Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2012, 19:43   #34
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Muzyka

Czyż ogień nie jest piękny?

"Przecież znasz Kodeks, więc czemu zadajesz tak głupie pytania? Idź i nie marnuj czasu."
Słowa jej mistrza były aż nadto proste. Po prostu miała iść i go zabić. Czy to słuszne? Cóż, nie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. W końcu Kodeks na to pozwalał, w dodatku kazał jej zrobić to mistrz. Czy może gdzieś tutaj być ukryty błąd? Z pewnością nie. Kobieta była zdecydowana. Bo w końcu czego innego oczekiwać od kogoś, kogo moralność jest zamknięta w kilku, niespecjalnie rozbudowanych, punktach? Cóż, szczytny cel nie zawsze łączy się z równie szczytnym dążeniem do niego.
Podróż do celu nie była specjalnie trudna. Wystarczyło iść prosto, nie zbaczać w wpierw brukowanej a później jedynie wydeptanej drogi, prowadzącej przez delikatne wzgórza do małej wioski. Hana zatrzymała się na ostatnim wzniesieniu, za którym widać już było wioskę, niemalże kompletnie odciętą od świata. Jedna, jedyna droga prowadząca do niej i z niej była na łasce bądź niełasce Hany. Ta postanowiła jednak dać światu przynajmniej nieco oddechu. Nie ruszyła dalej, lecz przeskoczyła przez niski płotek i zaczęła wędrować pomiędzy winoroślą, jakiej wiele było na wzgórzach dookoła. Przechodziła powoli między grządkami, lewą ręką wodząc po wciąż niedojrzałych winogronach.


Jednak, czy miało to jakiś rzeczywisty cel? Cóż, wbrew pozorom, tak. Hana powoli wędrowała między winoroślą, zbierając odwagę. Mawiają, że pierwszy krok jest najtrudniejszy. Tak było i w jej wypadku. Jakoś musiała zacząć wykonywać swoje zadanie, jednak to był najtrudniejszy z momentów. Wzięła głęboki oddech i odchyliła głowę, patrząc w niebo. Na jej oczach chmura zaczęła przykrywać słońce, sprawiając, że na chwilę ściemniło się nieznacznie.
- To znak? - zapytała samą siebie. Przygryzła lekko wargę a po chwili na jej ustach wyrósł uśmiech. Poprawiła pochwę z bronią i sprawdziła, czy katana gładko z niej wychodzi. Dobycie jej nie było problemem. Przeniosła wzrok na winorośl i skryła broń. Powoli ruszyła w kierunku wioski.
Zatrzymała się na granicy winorośli, kiedy to leniwa chmura zaczęła powoli odsłaniać słońce. Dopiero teraz dokładniej przyjrzała się zabudowaniom. Kiedyś można by rzec, że wioska otoczona wzgórzami pełnymi winoroślami, sama skryta w cieniu kilku sporych drzew, byłaby urocza. Cóż, może część tego piękna została? Nawet jeśli, to gromadka nieumarłych wałęsających się bez własnej woli, zdecydowanie je doszczętnie niszczyła. Hana zbladła niemalże odruchowo, kiedy tylko dostrzegła żywe trupy. Bo jak inaczej nazwać istoty, które już zaczęły gnić, wciąż jednak kurczowo trzymały się „życia”, mimo braku świadomości?
Istoty takie nie zasługują na tą namiastkę życia, którą otrzymały z powodu zabawy nekromanty.
Hana prawą ręką dobyła katany, lewą chwyciła natomiast jedno winogrono. Mimo że było niedojrzałe, wsadziła je do ust i chwyciła delikatnie zębami, nieznacznie nadgryzając skórkę.
Chmura niemalże odsłoniła całe słońce.
Przekroczyła drewniany płotek, jaki oddzielał ją od wioski. Przegryzła owoc tylko po to, żeby wypluć go z niesmakiem na ziemię.
- Oczyszczenie nadchodzi. - powiedziała cicho. Gdy chmura kompletnie odsłoniła słońce, wystrzeliła do przodu z nienaturalnie dużą prędkością. Zatrzymała się przy jednym z umarlaków. Jedno cięcie pozbawiło go głowy. Krew o dziwo była czerwona, choć było jej znacznie mniej niż u normalnego śmiertelnika.


