Viv i ja To było ważniejsze niż cokolwiek, w tamtej chwili. Dzierżąc kawał drewna, nogę od krzesła ruszył w kierunku Noltana wrzeszcząc.
- To nic nie da , słyszysz!? Trzeba zabić ich oboje, słyszysz? - co z tego, że brzmiało to niedorzecznie, dla niego była to najświętsza prawda. W oczach obłęd, ale jak ma się zachowywać człowiek który biegnie rozbić czaszkę innego człowieka, jak ma się zachowywać morderca?
- Musisz ją zabić teraz!! Zostaw go mnie. - To był odruch. Może wywołany opowieściami o kluczu nasyconym cierpieniem i tymi wszystkimi podłościami, a może nie potrafił inaczej, musiał zaryzykować dla kogoś kto ryzykował życie dla niego. Nie chciał zostawiać jankesa i może zyska trochę czasu dla Sakamae.
Pierwsza myśl “to nie ma prawa się dziać” została szybko przegnana przez bardziej pragmatyczne “tu wszystko może się zdarzyć”. Sakamae z przerażeniem obserwowała morderczą skuteczność żołnierza. Nie pierwszy raz widziała zadawanie śmierci, jednak za każdym razem czuła, jak lodowate palce strachu prześlizgują się wzdłuż kręgosłupa. Boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że równie dobrze zza rogu może wyjść jakiś Japończyk i równie bezbłędnie pozbawić życia zarówno ją, jak i jej towarzyszy... Krzyk przegnał wszelkie myśli. Zadziwiające było to, że zaraz po nim nastąpiło wyjaśnienie - najwyraźniej jednak nie zostali pozostawieni sami sobie. Spojrzała na Ronalda, ale ten już biegł w kierunku amerykańskiego żołnierza.
Nie wypuszczając z ręki dodającego otuchy przedmiotu wyszła na korytarz, nie mogąc oderwać wzroku od tego, w co zamienił się Kyou. Skręciła jednak w stronę już otwartych drzwi do laboratorium. Tam, skąd dobiegał naglący zew.
__________________ Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Ostatnio edytowane przez Hesus : 23-09-2012 o 11:18.
|