując ręce na piersiach.
Rycerz nic nie odpowiedział, a pod jego stopami pojawiła się purpurowa kałuża w której się zatopił. Lamia uniosła brew.
- Więc masz jeszcze parę asów w karwaszu? - wycedziła przez zęby nadal się uśmiechając. Uśmieszek szybko zniknął gdy Calamity wyłonił się tuż za nią i chwycił za włosy.
- Będziesz cierpieć... jak ci... wieśniacy... - rzekł ponuro, po czym przedstawił jej piękne rysy twarzy, glebie... kilkakrotnie. Była przez to na chwile oszołomiona co dało czas rycerzowi aby wziąć zwój oręż. Zanim Ekidona uniosła twarz poczuła ogromny ból w swej wężowej części ciała. Miecz przybił ją do podłoża, a krzyk Lamii rozległ się po jaskini.
- Zaraz...wrócę... - Rzekł rycerz opuszczając na chwilę salę. W tym czasie potwora daremnie próbowała wyciągnąć miecz, gdy szarpała się z rękojeścią, Calamity powrócił, ciągnąc za sobą pal.
- Zaczekaj! Jestem tylko naukowcem! Nie zabijaj mnie... bierz co chcesz! Jest twoje! - Spojrzała na ponury hełm ze łzami w oczach.
- Wezmę... - Zaczął rycerz rozglądając się dookoła. - Twój... żywot - Wyszarpał w mało delikatny sposób swój miecz, po czym odrąbał połowę ogona Lamii. Ponownie wrzasnęła z bólu, a docięty kawałek wił się po podłożu, chlapiąc krwią. W akcie desperacji, przyciągając, się rękoma po podłodze chciała uciec, jednak rycerz złapał ją za kark i uniósł w powietrze.
- Nabiję... cię na pal... w imię nauki...jak ty to zrobiłaś... z tamymi... ludźmi - powiedział swym morowym głosem, następnie odłożył miecz i złapał za pal. Ekidona zaczęła coś bełkotać, jednak nic z tego nie dochodziło nawet do Calamity. Bez cienia litości zaczął nabijać ją na pal, zaczynając od miejsce gdzie... słońce nie dochodzi. Przynajmniej do połowy jeszcze się szamotała, jednak gdy drewniana bela dotarła do mostka ucichła już na zawsze. Rycerz nie przestał dopóki pal nie wyszedł przez jej usta, niemal odrywając jej żuchwę. Nawet nie spojrzał na swoje dzieło, po prostu nie chciał. Sam był świadom tego, że w sposób jaki zabija przybliża go do potworów na które poluje.
Lamia została zgładzona, lecz rycerz poczuł żal że tak piękna istota musiała skończyć w taki sposób. Podnosząc miecz zaszlochał cicho, nie musiała tak robić, i wcale nie musiała zginąć w taki sposób. Jednak rycerz chciał jej przybliżyć cierpienie jakie sprowadzała na pobliskie miasteczko. Pozostało tylko opuścić jaskinie i powiadomić o śmierci bestii. Wychodząc minął ponownie zakutą w kajdany osobę.
- Mnieteżzabijesz?! - Odezwała się bardzo szybko, Calamity miał mały problem ze zrozumieniem jej słów.
- hm...Dlaczego... miałbym? - Zapytał, przekręcając głowę w bok.
- Zabijzabijzabij... - Rzuciła równie szybko jak poprzednio, z niezmiennym wyrazem twarzy. Rycerz poważnie się zastanawiał, po czym przemówił.
- Dość... już śmierci... na dzisiaj... - Zamachnął się, po czym przeciął łańcuchy oswobadzając ją.
- Dlaczegopłaczesz? - Przekręciła głowę w bok małpując rycerza. Ten nic nie odpowiedział, za to ruchem marionetki odwrócił się w stronę wyjścia z jaskini.
Gdy wyszedł na zewnątrz, deszczu już nie było, a słońce zaczęło leniwie pojawiać się na horyzoncie. Calamity nie zwrócił jednak na to uwagi, krocząc chwiejnie w stronę miasteczka, aby powiadomić o zwycięstwie.


Na miejscu czekali już ludzie, z zmartwionymi wyrazami twarzy.
- Jego też zabiła... - Wzruszył ramionami młody chłopak. - Milcz głupku! - Warknął starszy osobnik, nadal wypatrując rycerza.
- WRACA! NIESZCZĘŚCIE WRACA! - Krzyknął jeden z mieszczan, który był na bocianim gnieździe. W kilka chwil rycerz został otoczony przez roześmianych i szczęśliwych mieszkańców.
- Sir Calamity w imieniu.. - zaczął starszy pan.
- Nie mam... tytułu... szlacheckiego... - Wciął się w słowo rycerz.
Mężczyzna odchrząknął po czym kontynuował.
- W imieniu wszystkich mieszkańców dziękuje... - ukłonił się delikatnie, a reszta zgromadzonych zrobiła to samo.
- Nie... dziękujcie... wykonałem swoją... powinność... - machnął delikatnie dłonią, uspokajając ich.
- Możesz zażądać czego chcesz! - Odezwał się uśmiechnięty staruszek.
- Chcę... abyście zabrali... swoje złoto... z jaskini... i nie potrzebowali... więcej mojej... pomocy... - Powiedział rycerz zataczając się i kierując w stronę od której przybył.
Kolejne bestia została zabita, pogłębiając smutek rycerza. Co teraz? Dokąd miał się udać? Postanowił zaufać swemu pokracznemu kroku. Dotarł w końcu na polanę, gdzie postanowił chwilę odpocząć. korzystając z drzewa jako podparcia, wyciągnął pewien amulet. Nie wiedział od kogo go ma, ani co miał oznaczać, jednak przypomina mu o tym aby zażarcie walczył o każdą odrobinę człowieczeństwa, jaka mu została.
- Czym... jestem... - Westchnął opuszczając głowę i zanosząc się cichym płaczem.
"Mieczem w rękach bezbronnych" usłyszał tajemniczy głos...
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline