Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2012, 23:21   #226
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Bitwa

Wynik bitwy był już przesądzony. Stało się tak, już w chwili, kiedy załamała się goblińska formacja, spalona żywcem, przez gorejącą ścianę płomieni. Sama walka jednak nadal trwała a bilans trupów nie był jeszcze zakończony.

Bruno, Leo, Gottri i Lothar dożynali resztki goblińskiej watahy. Pokurczy wciąż było całkiem sporo, ale były rozproszone i co ważniejsze, złamane przebiegiem bitwy. Mordownie ich było już czystym aktem zemsty, o którym mówił wieśniakom Vogel. Sami chłopi oddawali się mu zresztą z lubością. Dźgali, cięli i rozrywali gobliny na strzępy. Żaden nie uciekł spod ich ostrza czy strzałom nielicznych strzelców zastawionych na palisadzie. Nie dla wszystkich było to jednak koniec potyczki.

Vogel, Gislan

Dopadli do wozu prawie jednocześnie, ale pogląd, co do kierunku jazdy mieli zgoła odmienny.

- Co robisz głupcze! -
- Wynocha! -

Obaj jednocześnie chwycili za lejce i poczęli szarpać, każdy w swoją stronę. Vogel był jednak tylko człowiekiem a Gislan pochodził z twardej i silnej starej rasy. W dodatku brodacza ogarniał coraz większy, dziki szał. Ku rozpaczy najemnika, krasnolud z łatwością wyrwał mu lejce a kompani, których po drodze nawoływał Vogel, za nic mieli sobie jego komendy. Gislan popędził muły prosto w ścianę płomieni, nie zważając na krzyki z przymusu siedzącego obok człowieka. Przerażone zwierzęta o dziwo usłuchały szalonego khazada i popędziły prosto w ogień!

Na moment wszystkich - zwierzęta, krasnoluda, człowieka i sam wóz ogarnęły w płomienie. Gislan charknął niezrozumiale, muły ryczały a Vogel krzyczał. Darł się na całe gardło, widząc jak ogień ogarnia najpierw jego ubranie, potem wóz a na samym końcu liże beczki i bańki z naftą. Gislan wył jak wilk podpędzając podskakujący na wybojach wóz a Vogel darł się jak opętany, starając się przejść na pakę i wyrzucić z pędzącego pojazdu kojenie tlące się pojemniki.
- AAAUUUUUUU!!! -
- KURWA!!! -

Jedna beczka spadła z wozu, przeturlała się kawałek i

BBBUUUUUMMMM!!!

Drugą Vogel skopał nogą, samemu boleśnie przewracając się na plecy. Banka odbiła się od jakiegoś kamienia i…

BBBUUUUUMMMM!!!

Vogel padł na deski, a pęd rzucił go ku brzegowi pojazdu. Razem z nim turlała się ostania dobrze już płonąca beczka. Wypadli za burtę jednocześnie.

- Argh! -

Warknął najemnik, czując jak ostry kamień wbija mu się w zadek. Obok upadła baczka, wesoło krzesząc iskry. Vogel nie tracił czasu na przekleństwa, zrywając się do biegu i…

BBBUUUUUMMMM!!!

Eksplozja cisnęła nim jak szmacianą lalką. Przeleciał w powietrzu kilka metrów i rąbnął o ziemie. Przed oczami tańczyły mu mroczki, ale instynkt najemnika kazał mu się natychmiast podnieść.

- Aaaa! -

Ostrze topora zacięło go boleśnie w bok. Gdyby nie jego instynkt nie miałby już głowy! Z przerażeniem macał po ziemi za upuszczoną w czasie upadku bronią, ale nigdzie jej nie było. Goblin tym czasem uniósł wielkie toporzysko do kolejnego ciosu i… Pierzasta strzała weszła mu gładko miedzy oczy, wychodząc z drugiej strony. Wzniesione w górę wielkie ostrze, upadło mu na łeb, masakrując swojego niedawnego właściciela. Gdzieś dalej Moperiol uśmiechnął się pod nosem, naciągając na cięciwę kolejną strzałę…

Elise, Felix

Ochotniczka ciągnęła za lejce najsilniej jak potrafiła, jednoczenie zaciągając hamulec. W końcu spanikowane zwierzęta usłuchały, ale zatrzymanie było tak gwałtowne, że dziewczyna wpadła prosto miedzy obywa muły a Felix poleciał w trawę dobry kawał od wozu. Obydwoje jednak szybko powstali na nogi, gotowi do walki. Wyjścia nie mieli, wilczy jeźdźcy już nadciągali.

Czterech zielonych od raz zaatakowało wóz, jeden natarł z opuszczoną włócznią na Felixa. Łowca strzelił z bata, plątając wilkowi nogi w biegu i obalając zamierzającego się na niego włócznią goblina na ziemie. Coś chrupało, wilk zawył z bólu i na tym skończył się jego udział w walce. Jeździec przeturlał się gładko pod nogi łowcy, ale był już rozbrojonym. W akcie rozpaczy ugryzł człowieka boleśnie w kostkę. Felix syknął z bólu, ale poczęstował zielonego kopniakiem i chlasnął mieczem na odlew, rozłupując czaszkę. Zostało czterech.

Elise przeczołgała się pomiędzy nogami mułów i stanęła obok klatki z mieczem w dłoni. Pędziło na nią cztery wyjące bestie. No i wilki.

Atak był gwałtowny jak sztormowe fale. Wilki niemal wpadały na klatkę, wyjąc i szarpiąc, chcąc dopaść krzyczącą w środku dziewczynę. Ochotniczka nie miała najmniejszych szans ich powstrzymać. Mimo to natarła na pierwszego, atakując mieczem łeb zwierzęcia. Uderzanie nie wyszło czysto, ale wilk zawył i odstąpił od klatki zostawiając krwawy ślad na trawie. Na swoje nieszczęście, blond wojowniczka straciła na chwile z oczu jeźdźca, który błyskawicznie wbił jej włócznię w pierś, powodując okrzyk ból. Dziewczyna splunęła krwią prosto w zielony ryj napastnika i wbiła mu miecz w rozwarta paszczę po sam jelec. Goblin upadł, ale ostrze zostało w jego czaszce. Ciągnęła z całych sił, ale nie mogła uwolnić klingi z zielonego truchła…

Bruno kładł właśnie trupem drugiego przeciwnika, kiedy odwrócił się w kierunku uciekającego wozu, zwabiony krzykami Elise. Akurat na czas, aby przez szalejące płomienie zobaczyć jak drugi z goblinów wbija jej ostrze włóczni w bok a Elise pada na ziemie, zalana falą wrogów. Sprawdzało się właśnie powiedzenie, że bitwa to nie miejsce dla kobiet…

Felix widząc oblegany wóz, popędził w jego kierunku. Znów strzelił z bicza i owiną go wokół goblińskiej szyi. Zielony spadł z wilka, wijąc się na ziemi, ale złapał za bicz i pociągnął z całych sił a jak się okazało miał ich nie mało. Łowca nie spodziewał się takiej siły po w końcu było nie było goblinie. Szarpnięty z wielką mocą, poleciał do przodu a zielony wojownik tylko na to czekał. Drzewce włóczni przebiło pancerz i zgłębiło się w bebechach łowcy nagród i wyszło z drugiej strony. Felix spoglądał na wystające mu z brzucha drzewce, jakby zobaczył tańczącego trolla, ale po chwili przestał się dziwić. Drugie przebiło mu plecy i wyszło przez pierś, dziurawiąc jak sito. Zmasakrowane ciało Alana upadło pod koła wozu, brocząc juchą jak zarzynane prosie.

Z obrońców wozu, nie pozostał nikt. Dziewczyna została sama, zdana na łaskę zielonych.

Sama? Wyjący jak wilk, humanoidalny kształt wpadł w kotłownie walczących, jak krasnoludzki granat rzucony w tłum. Gislan wył i toczył pianę z ust, rozdając razy na prawo i lewo. Miecz, kastet, puklerz, czy nawet gołe pięści, wszystko było dobrym narzędziem do zabijania. Gobliny zostały zmasakrowane w mgnieniu oka. Khazad był w tym momencie jak sam Ulryk mordując z szałem na ustach, w przerażającym tempie. Dokoła fruwały tylko rozczłonkowane zielone cielska, krew i wnętrzności. Zostały tylko wilki.

Cztery basiory otoczyły kranoluda, szczerząc kły. Gislan spoglądał na nie przekrwionymi oczyma, warcząc tak samo jak one, tak samo jak one tocząc pianę. Umysł przysłoniła mu czerwona mgła. Chciał tylko mordować. Zbijać i poczuć smak ciepłej juchy w ustach.

Krzyk. Przeraźliwy krzyk, dobiegający z wnętrza klatki, poniósł się po całym polu bitwy. Na chwilę przystanęli wszyscy, odwracając się w tamtą stronę. Wilki zawyły, jakby zaczęto je przypalać żywym ogniem i z podkulonymi ogonami rozbiegły się we wszystkie strony, byle dalej do źródła dźwięku. Gislan również zawył z bólu i złapał się za głowę. Zrobił kilka chwiejnych kroków i baz przytomności upadł na ziemie, obok dogorywających Elisy i Felixa.

Bitwa była skończona. Bilans trupów zamknięto. Na razie.

Wszyscy na polu bitwy

Walka dobiegła końca. Przyszła ta chwila, znana nielicznym, prawdziwym weteranom Starego Świata, kiedy to po zgiełku walki nastaje cisza. Zupełna cisza. Za chwile zaczną rzęzić umierający, ranni błagać pomocy, ocaleli z jatki nawoływać się nawzajem, ustając, kto w końcu wygrał (oprócz wron i kruków, bo one wygrywały zawsze). Teraz był jednak ten moment, kiedy można było nacieszyć się cisza po burzy. Minął szybko.

- Ty, „Wielki Wodzu”. - do gramolącego się z ziemi Vogla, podszedł ogromny kowal, ścierając krew z topora. - Jestem Ulf, przewodzę ludziom z wioski. Możecie opatrzyć swoich rannych we wsi i pochować zabitych. W końcu walczyliście z zielonymi. Jak wróci matka z waszym druhami, o ile wróci, poproszę ją, aby uleczyła wasze ranny. Zgodzi się, w końcu to kapłanka Pani Miłosierdzia.

- A potem się wynoście. -



Agape i Luffy proszenie o niepostowanie. Przynajmniej na razie. Więcej info w komentarzach.
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 22-09-2012 o 23:40. Powód: to co zwykle.
malahaj jest offline