Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2012, 01:25   #40
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dziewczę, które obrał sobie za cel Yngvar, tylko zachichotało melodyjnie, gdy ten chwycił ją w pasie. Była dość nietypowym okazem urody; przypominała typową mieszkankę Rozzhkaru, jednak jej cera nie była aż tak ciemna. Nie było jej też blisko do Sunveryjek; stanowiła zderzenie egzotyczności południowego kontynentu z pospolitością Voserii. Z przyjemnej dla oka buzi spoglądały na niego ciemnozielone oczy, a czerwone usta rozchylone były w uśmiechu. Dziewczyna była młoda i drobna; niższa od Yngvara niemalże o dwie głowy i szczupłe, jednak nie pozbawiona apetycznych krągłości, zarówno w talii jak i u górnych partiach. Na te ostatnie zwłaszcza był dobry widok; suknia z przezroczystego, niebieskiego materiału była prześwitująca. Dwie dziwki, które znalazły Meintyńczyka na Błękitnym Placu, za nic miały sobie jego zaloty do ich koleżanki po fachu i raz dwa znalazły nowych klientów. Ta stara, burdelmama, doskoczyła za to do Yngvara, węsząc zysk.

- Żmijka, mości panie. - Odezwała się, najwyraźniej przedstawiając dziewczynę macaną przez Yngvara. - Drugiej takiej nie znajdzie. Mieszana jest; matka była stąd, ojciec zza morza. Jedyna taka.

Meintyńczyk wcale nie był w nastroju do poznawania Żmijowej genealogii, będąc bardziej zajętym studiowaniem jej anatomii. Dziewczyna wcale nie pomagała w skoncentrowaniu się; jej zapach był niczym najlepszy narkotyk, wdzierał się w nozdrza i pobudzał wyobraźnię. A jej dłonie, majstrujące teraz przy przodzie Yngvarowych spodni, wcale nie pomagały w walce z pożądaniem.

Nie tracąc czasu, wysupłał z sakiewki złotego szylinga i wsunął burdelmamie w dłonie. Ta, zadowolona, oddaliła się z uśmiechem i zostawiła go w spokoju. Żmijka za to poprowadziła go w górę schodów za kotarą, ku prywatnym pokojom.

Yngvarowi mignęła jeszcze owa para, kruczoczarna i blondyn, w jednym z pomieszczeń, zanim zatrzasnęły się za nim drzwi. Potem nie myślał już o niczym; zapach i ciepło bijące od dziewczyny w połączeniu z widokiem wygodnego łóżka skutecznie odwróciły jego uwagę.

* * *

- Służę panom uprzejmie! - Donośny głos właściciela przybytku huknął gdzieś zza ich pleców. Jak na swoją posturę, poruszał się niczym kot. - Zająć miejsca, panowie kochani, zara podane będzie jedzenie.

Co jak co, ale na pichceniu Rozzhkarczyk się znał. Niebawem przed Adailetem i Vonmirem wylądowały talerze pełne przeróżnego jadła: mięsiwa, warzyw i owoców. Małe kociołki, z których uciekała para i dobywały się aromatyczne zapachy przeróżnych zup. Miski pełne kolorowych proszków; przypraw, na których co bardziej przedsiębiorczy kupcy zbijali fortunę. Dzbany pełne win z przeróżnych stron świata i jedno naczynie wypełnione czarnym napojem o wyrazistym zapachu; syrkho, wymysł Rozzhkarczyków, który podobno ożywiał nawet najbardziej leniwych osobników. Świeżo wypieczony chleb i bułki, chrupały przy każdym kęsie. Różnorodność, bogactwo i widoczny luksus dopełniały sztućce. Nie drewniane, lecz metalowe. Takie, które jeśli zwędzić i spróbować opchnąć u pasera, ładnie uzupełniłyby sakiewkę.

Brakowało jednego: piwa. Na pytanie o złocisty napój, gospodarz prychnął jedynie i oznajmił, że "ni ma, bo to porządny lokal". Ot, najwyraźniej co kraj, to obyczaj.

Adailet, nie bacząc na bądź, co bądź, podejrzaną przymilność grubego właściciela, pałaszował wszystko jak leci. Zapychał się pieczywem, siorbał zupę i duł wino. Spróbował nawet szczypty jednej z przypraw, co zakończyło się dość długim prychaniem, kaszleniem i klęciem na czym świat stoi. Cichy śmiech tego ciemnowłosego sprawił, że Vonmir obrócił się w jego stronę.

W samą porę, bo ten wstał i ruszył w stronę najemników.

* * *

Żmijka na swoje miano zasługiwała całkowicie, Yngvar musiał to przyznać. Nie, żeby była jadowita czy kąsała, co to, to nie. Zwyczajnie wiła się niczym wąż w łóżku; była gibka i potrafiła wyginać się jak nikt inny. Zasługiwała na każdą kwotę, jaką za nią płacono; była dziwką jakich mało. Zmięta pościel, rozrzucone po pokoju poduchy i czerwone pręgi na plecach Yngvara dawały temu świadectwo.

Teraz jednak była cicho, zupełnie jakby krzyki rozkoszy były jedynym językiem jaki znała. Leżała tylko tyłkiem do góry, z dłońmi na podbródku i wpatrywała się w Meintyńczyka, który właśnie doprowadzał się do porządku.

Kusić również potrafiła. Yngvar zaczął rozważać oddanie się przyjemnościom po raz kolejny, kiedy Żmijka przewróciła się na bok, eksponując kształty i zatrzepotała zalotnie rzęsami. Zrobił nawet krok w stronę łóżka. Więcej nie dał rady.

Coś jebnęło, i to porządnie. Zupełnie jakby człowiek wleciał z impetem w ścianę.

Gdy Meintyńczyk wypadł na korytarz i przekroczył próg pokoju, którego drzwi były otwarte na oścież, doszedł do wniosku, że tak właśnie było.

Urvyn zbierał się właśnie z podłogi, klnąc i dobywając miecza, rzucając nienawistne spojrzenia w stronę kobiety. Tej samej kruczoczarnej piękności o niebieskich oczach, którą Yngvar widział na dole, a która teraz stała na drugim końcu pokoju z drwiącym uśmiechem i wpatrywała się w byłego członka Złotych Ostrzy. Podobny uśmiech malował się na twarzy blondyna, towarzysza kobiety, który leżał na łóżku, za nic mając sobie towarzystwo i prezentował się w całej, nagiej okazałości.

* * *

Ciemnowłosy nie miał jednak nieprzyjaznych zamiarów. To jest, nie miał, albo dobrze je ukrywał. Usiadł jedynie na wolnym krześle przy ich stole i obdarzył dwójkę mężczyzn uśmiechem.

- Proszę się częstować. - Zwrócił się do Vonmira i machnął ręką w stronę jedzenia. - W końcu to na mój koszt.

Kiedy odpowiedziało mu milczenie Sunveryjczyka i rozdziawiona gęba Adaileta, westchnął jedynie.

- No tak, nieufność. - Ze swobodą sięgnął po czerwone jabłko i wgryzł się w nie. - Wiem, kim jesteście i po co tutaj przybyliście. Pół świata huczy o śmierci Wielkiego Księcia, o czarownicy i nagrodzie za jej głowę. Zwłaszcza przedstawiciele mojego zawodu są niezwykle tymi wydarzeniami zainteresowani. - Ciemnowłosemu nie umknęło zrozumienie, które przemknęło przez twarz Vonmira. - Sinilin Noisilho, Mistrz Magii oraz przedstawiciel interesów vuokaackich i świątynnych.

Którą świątynię miał na myśli, było wiadome. Skała Życia była miejscem świętym dla Ellyrian i to tam miała swą siedzibę Arcykapłanka Lyvdnaary. Sinilin miał w sobie coś dziwnego. Może była to swoboda, z jaką się zachowywał bądź niezwykła uprzejmość, z jaką się zwracał; owo "coś" niepokoiło najemników.

- Wasz pościg zakończy się fiaskiem. - Oznajmił Noisilho jak gdyby nigdy nic. - Całe to zamieszanie was przerośnie i to prędzej, niż sądzicie. Zbyt wiele stron jest zainteresowanych w tej uciekinierce. Wielki Książę chce jej głowy, by zabezpieczyć swoje prawo do tronu. Rada Magów chce wymierzyć zbrodniarce sprawiedliwość. Zakonnicy chcą tego samego, tyle że ich sprawiedliwość oznacza stos. Należy też rozważyć arystokratów, kupców i najemników, którzy działać mogą dla własnego zysku. Zostawcie to komuś, kto da jej radę.

Jasnym było, kogo Sinilin miał na myśli, wypowiadając to ostatnie zdanie.

- Zostańcie w Rozzhkarze, bądź go opuśćcie. - Zasugerował tonem, który wcale nie przywodził na myśl sugestii. - Ale pościg sobie odpuśćcie. Dla własnego dobra.

Odrzucił ogryzek po jabłku na stół i sięgnął po winogrono, pakując je sobie do ust. Obdarzył milczących najemników lekkim uśmiechem.

* * *

- Zajebię. - Warknął Urvyn, stając na chwiejnych nogach i sięgnął po upuszczone ostrze. - Spierdoliłaś mi wtedy, w Ylcveress, ale teraz ci się nie uda.

- Nadal żywisz do mnie urazę? - Odparła czarnowłosa z uśmiechem, zerkając na Yngvara.

- Zwinęłaś mi złoto sprzed nosa i wrobiłaś w napad.

Urvyn zrobił krok wprzód, zamierzając zaatakować kobietę. Zatrzymał się jednak, kiedy blondyn zerwał się z łóżka i stanął pomiędzy nimi z ostrzem wyglądającym niczym wielki sierp. Jak oręż znalazł się w jego ręku, nie wiadomo, skubaniec był niezwykle szybki. I skuteczny; Urvyn zatrzymał się w pół kroku. Najwyraźniej starcie z mężczyzną, którego męskość dyndała sobie jak gdyby nic, nie należało do czegoś, co chciałby zrobić.

- Cóż, siła wyższa. - Czarnowłosa odparła, wzruszając ramionami. - Zmykaj teraz ze swoim znajomym góralem zanim zrobi się gorąco i bardzo brzydko.

- Nie. - Rzucił krótko Urvyn. - Równie dobrze możesz być tą wiedźmą, której szukamy.

Kobieta nie odpowiedziała na ten zarzut i uśmiechnęła się jedynie, cofając się kawałek. Blondyn machnął zakrzywionym ostrzem, które zaświstało. Ciemne oczy skakały z Urvyna na Yngvara i z powrotem, a napięte mięśnie świadczyły o gotowości chłopaka do walki.

Byłe Złote Ostrze zerknęło na Meintyńczyka, jak gdyby oceniając, czy może liczyć na jego wsparcie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-09-2012 o 23:01.
Aro jest offline