Chrapliwy krzyk rozległ się z początku blisko Hany, jednak nieumarłe gardła odzywały się także dalej i dalej, ostrzegając przez intruzem i mobilizując siły. Kobieta jednak nie przejmowała się tym. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Pobladła jeszcze nieco, wbijając przy tym ostrze w ciało leżącego u jej nóg trupa. Tym razem już naprawdę martwego.
- Chodźcie i przyjdźcie po swe oczyszczenie! Bo ja jestem siłą która przywróci czystość! - wykrzyknęła, chociaż nie było to konieczne. Gromada nieumarłych zbliżała się do niej, aż w końcu była w zasięgu miecza.
Utalentowani szermierze z swojej walki potrafią zrobić prawdziwy pokaz tańca. Przeskakując od jednego do drugiego przeciwnika, zwinnymi piruetami unikając ciosów i tnąc tylko na tyle, ile potrzeba, zostawiają na swej drodze stosy trupów.
Hana działała jednak kompletnie inaczej. Stała w miejscu, powoli unosząc miecz. Wtedy jedno cięcie i jeden przeciwnik padał. Zanim ponownie unosiła ostrze, mijała krótka chwila, nie mierzona nawet w sekundach, jednak nad wyraz zauważalna. Potem broń unosiła się ponownie, by raz jeszcze zanieść śmierć.
Kolejne głowy oddzielały się od ciała i wraz z nim spadały do stóp Hany, wokół której zrobiły się małe mury obronne z nieumarłych. Gdy ostatni z trupów został pozbawiony resztki życia, na którą nie zasługiwał, Hana skryła miecz. Ruszyła powoli w kierunku wioski, gdzie stworzyła prowizoryczną pochodnię. Chwilę później w ruch poszedł krzemień wraz z krzesiwem. Ogień zapłonął. Płomienie odbijały się w fiołkowych oczach, które widziały w nim sposób na spełnienie swej powinności.
Śmiejąc się cicho, Hana przechodziła od chaty do chaty, podpalając słomiane dachy. Ogień szybko stworzył z wioski swoje królestwo, przeskakując z jednego budynku na drugi. Jednak to nie wystarczyło kobiecie. Weszła ono na jedno z otaczających wioskę wzgórz i zaczęła szybkim krokiem przechodzić przez winnice, podpalając także i winorośl.

Jak wygląda anioł śmierci? Czy jest on kobietą o niemalże białej cerze, która w jednej dłoni trzyma miecz a w drugiej płonącą pochodnię, której ogień odbijał się w jej oczach? Jeśli tak, to wywiązywał się z swej roli doskonale. Przez ostatnią gwardię swego celu przechodziła bezproblemowo, zabijając kolejne ożywione trupy.
- Nadchodzę! - wykrzyknęła głośno, śmiejąc się przy tym. Z sporej, otoczonej ogrodem, rezydencji wybiegały kolejne trupy, chcąc chronić swego pana. Jednakże czym oni byli wobec Hany, która spełniała swą powinność tak bardzo jak tylko mogła? Majestatyczne niemalże ruchy, nie pokazujące żadnego strachu przed zranieniem, będące aż nadto wolne, były wystarczające dla tych kiepskich przeciwników. Mogła po prostu iść przed siebie, zostawiając za sobą istny dywan z zwłok. Tak zresztą zrobiła.
W końcu dotarła do rezydencji. Niemalże szaleńcy uśmiech pojawił się na jej twarzy.


Szczypiący w oczy dym był absolutnie wszędzie. Ogień także szalał dookoła, trzymając się jednak w bezpiecznej odległości. A Hana oczekiwała. Chociaż kosztowało ją to wiele cierpienia, jej powieki były szeroko otwarte. Na ustach tkwił lekki uśmiech. Miecz trzymała oparty czubkiem ostrza o ziemię. Czekała.


W końcu się pojawił. Dojrzał anielice śmierci, otoczoną płomieniami, jednak mimo tego stojącą niewzruszenie. Ogień odbijał się w jej fiołkowych oczach tak intensywnie, jakby to one płonęły a cała pożoga była jedynie wizualizacją.
- Odejdź, demonie! Zostaw mnie! - wykrzyknął mężczyzna, który rozpaczliwie szukał drogi ucieczki. Och, jakież to smutne, że jedynym wyjściem było to za plecami Hany.
- Ty, który ożywiasz martwych, nie zasługujesz na dar, jaki otrzymałeś. Jestem zmuszona ci go odebrać. - oznajmiła w odpowiedzi, powoli unosząc miecz. Mężczyzna w brązowych szatach cofnął się o krok.
- Zgiń, przepadnij! - wykrzyknął, jednak Hana nie zrobiła sobie nic z tego rozkazu. Zrobiła krok do przodu i cofając miecz nieco za siebie. Była gotowa do wykonania cięcia. Jednak, czy on był gotów do śmierci?
Mężczyzna wybąkał jakieś niezrozumiałe słowa i jego paznokcie wydłużyły się znacznie, tworząc szpony. Rzucił się w jej kierunku, próbując rozszarpać jej twarz. Pierwszy z ciosów ześlizgnął się po ostrzu, drugi nawet nie sięgnął swego celu. Trzeciego nie było.
Miecz zagłębił się w jego brzuchu aż po samą rękojeść.
- Nie miej do mnie pretensji. Ja tylko wykonuje obowiązki wobec mistrza i świata. - wyszeptała cicho, nienaturalnie słodkim głosem, wprost do jego ucha. Następnie odepchnęła go, pozwalając już bezwładnemu ciału upaść na ziemię. Skryła miecz do pochwy, obróciła się na pięcie i opuściła płonącą rezydencję. Nie potrafiła jednak odmówić sobie przyjemności zatrzymania się kilka metrów od niej i patrzenia, jak płonie. Ogień ma w sobie coś magicznego.


Niezbyt przyjemne rozmyślania nad tematem istoty szczęścia odchodziły wraz z wrastającą ilością alkoholu krążącego we krwi. Kilka ładnych uśmiechów wystarczyło, aby teraz móc pić i jeść do woli, z czego korzystała. Sporo było także śmiechu, czy to z dowcipów czy z kompletnie żadnych powodów. Ot, po prostu zaczynała się śmiać kiedy podchodziła do jednego z stołów i nie mogła przerwać przez drugi czas.
A do tego ten strażnik! Na sam jego widok chciało jej się mruczeć niczym kotka. Cóż więc się dziwić, że jej kroki, z każdym kolejnym razem coraz mniej proste, kierowały ją do niego. Tym bardziej, że ich oczekiwania wydawały się zgodne. A Hana nie miała w zwyczaju ukrywać tego, co pragnie. Jej wzrok, gesty czy słowa jasno wskazywały, czego oczekuje. Lecz mimo to mężczyzna nie chciał działać! Prychnęła cicho, kiedy duma przegrała z chęciami. Podeszła do niego i bezwstydnie oparła się o jego ramie.
- Nie czuje się za dobrze. Możesz mi pomóc pójść na górę? - zapytała, uśmiechając się przy tym. Zdecydowanie nie był to uśmiech dwuznaczny, tylko tak bezpośredni jak to tylko możliwe. Podobny pojawił się na twarzy tego, którego o pomoc poprosiła.
- Oczywiście. - odparł i w dwójkę ruszyli w kierunku schodów, by po chwili zacząć się po nich wspinać. Krótkie obejrzenie się za siebie pokazało, że dwójka jego znajomych postanowiła go asekurować. Nie powstrzymała lekkiego chichotu.
- Nie chciałabyś przeżyć czegoś... specyficznego? - zebrał się w końcu na bezpośredność mężczyzna. Hana domyślała się o co chodzi. Zaśmiała się głośno.
- Nie mam nic przeciwko. - odparła.
Kilka chwil później dowiedziała się, jak mylna była jej ocena. Chociaż sytuacja okazała się jeszcze ciekawsza. Została zaprowadzona nie do swojej izby, lecz sąsiadującej do niej. I tam była największa niespodzianka. Łoże było już częściowo zajęte. Przez kobiete!
Całkiem ładna istotka o brązowych włosach leżała, jakby otumaniona. Wyglądało na to, że nie rozumie co się dzieje dookoła. Przez chwilę Hana się zawahała, chciała się cofnąć, jednak głębiej w pomieszczenie wepchnęła ją dwójka strażników która weszła.
- Chciałbym zobaczyć ciebie. I ją. W akcji. Wtedy dam ci to, czego tak bardzo pragniesz. Nie tylko ja zresztą. - szepnął ten "pierwszy" wprost do jej ucha. Z jednej strony, zdarzało jej się brać udział w czymś takim. Z drugiej strony, nigdy na dobrą sprawę nie była z kobietą.
Uśmiechnęła się na myśl czegoś nowego. Zdjęła torbę z ramienia i wyjęła z niej flakonik. Afrodyzjak z domieszką narkotyku. Rzuciła torbę na ziemię i ruszyła w kierunku leżącej. Otworzyła buteleczkę i wlała sobie jego zawartość do ust, jednak nie połknęła jej. Weszła na łóżko i znalazła się nad leżącą, która nagle odzyskała chociaż część świadomości. Widok zbliżającej się, kobiecej twarzy wydawał się ją co najmniej dziwić, jeśli nie w pewien sposób straszyć. Jej reakcja na pocałunek połączony z przekazaniem części trunku zasługuje na miano "zszokowana". Jednak specyficzna mieszanka zadziałała błyskawicznie.
A dalej było jeszcze ciekawiej.


