Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2012, 06:00   #96
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz został potraktowany niczym powietrze. Może i burmistrz nie usłuchał jego ostatnich zdań, lecz najemnik nie miał najmniejszej ochoty, klasycznie - nie pierwszy i nie ostatni raz, usilnie błagać o odpowiedź. Tak też więc w niewiedzy, nie wiadome mu było czy Paul oficjalnie najął go do zadania, opuścił jego dom. Co prawda po drodze nadal kończył trunek. To rzecz jasna poskutkowało nieprzyjemnym doznaniem - tuż po opuszczeniu budynku najmita zwymiotował i to niemal pod same drzwi. Zachwiał się, postąpił dwa, góra trzy kroki, po czym powtórzył to co wcześniej. Siły opuściły go na dobre. Winowajcą nie mógł być alkohol, gdyż nie takie ilości przelewały się przez jego gardło. Obwiniać można było jedynie truciznę. O ile rzeczywiście była to trucizna.

- Psia krew - wystękał i oparł się o ścianę oczywiście domu Paula. Czkał na powrót sił. Zaś na powrót poprawy wzroku nie było szans. Plany dotarcia do magazynu również musiały poczekać.

Po krótkiej chwili odpoczynku Alnin poczuł się lepiej, nawet wzrok mu się nieco poprawił, choć to akurat było najpewniej zasługą wypitego alkoholu i efekt minie o poranku. Stojąc przed domem burmistrza widział ogromny - jak na tak małe miasteczko - plac będący rynkiem. Teraz nikt tu nie handlował, gdyż zbliżała się zima, a ostatni kupiec jaki miał zamiar to uczynić teraz już nie żył. Z daleka wyczuwalny był zapach ryb wszystkich rodzajów - świeżych, wędzonych i zgniłych, który o mało co nie sprawił, że Alnin zwrócił kolejną część treści żołądka. Przed sobą miał Świątynię Tysiąca Bóstw - być może będzie tam jakiś kapłan który poradzi coś na jego problemy ze wzrokiem? Nieco dalej były magazyny, o których wspominał burmistrz. Alnin zobaczył, że Ankarian udaje się w tamtym kierunku. (14.09)

Może kapłańska moc mogła zaradzić na jego nową przypadłość (ze wzrokiem)... a może i nie. W każdym bądź razie najmicie bardziej zależało na odwiedzeniu magazynu niźli poprawieniu niedogodności. Próbując ignorować odór ryb, jak i całe otoczenie, minął świątynię i ruszył niepewnie, lecz miarowo i skrzętnie ku magazynom.

Ankarian poczuł się wcześniej zdążył odpocząć, a wizyta w magazynie nie była szczególnie wyczerpująca, postanowił więc się tam udać, żeby sprawdzić, co burmistrz miał na myśli, mówiąc “bardziej egzotyczne przedmioty”. Na miejscu spotkał strażnika, któremu podał hasło i został wpuszczony do środka. W części należącej do burmistrza znajdowało się kilkadziesiąt skrzyń - szybkie przeszukanie ich z pewnością potrwa parę godzin, na dokładne może nie starczyć dnia. W dodatku niektóre ze skrzyń leżą na sobie i są ciężkie, a Ankarian jest osłabiony - znalezienie kogoś do pomocy znacznie przyspieszyło by robotę. (14.09)

Ank westchnął cicho. Tyle tych skrzyń i jak tu trafić na tę odpowiednią. Czas, który miał poświęć na wyzdrowienie, będzie chyba musiał poświęcić na przeszukiwanie magazynu Gdyby wcześniej wiedział, że tak to będzie wyglądało, to dałby sobie spokój i skupił się na odpoczynku.. Teraz jednak juz był na miejscu i nie było sensu zmieniać zdania. Może będzie miał szczęście i znajdzie szybko coś egzotycznego ,a potem będzie mógł odpocząć. Miał taką nadzieję, zaczynając przeglądanie tych skrzyń, których nie musiał nigdzie ruszać, aby zajrzeć do środka.

