Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2012, 19:58   #373
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ CZWARTY:

MILION UMIŁOWANYCH I MILION ZAPOMNIANYCH





Harikawa, Summers

Drogę za nimi znaczył ogień. I znaczył wybuch. Potężna eksplozja amunicji od ciśniętego wprawną ręką granatu wstrząsnęła dzwonem bunkra, wstrząsnęła plażą pod ich stopami. Z otworów rzygnęły płomienie a po nich dym. Czarny i tłusty dym.

Ale Suumers i Harikawa byli już w bezpiecznej odległości. Coraz bliżej plaży, na której, niczym śnięte morskie olbrzymy, rdzewiały i gniły wraki okrętów.
Czuli już ich zapach. Charakterystyczny smród rdzy i butwiejącego drewna. Zapach soli i wodorostów. Oraz jeszcze jeden. Dominujący zapach gnijących ryb. Rozkładających się – jak zobaczyli – na płyciznach pomiędzy wrakami.
Okręty tworzyły prawdziwą „małpią ścieżkę”. Labirynt połączonych ze sobą pokładów, masztów oraz innych części. Droga przez wraki mogła być dość trudna, ale dwóm nawet rannych ale wysportowanych żołnierzom, nie powinna sprawić problemów. Chyba, że zdarzyłoby się coś nieprzewidywalnego.

Byli coraz bliżej. Kishler znikł im z oczu. Spojrzeli raz jeszcze na wraki, na mętną, wypełnioną ławicami śniętych ryb wodę pomiędzy nimi a potem na siebie.

Nadal mieli szansę zawrócić. Poszukać innej ... opcji. Odpuścić Kishlerowi, który był tam, gdzieś przed nimi. Na którymś z tych niesamowitych wraków.





Noltan, Dempsey

Notan nie czekał, aż Japończyk ... przekształci się, czy co tam miał zamiar zrobić. Uderzył ponownie celując w oko.

Wróg jednak był dość szybki i ostrze, zamiast zagłębić się oczodół, przecięło głęboko twarz Japończyka. Znów to samo! Żadnej krwi – nawet najmniejszej kropli. A gdzieś, przez bicie serca, z dość daleka, Robert usłyszał krzyk jakiejś kobiety.

Dempsey nie pozostawił Noltana na pastwę losu i Japończyka. Miał zamiar zaatakować, pomóc jak tylko zdoła.

Nóż Roberta znów przeciął ze świstem powietrze, ale .. trafił w pierś ... potwora w którego nagle przeistoczył się Żółtek. W coś, co przypominało humanoidalnego, rosłego jaszczura. Jaszczura z inteligencją w ślepiach. Zimną, nieludzką, pradawną.

Stwór zaatakował z furią. Siekł powietrze zakrzywionymi szponami, jednak Noltan doskonale radził sobie w walce bezpośredniej. Z tym, że kolejne kontry, które trafiły w cielsko monstrum, nie robiły na potworze większej szkody.

Dempsey zatrzymał się, widząc przebieg tego nierównego pojedynku. Dyszał ciężko. Spojrzał na ... pradawnego potwora, zrodzonego eony temu na zapomnianym kontynencie zwanym Lemurią. Nie miał pojęcia, skąd to wiedział, ale wiedział i już. Czarownik. Nasienie zapomnianych bóstw. Gniewny potomek pradawnych władców Ziemi, z czasów, kiedy ludzie byli jedynie małpami kryjącymi się pośród gałęzi drzew. Noltan był bez szans. Nie miał ani odpowiedniej broni, ani wiedzy, a w końcu popełni błąd i pradawny stwór wydrze mu serce z miękkiej piersi.

Ale było pewne rozwiązanie....

W Dempseyu wzbierało coś. Kiełkowało w środku. Jakaś ... moc. Energia.
Mógł się na nią otworzyć. Poddać się jej. Najpewniej ... zmiótł by wtedy jaszczura ze swojej drogi. To, co mogło w nim się narodzić było potężniejsze, niż starożytny potomek nieśmiertelnych i zapomnianych władców pradawnej Ziemi. Jednak – raz przebudzone – mogło nie zechcieć odejść. I budziło lęk. Podobny do tego, jaki budził jaszczurolud.





Yoshinobu,

Posłuchała Dempseya i – uzbrojona w szpikulec do papieru – pobiegła w stronę laboratorium.

Patryk i Anna już wbiegali do środka. Nie czekali na nią, ani na nikogo innego.
Sakamae dobiegła do drzwi w chwilę później. Do drzwi, które zamknięto jej przed nosem. Zatrzaśnięto tuż przed twarzą.

Uderzyła w nie z rodzącym się gniewem. Na próżno. Anna i Patryk – cokolwiek zamierzali – postanowili ich zostawić.

Coś w niej pękło. Budziło się zrodzone z gniewu.

Sekamae waliła brudnymi pięściami w ciężkie, nieustępliwe drzwi. I czuła, jak wzbiera w niej jakaś nieznana wcześniej siła. Czuła, jak tajemnicza energia, niczym gorejąca gwiazda, domaga się ujścia. Ale wiedziała, że jeśli uwolni tą nowo uświadomioną moc, może ... może nie być odwrotu.

Uderzała z gniewem w drzwi. A na korytarzu Amerykanin i jej towarzysz stanęli do nierównej walki z czymś, czego tak po prostu zabić się nie dało.




Dean, Boone

Huk. Huk. Huk. Huk.

Strzały przecinały ciszę podziemnego tunelu. Raniły uszy. Nawet osłonięte kruchymi dłońmi.

Plan był dobry. Klapa poleciała w dół sprowadzona tam siłą grawitacji.
Droga na górę stanęła otworem.

Ktoś tam krzyczał. Jakaś kobieta. Przyłączył się do niej inny, męski głos.
Boone nie czekał. Ruszył szybko, ale ostrożnie po szczeblach drabiny, by po chwili wystawić głowę na zewnątrz.

To, co ujrzał, spowodowało, że serce zabiło mu szybciej.

Znajdował się w jakimś sporym pomieszczeniu. Pod sufitem widział kratownice, a pod nimi podczepione na grubych łańcuchach ciężkie klatki. Widział też sporej wielkości generatory prądotwórcze pracujące na pełnych obrotach. Przy jednej ze ścian stała dziwaczna konstrukcja – jakieś straszliwie skomplikowane urządzenie pełne szpul, kół zębatych, lamp oraz żarówek i światełek. Robiło wrażenie.

Tuż pod nim jakiś mężczyzna ... atakował broczącą krwią kobietę. Mężczyzna był cały ubłocony, a jako broni używał własnych pięści i nóg.

Z boku stał ... stał potwór. Hybryda człowieka i jaszczurki. Groteskowa. Przerażająca.

A za nią, na kamiennym cokole, pulsował dziwny, sferyczny kryształ. Co chwila zmieniał barwę – to było pewne. Ale wydawało się również, że poza kolorem zmienia i rozmiar i kształt, a to już idealnie wkomponowywało się w szaleństwo tej przeklętej wyspy.

Kawałek dalej Boone usłyszał, jak ktoś rozpaczliwie i desperacko wali w drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 23-09-2012 o 20:03.
Armiel jest offline