Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2012, 21:12   #2
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Nie.
Nie.
Nie mogli go znaleźć. Nikogo nie znał, nikt go nie znał, ani w Polsce, ani tutaj, w tym pieprzonym Ystadzie.
Nie.
Jak go więc znaleźli? Ktoś go sprzedał? W to, że go poszukiwali za granicami kraju nie wątpił, w to, że w Polsce też, wiedzieli, że ma tam korzenie, co prawda słabe, ale wciąż. Ale kto mógł go sprzedać? Nie szef, w końcu dalej dla niego pracuje. Nie Krzysztof, nie Aneta, nic nie wiedzieli o przeszłości Daniela.
A teraz? A teraz miał wyrok śmierci. To całe ultimatum, było raczej lewe. Po prostu chcieli go raz ostatni wykorzystać, mała zemsta, znęcanie się przed egzekucją.
Tego dnia, po spotkaniu, Seraf wrócił do palenia, ale tylko na czas resztek pobytu w Ystadzie. Półtorej paczki dziennie, czerwonych PallMalli to i tak sporo.
Ostatnią fajkę zapalił tuż przed odlotem, stojąc przed rozsuwanymi drzwiami na lotnisko. Krzysztof i Aneta już weszli, został jeszcze chwilę, myśląc czy aby na pewno powinien za nimi ruszyć, dalej z nimi pracować. Bądź, co bądź, lubił ich i trochę im zawdzięczał, warto sprowadzać na nich kłopoty?
Z drugiej strony, musiał chociaż spróbować, spełnić ultimatum.
Chyba się bał. Nie był tego pewien, dawno tego nie czuł, ale trzęsące się dłonie, bezsenność, mania prześladowcza, nieco go utwierdzały w tym przekonaniu.

7 września godzina 18.00
Neapol

PIERDOLENI WŁOSI W PIERDOLONYCH WŁOCHACH!!
Skwar, gorąc, niemili, aroganccy ludzie, kobiety wyglądające ładnie może do trzydziestki, napaleni faceci nieznający słów "honor", "wierność", "opanowanie". Jasne, Daniel może i czasem do narwańców należał, ale miał powody by oglądać się za plecy i napierdalać do przodu jak się tylko da, już od kilku lat.
Tak czy siak Seraf nie zrezygnował ze swoich ciuchów. Aż tak gorąco nie było, nie miał ani grama tłuszczu na ciele, nie pocił się jak świnia, proste. Szczególnie, że świnie się nie pocą, ale skoro tak się mówi...
Długi czarny płaszcz, czarny kapelusz, czarne skórzane rękawiczki sięgające nadgarstków, z wycięciami na knykciach, czarny garnitur, biała koszula, jedyny zmienny element - krawat, tym razem był czarny. Czerwony wybierał jak był wesoły.

Nie był wesoły.

Za to niejaki Jean, chyba był. Krawat miał czerwoniutki jak dopiero, co obita pupcia niemowlęcia. Radość ta udzielała się w natychmiastowym przejściu do sedna. Robota polegająca na tym samym, co w Polsce. Brakowało mu tej magii z Anglii, masy ćpunów, którzy sami zaczynali strzelać, prawdziwych ruskich, którzy zawsze mieli gdzieś schowanego kałacha, pewnych siebie włochów, niczego nie ogarniających rumunów... ale nic to, lepiej tam nie wracać. Nawet dla takich atrakcji.

Kto przejął inicjatywę w drużynie? Proste...

- Imię jego? - Spytał Daniel wzruszając ramionami. - Panienka, z którą się spotyka, wiemy coś o niej?
- Jego ludzie nazywają go po prostu szefem, brzmi to po albańsku “czocze” czy jakoś tak. Włosi mówią ratto czyli szczur. Prawdziwych danych nie znamy. Panienkę sami podstawiliśmy. Angelina Vespuci. Nie tykajcie jej. Jeśli coś się jej stanie, tutejsi mogą mieć problem z pracownikami czy informatorami.
- No to nie możemy poczekać, aż się z nią spotka? Wtedy się raczej nie pomylimy.
- Zaproponował Seraf.
- Właśnie - wtrąciła się Tanya zerkając na Daniela. - Przydałoby się też jakieś zdjęcie tej dziewczyny.
- Da się zrobić. Tylko, że... nasz delikwent ma dość specyficzną nature...To mieszkanie jest wynajęte. Nie wiem czy nie będzie sprawdzane. Zanim się w nim pojawi.
- Okeeej... - Daniel rzucił okiem na kobietę, która raczyła się odezwać. Nie zdążył się zorientować, że mają nowych współpracowników... ostatnio miał inne rzeczy na głowie. - W takim razie, co stoi na przeszkodzie wejścia do mieszkania i - tu mówił głośnym szeptem - wymordowania wszystkich. Nie będziemy mieli wątpliwości, że zabiliśmy złego, jak zabijemy wszystkich. No i to kupa wspaniałej zabawy. - Wzruszył ramionami raz jeszcze.

Zaraz, zaraz... Daniel nie mógł uwierzyć w niekompetentność Jeana... wysyłał ich na akcję z byle kim? Nawet nie wiedzą jak się nazywają... już widzi jak siadają teraz razem do kolacyjki i przy lampce wina, rozmawiają i śmieją się, opowiadając sobie jak to najlepiej zabijają. Jasne, mogło to być niewiarygodnie zabawne, Seraf miał mnóstwo komicznych przykładów, ale to dość niecodzienny sposób zapoznania się, a skoro nawet nie mają radia do dyspozycji podczas akcji (z tego co mu było na tę chwilę wiadomo) to ciężko będzie wymyślić taki plan by wykorzystać umiejętności każdego w takim stopniu by... olać to. Wejdą i zabiją kogo się, nic złego się nie stanie, od odrobiny improwizacji.

Serafin raczył spytać dyskretnie o nowych, wciskając to pomiędzy pytania innych, no i rzeczywiście, będą z nimi pracować, ale nic więcej Jean nie powiedział na ten temat. Sukinsyn, czy on na pewno wiedział kim oni są? Daniel póki co starał się na nich nie patrzeć.

Bład. Duży. Podwójny. Nie dość, że najpiękniejsza kobieta na świecie pierwsza się Danielowi przedstawiła, to on się wcześniej nie spostrzegł kim jest ubrana w... niebywale interesującą sukienkę kobieta. A jak już chyba raczył sobie pomyśleć, była najpiękniejszą kobietą jaką widział.
- Tanya - Powiedziała z wdzięcznym uśmiechem, ale i pewnie podała dłoń Danielowi. Resztę zmierzyła tylko dość ciekawym wzrokiem.
Seraf zdjął skórzaną rękawiczkę, uścisnął nie za mocno, nie za słabo dłoń kobiety i przedstawił się patrząc jej w oczy.
- Daniel.

No i znowu... uścisk dłoni? Brawo! Bo ciężko się schylić i ucałować.
Inni zaczęli gadać jakieś głupoty do Jeana, a on im głupio odpowiadał. Serafin miętolił w lewej dłoni kapelusz, a prawą pocierał czoło, dzięki czemu zasłaniał błądzący po Tanyi wzrok.
Jednak bądź, co bądź należało się skupić, a nie myśleć o nogach i paru innych sprawach.
Zapaliłby.
Daniel udał ziewnięcie i wywrócił oczami, mlasnął dwa razy, klasnął w dłonie
- Skoro jesteśmy zostawieni sami sobie w planach, które mamy robić na żywo, to zjedzmy i do roboty, okej? - Spytał już na poważnie.
Tanyi wymksnęło się coś po rusku, co Daniel, nie chwaląc się zrozumiał. Znał w tym języku parę słów, w stylu "boże!" "przestań!", "to boli", "litości", "spierdalaj" i parę innych, ale nigdy nie chciało mu się tego uczyć.

Może najwyższa pora zabłysnąć...

Jeden z nowych, latynos o porażającej urodzie (przynajmniej jak na wysuszonego słońcem gringo) coś tam znowu gadał. Daniela jednak ożywiły cztery słowa i jedna liczba.
"Kluczyki, Granatowa Alfa Romeo 156" obiło mu się o uszy.
Zareagował instynktownie, ręka wyleciała do przodu, dłoń wygięła się w uniwersalnym geście proszącym o kluczyki.
Daniel wziął kluczyki skrywając uśmiech. Dawno nie miał bryki.
- Dziękuję. - Schował je do kieszeni płaszcza i głaskał przez chwilę gołą dłonią.

Jean był na tyle miły, że dał i małe co nieco na początkowe wydatki, komórkę i jakiś tam badziew. Seraf wziął to, co swoje pochował po kieszeniach płaszcza i jeszcze raz zabrał głos.
- Super... tylko o ile moje zdolności matematyczne mnie nie mylą, jest nas sześcioro, a Alfa Romero 156 mieści osób pięć. Kto dobrze biega? - Uśmiechnął się sam do siebie. Och uwielbiał w desperacji zabłysnąć kiczowatym humorem. Byle dalej od depresji i samobójstwa.

Jean wylazł, gringo wybiegł, nowy, ale podstarzały kompan wyszedł... Ależ zgraja. Kto tu niby był anglikiem i miał prawo wychodzić po danielsku? Angielsku?
Żaden się nie pożegnał... co za zgraja... ale w sumie... jeden był szkotem, drugi meksykanem, a ten Jean też jakiś podejrzany.

- Tylko ja miałam ochotę na kolację? - Tanya Zadała raczej retoryczne pytanie i westchnęła cicho na koniec. - Dobrze więc.
Jej westchnienie... chyba rozczuliło Daniela... to dziwne.
- Nie no... chyba musimy coś zjeść, tak powiedział szanowny Jean. Jak pan Meksykaniec nie chce, to łaski bez... ten starszy też chyba niegłodny, starzy ludzie mniej jedzą... - mruknął Daniel - zresztą wydaje mi się, że niektórzy chcieliby się przebrać... - Powiedział badając wzrokiem Tanyę. Miał szczerą nadzieję, że nikt nie słyszy jak przełyka ślinę.
- Oby nie za dużo.. - Tanya przerwała na chwilę uchwyciwszy spojrzenie Daniela po czym dodała. - Przed akcją to przynosi pecha. I oczywiście wolałabym się przebrać.
- Tak, tak
- pośpiesznie dodał Seraf odwracając wzrok. - Tak więc to, zobaczymy hotel i pojedziemy popracować. Nasi narwani współpracownicy pouczą się cierpliwości. Pasuje wszystkim?
- да - Odparła krótko, sięgając po swoją działkę i wypychając nią swoją małą elegancką torebkę. Nie czekając na resztę płynnym ruchem weszła do środka, rzucając za siebie miękko. - Idę wybrać jakiś stolik...
- Szkoda, że nawet pierwszego posiłku nam nie zafundowali... - westchnął Daniel, z troską o swoją zawartość portfela. Pośpieszył za Tanyą, chcąc uprzejmie podsunąć jej krzesło do stolika.

Właściwie wolałby zapalić niż jeść, ale chyba nie wypadało. Elegancko wypił herbatę, z pięcioma łyżeczkami cukru i cytryną. Niewiele było do gadania, ani Daniel nie bardzo wiedział co mówić, ani Krzysztof, ani chyba nikt inny. Ale lepsze to niż aroganckie, nieeleganckie, niechlujne i okropne zachowanie szkota i gringo.
Wstawając Daniel uprzejmie odsunął Tanyi krzesło, uśmiechając się smutno do własnych myśli. Ciekawe czy takie miłe wspomnienia o wspólnych akcjach z człowiekiem, którego niedawno ponownie spotkał, będą go często nawiedzać. Niektóre rzeczy, które on robił, przerażał i obrzydzały nawet Serafa. Kiedyś. Teraz co innego. Teraz czerpał z nich inspiracje, całymi garściami.
Ścigała go legenda... Wow... Ale sobie zapunktował w swoim ego.