Ankarian zaczął przeglądać skrzynie. Po chwili dołączył do niego Alnin. Wśród znalezisk były:

- solidne ubrania. Przynajmniej część. Właściwie to bardzo mała część była solidna - leżały tu już trochę - ale spokojnie można było wybrać porządne ciuchy. Biorąc pod uwagę to, jak zimno zrobiło się odkąd przeszliście na północną stronę gór, z pewnością się przydadzą.

- rozmaite podróżne przedmioty, od plecaków, lekkich garnków i cynowych kubków po oporządzenie dla konia. Tak jak wyżej - większość ma lata świetności za sobą ale znajdą się porządne przedmioty.

- z broni znaleźliście:

- sześć włóczni (cóż, po tym, jak widzieliście fororaki w obozie goblinów jesteście pewni, że włócznią zdziałacie przeciw nim więcej niż mieczem...)

- jeden krótki i jeden długi miecz nie najlepszej jakości.

- kilkanaście zwykłych noży (bardziej nadających się do survivalu w warunkach północy niż walki)

- dwa krótkie łuki i trochę strzał

- jedna kusza i trochę bełtów

- z pancerzy znaleźliście:

- sześć średnich, okrągłych drewnianych tarcz

- jedna pawęża

- trzy przeszywanice, ale raczej nie będą pasować.

- kilka elementów zbroi o regulowanych wymiarach, wśród nich:

- dwie pary ćwiekowanych karwaszy

- półhełm z kolczą osłoną karku

- jeden napierśnik z metalowych pasów

- para płytowych osłon na nogi.

- jeżeli idzie o to, co moglibyście nazwać egzotycznymi przedmitami:

- wciśnięty głęboko bat o długości około pięciu metrów, na końcowym, metrowym odcinku odznaczający się zadziorami, zakończony hakami. Prawdopodobnie został zarekwirowany przez burmistrza jednemu z handlarzy i ukryty. Baaaardzo nieprzyjemna broń, w dodatku dająca dużą przewagę odległości nad lekko opancerzonymi przeciwnikami.

- cztery niezidentyfikowane fiolki z płynami. Jedna jest niewielka a płyn w środku ma bardzo nienaturalny kolor. Pozostałe trzy bardziej przypominają małe buteleczki, mają w środku około dwieście mililitrów ciemnoczarnego płynu.

- 4 metalowe kubki wypełnione jakąś masą z dołączonym lontem (14.09)

Wpadł jak dzik w żołędzie! Pośpiesznie rozejrzał się kompletnie ignorując zabójcę i przystąpił do szabrowania. Zrazu pochwycił cztery fiolki z nieznanymi substancjami. Cokolwiek to było, kwasy, mikstury lecznicze czy płyny na porost włosów, mogły mieć sporą wartość. W biegu upchał butelki w ciasne, wewnętrzne kieszenie kurtki. Następnie, niemal rzucił się na kuszę, w pędzie ledwie zgarniając bełty. Będąc obciążonym tym całym ekwipunkiem, pośpieszył po kolejną rzecz - dziwny bat z hakami, przypominający lamię. Był gotów bić się z Ankarianem o ową broń jeśli zaszła by taka potrzeba.

Pierwszym, co zainteresowało Ankariana były te fiolki z dziwnymi substancjami. Mogła to być trucizna, która się kiedyś przyda. Jednak Alnin rzucił się do nich, niczym wygłodniałe zwierzę do jedzenia. W innej sytuacji kłóciłby się o nie, ale nie miał teraz na to najmniejszej ochoty. Zabrał bat, wiedząc, że najemnik w tym tempie zabierze wszystko, co znajdowało się w magazynie. Właśnie wtedy zobaczył, że Alnin chyba właśnie miał zamiar zabrać bat.

- Nawet nie próbuj - odsunął się z batem w ręku. - Chyba, że mam to wypróbować na tobie. - cofając się, schował jeszcze do kieszeni płaszcza dwa z tych dziwnych metalowych kubków.

Odskoczył jak rażony prądem, choć nigdy nie doznał uszczerbku z jego strony. Wyprostował się, zamrugał.

- Cwanyś - rozejrzał się powoli, teraz nie było sensu śpieszyć się - oddasz mi to albo... - wolno przemieścił się ograniczając odległość między rywalem. Wziął do ręki dwa pozostałe, metalowe kubki. Miały lont, więc nawet dziecko wiedziało by jak to wykorzystać. Jeden z przedmiotów wsadził do zewnętrznej kieszeni, po czym wolną ręką dobył będące w jednej kieszeni krzesiwo i hubkę. Kubek z lontem postawił na jednej ze skrzyń na odległość wyciągnięcia ręki. Uśmiechnął się zadowolony. - Albo wiesz doskonale co. - Dokończył przez zęby.

- Naprawdę jesteś szalony - powiedział Ankarian i westchnął cicho. - Zrób to. Zobaczymy, kto wyrwie się z ramion śmierci - tutaj zakaszlał, co w ogóle nie pasowało do sytuacji. - Najpierw jednak sprawdzimy, kto jest szybszy - kontynuował i czekał na to, co zrobi Alnin.

- Zaś ty głupcem - pokiwał głową - gdyż ze mną zadzierasz. - Powoli, by nie kusić losu, a tym bardziej zabójcy, zgiął się po mały zabłąkany w magazynie kamyk. Po tej czynności nieco zakręciło mu się w głowie - w końcu wchłoną nie mało alkoholu. Na dodatek trucizna nadal krążyła w jego żyłach. Złapawszy równowagę uśmiechnął się ponownie. Zważył w dłoniach krzesiwo i kamyk. - Pewne jest, iż nie ty - prychnął jednocześnie odpowiadając na to kto wyrwie się śmierci i kto jest szybszy. - Sprawdzimy... czy oby to, co skryłeś w płaszczu nadal jest w stanie spełnić swą powinność? - Przygotował się do planowanego wcześniej ruchu.

Ank poprawił kapelusz i spojrzał na Alnina. On naprawdę był szaleńcem. Jednak to nie miało teraz znaczenia. Szaleniec, czy nie, trzeba go było powstrzymać.

- Obaj wiemy, jak to się skończy. A podejrzewam, że wolisz stąd wyjść cały - poczekał przez chwile na odpowiedź. W sumie nie obchodziła go ona zbytnio. Domyślał się, jak mogła brzmieć. Wziął głęboki oddech. Zacisnął mocno dłoń na przedmiocie, który stał się powodem tej całej sytuacji. Wziął zamach, chcąc uderzyć metalową częścią bata w dłoń Alnina. Nie miał zamiaru brać udziału w długiej potyczce, więc chciał to zakończyć szybko. Wystarczyło tylko unieszkodliwić najemnika.

Spodziewał się takiego przebiegu sytuacji. Spodziewał się i wiedział. Wiedział, iż owa broń w rękach niedoświadczonego człeka nie dosięgła by nawet stojącego w miejscu pijaka, nie wspominając już o pijaku rzucającym się jak długi za skrzynie. Najmita próbował zgarnąć w locie metalowy kubek by zapalić lot będąc już ukrytym.

Ankarian spotkał się z taką bronią podczas szkolenia, ale była ona uważana za na tyle niepopularną, że poza krótkim omówieniem nie uczono korzystania z niej. W dodatku było to kilka lat temu. Mimo to, udało mu się trafić przeciwnika dokładnie tam, gdzie zamierzał, choć widać w tym było łut szczęścia.

Wierzchnia część rękawicy została rozerwana w trzech miejscach. Obrażenia nie były zbyt duże - trzy symetryczne rozcięcia - za to powodowały mnóstwo bólu. Dłoń została jedynie smagnięta, a żeby wykorzystać w pełni moc bata, trzeba by najpierw wbić haki w głęboko w ciało przeciwnika, następnie wyszarpnąć je kolejnym ruchem.

Alnin schował się za skrzynie, ale nie był w stanie podpalić lontu trzęsącymi się rękoma. Skrzesał co prawda parę iskier, ale lont był zbyt mały, żeby je wyłapać.

Ankarian przełożył bat do lewej ręki i sięgnął po jeden z noży do rzucania.

- Wyłaź - warknął. Czekał na jakiś ruch. Zamierzał rzucić nożem, gdy Alnin spróbuje rzucić kubkiem. Jeśli oczywiście spróbuje to zrobić. Może udany atak poskutkował i najmicie odechce się walczyć o bat. Miał taką nadzieję, bo chciał już stąd po prostu pójść.

Raz po raz próbował wykrzesać coś większego niźli nikłe iskry. Zmieniał nawet krzesiwo z jednej do drugiej ręki. W między czasie dręczyło go jedno pytanie - po co to wszystko?

- Przeklęty złom! - Westchnął i zastanowił się, a po chwili rzucił, rzecz jasna nie przerywając wcześniejszej czynności(zapalenia lotu): - Jaką mam pewność, że mnie nie smagniesz owym batem?

- Musi ci wystarczyć moje słowo. Jeśli nie będę musiał, nie użyję batu - odpowiedział z godnie z prawdą. W końcu miał w dłoni nóż, który w jego rękach powinien być skuteczniejszy. Oczywiście nawet noża nie zamierzał używać, jeśli Alnin go do tego nie zmusi swoim zachowaniem.

W końcu nie wytrzymał, nerwy puściły. Cisnął o ziemie z całej siły krzesiwem jak i całą resztą, rzecz jasna nie metalowym kubkiem - to było by już czystą głupotą. Zastanowił się chwilę i wstał. Powoli.

- Zraniłeś mnie plugawy zabójco - zamrugał - obaczymy czyż taki cwany będziesz przed obliczem burmistrza. Pojmujesz? Wniosę oskarżenie - zaśmiał się - a oto dowód! - ukazał zranioną dłoń. W międzyczasie kubek schował do kieszeni. Nie ruszał się, czekał na odpowiedź Ankariana.

Ank zaśmiał się cicho. Podrzucił nóż i go złapał.

- Jak myślisz, komu uwierzy burmistrz? To ty powiedziałeś, że Północ cię nie obchodzi? I chyba ja zgodziłem się wykonać jego zadanie. Zresztą, co on może mi zrobić? - znowu się zaśmiał.

Zabójca miał częściowo racje, Alnin choć nie chciał musiał to przyznać. Został zablokowany w każdej sytuacji. Cóż, los tego dnia nie sprzyja upojonym furiantom. Czy kiedykolwiek sprzyjał?

Pokiwał głową, po czym ruszył powoli. Jak gdyby niby do swojej kolekcji pożyczonego ekwipunku dołączył włóczni, trochę noży, które ledwie upchał w pełne już kieszenie oraz futrzane, grube coś na pozór przypominające płaszcz. Zgarnął również plecak na rzemieniu, który chwycił pod pachę.

Nim jednak opuścił magazyn postanowił ulżyć sobie emocjonalnie jak i fizycznie. Jedna butelka w tą czy we wte nie robiła mu już różnicy. Dobył ją. Była to ta, którą jeszcze nabył w Littlewall.

- A nich cie szlag parszywcu! - Poprawiwszy kuszę na plecach cisnął flakonikiem w zabójcę nie dbając o konsekwencje.

Co prawda Alnin swoim złożeniem broni uśpił nieco czujność Ankariana, to nie udało mu się odpowiednio tego wykorzystać. Zapewne był to efekt wypitego alkoholu - butla z wodą roztrzaskała się tuż obok głowy Ankariana na jednej ze skrzyń. Chociaż patrząc z drugiej strony, taki obrót sprawy mógł być dla Alnina wręcz korzystny - mógł udawać, że właśnie w ten sposób celował od samego początku. Z jednej strony - nie doszło do ataku, z drugiej - groźba pozostawała groźbą...

Ank zacisnął pięści. Gdyby nie zmęczenie, nie próbowałby się powstrzymywać. Jednak w takim stanie nie było sensu stawać do walki, której można było uniknąć.

- Uważaj, co czynisz. Następnym razem mogę nie stać biernie - wycedził przez zaciśnięte zęby. Ignorują juzż całkowicie obecność Alnina, poszedł jeszcze poszukać jakichś ciepłych ubrań. Jeśli najmita nie zabrał jeszcze wszystkiego.
 
Issander jest offline