Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2012, 15:25   #31
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
I tak przyszło najemnikom ratować damę w opałach. Yngvar i Vonmir zniknęli gdzieś w plątaninie ulic z nakazem sprowadzenia jakiegokolwiek felczera na „Szkarłatną Wstęgę”, gdzie Urvyn i Adailet zabiorą Yithnee. Zdawać się mogło, że miasto śpi, biorąc pod uwagę że nikt im w malowaniu uliczki czerwienią nie przeszkodził. Pozory.

(...)

Yngvar ruszył szukać jakiejś karczmy czy innego popularnego miejsca popijaw. Miał w czym wybierać. Marynarze lubili robić dwie rzeczy, kiedy cumowali w porcie: chlać i chędożyć. Nic więc dziwnego, że okolica obfitowała w spelunki i zamtuzy, w których każdy znajdował coś dla siebie. Im lepszej jakości lokal, tym bardziej trafiał w wyrafinowane gusta swej klienteli. To jest, w tak wyrafinowane, jak preferencje co do picia i pieprzenia mogą być.

Minął kilkanaście takich lokali, nie poświęcając im zbytniej uwagi. Bawiły się w nich najniżsi z najniższych, gdzie piwo bardziej przypominało brudną wodę, a dziwki - źródła jakichś paskudnych choróbsk. Dopiero po paru minutach Meintińczyk trafił na lokal, który przypadł mu do gustu. I już, już, miał otworzyć drzwi i oddać się przyjemnościom na kilka chwil, kiedy to rozległ się głos tuż za jego plecami.

- Chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam. - Aron Vrederic tr'Ayn stał kilka kroków za Yngvarem, szczerząc się brzydkim, zwierzęcym uśmiechem. - Pójdziesz z nami, przyjacielu.

I choć Meintińczyk chciał chwycić za topór i zarżnąć jegomościa, to nie mógł. Był otoczony chyba przez cały posterunek Gwardii.

(...)

Vonmir natomiast, w przeciwieństwie do Yngvara, ruszył szukać pomocy u bardziej odpowiednich i solidniejszych źródeł. Tutaj okazało się, że port miał poważne problemy z zapewnieniem dobrobytu i zdrowia jego mieszkańców. Sunveryjczycy, których napotkał i zaczepił z pytaniem o najbliższą pomoc medyczną, kierowali go w głąb miasta. Na zachód od Starego Miasta, mówili jedni. Do świątyni, proponowali drudzy. Jednak z dwóch miejsc, które oferowały pomoc, święty przybytek był za daleko. Zamiast tego więc, Sunveryjczyk ruszył do tego drugiego.

Znalazł budynek, do którego kierowali go niektórzy przechodnie. Drewniana konstrukcja wyglądała, jakby niewiele czasu jej pozostało, zanim runie pod swym własnym ciężarem. Również szyld, przedstawiający dymiący kocioł czy inne alchemiczne cholerstwo, straszył rdzą i poskrzypywaniem. Zapewne w niedalekiej przyszłości runie w dół, zabijając jakiegoś bogu ducha winnemu przechodnia. Oby nie dzisiaj. Jedna ranna im na razie starczy.

- Czego tak walisz, szaleju żeś się nażarł?! - Ryknął alchemik, otwierając z hukiem okiennice i bluzgając, kiedy Vonmir po raz kolejny załomotał w drzwi. - Zamknięte przecie.

Jednak kiedy najemnik nie dawał za wygraną, mężczyzna warknął jedynie i po kilku chwilach wpuścił go do budynku.

Alchemik, trzeba było mu przyznać, na swój wiek trzymał się całkiem dobrze. Zaprezentował już swój donośny głos kilka chwil temu. Teraz, w wątłym świetle pospiesznie zapalonych świec, Vonmir mógł mu się bliżej przyjrzeć. Był siwy, jednak próżno było w nim szukać starczej ociężałości. Ruszał się całkiem żwawo, ciemne oczy nadal były całkiem bystre i tylko okazjonalne drżenie rąk świadczyło o podeszłym wieku.

Pomieszczenie było ciasne. Zastawione stołami i regałami, te z kolei zaśmiecone pergaminami, księgami i przyrządami alchemicznymi. Gdzieś pod sufitem wisiały różnego rodzaju zioła, a na jednej z półek królowały słoiki pełne dziwnych kształtów. Mimo wszechobecnego kurzu i zaduchu, czuć było świeży, ziołowy zapach.

Alchemik zapaliwszy ostatnią ze świec, jednym szybkim ruchem dłoni zgasił zapałkę i odwrócił się do Vonmira.

- No? - Rzucił niecierpliwie. - Czego ci trzeba?

(...)

Karczma opustoszała całkiem szybko. Gwardziści mieli dobre argumenty i klienteli nie przyszło nawet na myśl spróbować jakiejkolwiek dyskusji. Yngvarowi nie odebrali topora, bo i po co? Wycelowanych w niego było przynajmniej z pół tuzina kusz.

Zamiast tego, usadowili go przy jednym ze stołów, który momentalnie został zapełniony niemalże całą zawartością kuchni i piwniczki. Jedzenie wyglądało nawet smacznie, a dzbany z alkoholem jeszcze apetyczniej. Aron Vrederic chwycił ze jedno z udek kurczaka i wgryzł się w mięso, popijając je czerwonym winem.

- No, przyjacielu... - Zaczął, kiedy właściciel przybytku zniknął gdzieś na zapleczu. - Moje zbiry jednak nie podołały zadaniu. Zdaje się, że leśna suka, wyrzutek ze szkoły oficerskiej i jakiś dzieciak stanowią całkiem dobre uzupełnienie Złotego Ostrza i zabijaki z gór.

Przerwał na chwilę, by uzupełnić kielich i chwycić za kawał świeżego chleba.

- Z ich wszystkich, to ciebie potrzebowałem. - Uśmiechnął się. - Widzisz, ja wiem po co chcecie płynąć do Rozzhkaru. Polujecie na tą wiedźmę; tą samą, na którą poluje ten biały rycerz, który przewinął się przez Perimar ze dwa dni temu. Widzisz, tyle różnych osób chce głowę tej dziwki na tacy. Wielki Książę, Zakon, Rada Magów. Trza jej przyznać, potrafi wzbudzać pożądanie.

Kolejny uśmiech. Równie denerwujący co poprzednie.

- Ja i moi... Przyjaciele, nazwijmy ich tak. - Rozpoczął po kolejnej krótkiej przerwie. - Więc ja i moi przyjaciele również chcielibyśmy dostać wiedźmę w nasze ręce. Widzisz, zdradziła nas. Miała nam dostarczyć pewną rzecz, ale spieprzyła za Morze, zanim wiedzieliśmy co się dzieje. Spryciara. Zabiła Księcia, zwędziła, co miała zwędzić i w całym tym chaosie zniknęła. Teraz i Sunver stoi na krawędzi wojny domowej. Za dużo pretendentów do tronu, za dużo niezadowolonych z sukcesji.

