Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2012, 22:13   #9
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Srebrna Lilia była bardzo ładnym, dwupiętrowym, kamiennym budynkiem. Trochę trudno było się Liskowi dopatrzeć powodu, dla którego nadano mu akurat taką nazwę, ściany były w barwie jasno-szarej, którą ze srebrnym można było pomylić tylko po pijaku. Kwiatki, które przyjemnie zdobiły stopnie schodków prowadzących do wejścia również nie były liliami.


No i nawet kulturowe skojarzenia roślinę tę wiązały z niewinnością, a nie z chędożeniem. No chyba, że przybytek specjalizował się w wynajdywaniu dziewic za srebrne monety. Nie byłoby dobrze, gdyby to była prawda, bo choć Francescę można było opisać rozlicznymi słowami, to ‘dziewica’ się wśród nich nie znajdowała.
Jako że zamtuz znajdował się w Nowym Mieście, to nie obejmował go obowiązek wywieszania przed drzwiami czerwonej lampki. Szczerze mówiąc cel przybytku nie był zbyt nachalnie reklamowany- owszem w jednym z okien na drugim piętrze uśmiechała się promiennie ładna brunetka, ale w szanującym się burdelu powinna co jakiś czas błysnąć nagimi cyckami, a zdawała się do tego zupełnie nie garnąć. Nawet szyldu żadnego nie było widać. Gdyby nie to, że u szczytu schodków stał rosły jegomość z przypasanym mieczem, to szłoby uznać Srebrną Lilię za zwykłą kamienicę.
Tak czy siak do roboty trzeba było się wziąć. Wykidajło przepuścił wampirzycę bez słowa, a nawet uśmiechnął się w sposób, który zapewne uważał za sympatyczny. Niechybnie zakazano mu straszenia potencjalnych klientów.

Wnętrze burdelu, podobnie jak front, zdobiły doniczkowe kwiaty. Burdelmama najwyraźniej mierzyła w dobrze sytuowaną klientelę, zwracającą uwagę na estetykę. Cel przybytku w środku był jednak dość jasny - skrzypienie łóżka gdzieś nad głową i sugestywne jęki łatwo było usłyszeć, gdy gwar Novigradu cichł za drzwiami. Czasu jednak na rozglądanie się i słuchanie Lisek nie miała wiele, bowiem szybko zbliżyła się do niej prawdziwie nietypowa dziewczyna.


Ubrana była w bardzo prostą, białą sukienkę na ramionkach sięgającą tuż za kolana. Przy wyzywającej kreacji rudowłosej, mogła ujść za kompletną cnotkę, bowiem prosty krój nie uwydatniał dziewczęcych walorów ani trochę. A skoro już wspomniano o włosach - była wygolona na łyso. I teraz wpatrywała się pięknymi, jasnobłękitnymi oczami we Francescę.
-Czy mogę pani jakoś pomóc? - zapytała, uśmiechając się sympatycznie. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście wiosen.
-Tak - skinęła głową przyglądając się chwilę dziewczynie - szukam właścicielki tego przybytku... - zdanie zakończyła lekkim uśmiechem.
Dziewczę wyraźnie się zdziwiło, słysząc takie słowa, ale szybko znalazło odpowiedź.-Pani Tyssaia jest w swoim pokoju, ale czy mogę się dowiedzieć kto i dlaczego chce się z nią widzieć? Pani przyjmuje tylko zapowiedzianych klientów- wytłumaczyła, starając się być bardzo grzeczna.
-Pracy szukam, tak tu ładnie, może mogłabym się tu jakoś przydać... ale szczegóły chciałam omówić z panią Tyssaią - podkreśliła na końcu. - To gdzie ją znajdę, nie zajmę jej dużo czasu. Myślę, że się dogadamy - mówiła rozglądając się.

Rozmowa toczyła się w małym hallu, który mieścił stolik i kilka krzeseł, rząd kołków wbitych w ścianę, gdzie można było zostawić płaszcz i zasadniczo niewiele więcej. Z hallu wychodził jednak korytarz prowadzący do pokojów i schodów na wyższe i niższe piętro. Jeśli umeblowanie było istotnym elementem przybytku, to widocznie budżet poszedł na pokoje dla klienteli.
-Nowa pracownica? - zapytała retorycznie. -Z pewnością jesteś dość ładna - termin ‘pani’ zniknął natychmiastowo, ale sympatyczny uśmiech pozostał. Francesca lekko skrzywiła się na słowo “dość”, jednakże nie okazała większego sprzeciwu. Najwidoczniej smarkula poczuła władzę i myśli, że może sobie pozwolić na więcej. Do czasu. -Różo- krzyknęło nagle łyse dziewczę wgłąb korytarza- mogłabyś przyprowadzić panią Tyssaię?
Przynajmniej na razie szło niespodziewanie łatwo.
-Pani pewnie przyjdzie za kilka minut - zapewniła dziewczyna. -Jest zapracowana, ale zawsze twierdzi, że to niegrzecznie kazać innym czekać. Napiłabyś się czegoś w międzyczasie? Wino, piwo?- zaproponowała.
-Poczekam, nie ma pośpiechu - wampirzyca zaczęła rozpinać płaszcz, czuła się pewniej eksponując swoje atuty. W jednej chwili, guziczek po guziczku paskudne słowo “dość”, zaczęło blaknąć. Francesca z szerokim uśmiechem odwiesiła płaszcz.
-Wina - powiedziała krótko.
Widząc wampirzycę w pełnej krasie dziewczę aż westchnęło, co było znacznie lepszą reakcją, ale niekoniecznie zmazało złe wrażenie. Nie marnując więcej czasu przyniosło z pokoiku obok dzban wina i kielich, który sprawnie napełniła i wręczyła de Riue.

Tak, jak było powiedziane, na właścicielkę trzeba było poczekać kilka minut. Na jej widok Lisek uznała jednak, że mężczyźni pewnie byli skłonni czekać na nią godzinami. Spodziewała się bowiem raczej typowego wyglądu burdelmamy, czyli dziwki zbyt starej by się komukolwiek podobać. Tyssaia była jednak jeszcze dość młoda, z pewnością najdalej w połowie trzeciej dekady swego żywota. Proste włosy koloru blond opadały jej prawie do talii, którą wciętą miała prawie jak osa. Ubrana była w srebrnego koloru gorset eksponujący pełny biust, białe rękawiczki do łokci i sukienkę nie sięgającą nawet kolan, a w dodatku niczego nie osłaniającej. To znaczy, teoretycznie osłaniała wszystko co trzeba, tyle tylko że była z materiału tak przezroczystego, że nie pozostawiała niczego wyobraźni. Przy jej nodze szedł pręgowany kocur, który jednak najeżył się na widok Liska i zaraz zwiał.
-No i gdzie uciekasz głuptasie?- zawołała Tyssaia za swoim pieszczochem, zaraz jednak go zignorowała i skupiła się na Francesce i dotrzymującej jej towarzystwa dziewczynie.-Po co kazałaś mnie zawołać?- pytanie nie było skierowane do nikogo konkretnego. Zasadniczo brzmiało jak ‘o co chodzi’, tyle tylko że wypowiedziane aksamitnym głosem zawodowej kusicielki.
-Witam panią, szukam pracy - wtrąciła się rudowłosa robiąc krok do przodu. - Czy mogłabym z panią zamienić kilka słów? - Liskowi zdecydowanie nie podobał się pupil właścicielki, jednak będzie musiała sobie z nim poradzić.
Burdelmama przyjrzała się uważnie Francesce, aż na jej umalowanych na krwiście czerwoną barwę ustach pojawił się szeroki uśmiech.
-A o czym tu rozmawiać, dziewczyno? Kogoś takiego zatrudnię z miejsca- zapewniła. Wampirzyca również uśmiechnęła się udając lekkie, złudne zawstydzenie.
-Miło mi to słyszeć, jednakże chciałam omówić płacę. Razem ze mną przybędzie kilku klientów, którzy mogą przyprowadzić więcej. Chciałam omówić szczegóły... - czekała na reakcję blondynki.
-Czemu mnie nie dziwi, że taka ognista kobietka od razu przyciągnie ze sobą klientelę? - zaśmiała się Tyssaia.-Jasne, chodź ze mną- poleciła.

Pokój właścicielki znajdował się na parterze, na tyłach domu. Klatka schodowa prowadziła niemal tuż pod jego drzwi. Parter nie był tak schludny i ukwiecony jak piętra, widać po nim było, że znajdują się tutaj prywatne sypialnie pracownic, jakaś kuchnia czy pralnia. No i sufit zdawał się grubszy, bo tutaj miłosne jęki było słychać słabiej.
Na gabinet składało się kilka szaf, dwa duże kufry zamknięte na ciężkie kłódy, szafka nocna i solidne, chociaż dość wąskie łóżko. No i biurko, na którym walały się papiery i niechlujnie rzucone gęsie pióro. Nigdzie nie było jednak lustra, dobrodziejstwa którego spodziewała się de Riue po umalowanej na elficką modłę kobiecie, ale to przecież dobrze - lustra to tylko problemy.
-Proszę, siadaj - poprosiła burdelmama, wskazując na wygodne krzesło przy swym biurku.- Jaki procent zysków by cię satysfakcjonował?
- Zastanawia mnie jedno. Czy to bezpieczny lokal? - Francesca złożyła ręce i oparła o nie głowę patrząc w oczy Tyssai, które były szare jak stal.
-Owszem. Bardzo dbam o bezpieczeństwo moich dziewczyn- zapewniła właścicielka. -Widziałaś ochroniarza przed wejściem. Gwarantuję ci, że potrafi robić mieczem.
-Wie pani tak szczerze to nie wyglądał na rozgarniętego. Tacy wolniej się poruszają, zwykle giną od jednego ciosu. Dobrzy wojownicy charakteryzują się innymi cechami - ciągnęła dalej.
-Jakimi to? - spytała z grzecznym zainteresowaniem.
-Przebiegłość, szybkość, wpływy i nieuchwytność... ach długo by wymieniać -westchnęła na końcu.
-Od kiedy to ochroniarze mają wpływy? Mają umieć machać mieczem, to ich praca- wzruszyła ramionami. -Nie odpowiedziałaś jaka część utargu cię interesuje.
-Widzi pani słuszne pytanie. Ochroniarze powinni mieć wpływy, to się bardzo ostatnio liczy. Szczególnie w takim przybytku jak burdel. Ciężko dopilnować klientele, kiedy wszystko dzieje się za drzwiami. Potem szukaj takiego delikwenta jak igłę w stogu siana. Mam rację? Ochroniarze powinni myśleć, kombinować, a nie groźnie wyglądać.
Burdelmama spojrzała na Francescę z kwaśną miną.
-Nie przyszłaś tutaj szukać pracy, prawda?
-Nie przyszłam. Widzę, że mądra z ciebie kobieta. Naprawdę myślisz, że tamci mięśniacy zdołają obronić to wszystko? - Francesca postanowiła grać w otwarte karty.
-Którzy cię przysłali? Rajcy miejscy, którym wydaje się, że wyciągną ze mnie większe podatki? Konkurencja, która chce mieć udział w zyskach? Czy złodzieje? - zapytała wprost.
-Gildia złodziei to raczej najlepsze rozwiązanie. Mają wtyki wszędzie. Myśli pani, że jakiś burdel przetrwał bez ochrony? Zwykle lokal zostaje spalony, co zostaje zapoczątkowane przez niewinną bójkę, a zbyt rozgadane i pewne siebie usta burdelmamy zostają zamknięte na zawsze - przeciągnęła ostatnie słowo. - Nie mówię tego, żeby panią nastraszyć, taka kobieta nie powinna się niczego bać, powinna czerpać zyski ze źródeł, które dostrzeże.
-Czy ta wasza zbieranina się nie uczy? Ilu już waszych wysłanników wywaliłam na zbity pysk? Dwóch? Trzech? Wróćcie, jak nauczycie się podpalać kamienie, wtedy chociaż wasze groźby będą miały jakieś ugruntowanie w rzeczywistości - Damaza najwyraźniej nie kłamał, twierdząc, że ta burdelmama to kłopot.
-Nikt nie chce nic niszczyć. Mówię o ostatecznościach. Dziwi mnie tylko, dlaczego nie chce się pani zgodzić. Rajcy miejscy szukają zysku i nic nie potrafią zaoferować, konkurencja też za bardzo nie - klientów nie odstąpią. Gildia natomiast mogłaby pomóc - kobieta liczyła, że może to przemówi jej do rozsądku.
-Mogłaby pomóc, zabierając moje pieniądze i może łaskawie nie okradając moich klientów- stwierdziła Tyssaia. -Nie byłam zainteresowana poprzednio, nie jestem zainteresowana teraz - rozsądku najwyraźniej jej brakowało.
-Słuchaj, nie odejdę z kwitkiem. Nie przyjmuje sprzeciwów. Chciałam, żeby odbyło się to cywilizowanie, ale ty najwyraźniej tego nie chcesz - kobieta błyskawicznie skoczyła w jej stronę i zatkała jej usta. - twoich mięśniaków zabiłabym jednym ciosem, więc ani drgnij - złapała ją za szyję i zdusiła boleśnie, potem lekko oswobodziła uścisk.
-Albo będziesz współpracować, albo sami zajmiemy się zarządzaniem burdelem. Zrozumiałaś?
Ale, co od razu wydało się Francescy nie na miejscu, jej ofiara nie okazała za grosz strachu. Jej oczy się wprost śmiały, a na pytanie pokręciła przecząco głową.
-Czy naprawdę chcesz, żebym uszkodziła ci tą piękną buźkę? - powiedziała powoli i spokojnie. A Tyssaia jeszcze spokojniej przytaknęła.
-Twoja wola - po tych słowach błyskawicznie wyjęła sztylet. Po czym nacięła skórę na szyi. Słodki zapach krwi podrażnił jej zmysły. Francesca westchnęła i przygryzła wargę. Ale krew nie chciała za bardzo płynąć, wąski strumyczek przestał płynąć w ciągu sekund, a po rozcięciu nie został nawet ślad. Za to de Riue poczuła na przegubach żelazny uścisk i już po chwili musiała łapać równowagę, odepchnięta z siłą, której nie mogła posiadać kobietka o posturze burdelmamy. Lisek drapieżnie zmrużyła oczy. Czyżby miała do czynienia z równą sobie?
-No proszę, proszę - zaśmiała się blondynka, jakby nie wydarzyło się nic złego. -Ten sierściuch okazał się mądrzejszy od swojej pani - stwierdziła i zebrała palcami swoją krew z szyi.


-Z pięćdziesiąt lat nie widziałam żadnej krewniaczki. No, uśmiechnij się szeroko.
Francesca raptownie zmieniła swój stosunek. Usta same złożyły jej się w uśmiech i przyglądała się uważnie blondynce. -Niebywałe... - pokręciła głową z niedowierzaniem. -długo czekałam na to spotkanie... tęskniłam za nim, wyczekiwałam, aż w końcu zapomniałam - kobieta nie odrywała od niej oczu.

___________________________
-Srebrna Lilia
-ogolona dziewczyna by ~siscosensation
-Tyssaia by ~Anna-Marine
 
Zapatashura jest offline