Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2012, 17:59   #35
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa pościgowa.

Czarnoskóry, Faust jak i Madred ruszyli śladem bandytów, a dokładniej mówiąc ruszyli w stronę którą wskazał blondyn w czerwonej koszuli, bowiem żaden z trzech mężczyzn zbytnio na tropieniu się nie znał. Mieli tyle szczęścia, że podążali za dość liczną grupą, która ponadto niezbyt dbała o to by nie zostawiać po sobie śladów. Trójka poszukiwaczy przygód parła więc naprzód śladem podeptanych roślin i połamanych gałęzi, zaś wielki murzyn który szedł na czele, coraz bardziej się nakręcał wizją nadchodzącej bitki.
Bandyci mieli jednak spora przewagę czasu nad pościgiem, tak więc leśna podróż zajęła grupce dobre półgodziny. Madred ponadto musiał stwierdzić ze woli pustynne krajobrazy od tych leśnych, co krok coś wbijało mu się w płaszcz, pajęczyny wpadały we włosy, często też potykał się o korzenie.
W końcu mężczyźni dotarli na skraj lasu, przed nimi zaś rozciągała się duża polana, widać iż poszerzana przy pomocy pracy ludzkiej. Nawet teraz kilku ubranych w typowo bandyckie łachy mężczyzn rąbało drewno, rozmawiając przy tym wesoło jak i popijając ze wspólnej butli, na oko było ich z czterech, tak więc przeciwnik był z nich żaden.
Gorzej jednak przestawiała się wizja ratunku dziecka staruszka, bowiem na polanie nie rozbito typowego obozu, którego można by się spodziewać po bandyckiej grupie. Zamiast namiotów i kilku ognisk znajdowała się tu prawdziwa drewniana twierdza.



Otoczona palisadą jak i fosą, z dwoma wieżami przy głównej bramie, i po jednej na każdym rogu budowli, obsadzonymi przez kuszników, którzy groźnie łypali na granice lasu. Zwodzony most aktualnie był opuszczony, zapewne by rąbiący drewno rabusie mogli szybko wrócić z drzewem na opał dla swej zgrai. Przez otwarte wrota, widać było kilkanaście sporych namiotów, oraz liczne miejsca po wypalonych ogniskach, po obozie zaś kręciła się naprawdę duża liczba bandytów. Pięćdziesięciu, a może stu? Trudno było to określić czając się w krzakach i obserwując jedynie drobną część obozu widzianą przez otwartą bramę.
Madred zaś dzięki swym specjalnym googlą które niczym luneta pozwalały mu dokładniej obserwować dalekie obiekty, zdołał odkryć ,iż za jednym z namiotów znajdowała się potężna klatka, w której siedziało kilku ludzi. Zapewne było takich cel więcej, jednak pozycja nie pozwoliła wynalazcy grupce na dojrzenie ich. Czyżby więc rabusie dorabiali sobie na sprzedaży niewolników?
Sprawa nie przedstawiała się kolorowo, wymagała planu jeżeli trójka poszukiwaczy zwady chciała dostać się w jakiś bezpieczny sposób do środka nie alarmując przy tym całej rzeszy uzbrojonych rzezimieszków. Chociaż murzyn widział w tym pewne wyzwanie- czy nie pokazałaby jaki to silny z niego bohater gdyby sam wbiegł w taką paszczę lwa?

Fateus

Phantasmagorius miał pecha, i to prawdziwego kurewskiego pecha! Dwa dni temu zmierzał do królewskiego zamku by zaproponować swą pomoc w zwalczaniu plagi szaleństwa, ale oczywiście musiał trafić na tych przeklętych bandytów. Oczywiście zwykła grupka chcąca myta za przejście traktem nie była by wielkim wyzwaniem, ale Ci najwyraźniej nie trudnili się w grabieży dób materialnych, a handlu żywym towarem. Kiedy kilku zatrzymało go na drodze pod przykrywką opłaty za przejazd, z krzaków jakiś sukinsyn wystrzelił tępym bełtem i skutecznie ogłuszył Fateusa. Gdy ten odzyskał przytomność, siedział tu gdzie teraz- w klatce w środku drewnianej fortecy bandytów. Pozbawiony ekwipunku, a nawet swego ukochanego kapelusza, związany i zamknięty z jakimiś trzema innymi mężczyznami. Chociaż sądząc po ich sposobie mówienie oraz istotnych brakach w uzębieniu, byli prostymi chłopami, nie zaś tak jak on poszukiwaczami przygód.
Ucieczka była możliwa, jednak byłaby bardzo ryzykowna, po obozie kręciła się bowiem ponad setka bandytów, a jedyne wyjście było obstawione przez kuszników stacjonujących na wieżyczkach. No i dochodziła jeszcze kwestia dowódcy całej tej bandy, wielkiego zakapiora którego tytułowali „Blizna”


Był to mierzący niemal dwa metry człek o potężnych barkach i bliźnie przecinającej lewe oko. Był bardzo nieokrzesany, aczkolwiek dowodzić tą bandą jakoś umiał. Teraz znając życie siedział w swoim wielkim namiocie i żłopał piwsko, lub rżnął się z jakąś dziewką.
Tak jednym plusem tych okolic był widok ubranych jedynie w kuse majtki kobiet które usługiwały bandytą. Były to zwykłe wynajęte i dobrze opłacane ladacznice, ale przynajmniej można było sobie umilić czas oglądaniem ich krągłości.
Fateus usłyszał jednak plotki, że niebawem ma zjawić się kupiec, tak więc jeżeli chciał uciec przed sprzedażą jeszcze gorszemu typowi musiał szybko coś wymyślić.

Grupa na trakcie.

Hana pędziła przed siebie na swym rumaku, wczepiona w jego grzywę, zła i milcząca niczym burza która tylko czeka by uderzyć gromem. Faust uraził jej dumę i to do głębi, była wściekła na blondyna, a ponadto czuła się pokonana, nie tyle co fizycznie a psychicznie, przez zagrywki czwartego z Faustów.
A dla czego by tak się nie zemścić, nie zetrzeć mu tego uśmieszku z gęby? Przecież to takie proste, poczekać, aż zaśnie, okaleczyć, zabić…- dziewczyna aż musiała potrząsnąć głową by odgonić te myśli. Co się z nią działo, rozważała coś takiego za zwykłą obrazę? Musiała panować nad myślami nie dopuszczać do siebie takiego mroku.
Hana zwalniała z każda sekundą, po chwili jej rumak leniwie przestawiał nogę za nogą czekając aż reszta dogoni sfrustrowaną dziewczynę. Tak też się stało, reszta drużyny w końcu dopadła Hany, z jej obserwacji wynikło że z Faustem poszedł murzyn jak i technokrata. Ponadto brakowało wróżki która im towarzyszyła, lecz jej nieobecność szybko wytłumaczył białowłosy chłopak z bandażem na jednym oku.
- Pozytywka odłączyła się i zniknęła w lesie, chwile po tym jak Gort i reszta ruszyli w pogoń za bandytami. Chyba też postanowiła pomóc. – cóż był to jej wolny wybór.

John odkrył że jego połączenie telepatyczne z Madredem jest dziwnie niestabilnie, próba przekazywania słów odbywała się z opóźnieniem, oraz nie wszystko dało się zrozumieć. Niczym rozmowa przez komórkę, która ledwo łapie zasięg, najwidoczniej mężczyzna miał rację ostrzegając przed magicznymi zakłóceniami.

Grupa szła przed siebie traktem, według zakupionej przez Shibe mapy, mieli niedługo dotrzeć do rozdroża. Jedna z dróg (ufając mapie) zaprowadzić ich mogła do miasteczka o uroczej nazwie „Cicha Mgła” gdzie mogli by uzupełnić zapasy czy zakupić konie, jednak nadłożyli by dwa dni drogi do Witlover. Inna ścieżka prowadzić miała bezpośrednio do miasta będącego ich celem, trzecia zaś była pewnego rodzaju skrótem. Była to droga oznaczona jako stary nie używany szlak, a to z powodu iż przechodziła obok „Ciemnej wody”. Miejsce to jeżeli wierzyć legendą było kiedyś zwykłym jeziorem, pewnego dnia jednak, cała woda stała się czarna, a ludzie zaczęli znikać w tamtych okolicach. Tak więc zamkniętą tamten trakt mimo iż był najkrótszym prowadzącym do miasta technologii.

Nim jeszcze drużyna dotarła do rozdroży czekała ich niemiła niespodzianka, ścieżkę przed nimi bowiem zastąpiła prowizoryczna barykada, widać że wykonano ją niedawno, zrobiona była z paru wozów jak i wbitych pospiesznie pali, które miały robić za prowizoryczną palisadę.Zatą bariera było kilka metrów przestrzeni i kolejna bliźniaczo podobna, na wypadek gdyby ktoś nadchodził od strony Cichej mgły czy też Witlover. Za tą drewnianą barierą kryło się kilku bandytów uzbrojonych w kuszę, którzy teraz celowali w grupkę. Na ścieżce oparty o wozy stał natomiast chłopak, grzebiący nożem pod brudnymi paznokciami. Na widok drużyny jego pokryta kilkudniowym zarostem gębą, wykrzywiła się w paskudnym uśmiechu ukazującym brak kilku zębów.
- Trzeba od dziś płacić za przejazd. Rozkazy Blizny lalusie. –rzucił do was rozsiewając przy tym sporo śliny po okolicy. – Wyglądacie na kasiastych więc, to będzie po dwiście złocisz czy od głowy. –zarechotał jeszcze i dłonią zmierzwił brudne czarne włosy. –No i nie radzę robić tych no… kłopotów! Urgh tego nie lubi! – mówiąc to wskazał między drzewa, z których na ten gest wychylił się…


…olbrzym! Pokryty tatuażami, gruby humanoid o paskudnej gębie rozsiewający jeszcze gorszy zapach. Był wielki na ponad sześć metrów, a uzbrojony w młode drzewko wyrwane z korzeniami. Spojrzał na was świńskimi oczkami i ryknął coś niezrozumiale, po czym grubymi paluchami wepchnął sobie do ust pokaźny kawał mięsa, który leżał obok na ziemi.
Tak więc wszyscy musieli zdecydować czy warto płacić bandzie rzezimieszków… a dokładniej prawie wszyscy bowiem John ku swej uciesze usłyszał przyciszoną rozmowę dwóch kuszników.
- Kojarzysz tego gościa z teczką?
- Noo to chyba kuzyn Boba.
- A nie brat szefa?
- Nie wiem ale od niego lepiej kasy nie brać, to pewnie naganiacz.

Czasem opłaca się być przykładnie zwyczajnym.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline