Mag ostentacyjnie przewrócił oczami. Ah, niższe istoty znowu potrzebują jego pomocy! Jakież to było męczące...
Choć, szczerze powiedziawszy, sam był bardzo ciekaw co kryje się w ładowni. Szczególnie, że wcześniej nie zdołał jej zbadać. Ba! Dostał niezłą burę od kapitana Lanthisa. I nie zapomniał tej zniewagi. - Jeśli będzie trzeba to przepalę się przez burtę - rzekł do elfa. Nie będzie żaden długouchy z niego kpił! Wejdzie do tej ładowni i wyjdzie ze skarbami! Jeszcze im... Chwila.
A jeśli Lanthis specjalnie go podpuszczał, by wszedł do ładowni i postradał życie? Może to była swego rodzaju pułapka? - Będę potrzebował paru ochotników do pomocy - zwrócił się do towarzyszy. - Oczywiście, by wynieśli to co tam znajdziemy - sprostował szybko, coby nikt nie zdążył pomyśleć, że on, wspaniały Yagar nie będzie potrafił poradzić sobie z niebezpieczeństwem ładowni. - Ciekaw jestem, Lanthisie co tam chowasz. Twoja załoga... była załoga z pewnością jest równie ciekawa... - Dodał, zaplatając długie palce (wydawały się takie ze względu na paznokcie) i wykrzywiając twarz w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. Przypominał minę nekromanty na cmentarzu. |