Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2012, 20:57   #48
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Ama, słuchaj... - zaczął niepewnie Awicenna, zastanawiając się, jak zacząć. – Rozmawiałem trochę z uczestnikami. I sądzę, że ta wyprawa jest dla ciebie zbyt niebezpieczna.

Elfka spojrzała zaskoczona na swego brata. Po czym zmarszczyła brwi w zagniewaniu.
- Dlaczego nie? Jestem już duża. Wygrałam nagrodę. Walczę lepiej od... ciebie. Pomogłam ci w świątyni, więc dlaczego nie mogę ?!
Westchnął... trzeba było coś zademonstrować.
- Ama, to niebezpieczne – zaczął powoli, ale wnet spojrzał bacznie za amalteowe plecy, wyraźnie zaskoczony. – Dym... Pożar?! - spojrzał ponad ramieniem siostry na dym, który - na amowe gusta - był zapewne zdecydowanie zbyt blisko.
Amaltea bowiem zauważyła bowiem “dymy i pożar”, ale też i nie przestraszyła się tym tak bardzo. Byli bowiem na statku, ten na wodzie. Odwróciła głowę w tamtym kierunku, zaciekawiona nieco owym pożarem.
- Nóż. Przy żebrach – podsumował Awicenna sytuację, dociskając kukri do amowych żeber. – Oni nie będą walczyć uczciwie. To nie będą pojedynki.
- No i? Kto będzie chronił twoje plecy...tak jak tam w tej świątyni -
obraziła się Ama a w jej oczach widać było lśniące łzy. - Kto ochroni lepiej niż siostra... czy brat? Nie jestem małym dzieckiem. Dojechałam do Selenthiel sama.
Żachnął się na łzy.
- Ama, zrozum... żadne pokrewieństwa nie ochronią cię przed ostrzem. Dorosłość też nie. Płyniemy w niebezpieczne okolice. Chcesz płynąć...? - spojrzał powyżej, na huśtającą się na linie Pustułkę. - Jeśli chcesz udowodnić, że jesteś gotowa... mamy tu na statku Mistrza Miecza. Możesz się z nim zmierzyć.
- Dobrze
- rzekła buńczucznie dziewczyna.



Ragham nie był pełen entuzjazmu, gdy Amaltea rzuciła mu wyzwanie. Pod nosem wyrwało mu się nawet coś o “dzierlatkach z mieczami”. Mistrz Miecza musiał rozpoznać, że elfka była bardzo młoda jak na standardy swej rasy i dlatego nie garnął się do tego pojedynku. Co tylko bardziej rozjuszyło Amalteę.
- Nie chce mi się - rzekł, wzruszając ramionami. - Zresztą twój braciszek mnie wyzwał. Wystarczy.
- Co to znaczy, że nie chce ci się. Tchórzysz?
- rzekła dumnie Amaltea.
- Mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż trzepanie skóry elfom - odparł Ragham, pocierając kark. - Poza tym... jeden nudny pojedynek dziennie mi wystarczy.
- Myślisz, że tak łatwo pokonasz mnie lub brata? -
krzyknęła głośno. - Śnisz bratku, śnisz.
- Tsss...
- westchnął Ragham, masując ramię. - Nie wiem czy pokonam twego braciszka, ale wiem że pojedynek będzie nudny. Wiem jaką taktykę zastosuje. Dlatego też nie ciekawi mnie ten pojedynek. A czy jemu uda się wygrać? Może. To kwestia czasu, zręczności i szczęścia. Natomiast ty... ty się musisz jeszcze pouczyć, żeby walka z tobą była ciekawa.
- Nieprawda. Jestem zwyciężczynią szermierczego turnieju -
Amaltea prychnęła niczym mała kotka. - I cię pokonam, a wtedy... publicznie ucałujesz moje buty. - I zaśmiała się głośno i wręcz prowokacyjnie.
- Hej... ja się nie zgodziłem... ech... co z tymi elfami ? Wilgoć musi im uderzać do głowy, bo co jeden dostaje kociokwiku. - Ragham splótł razem ramiona i, zamknąwszy oczy, zaczął się namyślać. - Toooo... jeśli przegrasz... opłyniesz nago jeden z filarów.
- Coooo?! -
zaczerwieniła się elfka wyraźnie speszona takim warunkiem.
- Skoro nie możesz przyjąć tego warunku, to walka chyba będzie odwołana? - uśmiechnął się Ragham.
- Mogę bo i tak nie będę musiała opłynąć. Gdyż wygram. Przyjmuję twój warunek - rzekła w odpowiedzi elfka, ku uciesze t’skrangów.
- Tsss... Nie mają co robić, te elfy - mężczyzna zdecydowanie był nastawiony równie entuzjastycznie. - Zgoda.

Może i kwestii miecza Ragham miał przewagę, ale jeśli chodzi o języki to elfki był obrotniejszy.

Gdy stawali naprzeciw siebie na molo, Ragham miał minę jakby szedł na ścięcie, a twarzyczkę Amy naznaczył grymas determinacji. Dwójkę wojowników szykujących się do boju obserwowały zarówno miejscowe t’skrangi jak i te ze statku.

Walka rozpoczęła się... szybko.

Ragham błyskawicznie doskoczył do dziewczyny z wyciągniętym z pochwy mieczem i wykonał zamaszyste pionowe cięcie, uderzając płazem broni. Amaltea zdołała się tylko zasłonić orężem, bowiem odskoczyć już nie zdążyła. Miecze zderzyły się dźwięcząc głośno. Ale impet ciosu powalił fechtmistrzynię na deski molo. Ragham zaś zamiast dokończyć dzieło odskoczył i uśmiechając się drapieżnie czekał z obnażoną bronią, czekając aż elfka wstanie i mówiąc:- Może nie będzie tak nudno.

Dla Amaltei na pewno nie. Fechtmistrzyni przekonała się już że Ragham jest szybki i silny. I bardzo niebezpieczny. To jednak jednak nie odebrało jej animuszu. Wstała szybko i od razu przeszła do natarcia. Wypad, pchnięcie... Miecz dziewczyny niczym stalowa błyskawica pomknęła do brzucha Raghama. Wyprowadzone nisko pchnięcie nie dotarło do celu. Ragham odruchowo cofnął się w tył zbijając ostrzem czubek broni Amy w bok i mówiąc.- Szybciej, pewniej, bez wahania!
- Nie...! pouczaj!... mnie ! - rozsierdziła się elfka i ruszyła w kierunku mistrza wyprowadzając kolejne dwa szybkie pchnięcia, pierwsze w okolicy śledziony drugie mające trafić w oko Raghama.
Mistrz miecza uśmiechając się coraz bardziej radośnie zszedł płynnie z drogi pierwszemu ciosami, schylił się przed drugim. Jego twarz znalazła się przed obliczem Amaltei, gdy rzekł:- Teraz moja kolej? Tak?

Wykonał półobrót na lewej nodze sunąć prawą po deskach molo, i podcinając nogi Amaltei. Dziewczyna z impetem upadła na molo ponownie, a Ragham ciął z góry, szerokim łukiem. Czubek jego miecza wbił się nieco w deskę mola, podczas gdy Ama gwałtownie przeturlała się po podłożu zdając sobie sprawę, że Ragham uderza coraz szybciej. I że musi zakończyć walkę, zanim miecz jej przeciwnika w końcu ją dosięgnie.
Ragham odsunął się, dając czas Amaltei na powstanie. Uśmiechał się w milczeniu. Dookoła panowała cisza. Od początku walki nikt się nie odzywał skupiając się na widowisku. Amaltea zacisnęła mocniej dłoń na orężu. Ruszyła w kierunku Raghama w krótkim sprincie po łuku, zamarkowało cios po przekątnej by potem krótkim pchnięciem zyskać przewagę.
- Zdradziecki sztych, co? - Ragham przejrzał plan dziewczyny, uniknąwszy cięcia wycofał dłoń z mieczem, by potem przy pchnięciu Amaltei, gwałtownym zamachem od dołu wybić jej broń z ręki. Ostrze poleciało łukiem w powietrzu, a czubek miecza Raghama dotknął szyi elfki.
- Chyba jednak... wygrałem... ale zabawa była przednia, przyznaję. - rzekł z uśmiechem Ragham. - I dlatego daruję ci to pływanie. Wystarczy buziak. Zresztą czasu na kąpiel, brak.
Amaltea pomruczała coś pod nosem poirytowana sytuacją. Dała jednakże szybkiego buziaka w policzek i szybkim truchtem oddaliła się Raghama i zgromadzonej widowni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-09-2012 o 20:57. Powód: poprawki
abishai jest offline