Tym razem cisza przedłużyła się znacznie, a Aron jedynie wystukiwał palcami jakiś rytm.

- I tutaj wchodzisz ty. Dostarcz nam to, co czarownica będzie miała przy sobie, a my wynagrodzimy twój trud. Moje kontakty w Meincie unieważnią listy gończe, nie będziesz musiał dzielić się nagrodą i jeśli tylko sobie zażyczysz, otworzę dla ciebie więzienie. Dobierzesz sobie jakichś zuchów i ruszysz na północ, by palić, gwałcić i mordować. W Azavercie jeden wielki burdel, wzbogaciłbyś się. Jeśli nam nie pomożesz, radzę nie wracać do Sunveru.

I kiedy już zdawało się, że jego uśmiech nie może być bardziej irytujący, mężczyzna przebił samego siebie. Splótł palce i oparł o nie podbródek.

- Jeśli nie masz pytań, to z bogiem. Jeśli jakieś masz, to nie traćmy czasu. Masz statek do złapania.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 04-09-2012 o 23:05.
Aro jest offline  
Stary 04-09-2012, 00:11   #32
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Od razu, gdy usiedli rzucił się do obiadu, zaczął pożerać w zastraszającym tempie kolejne potrawy oraz zapijać je niemałymi ilościami alkoholu. Nie wiedział co go czeka w trakcie lub po rozmowie z Aronem. Zawsze należy spodziewać się najgorszego, a z pełnym żołądek i w stanie alkoholowego upojenia perspektywa śmierci w najbliższym czasie wydawała się mniej ponura. Postanowił, że lepiej zrobi chowając swój lichy intelekt i nieprzekonywującą kulturą osobistą za grubym murem i stanie się na chwilę kompletnie bezmózgim barbarzyńcą. W jednej ręce trzymał obgryzione udko kurczaka, w drugim natomiast, przed chwilą jeszcze pełny, dzban z winem. Jednak po chwili niedbale odrzucił trzymane w rękach jadło i odstawił napitek, aby wgryźć się masywny soczysty kawałek mięsa i przysunąć do siebie kolejne naczynie z trunkiem. Mimo pozornej fascynacji jedzeniem Yngvar spijał każde słowo z ust tr’Ayna i z każdym kolejnym zdaniem się uspokojał. Po zakończeniu przemowy, wyrobił już sobie o nim zdanie. Według niego był to kuty na cztery nogi krętacz kombinator, który bez wahania posyłał ludzi do piachu i chętnie maczał palce w najbrudniejszych machlojach. W jakimś stopniu zamieszany był w międzynarodową politykę, choć Meintyńczyk wątpił aby pracował dla rządu któregoś z państw. Nie był pewny czy działa on na własną rękę czy może jest tylko pionkiem większego potentata w przestępczym półświatku. Zresztą nie miało to większego znaczenia. Takich ludzi jak on Yngvar już jakiś czas temu postanowił omijać szerokim łukiem. Propozycja zdradzenia towarzyszy byłaby kusząca tylko dla krótkowzrocznego idioty. Do takich po części należał, więc stwierdził, że na razie tylko pokornie się zgodzi, a właściwą decyzję podejmie później. Obawiał się, że niezależnie od efektów wykonania zadania, taka podstępna żmija jak tr’Ayn wbije mu prędzej czy później nóż w plecy. Jest człowiek, jest problem. Nie ma człowieka nie ma problemu. A problemem byłoby załatwienie jego uniewinnienia i otwarcie więzienia. Niemniej jednak niewykonanie polecenia Arona spowoduje dodanie kolejnego wroga do i całkiem pokaźnej już listy. Dobra, koniec filozofowania, czas się zwijać – stwierdził i głosem jak najbardziej prostackim i niechlujnym sposobem wymowy zwrócił się do nadzorcy Starego Portu.

-Panie złoty! Z nieba, żeś mi uleciał! Ja już od dawna tych przygłupów co się ze mną kręcą, chciałem ostawić , ale okazyji dobrej brak był. Ino tylko, powiedz mi szefuńciu, co to za cacko co cie tak interesi i jak wygląda, bo ja prosty chłop jestem i na sprawach wielkich panów się nie wyznaję. No i jeszcze mnie powiedz, gdzie po ukatrupieniu wiedźmy momy się spotkać.
 

Ostatnio edytowane przez Boreiro : 24-11-2012 o 19:59.
Boreiro jest offline  
Stary 06-09-2012, 00:00   #33
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Po długim szukaniu, w końcu udało odnaleźć się kogokolwiek parającego się lecznictwem. Co prawda właśnie ten długi czas niepokoił Vonmira, bo Yithnee z każdą chwilą mogła czuć się gorzej, to ulga przyszła, że w końcu podołał wyznaczonemu samemu sobie zadaniu.
- Panie! Bierz pan, co panu potrzebne do pierwszej pomocy i szybko ze mną! Wyjaśnię po drodze, kobieta, włócznią strasznie raniona! - Zdał sobie jednak sprawę, że pewnie biorąc narzędzia jakoś pod ten przypadek będzie musiał się przygotować, więc dodał te końcowe zdanie. Jeśli facet nie był chętny na pójście, to Vonmir domyślał się powodów działań. - O pieniądze się pan nie martw, zapłacimy. - Po czym liczył już, że facet pobiegnie za nim, a po drodze będzie mógł mu co nieco powiedzieć, by mógł dowiedzieć się nieco więcej. Chyba, że ten typ działał inaczej i raczej w drodze niewiele sobie radził, bo coś niecoś o takich typach Sunveryjczyk słyszał. Pewnie będzie potrzebował jakichś ziółek, wyrastających na ziemi, którą zasila krew z noworodków, czy coś. Te przebierańce i szajbusy. Niestety, nie czas był na myślenie o takich sprawach, życie kompanki w sporej mierze zależało od niego, o ile już nie odeszła, albo może Yngvar nie przyprowadził tam nikogo przed nim.
 
Zara jest offline  
Stary 08-09-2012, 19:34   #34
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ot, nic wymyślnego. - Odparł Aron na pytanie Yngvara. - Wiedźma będzie miała przy sobie lub w swej kryjówce księgę. Właściwie dwie. Swoją i tą skradzioną z książęcego pałacu. Ta druga będzie na pewno zabezpieczona, nie będzie jej jak otworzyć. Nawet jeśli, nic byś z niej nie odczytał, przyjacielu. Jest sprzed Pogromu, zapisana w cesarskich runach.

Oficer sięgnął po swój kielich i pociągnął całkiem spory łyk czerwonego wina.

- W dwa dni po „Szkarłatnej Wstędze” z Perimaru wypłynie statek, pełen moich własnych ludzi. Po drodze zahaczy o Blac'el'lat i odbierze z niego mojego wspólnika. Księgę cesarską dostarczysz jemu, tą drugą również, jeśli uda ci się ją dostać. Ów wspólnik zapewnić ma tobie bezpieczny powrót do Perimaru, byś mógł odebrać swą nagrodę. Statek nosi miano „Szafiru” i pływa pod banderą tegoż pięknego miasta. Czarny orzeł, szkarłatne tło. Proste do zapamiętania.

I gdy Yngvar już miał chwycić za klamkę, jego uszu dobiegło ostatnie zdanie Arona.

- Nie zawiedź nas.

W głosie dźwięczały złowróżbne nuty. Obietnica kary, jeśli postanowi ich zdradzić. Coś mówiło góralowi, że takiemu człowiekowi jak Aron Vrederic tr'Ayn nie będzie trudno znaleźć kogoś, kto zna się na zadawaniu bólu ponad ludzką wytrzymałość. Drzwi zatrzasnęły się za jego plecami i ruszył w stronę miejsca, gdzie zacumowana miała być „Szkarłatna Wstęga”.

(...)


- Gdzie się pchasz z tymi dekoktami, idioto?! - Rozległ się donośny krzyk z kabiny kapitana.

Alchemik, którego znalazł Vonmir, zdawał się być profesjonalistą. Gdy tylko usłyszał o rannej kobiecie, zakręcił się i raz dwa był gotowy do drogi. Zdawać się mogło, że to tak dobre serce dodaje mu skrzydeł. Ale nie, zwyczajnie wywęszył dobry zarobek.

„Szkarłatna Wstęga” była statkiem porządnym. Na smukłych masztach łopotała owa bandera, którą opisała Yithnee nie tak dawno temu, kiedy jeszcze była zdolna do mówienia: srebrny jednorożec na czerwonym tle. „Wstęga” była okrętem handlowym, jednak na jej pokładzie wałęsali się zarówno uzbrojeni po zęby strażnicy, jak i zwykli marynarze. Pokład był całkiem przestronny, lecz brudny i śmierdzący mimo prób doprowadzenia go do porządku przez uparcie szorujących go majtków.

Vonmir stał przy burcie wraz z Urvynem, Adailetem i Roysyllem. Ten ostatni splótł upierścienione palce na solidnych rozmiarów brzuchu i pokiwał ze smutną miną.

- Żal to, że akurat dziewka musiała najgorzej oberwać. - Odezwał się całkiem płynnym Sunveryjskim, w którym jednak dało się dosłyszeć wschodni akcent. - Ale nie martwcie się, nasz medyk poskłada ją raz dwa.

Kiedy Vonmir razem z alchemikiem dotarli na okręt, okazało się, że jednak zapłata przejdzie temu drugiemu koło nosa. „Wstęga” bowiem posiadała swego własnego uzdrowiciela. Tego samego, którego głos dobiegał właśnie z kapitańskiej kajuty, którą Roysyll odstąpił rannej Yithnee i w której właśnie z tego co słyszeli, zderzały się Sunveryjskie i Ellyriańskie rozumienia pojęcia „medycyna”. Alchemik po kilkunastu chwilach wypadł z kajuty, trzaskając drzwiami i mrucząc pod nosem przekleństwa. Opuszczając pokład minął się z Yngvarem. Słońce powoli zaczynało swoją wspinaczkę po niebie, barwiąc je wstęgami złota.

(...)

Rejs zajął im kilka dni. Nudnych i wolnych dni, nieobfitujących w żadne walki czy pożary. Zdawać się mogło, że los chwilowo skierował swój wzrok na jakąś inną część świata, na jakichś innych nieszczęśników. Nawet wiatr i pogoda im dopisywały.

Kiedy w końcu Rozzhkar pojawił się na horyzoncie, najemnicy odetchnęli z ulgą na myśl o opuszczeniu okrętu, na którym jedyną rozrywką było chlanie. Nawet nie dane im było podziwiać krajobrazów. Co prawda płynęli wzdłuż brzegu, nie wypuszczając się na otwarte wody, ale majaczył on jedynie gdzieś w oddali.

Rozzhkar za to rósł w ich oczach z każdą kolejną chwilą. Miasto było przecięte na dwie części przez Zhkadan; rzekę, której imię w przełożeniu na języki Voserii brzmiałoby „Rzeka Życia”. Jej źródło znajdowało się gdzieś na dalekim południu, w głębi Tęczowych Gór. Wiła się przez wiele lig; błękitna wstęga, która prócz oaz była jedynym zbiornikiem wody na wysuszonych ziemiach pomiędzy brzegiem i dalekim południem. Z tego, co najemnicy dowiedzieli się od żeglarzy, wiele pomniejszych miast wyrosło wzdłuż Zhkadanu i każde z nich podporządkowane było Rozzhkarowi.

Zmierzali do Szarego Portu po zachodniej stronie rzeki, który nawet z daleka zdawał się być jeszcze bardziej zatłoczony od Perimaru. I tak jak w klejnocie koronnym Sunveru, tak i tutaj statków było wiele. Więcej nawet. Las masztów, na których łopotały bandery. Ludzie, noszący towary z pokładów na ląd, by następnie dostarczyć je na rynek lub do pojedynczych klientów.

Rozzhkar jednak różnił się od miast na Voserii. Próżno było szukać jakichkolwiek murów czy Podgrodzia. Zachodnia część zdawała się być jednym, wielkim labiryntem ulic wykładanych jasnym kamieniem. Jedynie ci, którzy mieszkali tu od urodzenia byliby w stanie określić gdzie jedna dzielnica się kończy, a gdzie zaczyna się druga.

Jednak na wschodnim brzegu widać było, że Ellyriańska myśl budowlana zaczynała odciskać swoje piętno. Spośród obszernych rezydencji i zielonych ogrodów, od których ta część miasta brała swą nazwę, wznosił się Pałac. Śnieżnobiałe, masywne kolumny podtrzymywały wyłożony brunatnymi dachówkami dach. Ściany po obu stronach wielkich drzwi zdobiły sztandary Rozzhkaru i Ellyrii: trzy lwy i biały wilk. Jeśli wierzyć Roysyllowi, mimo że miasto do Korony nie należało, to w rządzących nich kupcach biły patriotyczne serca. I to właśnie w Pałacu swoją siedzibę miała ich Rada, która rządziła i podejmowała decyzje wspólnie, bądź spotykała się, by przedyskutować problemy trapiące mieszkańców Rozzhkaru. To jest, tych znaczących.

Ogrody, bo tak część wschodnia miasta się zwała, szczyciły się murem. Nie tak godnym uwagi jak Ouriad czy Perimar, jednak nadal stanowiącym całkiem dobre zabezpieczenie przed najazdem. Mimo, że Rozzhkar nie widział żadnych armii od bodajże wieków. Wojny Wolnych Miast bowiem były wojnami handlowymi. Dusiły się nawzajem cłami, knuły za swoimi plecami i od czasu do czasu finansowały jakieś pomniejsze rebelie w miastach w głębi kontynentu. Jeśli już do zbrojnych konfliktów dochodziło, to toczyły się one właśnie tam, bądź na morzu. Floty Blac'el'latu, Iszkelet i Rozzhkaru były bowiem najświetniejszymi w znanym świecie.