Później
Czarny rynek
Niestety wciąż Neapol

Daniel do hotelu jeszcze nie wchodził. Oczywiście tworzył Tanyi drzwi, gdy wychodziła, jak przystało, ale na nią i resztę poczekał, opierając się o maskę samochodu, paląc papierosa. Chyba jednak wrócił do nałogu.
Tylko jakie papieroski? Teraz zdecydował się na miętowe Lucky Striki. Miały ten nowy bajer, z kulką, co zmieniała smak i robiła "PYK!".

U handlarza, pozwolił innym bawić się w zakupy dłużej, sam kupił jedynie ulubiony zestaw noży, resztę kasy zachował. Grosz do grosza... blablablablabla.

Kiedy kogoś zabije?!


21:30
7 września
Via Gotta 22
Neapol......

- Dobra... - mruknął Daniel rozglądając się. - Rzeczywiście może go jeszcze nie być. Mam więc taki oto mały plan... Pójdziemy sobie kupić pizzę, z tej tu pizzeri - wskazał mały budynek - ... Tak, tak, wiem. Tłusta, a my już jedliśmy. - Pokiwał głową. - Ale i tutaj uwaga, robi się skomplikowanie, nie wiem czy was angielski wyrabia. Jak już pizza będzie gotowa, pewnie zjawi się nasz delikwent, zazwyczaj pizzę robią od piętnastu do dwudziestu minut. Wraz z pizzą, pójdzie za nim ktoś z nas, ubrany najmniej elegancko. Będzie się trzymał tuż za nim, zobaczy do, którego mieszkania wejdzie nasz cel, a sam zaniesie pizzę do, na przykład, ludzi z naprzeciwka, gratisowo. Może mieszka tam biedota. Wróci do nas, powie gdzie, wchodzimy, zabijamy. Myślę, że możemy darować sobie strzelanie wyborowe snajperów, możliwe, że do dyspozycji będą mieli jedno, lub dwa małe okienka, zasłonięte na przykład. Zróbmy to szybko i głośno, bo cała kamienica i tak wszystko usłyszy. Pasuje wam to? Zrozumieliście, co powiedziałem?
Clark (to ten szkot) skinął głową.
- Wprowadził bym pewną modyfikację. Tam - wskazał na dach jednej z kamienic - jest doskonała pozycja snajperska. Nie do zabicia naszego celu, ale do osłaniania was, jak będziecie wychodzić. Mogę też stamtąd powstrzymać dowolne posiłki które mogą spróbować dotrzeć do szefa.
Daniel pokiwał głową z aprobatą.
- Masz rację, nie będę wchodził w twoje kompetencje, ale lepiej leć już teraz zająć miejsce, nie wiemy kiedy będzie. A jeśli nadarzy się okazja... to w sumie możesz go zdjąć jak będzie wychodził z wozu, czy coś.
- Jesteś bardzo pewny siebie..
- Tanya z zaciekawieniem przymrużyła oczy zerkając na Clarka ostatecznie zmieniając temat. - Ile osób wchodzi do środka, ile pilnuje tyłu i ma oko na niespodzianki?
- Proponuję żebym poszedł ja, Krzysio, Aneta no i może ten nasz mehiko gość. Ale chętnie przyjmiemy kogoś jeszcze do wycieczki, nie wiem w końcu jak u was z czym
. - Wzruszył ramionami.

- W porządku, przypilnuję sytuacji na dole i naszej fury.. Następnym razem przydałoby się jakieś radio. - Wyszeptała prawie już pod nosem nakręcając tłumik na spulwę.
- Szczególnie fury. - Mruknął Daniel z uśmiechem, gładząc skórę kierownicy. - No i owszem, radio byłoby super.
- Nie przyzwyczajaj się, z tego co wiem po akcji i tak masz ją oddać... - Odpowiedziała mu również uśmiechem lecz nieco złośliwym.
- Ale i tak trzeba ją dobrze traktować... - Mruknął i rozsiadł się wygodniej obserwując otoczenie, od czasu do czasu rzucając ukradkowe spojrzenie Tanyi.
- Dobra. Plan Daniela ma sens. - Krzysztof wciął się w rozmowę.
TO JEST KOLEGA! Zawsze rozumie, zawsze poprze. Równy koleś.

- Ja pójdę po pizzę, wy trzymajcie tamtych w szachu. I żadnych gwałtownych ruchów. - powiedział Krzysztof spokojnie, po czym udał się w stronę pizzeri. Hmm, pepperoni, czy z serem...?
Skoro Krzysztof zajmował się dyskretną robotą, Daniel mógł być spokojny.

- Gwałtowne ruchy? Znasz mnie... - Powiedział do wychodzącego.
- Właśnie dlatego ci to mówię. - rzucił na odchodne Krzysztof. Co jak co, ale temperament Daniel miał bardzo nieangielski.
- Przypilnuję go. - Uśmiechnęła się Tanya łapiąc Daniela za ramię z tyłu.
Seraf prychnął z uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Oj... jakby takie rzeczy mogły mnie powstrzymać... - Złapała go za ramię?
Miłe.
- Dobra, to chyba czas się ruszyć? - Wciął Southern, czy jakoś tak.
- Widzę, że to kolega ma problemy z angielskim... Czekamy aż Krzysztof, ten który teraz wyszedł, dowie się które mieszkanie. Potem wchodzimy i mordujemy. - Westchnął Daniel. Kiedyś i on był takim narwańcem... stare dzieje.

Czekać.
Daniel otworzył okno i zapalił, zaciągając się do pępka.
Zabić, zapić, zapomnieć.
Nie. Bez picia. Bez przesady.
Czeka...
Drugi papieros.
Prawa noga mu lekka drżała. Zdjął i włożył rękawiczki dwa razy... trzy.
Papieros.
Zaczął wystukiwać palcami prawej dłoni jakiś rytm na obitej skórą kierownicy.

Jest! Samochód. Gość pasujący do rysopisu. Dodatkowo jeszcze jakaś panienka.
Daniel wysiadł z auta, otworzył drzwi Tanyi, ale nie spuszczał z oka przybyszy. Zastanawiał się czy snajper odda strzał i czy to w ogóle ich cel. Seraf wyciągnął największy nóż zza pazuchy, schował go za plecami i zaczął powoli iść w stronę nowych gości.

Szkot trafił.
Nice.
Facet przy samochodzie zaczął krzyczeć, wyciągnął gnata. Z pizzeri wyszedł drugi, gnat. Człowiek, gnat, drzwi kamienicy.

Daniel był dość blisko, albo na tyle na ile wypadało. Może i ten nóż, który miał w ręce, lepiej nadawał się do walki w zwarciu, ale nie był aż tak ciężki, dobrze wyważony... a Seraf troszkę się znał.
Kciuk na grzbiet rękojeści, ostrze skierowane prosto, nóż obrócony na płasko, z racji profilowanego na końcu rękojeści zgrubienia. Jeszcze parę szybkich kroków, korzystając z zamieszania i już. Noga przeciwstawna, do ręki rzucającej wystawiona na przód, pełny zamach i swobodne ciało. Ostrze wyleciało gładko, a Daniel, w tym samym czasie, rozpiął lewą ręką dwa guziki płaszcza, a prawą sięgnął po umieszczone w specjalnym pasie rzutki, poszukał osłony i stamtąd miał zamiar dalej rzucać o ile byłaby okazja. Najchętniej jednak doprowadził do bliżej walki. Potem odzyskanie noży i wybicie resztek będzie priorytetem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline