Nie otwierał oczu. Wszędzie panowała cisza i spokój, których nie miał zamiaru zakłócać nierozważnym ruchem. Po co ktoś ma wiedzieć, że odzyskał przytomność. Odrobina ostrożności... Nieco po niewczasie. Wystarczająco dużo głupot zrobił, usiłując przekonać mieszkańców wioski i nie uciekając, ledwo Pascal powiedziała pierwsze słowo. Mógł ją zostawić i ratować własną skórę. Jeśli dobrze pamiętał (i czuł), to, że został, nie wyszło mu na dobre.
Powoli otworzył oczy.
Sytuacja była z gatunku kiepskich. A nawet bardzo kiepskich. Żył, i to był pozytywny objaw. I chyba jedyny. Bo co to za przyjemność siedzieć w czterometrowej jamie, na kupie gnoju. I jak stąd wyjść, bez drabiny? Zrobić podkop? Nie był kretem ani rosomakiem. Poza tym zabrano mu wszystko, prócz spodni i koszuli.
Nie... miał pierścień i symbol Gonda. Dotknął go, zwracając się do swego boga w krótkiej prośbie o ochronę.
Usiadł, ignorując ból poobijanych kości.
- Hej! - powiedział cicho do Pascal. - Chyba nie mamy daru przekonywania - dodał z bladym uśmiechem.
Wstał i podszedł do Rae. Dziewczyna była blada i nieprzytomna. “Coś się nie sprawdziłem jako opiekun”, pomyślał ze smutkiem.
- Co z Sandro? - zwrócił się do Pascal, która zajęła się druidem. |