(...)


Dobili do brzegu. Miasto pełne było ludzi, a co za tym idzie hałasu. W połączeniu z chwiejącym się lekko światem po tylu dniach na morzu, najemnicy czuli się, jakby zdrowo sobie popili. Mimo owych trudności, zdołali pokonać krótką odległość trapu i postawić stopy na stałym lądzie. Wszyscy, prócz Yithnee, której stan podczas podróży nie zmienił się za wiele. Roysyll zapewnił najemników, że w Rozzhkarze będzie przez co najmniej tydzień i pośle po nich w razie jakichś problemów.

Ellyriański kapitan zdawał się idealnie przyjemnym człowiekiem. Nie dość, że pomagał Yithnee to pomógł i im, oferując swoje rady. Co prawda najemnicy nie ujawnili swoich planów, ale kupiec nie był głupi; domyślał się powodów ich podróży do Rozzhkaru.

Urvyn zdecydował się go posłuchać, nawet mimo wrodzonej nieufności. Vonmirowi i Yngvarowi przypadło zadanie udania się na Błękitny Plac niedaleko portu, do Arsenału. W nim to znajdowały się rejestry, zawierające imiona wszystkich podróżnych, którzy przybywali czy wybywali z miasta. Również ich imiona zostały zapisane na kawałku pergaminu przez urzędnika w czerwonej, zwiewnej szacie który wdrapał się na pokład, gdy tylko „Wstęga” została zacumowana i trap opuszczony. Vonmir i Yngvar mieli poszukać informacji o osobach przybyłych do Rozzhkaru w ciągu ostatnich czterech dni. Cztery dni stanowiły przewagę, którą miała nad nimi czarownica, według obliczeń Urvyna.

On sam wraz z Adailetem miał za to poszukać jakiegoś zajazdu, gdzie mogliby się zatrzymać na czas ich pobytu w mieście.

Miejscem ponownego spotkania miał być właśnie Błękitny Plac.

(...)

Atmosfera na południowym kontynencie była zupełnie inna niż w ich rodzinnych stronach. Było duszno i parno, a w powietrzu cały czas unosił się zgiełk, hałas i mieszanina różnych dziwnych zapachów, które drażniły ich nosy. Tłum był ze wszech miar różnorodny, jednak nadal wyróżniali się na jego tle.

Ciemne karnacja i ubrania ze zwiewnych, kolorowych materiałów były powszechne. Większość ludzi ubierała się w tuniki różnych rodzajów, pozbawionych rękawów i lekkie spodnie, sięgające trochę poza kolana. Kilka osób paradowało zupełnie bez jakichkolwiek koszul. Głównie osiłki zajmujące się traganiem różnych skrzyń czy beczek, ale czasami nosili na swych ramionach tęczowe lektyki, kryjące bogaczy za zwiewnymi kotarami. Dziwki za to, jak wszędzie chyba, za nic miały sobie przyjęte normy i paradowały w prześwitujących sukniach z odsłoniętymi plecami. Włosy za to, każda jedna miała rozpuszczone, za nic mając sobie Voseryjską modę na warkocze czy wymyślnie upinane fryzury.

Błękitny Plac mógłby być uznany za wielki, gdyby nie Arsenał, który zajmował jego lwią część. Wznoszący się wysoko ponad okoliczne budynki, o niezliczonej ilości kolumn i zieleni wijącej się po niebiesko-piaskowych ścianach oraz dziwnych drzewach rosnących na tarasach. Była to cudna konstrukcja, która przybyszy z odległych stron oczarowywała swym pięknem.


Plac wokół Arsenału również był inny. Wyłożony został jakimś niebieskim materiałem, iskrzącym w słońcu. Oferował dużo miejsca, jednak próżno było szukać stoisk z towarami. Na Błękitnym Placu bowiem handel był zakazany, podobnie jak w innych miejscach publicznego użytku. Zamiast tego, znajdowały się na nim marmurowe ławeczki, liczne fontanny o skromnych rozmiarach i te dziwne, smukłe drzewa.

(...)

Arsenał prezentował się w środku odrobinę mniej okazalej, lecz nadal stanowił miły widok dla oczu. Sklepienie zdobione było mozaikami, które jak Vonmir mógł się tylko domyślać, przedstawiały sceny z historii bądź wierzeń Rozzhkarczyków. Podtrzymywane było przez wysokie, kwadratowe kolumny pomiędzy którymi stali strażnicy w bufiastych, jasnych spodniach i złotych napierśnikach, odsłaniających umięśnione, czarne ręce. Każdy z nich bez wyjątku miał na szyi wytatuowany jasny symbol: tarczę. Niewolnicy, od dziecka szkoleni na lojalnych i niezłomnych strażników. Lwia Gwardia.

Na końcu korytarza znajdował się pokaźnych rozmiarów stół, stojący na podwyższeniu. Przy nim to siedział całkiem młody urzędnik, skrobiący piórem po pergaminie. Za nim natomiast, na wielu półkach walały się zrulowane papiery, księgi i kałamarze.

Kiedy Vonmir znalazł się tuż przed mężczyzną, ten obdarzył go wnikliwym spojrzeniem i odezwał się po Sunveryjsku.

- W czymś pomóc?

(...)

Yngvar za to pozostał na Placu, zdając się na Vonmira w kwestiach przekonywania i ogólnego mielenia ozorem. Meintyńczyk wolał sobie popodziwiać widoki. I dwa, całkiem przyjemne dla oka, ruszyły w jego stronę.

Kobiety były całkiem ładne. Szczupłe, o kruczoczarnych włosach i ciemnej karnacji, niczym ta u Sunveryjczyków. Duże, ciemne oczy wbite były w Yngvara i czerwone usta obdarzały go uśmiechem. Ubrane były w zwiewny materiał, związany na karku. Smukłe plecy miały odsłonięte, a i przezroczysta tkanina nie mogła ukryć ich krągłych kształtów.

Dziewczęta szczebiotały wesoło, jakby nie zauważając, że góral nie rozumie ani słowa. Drobne dłonie wodziły po jego ramionach i w pewnym momencie zacisnęły się i pociągnęły, jakby chcąc go gdzieś zaprowadzić.

Zanim to się jednak stało, podeszła do nich trzecia kobieta. Nie tak atrakcyjna jak dwie pierwsze i starsza od nich. Ubrana była całkiem bogato i, całe szczęście, w nic przezroczystego. W dłoniach trzymała dzban jakiegoś napoju.

- Wina, panie? - Odezwała się po dwóch próbach we właściwym języku. - Wielkie święto w Rozzhkarze, święto przyjemności. Dziś mus się bawić, żeby dać honor bogom.

Wyciągnęła dzban w stronę Yngvara i uśmiechnęła się.

- W moim lokal dziewczęta zawsze zdolne. I dzisiaj tanie. - Obdarzyła najemnika niebieskim spojrzeniem. - Nie żałować złota po chwili z tymi tutaj, panie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 12-09-2012, 22:54   #35
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir był zdziwiony, że sytuacja w drużynie doprowadziła do tego, że to on, jeszcze do niedawna menel i pijak, miał teraz załatwiać sprawy w urzędzie, wykazać się odpowiednią przenikliwością, by uzyskać odpowiednie informacje od młodego urzędnika. Nie mógł jednak nic na to poradzić, jak wejść do okazałego budynku, który zdecydowanie zapierał dech w jego piersiach. Na pewno, o ile przeżyje i jeśli ustatkuje się na tyle, by prowadzić poczciwe, rodzinne życie, będzie mógł opowiadać dzieciom o tego typu miejscach. Ich misja jakoś mocno do przodu nie szła, więc może i uda mu się przy okazji zwiedzić kolejne wspaniałe miejsca. Co prawda do głowy mocno przychodziło mu także to, by spróbować tutejszych, może i równie niecodziennych w Ouriadzie trunków alkoholowych, ale to musiał na razie odstawić na dalszy plan. Czas ich jednak dosyć gonił. Spojrzał więc jak najinteligentniej, jak potrafił na urzędasa i odchrząkując uprzednio, by dodać swej postawie jeszcze więcej powagi, odpowiedział.
- Witam, nazywam się Vonmir, rodowity Sunveryjczyk, chciałem zgłosić się z prośbą o umożliwienie przejrzenia rejestru... wpisu osób, które w ostatnim czasie, jakieś cztery, pięć dni temu, przybyły do miasta. Wie pan, istotna misja, wagi ponadpaństwowej, jeśli mógłbym odnaleźć tam tą osobę, mocno ułatwiłoby to nam poszukiwania. - Zakończył, choć nie spodziewał się od razu pozytywnej odpowiedzi. Jakoś nie lubił wszelkich urzędników, już za dawnych czasów jego pobytu w szkole oficerskiej mocno zaleźli mu za skórę. Więc nastawił się, że dalej będzie musiał przekonywać rozmówcę, jeśli tak, to, o ile nie będą to informacje tajne, poda ewentualnie więcej danych na temat misji i zarazem poszukiwanej czarownicy*. Byle udało się coś załatwić, bo wolałby się udać już w spokoju do zajazdu, by nieco odpocząć po męczącej morskiej podróży.

* - właściwie, to sam nie wiem, ile informacji posiadają nasze postacie na jej temat.
 
Zara jest offline  
Stary 13-09-2012, 00:34   #36
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Najemnik obejrzał uważnie każdą z trzech kobiet z osobna. Ta, która do niego przemówiła niewątpliwie była tutaj najważniejsza. Pomyślał, że piękne dziewczyny to najprawdopodobniej jej pracownice, a ona sama także onegdaj pracowała w najstarszym zawodzie świata lecz była już na „emeryturze”. No to co? Winko jest. Dziewuchy są. Zabawa na całego! Nie, nie tym razem. Nastrój Yngvara był w tej chwili szczególnie paskudny. Kac po kilkudniowym wlewaniu w siebie dużych ilości alkoholu, choroba morska i przebywanie w upalnym kilmacie, który dla lubującego się w mroźnych górach był szczególną mordęgą, połączone w całość spowodowały obniżenie morali górala do minimum. Już był blisko wyładowania całej swojej złości i frustracji na nich, gdy zaświtała mu w głowie pewna myśl. Nigdy nie był dobry w damsko-męskich relacjach, szczerze mówiąc jego ulubioną relacją był seks, najczęściej bez chęci z obu stron. Ale jedno wiedział: baby lubią trzymać się razem. Poszukiwana czarownica - baba. One - baby. Coś w tym może być. Bądź co bądź jego najważniejszym celem było odnalezienie wiedźmy. A do tego wykonania zadania trzeba dążyć wszelkimi możliwymi sposobami. Gdyby został na Błękitnym Placu i gapił się dalej na Arsenał, nic by nie zdziałał. Istniała spore prawdopodobieństwo, że pójście z kobietami skończy się nad ranem z pustą sakiewką, ale trudno. Raz kozie śmierć. Zresztą od patrzenia na ich promienne uśmiechy i kuszące krągłości humor już mu się trochę poprawił. Obiecał sobie tylko, że nie będzie dużo pił, aby zmysłów zanadto nie przytępić i czujność zgubić. Uśmiechnął się, starając się wyglądać jak najbardziej lubieżnie i odpowiedział:

-Hoho! Toż to okazja jakich mało – położył dłonie na biodrach młodszych dziewczyn i dodał – Jestem pewien, że w takim towarzystwie czeka mnie wiele niezapomnianych wrażeń. Pani, prowadź do twego przybytku.
 
Boreiro jest offline  
Stary 15-09-2012, 18:00   #37
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ach, oczywiście, oczywiście. - Odparł urzędnik na prośbę Vonmira.

Mężczyzna odłożył pióro i podniósł się z krzesła, kierując się w stronę jednej z półek. Próżno było szukać jakiejkolwiek niechęci w jego głosie czy zwykłej biurokratycznej opieszałości. Wszystko szło sprawnie i bezproblemowo.

Urzędnik podał Vonmirowi zrulowany pergamin, na którym zapisane zostały dane osób przybyłych do Rozzhkaru przez kilka ostatnich dni. Imiona, tytuły, nazwy statków na których przypłynęły i skąd podróżowały. Wszystko, na szczęście, zapisane wspólnym alfabetem. Co, jak co, ale to kupcom się udało.

Zwłaszcza jedna część listy przykuła uwagę Sunveryjczyka, datowana na trzy dni przed ich przybyciem do miasta.

Cytat:
(...)
„Srebrna Gwiazda” z Iszkelet do Rozzhkaru
kapitan: Maris Aemmus, Admirał Zielonego Przylądka
(...)

„Bursztyn” z Cronsvery do Rozzhkaru, przez Scedlym, Narselym i Perimar
kapitan: Vredric Ravssenr
załoga: Erdora er Fresn, Mistrzyni Magii; (...)
(...)

„Biały Płomień” z Suortu do Rozzhkaru, przez Perimar
kapitan: Leis Amarii
załoga: Estyn tri Coriag; (...)
(...)

„Córa Morza” ze Skały Życia do Rozzhkaru, przez Scedlym, Narselym i Perimar
kapitan: Lornn Orvessenr
załoga: Sovya, kapłanka Lyvdnaary; Sinilin Noisilho, Mistrz Magii; Ensija Viisen; (...)
(...)
* * *

Dziewczęta prowadziły Yngvara z dala od Arsenału i Błękitnego Placu. Kierowały go uliczkami w stronę, jak się okazało, rzeki. Ta starsza kobieta, która w Sunverze miałaby miano burdelmamy, dreptała kilka kroków za nimi, cały czas ściskając dzban wina.

Burdel wcale na burdel nie wyglądał. Zadbany, trzypiętrowy budynek z białego kamienia wznosił się zaraz nad Zhkadanem. Smukłe kolumny podtrzymywały balkon, na którym wesoło plotkowały kobiety różnego pochodzenia. Na ulicy za to, przedstawicielki płci pięknej spacerowały, trzymając się pod ręce i od czasu do czasu zagadując jakiegoś przechodnia, który wyglądał na bogatszego od reszty.

Środek budynku urządzony był kolorowo. Puchate, wzorzyste dywany kryły podłogę. Zwiewne, lekkie materiały zwisały z sufitu i opadały w dół, tworząc iluzję wielkiego namiotu. Tutaj, w sali wspólnej, próżno było szukać porządnych mebli. Królowały za to wielkie, puchate poduchy, na których wypoczywała zarówno klientela, jak i personel; zarówno osobno, jak i w towarzystwie siebie nawzajem. Drobne stoliki ustawione tu i ówdzie były zapełnione masą owoców i dzbanów. Powietrze wypełniał gwar rozmów, okazjonalny śmiech i, przede wszystkim, słodki zapach perfum.

Uwagę Yngvara zwróciła pewna kobieta. Czarne loki spływały kaskadą na jej ramiona i plecy, a zgrabną figurę zasłaniała wydekoltowana suknia z białego materiału, spięta drobnymi, srebrnymi łańcuszkami w strategicznych miejscach. Jedną rękę miała owiniętą wokół szyi szczupłego, umięśnionego blondyna, a dłoń tej drugiej wolno śledziła wyraźne linie jego mięśni. Niebieskie oczy wbite były w Meintyńczyka, a kąciki szkarłatnych ust były lekko uniesione, zupełnie jakby kobieta obdarzała go uśmiechem. Czarnowłosa podniosła się z poduszki i, splatając swoje palce z palcami blondyna, ruszyła w stronę schodów skrytych za jedną z zasłon. I nim zniknęła z pola widzenia, obdarzyła Yngvara ostatnim spojrzeniem błękitu i niemalże nieuchwytnym ruchem głowy. Zupełnie jakby chciała, by Meintyńczyk dołączył do niej.

* * *

- Poszedł do burdelu. - Oznajmił Urvyn.

On, Adailet i Vonmir spotkali się z powrotem na Błękitnym Placu przed Arsenałem, wedle wcześniejszych ustaleń. Meintyńczyk jednak postanowił najwyraźniej skorzystać z uroków życia i wypiąć cztery litery na towarzyszy. Urvyn ruszył na jego poszukiwania gdy tylko dowiedział się, że Yngvar zniknął i dopiero teraz, gdy najemnik wrócił, mogli podzielić się informacjami.

Vonmir pokazał pozostałej dwójce tą część rejestru, która go zainteresowała i którą pomocny urzędnik na jego prośbę przepisał. Urvyn i Adailet za to znaleźli zajazd, który był w miarę tani i przyjemny. Wedle ich relacji, grupa mogła liczyć na wygodne łóżka i smaczne jedzenie, co po kilkudniowym rejsie plasowało się całkiem wysoko na liście przyjemności.

- Znajdę tego zasrańca i przyprowadzę go. - Odezwał się Urvyn i nie trzeba było pytać, kogo ma na myśli. - Adailet zaprowadzi cię do zajazdu.

I nie czekając na odpowiedź, opuścił Błękitny Plac i zostawił Arsenał w tyle.

* * *

Zajazd rzeczywiście prezentował się przyzwoicie. Jak wszystkie budynki w mieście, zbudowany został z kamienia lub materiału do kamienia podobnego. Gładkie ściany były tego samego koloru, co pustynny piasek, a metalowe okiennice wiły się w skomplikowane wzory. Ciężkie drzwi były otwarte na oścież i zapraszały do środka.

Środka, który wyglądał mniej przyzwoicie aniżeli sam budynek. Nie różnił się prawie niczym od karczemnych izb w Sunverze. Był jednak czystszy i schludniejszy. I wypełniony ostrym zapachem, drażniącym nozdrza.

Izba był pusta, nie licząc dwóch osób. Gospodarza o potężnym brzuszysku i ciemnej skórze, charakterystycznej dla Rozzhkarczyków oraz mężczyzny, siedzącego przy jednym ze stołów, pałaszującego owoce i popijającego jakiś dziwny, ciemny napój. Mężczyzna ten rzucał się w oczy. Był wysoki i niezwykle szczupły; odziany w elegancką tunikę zielonego koloru i długie, przylegające do ciała spodnie. Jasna chusta, leżąca na blacie przed nim, służyła zapewne do zasłaniania twarzy. Jego cera miała niezdrowy odcień, zupełnie jakby rzadko kiedy była wystawiana ku słońcu. Ciemne, krótkie loki odgarnięte były za uszy i jasnozielone oczy obdarzyły ich jedynie przelotnym spojrzeniem.

Okazało się, że Urvyn opłacił już ich pobyt tutaj i Vonmir musiał jedynie wpisać swe imię do księgi gości. Najemnikom przypadły dwa pokoje i musieli się nimi podzielić. Niechlujne podpisy Urvyna i Adaileta przerwane były elegancko skreślonymi podpisami jakiejś pary.

Cytat:
Pokój 3
Urvyn Urvynos

Pokój 4
Sinilin Noisilho
Ensija Viisen

Pokój 5
Adailet Errici
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 17-09-2012, 21:41   #38
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Walka z seksualnym pożądaniem dla każdego przedstawiciela płci męskiej jest nieczęsto niezwykle trudnym zadaniem. Szczególnie dla takiego chłopiska jak Yngvar Biały, który ważył grubo ponad przeciętną. A, fakt że w jego przypadku potrzeby z każdym kilogramem rosły geometrycznie potęgował i tak już sporą żądze stosunku. Chciał rzucić się na którąkolwiek panienek. Tu i teraz. I wziąć ją choćby i siłą. Oblizał obleśnie usta i dalej oglądał obecny na sali „towar”. „Stary, daj spokój, jeszcze pociupciasz, teraz idź za czarownicą albo cholera wie kim” po tych niewypowiedzianych na głos słowach, uderzył się z dwóch stron w głowę otwartymi pięściami. Przyniosło to mizerny skutek. Postąpił dwa kroki w stronę pewnej cycatej blondynki, ale zatrzymał się. Miał jeszcze w sobie resztki siły woli lecz wiedział, że zaraz się wyczerpią doszczętnie. Spróbował czegoś innego. Tej metody nauczył go, pewnego ostro zakrapianego wieczoru, mocno wstawiony karczmarz. Byłoto skutkiem pewnej destruktywnej w skutkach bijatyce, która, a jakże, odbyła się z dużym wkładem górala. Był to sposób na uspokojenie się. Trzeba było zamknąć oczy i policzyć do dziesięciu. Yngvar nigdy nie był dobry w rachunkach, mimo to podjął próbę. Jeden, dwa… ee… trzy… nie!... cztery, pięć czyli tyle ile palców, dobra teraz osie.. A do diabła z tym! Nie ma co się tu uganiać za jakimiś cholernymi babami na schodach, jak one nie wiadomo czy nawet chcom” Otworzył z powrotem oczy i udał się, zadowolony z podjętej decyzji, ku pewnej niezwykle urokliwej dziewce. Gdy już do niej dojdzie miał zamiar zrobić to jak najszybciej, ale szybko skończyć całość już niekoniecznie.
 
Boreiro jest offline  
Stary 18-09-2012, 19:40   #39
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir początkowo skupił swe myśli na wybraniu z kim będzie w pokoju. Padło na Adaileta, bo chciał, by udający się na poszukiwania górala Urvyn, spuścił mu porządną burę także w pokoju. Zresztą, sunveryjczyk sam chętnie by to zrobił, bo zirytowało go to, że w czasie, gdy on wykonuje brudną robotę, inni sobie urządzają ciupcianko. Zwłaszcza, że sam miałby chętkę, a teraz to już na pewno ta opcja odpada. Ale gdy już wpisał się na listę i przeczytał pozostałe podpisy w księdze gości, odezwał się cicho do Adaileta.
- Oho, chyba nie tylko nasz Yngvar postanowił znaleźć sobie kogoś do pary. Chociaż to lekko niepokojące i chyba spać spokojnie nie będziemy mogli... poza tym, niepokoi mnie też ten jakiś Coriag. Nie znam się na tych tytułach, ale kto to może być względem tego zdrajcy, co go ukatrupiliśmy? - Szczerze mówiąc, nie była to najbardziej komfortowa sytuacja dla Vonmira. Gdy przeczytał oba nazwiska połączone ze sobą, pozostało mu tylko mocno przełknąć ślinę. Ale na dalsze plany i tak pewnie trzeba było czekać na powrót Urvyna, będzie wiedział najlepiej, co zrobić. A tymczasem... - Zresztą, dobrze byłoby zamówić po piwku, schować się tu w jakimś kącie i poobserwować tutejszych gości. Może się czegoś dowiemy o naszych przeciwnikach. Chyba lepiej nie ma co wypytywać o nich ludzi, im później się dowiedzą, że tu jesteśmy, tym lepiej dla naszych żyć, a nie wiadomo, gdzie mają wtyki.
 
Zara jest offline  
Stary 22-09-2012, 01:25   #40
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dziewczę, które obrał sobie za cel Yngvar, tylko zachichotało melodyjnie, gdy ten chwycił ją w pasie. Była dość nietypowym okazem urody; przypominała typową mieszkankę Rozzhkaru, jednak jej cera nie była aż tak ciemna. Nie było jej też blisko do Sunveryjek; stanowiła zderzenie egzotyczności południowego kontynentu z pospolitością Voserii. Z przyjemnej dla oka buzi spoglądały na niego ciemnozielone oczy, a czerwone usta rozchylone były w uśmiechu. Dziewczyna była młoda i drobna; niższa od Yngvara niemalże o dwie głowy i szczupłe, jednak nie pozbawiona apetycznych krągłości, zarówno w talii jak i u górnych partiach. Na te ostatnie zwłaszcza był dobry widok; suknia z przezroczystego, niebieskiego materiału była prześwitująca. Dwie dziwki, które znalazły Meintyńczyka na Błękitnym Placu, za nic miały sobie jego zaloty do ich koleżanki po fachu i raz dwa znalazły nowych klientów. Ta stara, burdelmama, doskoczyła za to do Yngvara, węsząc zysk.

- Żmijka, mości panie. - Odezwała się, najwyraźniej przedstawiając dziewczynę macaną przez Yngvara. - Drugiej takiej nie znajdzie. Mieszana jest; matka była stąd, ojciec zza morza. Jedyna taka.

Meintyńczyk wcale nie był w nastroju do poznawania Żmijowej genealogii, będąc bardziej zajętym studiowaniem jej anatomii. Dziewczyna wcale nie pomagała w skoncentrowaniu się; jej zapach był niczym najlepszy narkotyk, wdzierał się w nozdrza i pobudzał wyobraźnię. A jej dłonie, majstrujące teraz przy przodzie Yngvarowych spodni, wcale nie pomagały w walce z pożądaniem.

Nie tracąc czasu, wysupłał z sakiewki złotego szylinga i wsunął burdelmamie w dłonie. Ta, zadowolona, oddaliła się z uśmiechem i zostawiła go w spokoju. Żmijka za to poprowadziła go w górę schodów za kotarą, ku prywatnym pokojom.

Yngvarowi mignęła jeszcze owa para, kruczoczarna i blondyn, w jednym z pomieszczeń, zanim zatrzasnęły się za nim drzwi. Potem nie myślał już o niczym; zapach i ciepło bijące od dziewczyny w połączeniu z widokiem wygodnego łóżka skutecznie odwróciły jego uwagę.

* * *

- Służę panom uprzejmie! - Donośny głos właściciela przybytku huknął gdzieś zza ich pleców. Jak na swoją posturę, poruszał się niczym kot. - Zająć miejsca, panowie kochani, zara podane będzie jedzenie.

Co jak co, ale na pichceniu Rozzhkarczyk się znał. Niebawem przed Adailetem i Vonmirem wylądowały talerze pełne przeróżnego jadła: mięsiwa, warzyw i owoców. Małe kociołki, z których uciekała para i dobywały się aromatyczne zapachy przeróżnych zup. Miski pełne kolorowych proszków; przypraw, na których co bardziej przedsiębiorczy kupcy zbijali fortunę. Dzbany pełne win z przeróżnych stron świata i jedno naczynie wypełnione czarnym napojem o wyrazistym zapachu; syrkho, wymysł Rozzhkarczyków, który podobno ożywiał nawet najbardziej leniwych osobników. Świeżo wypieczony chleb i bułki, chrupały przy każdym kęsie. Różnorodność, bogactwo i widoczny luksus dopełniały sztućce. Nie drewniane, lecz metalowe. Takie, które jeśli zwędzić i spróbować opchnąć u pasera, ładnie uzupełniłyby sakiewkę.

Brakowało jednego: piwa. Na pytanie o złocisty napój, gospodarz prychnął jedynie i oznajmił, że "ni ma, bo to porządny lokal". Ot, najwyraźniej co kraj, to obyczaj.

Adailet, nie bacząc na bądź, co bądź, podejrzaną przymilność grubego właściciela, pałaszował wszystko jak leci. Zapychał się pieczywem, siorbał zupę i duł wino. Spróbował nawet szczypty jednej z przypraw, co zakończyło się dość długim prychaniem, kaszleniem i klęciem na czym świat stoi. Cichy śmiech tego ciemnowłosego sprawił, że Vonmir obrócił się w jego stronę.

W samą porę, bo ten wstał i ruszył w stronę najemników.

* * *

Żmijka na swoje miano zasługiwała całkowicie, Yngvar musiał to przyznać. Nie, żeby była jadowita czy kąsała, co to, to nie. Zwyczajnie wiła się niczym wąż w łóżku; była gibka i potrafiła wyginać się jak nikt inny. Zasługiwała na każdą kwotę, jaką za nią płacono; była dziwką jakich mało. Zmięta pościel, rozrzucone po pokoju poduchy i czerwone pręgi na plecach Yngvara dawały temu świadectwo.

Teraz jednak była cicho, zupełnie jakby krzyki rozkoszy były jedynym językiem jaki znała. Leżała tylko tyłkiem do góry, z dłońmi na podbródku i wpatrywała się w Meintyńczyka, który właśnie doprowadzał się do porządku.

Kusić również potrafiła. Yngvar zaczął rozważać oddanie się przyjemnościom po raz kolejny, kiedy Żmijka przewróciła się na bok, eksponując kształty i zatrzepotała zalotnie rzęsami. Zrobił nawet krok w stronę łóżka. Więcej nie dał rady.

Coś jebnęło, i to porządnie. Zupełnie jakby człowiek wleciał z impetem w ścianę.

Gdy Meintyńczyk wypadł na korytarz i przekroczył próg pokoju, którego drzwi były otwarte na oścież, doszedł do wniosku, że tak właśnie było.

Urvyn zbierał się właśnie z podłogi, klnąc i dobywając miecza, rzucając nienawistne spojrzenia w stronę kobiety. Tej samej kruczoczarnej piękności o niebieskich oczach, którą Yngvar widział na dole, a która teraz stała na drugim końcu pokoju z drwiącym uśmiechem i wpatrywała się w byłego członka Złotych Ostrzy. Podobny uśmiech malował się na twarzy blondyna, towarzysza kobiety, który leżał na łóżku, za nic mając sobie towarzystwo i prezentował się w całej, nagiej okazałości.

* * *

Ciemnowłosy nie miał jednak nieprzyjaznych zamiarów. To jest, nie miał, albo dobrze je ukrywał. Usiadł jedynie na wolnym krześle przy ich stole i obdarzył dwójkę mężczyzn uśmiechem.

- Proszę się częstować. - Zwrócił się do Vonmira i machnął ręką w stronę jedzenia. - W końcu to na mój koszt.

Kiedy odpowiedziało mu milczenie Sunveryjczyka i rozdziawiona gęba Adaileta, westchnął jedynie.

- No tak, nieufność. - Ze swobodą sięgnął po czerwone jabłko i wgryzł się w nie. - Wiem, kim jesteście i po co tutaj przybyliście. Pół świata huczy o śmierci Wielkiego Księcia, o czarownicy i nagrodzie za jej głowę. Zwłaszcza przedstawiciele mojego zawodu są niezwykle tymi wydarzeniami zainteresowani. - Ciemnowłosemu nie umknęło zrozumienie, które przemknęło przez twarz Vonmira. - Sinilin Noisilho, Mistrz Magii oraz przedstawiciel interesów vuokaackich i świątynnych.

Którą świątynię miał na myśli, było wiadome. Skała Życia była miejscem świętym dla Ellyrian i to tam miała swą siedzibę Arcykapłanka Lyvdnaary. Sinilin miał w sobie coś dziwnego. Może była to swoboda, z jaką się zachowywał bądź niezwykła uprzejmość, z jaką się zwracał; owo "coś" niepokoiło najemników.

- Wasz pościg zakończy się fiaskiem. - Oznajmił Noisilho jak gdyby nigdy nic. - Całe to zamieszanie was przerośnie i to prędzej, niż sądzicie. Zbyt wiele stron jest zainteresowanych w tej uciekinierce. Wielki Książę chce jej głowy, by zabezpieczyć swoje prawo do tronu. Rada Magów chce wymierzyć zbrodniarce sprawiedliwość. Zakonnicy chcą tego samego, tyle że ich sprawiedliwość oznacza stos. Należy też rozważyć arystokratów, kupców i najemników, którzy działać mogą dla własnego zysku. Zostawcie to komuś, kto da jej radę.

Jasnym było, kogo Sinilin miał na myśli, wypowiadając to ostatnie zdanie.

- Zostańcie w Rozzhkarze, bądź go opuśćcie. - Zasugerował tonem, który wcale nie przywodził na myśl sugestii. - Ale pościg sobie odpuśćcie. Dla własnego dobra.

Odrzucił ogryzek po jabłku na stół i sięgnął po winogrono, pakując je sobie do ust. Obdarzył milczących najemników lekkim uśmiechem.

* * *

- Zajebię. - Warknął Urvyn, stając na chwiejnych nogach i sięgnął po upuszczone ostrze. - Spierdoliłaś mi wtedy, w Ylcveress, ale teraz ci się nie uda.

- Nadal żywisz do mnie urazę? - Odparła czarnowłosa z uśmiechem, zerkając na Yngvara.

- Zwinęłaś mi złoto sprzed nosa i wrobiłaś w napad.

Urvyn zrobił krok wprzód, zamierzając zaatakować kobietę. Zatrzymał się jednak, kiedy blondyn zerwał się z łóżka i stanął pomiędzy nimi z ostrzem wyglądającym niczym wielki sierp. Jak oręż znalazł się w jego ręku, nie wiadomo, skubaniec był niezwykle szybki. I skuteczny; Urvyn zatrzymał się w pół kroku. Najwyraźniej starcie z mężczyzną, którego męskość dyndała sobie jak gdyby nic, nie należało do czegoś, co chciałby zrobić.

- Cóż, siła wyższa. - Czarnowłosa odparła, wzruszając ramionami. - Zmykaj teraz ze swoim znajomym góralem zanim zrobi się gorąco i bardzo brzydko.

- Nie. - Rzucił krótko Urvyn. - Równie dobrze możesz być tą wiedźmą, której szukamy.

Kobieta nie odpowiedziała na ten zarzut i uśmiechnęła się jedynie, cofając się kawałek. Blondyn machnął zakrzywionym ostrzem, które zaświstało. Ciemne oczy skakały z Urvyna na Yngvara i z powrotem, a napięte mięśnie świadczyły o gotowości chłopaka do walki.

Byłe Złote Ostrze zerknęło na Meintyńczyka, jak gdyby oceniając, czy może liczyć na jego wsparcie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-09-2012 o 23:01.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172