Dym?
Dojrzenie dymu błyskawicznie zmieniło jej nastawienie. W jednej chwili zapomniała o wspaniałości ostatniej nocy, które zaspokoiły jej pragnienia aż nadto skutecznie. Chociaż była pewna, że długo będzie pamiętać o tej dziewczynie jak i trójce strażników, to myliła się.
Gęste kłęby dymu przyprawiły ją niemalże o amnezje. Tym bardziej, że wydobywały się one z miejsca do którego zmierzała. Przyśpieszyła znacząco kroku, by zatrzymać się na krawędzi klifu, który normalnie by ominęła.
I skamienieć.
Jej dom, rodzina, bliscy, mistrz. Miejsce, które dało jej sens życia. Cała osada. W ogniu. Usta otworzyły jej się samoistnie. Chciała krzyczeć, lecz głos zamarł w gardle.
A jeźdźcy rzucali kolejne pochodnie.
Pierwsza łza zaczęła cieknąć po jej policzku, zaraz po niej pojawiła się druga, trzecia, następna. Upadła na kolana i zaczęła szlochać nie mogąc powstrzymać emocji. Ogarnęła ją niemoc. Spóźniła się? Czy powinna przybyć szybciej? Czy wtedy mogłaby ich uratować?
Nie. Wiedziała, że nie. Mimo to, cierpiała. Łzy padały na ziemię pod jej stopami, szczęka i ręce drżały.


Ogień odbijał się kolejny raz w fiołkowych oczach. Jednak nie koniecznie mogło to być odbicie pożaru. Prędzej pokazywały one wewnętrzny ogień. Płomienie trawiły jej wnętrzności a w szczególności serce, zadając niewyobrażalny wręcz ból. Czuła, jak staje się coraz bardziej gorąca. Była pewna, że jej skóra staje się czerwona od skrywanej wewnątrz ciała temperatury.
W jej umyśle pojawił się konflikt.
Chciała iść i ukoić swoje cierpienie. Zanurzyć ostrze w ciałach napastników, nie dbać o ich ciosy. Umrzeć. Po prostu umrzeć, skończyć tak, jak skończyli jej bliscy. Odejść razem z nimi. Jednak z drugiej strony pojawiał się Kodeks czy to, że oznaczałoby to zaprzepaszczenie całej pracy jej mistrza.
Wydała z siebie przeraźliwy krzyk i rozpłakała się jeszcze bardziej. Mimo całej swej silnej psychiki, teraz kompletnie się rozkleiła. Padła w końcu na ziemię, wciąż szlochając. Trwało to długo: godziny a może nawet dni? Nie była pewna. W każdym bądź razie, gdy się opanowała, osady już nie było. Zostały pogorzeliska. Także wieczór zamienił się w południe.
Wolnym krokiem ruszyła w kierunku ruin, dobywając miecza. Łzy znowu zaczęły cisnąć się jej do oczu. Nie wytrzymała. Nie zdołała nawet podejść do dawnych granic osady. Cisnęła mieczem w tamtą stronę, oferując chociaż cząstkę siebie. A potem odwróciła się na pięcie i odeszła tak szybko, jak tylko mogła.
 
Elas jest offline